Raz na jakiś czas wpada Ci w ręce książka, która aż domaga się, by ją przeczytać. Zaczynasz studiować pierwszą stronę, drugą i trzecią i już nie możesz się oderwać. "Zwyczajna łaska" to taka właśnie książka. — Huffington Post
New Bremen w stanie Minnesota, rok 1961. Okres niewinności i nadziei dla kraju pod wodzą nowego, młodego prezydenta. Jednak dla trzynastoletniego Franka Druma, syna pastora, było to ponure lato, w czasie którego śmierć często odwiedzała miasto. Jawiła się pod wieloma postaciami: wypadku, samobójstwa, morderstwa i jako naturalna kolej rzeczy. Kiedy tragedia uderza w rodzinę Drumów, Frank musi przestać zamartwiać się sprawami typowymi dla nastolatka i odnaleźć się w świecie dorosłych. Świecie, który jest przepełniony sekretami, kłamstwami i niewyjaśnionymi okolicznościami.
Zwyczajna łaska to historia opowiedziana z perspektywy Franka po upływie czterdziestu lat. Niezwykle poruszający rozrachunek chłopca próbującego zrozumieć otaczającą go rzeczywistość, która zdaje się rozpadać na jego oczach. To niedająca o sobie zapomnieć powieść o wielkiej cenie mądrości i łasce Boga, która przetrwa wszystko. Warto po nią sięgnąć. Warto wziąć udział w specjalnym konkursie, który jej właśnie jest poświęcony. Zapraszamy również do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Zwyczajna łaska bierze udział w plebiscycie "Najlepsza książka na wiosnę". Można na nią głosować na www.ksiazkanawiosne.pl Na osoby głosujące, na czytelników, którzy zachęcać będą do głosowania znajomych oraz na tych, którzy prześlą uzasadnienie dokonanego wyboru czekają zestawy, liczące nawet 20 nagród książkowych!
Ptaki na drzewach zaczęły świergotać. Na niebie nad wzgórzami otaczającymi dolinę rzeki Minnesota pojawił się cienki pasek cynobru, który zapowiadał zbliżanie się świtu. I zobaczyłem coś jeszcze. Po drugiej stronie ulicy od krzaków bzu okalających nasz ogród oderwała się znajoma postać. Moja starsza siostra ukradkiem przebiegła przez trawnik i wślizgnęła się tylnymi drzwiami do domu. Tajemnice nocy!
Siedziałem na stopniach kościoła, dumając o tym, jak bardzo lubię ciemność. Jaki słodki jest smak jej obietnic na języku wyobraźni. Na sumieniu odciskało się wspaniałe piętno występku. Byłem grzesznikiem. Wiedziałem to z absolutną pewnością. Ale nie byłem w tym odosobniony. A noc była naszym wspólnikiem.
– Jake – szepnąłem. Ale Jake nie odpowiedział. Spał.
Ojciec na pewno będzie się długo modlił. Już było za późno, żeby wrócił do łóżka, a jednocześnie za wcześnie, żeby zaczął szykować śniadanie. Ten mężczyzna miał jednego syna jąkałę, drugiego na dobrej drodze, żeby zostać młodocianym przestępcą, córkę z zajęczą wargą, która wymyka się nocą nie wiadomo gdzie, i żonę, która ma mu za złe jego zawód. Wiedziałem jednak, że nie modli się za siebie ani za nas. Najprawdopodobniej modlił się za rodziców Bobby’ego Cole’a. I za Gusa. I pewnie za gnojka imieniem Morris Engdahl. Modlił się za nich. Myślę, że modlił się o przerażającą łaskę Boga.