Zaginięcie dwójki dzieci spada na z pozoru idealne małżeństwo Mielczarków jak grom z jasnego nieba. Ucieczka? Rodzice są pewni, że porwanie. Policja natomiast sugeruje, że Ada, od lat zmagająca się z nerwicą natręctw, mogła zrealizować „fantazje” i skrzywdzić brata.
W nowym thrillerze psychologicznym autorka Białych róż dla Matyldy serwuje czytelnikom potężny ładunek emocjonalny i zaskakujące zwroty akcji. Trudno oderwać się od nowej powieści Magdaleny Zimniak - Odezwij się. A potem trudno o niej zapomnieć. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami, a w naszym serwisie już dziś przeczytacie premierowe fragmenty tej opowieści:
Piątkowe popołudnie wydawało się niczym wyjęte z kiczowatego romansu. Joanna uśmiechnęła się do męża.
– Napijemy się wina?
Otworzył butelkę białego Chablis i usiedli na balkonie z kieliszkami w rękach. Chociaż minęła siedemnasta, słońce przyjemnie grzało. Soczysta zieleń skąpana w złocistych promieniach cieszyła oczy, rozrzewniała. Joanna poczuła się szczęśliwa.
– Kiedy to wszystko się tak rozwinęło? – szepnęła.
Andrzej przysunął fotel i pocałował ją. Miała wrażenie, że pocałunek współgra z pieszczotą słońca.
– Ja też nie zauważyłem. Przestaliśmy zwracać uwagę na piękno wokół nas.
Jak ładnie. Banalnie, ale tym razem to nie raziło. Skinęła leniwie głową. Przytulali się, rozmawiali. Nie byłaby w stanie powtórzyć, o czym. Słowa, obrazy i pieszczoty były lekkie niczym odkryta nagle wiosna. Zmartwienia i rozterki odpłynęły.
Niespodziewany podmuch wiatru przejął ją dreszczem.
– Która godzina? – zapytała z nagłym lękiem.
- Piętnaście po siódmej.
Poderwała się.
– Ada napisała, że będą koło siódmej.
Na stole w kuchni nadal leżała kartka.
Wychodzimy z Rafałkiem. Będziemy koło dziewiętnastej. Buziaki!
Joanna wpatrywała się w staranne ładne pismo. Litery wydały jej się nagle kruche, tak jak kruche było jej dziecko. Za oknem rozległ się grzmot. Wstrząsnęła się i sięgnęła po komórkę.
Wróciła na balkon. Andrzej nadal siedział, wyciągnięty w fotelu, z zamkniętymi oczyma, rozkoszując się pięknem wieczoru.
– Burza przejdzie bokiem – mruknął, słysząc kroki żony.
Usta miała zupełnie zdrętwiałe. Słowa utkwiły w ściśniętym gardle. Odwrócił się.
– Co się stało?
– Ada… ma… wyłączony telefon – wykrztusiła.
– Kochanie, widocznie się rozładował.
Potrząsnęła głową. Ada się nie spóźniała. Andrzej wstał i próbował przytulić żonę. Wyrwała się.
– Ona dba, żeby mieć z nami kontakt.
– To tylko piętnaście minut – spróbował znowu.
Bezwiednie spojrzała w niebo. Wyglądało na to, że burza rzeczywiście przechodziła bokiem.
– To do niej niepodobne.
Wróciła do mieszkania, okrążała pokój, usiłując pozbierać myśli. Andrzej stał w progu i patrzył na nią.
– Musimy zadzwonić na policję – powiedziała
– Kochanie, to tylko piętnaście minut – powtórzył.
– Już dwadzieścia! – krzyknęła. – Czy pamiętasz, żeby Ada kiedykolwiek się spóźniła?! Czy pamiętasz, żeby miała rozładowany telefon, kiedy chcieliśmy się z nią skontaktować?
– No dobrze – powiedział z rezygnacją, sięgając po komórkę.
Dobrze, że zadzwoni, nie zrzuca tego na nią, ale nie chciała słuchać jego głosu. Ponownie poszła do kuchni i wpatrywała się w kartkę Ady.
– Musimy jechać na komendę wypełnić zgłoszenie.
Podniosła głowę. Dopiero teraz w oczach męża dostrzegła niepokój. Boi się tak jak ja, pomyślała.
– Dobrze. Napiszę tylko kartkę do Ady.
Kochanie, musieliśmy wyjechać. Trochę się o was martwimy. Zadzwoń od razu, kiedy będziecie w domu. Buziaki!
Uważała na słowa. Nie chciała przestraszyć córki, wpędzić jej w poczucie winy.
Na komendzie nie mówiła nic. Siedziała nieruchomo, naprężona jak struna, ściskając telefon. Andrzej wziął na siebie prowadzenie rozmowy i składanie wyjaśnień. Komórka zadzwoniła podczas wypełniania zgłoszenia. Joannę na moment zalała fala nadziei, lecz na wyświetlaczu widniało „mama”. Policjant spojrzał z dezaprobatą. Joanna odrzuciła połączenie i wyłączyła dźwięk. Zacisnęła mocniej palce na aparacie, bojąc się, że inaczej nie wyczuje wibracji.
