O skoku, który zmienił życie

Data: 2015-05-27 11:02:24 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - O skoku, który zmienił życie

Nakładem Wydawnictwa Bis ukazał się właśnie Szczygieł - oparta na faktach powieść obyczajowa o młodym chłopaku, który rok przed maturą po skoku na główkę doznaje urazu kręgosłupa skutkującego paraliżem czterokończynowym.

 

Otoczony miłością i troską rodziców, poprzez cierpienie, rozczarowania, nadzieję i nieustający wysiłek wkładany w rehabilitację Hubert powoli odzyskuje sprawność fizyczną i uczy się chodzić. Znajduje na nowo sens życia i uczucie. Sugestywne obrazy rzeczywistości szpitalnej, barwna galeria postaci – chorych, rehabilitantów, pielęgniarek – historia rodziny, która musi wszystko podporządkować rehabilitacji syna. Szczygieł to opowieść, która daje do myślenia i niesie nadzieję. Warto sięgnąć po książkę Zbigniewa M. Nowaka. Dziś publikujemy jej obszerny fragment: 

 

Następny poranek wstał jasny i pogodny. Świeciło słońce, a termometr wskazywał dwadzieścia sześć stopni. Tylko gdzieniegdzie na czystym niebie błąkały się niewielkie cumulusy.

– Pójdziemy dziś na plażę? – Magdzie znów chciało się żyć.

– Piasek jest jeszcze mokry – odparła Helena. – Dajmy mu trochę obeschnąć i nagrzać się na nowo…

– Szkoda czasu – stanowczo rzekł Hubert.

– Już jutro będzie dobrze, może dziś po południu… choć wątpię.

– Możemy przejść się po plaży, na pewno morze wyrzuciło dużo bursztynów… Moglibyśmy spróbować szczęścia – Mateusz zaproponował pośrednie rozwiązanie. 

– Właśnie, pójdźmy na bursztyny – zgodziła się Helena. – Ale błagam, po śniadaniu.

Magda stała skwaszona i podpierała ścianę obok kuchennego pieca. Propozycja Mateusza nie przypadła jej do gustu. Ale nie tylko jej. Hubert przy oknie patrzył w niebo. Wyraźnie miał na coś ochotę i, jak się domyślała, nie było to chodzenie po plaży i dłubanie patykiem w stertach wyrzuconego morszczynu.

– Może woda jest ciepła i już można się kąpać?… – powiedział, nie odwracając się od okna. – Wszystko we mnie aż piszczy, żeby choć trochę popływać…

– Właśnie – podchwyciła Magda. – Woda może być już ciepła. Można by sprawdzić. 

– To zawsze można zrobić – zgodził się Mateusz. – Po śniadaniu pójdziemy…

– To my polecimy teraz! Chodź Magda…

Złapał leżące na poręczy ławy kuchennej kąpielówki.

– Powstrzymaj się, synku, choć do śniadania! – próbowała zatrzymać go Helena. – Już kończę sałatkę z pomidorów. Przecież lubisz pomidory…

– Z pełnym brzuchem źle się pływa! – odparł nonszalancko i ruszył w stronę wyjścia. – Wykąpiemy się, wrócimy i wtedy zjemy. Zostawcie nam trochę – dodał, ściągając z suszarki frotowy ręcznik.

– Ale, Huberku!… – zawołała jeszcze Helena. Lecz oni już wybiegli.

Niecałe dziesięć minut potrzebowali, by spokojnym krokiem dojść do wydm. Ruszyli jedną ze ścieżek i wkrótce znaleźli się w miejscu, z którego widać było plażę. Istotnie nikt nie zdecydował się na rozłożenie na plaży, tylko na wydmach opalało się parę osób. 

Za to wielu kąpało się właśnie. Nad wodą i plażą, jak zawsze w dobrą pogodę, szybowały mewy.

– Jest czerwona flaga.

– No to co, popatrz, ile ludzi – odparł Hubert i ściągnął przez głowę bawełnianą koszulkę.

– Myślisz, że twojego ojca szlag przez to nie trafi?

– Mój ojciec tak łatwo nie wychodzi z nerwów. Ale nawet gdyby, to zdążymy wrócić, nim się wkurzy…

Woda była ciepła. Lodowaty prąd odpłynął po burzy i warunki do pływania były tak samo dobre jak przed załamaniem pogody. 

Opryskał się, zrobił jeszcze kilkanaście kroków, a kiedy woda sięgnęła powyżej pasa, rzucił się w przód i zaczął płynąć. Pomyślał o platformie dla wędkarzy. Stało tam kilku chłopaków. Dwóch wskoczyło do wody i zaraz się wynurzyli.

Podpłynął do drabinki. Wspiął się na nią i dostał na platformę.

– Hubek! – dobiegło go wołanie Magdy. – Hubek! Nie wariuj!…

– Skaczecie? – zapytał stojących tam chłopaków.

– Zastanawiamy się… – odparł jeden z nich.

