Molly Murphy dostaje zlecenie od Daniela Sullivana, kapitana nowojorskiej policji, do którego młoda pani detektyw wciąż żywi gorące uczucia. Tak zaczyna się jej kolejna przygoda, opisana w powieści Rhys Bowen Pieniądze to nie wszystko.
Nowe zadanie Molly polega na zdemaskowaniu dwóch znanych spirytualistek, sióstr Sorensen, które goszczą aktualnie w Adare, posiadłości nad rzeką Hudson, należącej do senatora Barneya Flynna i jego żony Theresy. Molly jedzie tam z wizytą, udając kuzynkę senatora. Ma przyłapać panny Emilly i Emmę na gorącym uczynku i udowodnić, że nadprzyrodzone umiejętności sióstr Sorensen to zwykłe oszustwo. Kiedy jednak panna Murphy znajdzie się w domu senatora, śledzenie sióstr szybko zejdzie na drugi plan. Okaże się bowiem, że zarówno dom, jak i jego mieszkańcy kryją liczne tajemnice. Czy Molly uda się je rozwikłać? Warto się o tym przekonać podczas lektury powieści Pieniądze to nie wszystko - nowej książki znakomitej autorki, Rhys Bowen. Warto sięgnąć po tę powieść. Do 22 czerwca możecie wziąć udział w naszym konkursie, który jej właśnie jest poświęcony. Zapraszamy również do przeczytania fragmentu powieści.
Po chwili otworzyły się drzwi i stanął w nich człowiek w eleganckiej liberii, który zaprosił nas do środka. Czekał tam na nas świat zupełnie inny od tego na Broadwayu. Pełen wygód i elegancji. Na stolikach nakrytych białymi obrusami stały lampki z kloszami wykończonymi falbanką. Światło tych lampek odbijało się w szkle i sztućcach. Na suficie kręcił się wiatrak elektryczny, mimo to w pomieszczeniu było bardzo gorąco. Daniel poprosił o stolik przy otwartym oknie, tak byśmy mogli poczuć delikatny powiew z zewnątrz. Zamówił dla nas najdroższe dania z menu, a potem kelner wręczył mu kartę win. Daniel nawet do niej nie zajrzał.
— Butelkę francuskiego szampana — zadysponował. — Najlepszego, jaki macie.
— No dobrze. Opowiedz mi coś jeszcze o senatorze — poprosiłam, kiedy przyniesiono szampana.
Daniel spróbował, a kelner rozlał trunek do kieliszków. Starałam się sprawiać wrażenie osoby, która na co dzień pija szampana i przesiaduje w restauracjach takich jak ta. — Wzbudziłeś moją ciekawość. Czy on ma coś wspólnego z tymi spirytualistkami, o których wspominałeś?
— Czy obiły ci się o uszy jakieś wieści o wielkiej tragedii, która dotknęła rodzinę senatora? — spytał Daniel. — Jestem pewien, że pisały o niej gazety w Irlandii. Tutaj miesiącami nie mówiło się o niczym innym.
Potrząsnęłam głową.
— Nie stać nas było na gazety. Do hrabstwa Mayo mogłaby dotrzeć tylko informacja o inwazji francuskiej.
— To się wydarzyło pięć lat temu — zaczął opowiadać Daniel. Zrobił pauzę i uniósł kieliszek. — Twoje zdrowie, Molly. Wypij my za pracę pani detektyw. Trąciliśmy się kieliszkami.
— Kontynuuj — poprosiłam, bo atmosfera bliskości trochę zbijała mnie z tropu.
— Tamtego roku Barney Flynn startował po raz pierwszy w wyborach do Senatu. I w samym środku kampanii jego syn został porwany.
— To straszne! — wykrzyknęłam. — Biedny senator. Czy dziecko się znalazło?
Daniel pokręcił głową.
— Nie. Okropna historia. Porywacze przekazali rodzicom informację, że dziecko zostało zakopane żywcem na terenie posiadłości.
— Zakopane żywcem?! — krzyknęłam z niedowierzaniem. Kiwnął głową.
— Tak, w specjalnym pojemniku z dopływem powietrza z zewnątrz. Barney Flynn umówił się na przekazanie okupu; nie zadawał żadnych pytań. Zrobił wszystko, by odzyskać syna. Jedyny jego błąd polegał na tym, że zawiadomił policję. Nadgorliwy policjant zastrzelił porywacza, który przyszedł po pieniądze.
— I już nie mogli znaleźć tego miejsca, tak?
— Przeszukali cały teren, użyli psów tropiących. Posiadłość jest oczywiście ogromna. Hektary lasów i skały schodzące do rzeki.
— Skąd wiadomo, że był tylko jeden porywacz? Byliście pewni, że działał w pojedynkę?
— Policja przeprowadziła bardzo dokładne dochodzenie i nikt więcej się nie objawił, choć nie wykluczano współudziału opiekunki do dziecka. Porywaczem był szofer senatora, a opiekunka się z nim prowadzała.
— Ale nie wiedziała, gdzie dziecko mogło być ukryte?
— Twierdziła, że nie miała z porwaniem nic wspólnego.
— To okropne. Straszna tragedia dla senatora i jego żony.
— Owszem — westchnął Daniel. — Senator Flynn rzucił się z jeszcze większą energią w wir pracy politycznej, ale jego biedna żona nigdy tak naprawdę nie otrząsnęła się po tej tragedii.
— Czy mieli więcej dzieci?
— Rok później urodziła się im córeczka, ale matka wciąż tęskni za synem. Ostatnio zwróciła się do sióstr Sorensen i zaprosiła je do domu na lato, licząc, że pomogą jej nawiązać kontakt ze zmarłym dzieckiem.
— Rozumiem. — Spojrzałam na Daniela znad kieliszka z szampanem. — I chciałbyś, żebym tam pojechała w roli obserwatora.
— Tak, to wspaniała okazja. Sam nie mogę. Znają mnie zarówno państwo Flynnowie, jak i siostry Sorensen. O, zupa! Świetnie!
Przerwaliśmy na chwilę, by skosztować kremowego wywaru z ostryg. Następnie na stole pojawiła się sałatka z wędzoną rybą.
— No dobrze, ale jak niby mam udawać kuzynkę senatora? — zapytałam, zanim kelner zdążył podać danie główne. — Chyba zna swoje kuzynki.
— Na całe szczęście — odparł Daniel — senator pochodzi z bardzo licznej irlandzkiej rodziny. Urodził się już tutaj. Jego rodzice przybyli do Ameryki podczas wielkiego głodu, bez grosza przy duszy. Barney wychował się w najgorszych slumsach Nowego Jorku. Swoją fortunę zbudował od zera. Na początku wynajął barkę, popłynął nią do Maine i wrócił z ładunkiem lodu. Na dodatek do perfekcji opanował zdobywanie poparcia u ludzi z Tammany. Zaczynał od szefa oddziału, teraz zasiada w Senacie. Przy pomocy ludzi z Tammany rozwinął tu handel lodem.
Teraz jest oczywiście milionerem. Wżenił się w rodzinę z pieniędzmi, co też miało znaczenie. Słynie z tego, że jest bardzo hojny dla bliskich z Irlandii.
— Nie sądzę, by mężczyzna takiego pokroju nie zrobił małego rozeznania, gdybym tak po prostu stanęła na jego progu, twierdząc, że należę do rodziny.
— Ależ oczywiście, że tak. Dlatego twoja wizyta zostanie zapowiedziana w odpowiednim liście. Dostaniesz ode mnie informacje na temat rodziny i jej historii. Musisz odrobić pracę domową, żeby nie popełnić jakiejś gafy. Jestem pewien, że dasz radę.
Wkrótce postawiono przed nami półmisek z pieczonym kurczakiem. Obok mięsa leżały malutkie młode ziemniaki, perłowe cebulki i groszek. Kelner nałożył na mój talerz porządną porcję.
— Boże święty, co za uczta! — wykrzyknęłam, zanim przypomniałam sobie, że powinnam przecież udawać przed Danielem odnoszącą sukcesy panią detektyw, przyzwyczajoną do wykwintnego stylu życia.
— A tak przy okazji, kto opłaci moje honorarium?
— Miasto, oczywiście. W podobnych sytuacjach zawsze miasto płaci za pracę detektywów.
— Rozumiem, że dostanę zaliczkę, jeśli zdecyduję się wziąć tę sprawę?
— Naturalnie. Pięćdziesiąt dolarów z góry, reszta po powrocie. Będzie też premia, jeśli uda ci się przyłapać siostry na gorącym uczynku.