Ada nie zadzwoniła.
Mieszkanie było puste.
– Poszukaj ich – Joanna zwróciła się do męża.
– Przecież zgłosiliśmy na… – zaczął, lecz przerwała mu z wściekłością.
– To my powinniśmy wiedzieć, gdzie chodziła, nie policja! – Przejdź się po okolicznych parkach, idź nad Wisłę – dodała spokojniej. – Ja zostanę, będę na nich czekać, zadzwonię, kiedy tylko wrócą.
Nie odpowiedział. Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Przejdź się po okolicznych parkach, idź nad Wisłę, zabrzmiały jej w uszach własne słowa. Lodowaty dreszcz szedł wzdłuż kręgosłupa. Co Andrzej mógł znaleźć w parku czy nad Wisłą? Było możliwe, że Ada zasłabła – to nastolatka w burzliwym okresie dojrzewania, bardzo szczupła i wysoka, a Rafałek stał i krzyczał, będąc zbyt mały, żeby świadomie wezwać pomoc. Mógł również odbiec przerażony i błąkał się po okolicy, a jego siostra leżała z dala od oczu przechodniów. Najgorsze się nie stało.
Usiadła i bezmyślnie wpatrywała się w kartki, które leżały na stole. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w zaciśniętej lewej dłoni nadal trzyma komórkę. Włączyła dźwięk, położyła telefon przed sobą. Zmięła kartkę, którą sama napisała, rzuciła do kosza, nie wstając. Chybiła. Zwinięta kulka upadła obok kubła. Później się sprzątnie. Joanna podniosła liścik córki i przycisnęła do ust. W tej chwili rozległ się dzwonek telefonu stacjonarnego. Poderwała się. Po drugiej stronie rozległ się głos matki.
– Kochanie, wszystko w porządku? Próbuję dodzwonić się od kilku godzin.
Joanna milczała, koncentrując się na powstrzymaniu wybuchu.
– Wszystko w porządku? – powtórzyła matka.
– Nie. Mamo, nie mogę teraz rozmawiać.
Rozłączyła się i z przesadną starannością odłożyła słuchawkę. Telefon zadzwonił ponownie. Matka zawsze była uparta.
– O co chodzi?
Nie odczepi się.
– Dzieci nie ma. Zgłosiliśmy zaginięcie na komendę – odpowiedziała Joanna twardo.
Nie czekała na odzew. Tym razem rzuciła słuchawkę. Jeśli matka zadzwoni jeszcze raz, Joanna była zdecydowana powiedzieć jej dosadnie, żeby się odpieprzyła. Telefon na szczęście milczał. Szczęście wydawało się dziwnym słowem, nawet w myślach.
Wróciła do kuchni, ale nie usiadła. Pogładziła kartkę od Ady, po czym przeniosła się do pokoju córki. Włączyła komputer. Sekrety dzisiejszych nastolatek często kryją się w rzeczywistości wirtualnej. Sprawdziła historię odwiedzanych stron. Ada najczęściej wchodziła na pocztę na onecie, gdzie miała konto, facebook, wikipedię oraz portale naukowe, zapewne z powodu prac domowych. Dostęp do maila chroniony był hasłem, na facebooku to samo. Joanna wypróbowała kilka kombinacji z imionami i datami urodzenia, po czym się poddała. Zalogowała się na swoje facebookowe konto, przejrzała znajomych córki. Głównie rówieśnicy, ale znalazła kilka starszych osób. Przeglądała profile, każdy mógł być podejrzany. Z drugiej strony wiedziała, jak wyglądało zawieranie znajomości na portalach społecznościowych. Sama niekiedy nie pamiętała, kto jest kim. Usłyszała dźwięk klucza. Wybiegła do przedpokoju. Zobaczyła Andrzeja. Samego.
– Nic? – spytała bez tchu.
Potrząsnął głową. Mięśnie twarzy miał stężałe. Wyciągnął ramiona. Nie wzbraniała się przed uściskiem.
– Może… może coś.
Odepchnęła go, usiadła.
– Co?
– Jeden… pijaczek powiedział, że ich widział.
– Gdzie? Kiedy?
– Nie pamiętał, która była godzina, ale na Lipowej.
Nadzieja na trop się rozpływała.
– Przed naszym domem? No i co z tego?
– Mówił, że wsiadali do jakiegoś samochodu.
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Więc jednak.
– Do samochodu? – powtórzyła.
– Tak. Zaprowadziłem go na komisariat i tam to powtórzył.
– Do jakiego samochodu?
– Do czarnego. – Spuścił oczy. – Nic więcej nie umiał powiedzieć.
– Kto prowadził?
Podniósł na nią wzrok i pokręcił głową.
– Nie wiedział. Na policji mówią, że często jest wiele zgłoszeń, z których nic nie wynika.
– Masz do niego kontakt?
– N... nie.
Dostrzegła wahanie.
– Daj mi.
– Nie ma telefonu. To biedny pijaczek.
– Mam prawo wiedzieć.
– Mam adres, ale to naprawdę nie ma sensu.
– Daj.
Wyrecytował z pamięci. Zapisała na skrawku papieru, który wyrwała z któregoś zeszytu Ady.