– Jak tak, to nie stójcie tu. – Roztrącił ich i skoczył. Wszedł w toń jak nurkujący albatros. Pod wodą słyszał, jak woda chlupie o falochron, a kiedy się wynurzył, głos Magdy:

– Hubek! Zgłupiałeś?! Znowu skaczesz?!… – wołała, płynąc do niego. – Nie popisuj się!…

Lecz on rozochocony, i niewiele sobie z niej robiąc, popłynął w stronę drabinki.

– Hubert!! – z pełnej piersi wrzasnęła dziewczyna. – Hubek! Ja wracam! Nie taka była umowa!…

Stojąc już na platformie, zamachał do dziewczyny i zawołał: 

– Madziu! Juuhuuu!…

Zrobił dwa kroki w tył, rozpędził się i skoczył na główkę. 

Poleciał do góry, w niebo. Nie wiedział dlaczego, ale raptem znalazł się między mewami. Był blisko nich, miał je na wyciągnięcie ręki. Przyglądały mu się z zaciekawieniem i ostrzegawczo krzyczały. Podmuch wiatru gładził im pióra, a jemu zacinał w oczy i rozwiewał włosy. Ni stąd, ni zowąd… Co się stało? Jak to?…

Nim zdążył zrozumieć, co robi między tymi ptakami, jakim cudem unosi się, jakim lata, spojrzał w dół i zobaczył jak wypływa z wody w miejscu, w które chciał skoczyć. Płynęli do niego Magda i dwóch chłopaków wyminiętych na platformie. Coś wołali, lecz rozwrzeszczane mewy zagłuszały ich głosy. Widział, jak Magda i ci dwaj holują go dziwnie bezwładnego. Podtrzymywali go w wodzie i wynieśli na brzeg. Jak nieżywego położyli na mokrym piachu…

Otworzył oczy. 

– Hubek! Hubek! – gorączkowo wołała Magda. – Hubek! Co ci się stało? Hubek! – rozpłakała się. – Co ci jest?…

– Nie wiem – odparł. Był oszołomiony i nie bardzo wiedział, co się wokół dzieje.

– Nic mu nie będzie – usłyszał czyjś głos. – Opił się wody i tyle…

– Niech ktoś wezwie pogotowie! Niech ktoś wreszcie wezwie karetkę!!… – płacząc, krzyczała Magda. – Hubek! Nie zamykaj oczu!… Słyszysz? Nie zamykaj oczu! Nie zamykaj oczu!… Słyszysz? Hubert!… – klęczała i wołając o pomoc, trzymała jego głowę.

– Magda… – wyszeptał.

– Jestem tu…

– Magda… zimno mi…

– Dajcie koc! – zawołała.

Ktoś nakrył go kocem. Niewiele pomogło. Kto inny przyniósł termos z gorącą kawą. Próbował dźwignąć się na łokciach i usiąść… Nie mógł! Stracił całkiem kontakt ze swoim ciałem. Widział krąg pochylających się nad nim głów, które mówiły:

– Posadźcie go! Dajcie coś pod głowę!… Nogi! Unieście nogi do góry!…

– Trzeba mu zrobić sztuczne oddychanie – pouczał kto inny. – Nie widzicie, że się podtopił?…

– Hubert! Hubert! – słyszał głos Magdy. Klęczała przy nim, nie dając nikomu go ruszać. – Niech ktoś wezwie lekarza! Wezwijcie pogotowie, on jest przytomny!…

– Pomóżcie mu wstać – odezwała się któraś z głów.

– Nie ruszać go! Jego nie wolno ruszać! – krzyknęła w głos Magda.

Mijały minuty, były nieznośne…

– Coś się stało? – szepnął. – Madzia…

Sygnał karetki brzmiał przejmująco. Niepokoił i budził otuchę zarazem.

Szmery ucichły, głowy rozstąpiły się i oddaliły na kilka kroków.

– Proszę się odsunąć – usłyszał czyjś zdecydowany głos. Inna głowa zbliżyła się.

Lekarz ukląkł przy nim. 

– Przytomny? – usłyszał jego pytanie.

– Chyba jest przytomny, mówił coś – odparła Magda.

– Czy możesz się ruszać? Boli cię coś? Czujesz nogi? A ręce? – padły pytania. Lekarz chyba go dotykał.

– Nie wiem… nic… – wyszeptał – tylko zimno mi…

– Nosze! – usłyszał zawołanie. – Wiesiek! Dawaj tutaj te nosze!…

Przenieśli go i wepchnęli do karetki. Magda usiadła obok. Pomagała opatulić go kocem.

– Hubert! Słyszysz mnie? – upewniała się, że jest przytomny. 

– Słyszę – odpowiedział cichym głosem.

– Hubert nie śpij… Nie zasypiaj. Hubert!… Jedziesz do szpitala. Będzie dobrze… Zaraz będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze trochę… Proszę cię… Hubek, proszę…

– Magda… Zimno mi…

Krzyk mew unosił się nad plażą. Ludzie nawoływali się i głośno śmiali. Jedni kąpali się i pływali, inni spacerowali i patykami wygrzebywali ze zwałów plech bursztynowe grudki. A czerwona flaga dziarsko powiewała dalej…

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje