Niewygodny spadek. Fragment książki „Godzina czarów"

Data: 2023-10-18 11:10:35 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kiedy jedenastoletnia Nina, marząca o wielkich przygodach wielbicielka książek, przeprowadza się wraz z rodziną do odziedziczonego po ciotce Hebanowego Dworku, odkrywa, że leżący w Miasteczku dworek kryje wielką i pilnie strzeżoną tajemnicę. Nieoczekiwanie w ręce dziewczynki wpada legenda o pełnej czarów przeszłości jej dalekich przodków. Nina wraz z nową przyjaciółką postanawiają odkryć rodzinny sekret i dowiedzieć się, co wydarzyło się pomiędzy pradziadkiem Edmundem i jego siostrą Elizą. Owiana tajemnicą przeszłość rodu Grinnów wciąga Ninę do zaklętego świata, do którego prowadzi portal znajdujący się w sercu Hebanowego Dworku. W halloweenowy wieczór, kiedy granica między światami żywych i zmarłych jest najcieńsza, postanawia odnaleźć zaginioną krewną.

Godzina czarów grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Małgorzaty Starosty Godzina czarów zaprasza Wydawnictwo Dwukropek. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Godzina czarów. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

− Gdzie on się tak długo podziewa, Amber? − zapytała szeptem Nina, głaszcząc puchate stworzonko po głowie. Kotka mruknęła z zadowolenia. − Jak myślisz, naprawdę będziemy bogaci? Bianka mówi, że spadek po starej ciotce zawsze oznacza dużo pieniędzy. Może wtedy mama zgodziłaby się, żebym miała większy pokój, taki jak Bianka, i mogłabym wstawić tam wielkie regały na książki − zastanawiała się.

Bianka tymczasem zdawała się nie zaprzątać sobie głowy tajemniczym spadkiem. Leżała plackiem na tarasie i opalała plecy. Co prawda mama ostrzegała ją, aby nie przesadzała ze słońcem, bo zacznie jej schodzić skóra, ale dla Bianki nie istniało pojęcie „za bardzo opalona”. Chciała się opalić na złocisty brąz, jak jej najlepsza przyjaciółka Wiktoria, której Nina nie darzyła szczególną sympatią, bo ta traktowała ją jak dziecko. A przecież Nina wcale nie była już takim dzieckiem, za kilka miesięcy miała skończyć jedenaście lat!

Nagle pomiędzy drzewami mignęła sylwetka samochodu i po chwili srebrna toyota, ukochane auto Artura Grinna, zatrzymała się na podjeździe. Nina o mało nie wypadła przez okno, zrzucając rozespaną i niczego się niespodziewającą Amber z kolan. Urażona do żywego kotka prychnęła ze złością, otrzepała się i wymaszerowała z pokoju, prezentując swojej opiekunce nastroszony ogon.

Nina pomknęła na powitanie taty, a jej tupot na drewnianych stopniach zaalarmował Biankę.

− Ile razy mam powtarzać, żebyś nie biegała po schodach, bo to może się źle skończyć?! − krzyknęła szesnastolatka, z trudem podnosząc się z plażowego ręcznika. Ja z tobą, smarkulo, do szpitala nie pojadę, jak sobie połamiesz te chude nóżki!

− Ja nawet nie chciałabym, żebyś ze mną jechała, wolałabym umrzeć w cierpieniu! − odgryzła się jej Nina i dopadła klamki. − Tatku, jesteś wreszcie! Jak było?

Artur Grinn uśmiechnął się na widok piegowatej twarzyczki córki i pogłaskał ją po kasztanowomiedzianej głowie. Tego dnia miał na sobie elegancki garnitur, który choć trochę skrywał jego zadziwiającą chudość. Wyglądał w nim nawet… dostojnie.

− Zaraz wszystko opowiem, gwiazdeczko, pozwól mi tylko się przebrać.

Nina wcale nie miała ochoty na to pozwalać, ale tata w zaledwie dwóch susach pokonał niewielki hol i zniknął w sypialni z tyłu domu. Ledwo drzwi się za nim zamknęły, z gabinetu, na który przerobiono garaż, wychynęła Ida.

− Tata wrócił?

− Tak, poszedł się przebrać − potwierdziła dziewczynka. I obiecał, że zaraz nam wszystko opowie.

− Znakomicie − ucieszyła się mama. − W takim razie zarządzam przerwę na ciasto i lemoniadę.

O ile Nina nie przepadała za ciastem, chyba że w całości składało się z lodów i owoców, o tyle uwielbiała lemoniadę, zwłaszcza tę, którą mama robiła z malin i truskawek. Pychota! Bianka także ją lubiła, więc już po chwili znalazła się w salonie i z zaskakującym entuzjazmem ustawiała na stole talerzyki i szklanki.

− Aleś się spaliła − stwierdziła z niesmakiem Nina, patrząc na barki siostry. Skóra w tym miejscu kolorem przypominała wnętrze dojrzałego arbuza.

− Już ty się nie martw, zblednie i będzie pięknie prychnęła Bianka.

Pani Grinn, niosąc dwa dzbanki wypełnione lemoniadą, podeszła do starszej córki i przyjrzała się zaczerwienionym plecom.

− Obawiam się, że zanim to zblednie, córciu, czeka cię kilka nieprzespanych nocy. Ostrzegałam.

Bianka przewróciła oczami, wykorzystując fakt, że matka nie może tego zobaczyć, po czym wzruszyła ramionami i poszła do kuchni. Za nic nie przyznałaby się, że owo wzruszenie ramion wywołało w niej bolesny dyskomfort. Trzeba będzie coś na to poradzić. Zapyta Wiktorii, jak może szybko ulżyć poparzonej skórze.

Kiedy pan Artur dołączył do reszty rodziny, ciasto zostało już pokrojone, a Nina właśnie kończyła pierwszą szklankę zmrożonego napoju. Roztapiające się w szalonym tempie kostki lodu głośno chrupały przy rozgryzaniu.

− Dzień dobry miłym paniom, mam nadzieję, że poranek upłynął wam przyjemnie − przywitał się pan Grinn, rozciągając usta w szerokim uśmiechu. − Mój był naszpikowany niespodziankami.

− Mam nadzieję, że to miłe niespodzianki − mruknęła pani Ida, zdradzając zdenerwowanie. Ona także, podobnie jak Nina, czekała z niecierpliwością na powrót małżonka, tyle że z o wiele mniejszym entuzjazmem.

− Ach, moja droga, sam jeszcze nie zdążyłem poukładać tego w głowie − oznajmił wesoło Artur. − Niemniej jednak myślę, że jest z czego się cieszyć.

− Czyli jesteśmy bogaci?! − krzyknęła Bianka, po czym gwałtownie wciągnęła powietrze.

− Yyy, no… − Pan Grinn zmierzwił nerwowo jak zwykle nieokiełznaną fryzurę. − Cioteczka zostawiła nam dom. Z całą zawartością.

− Dom? Jak duży? Ma basen? Ile sypialni? Dostanę własną łazienkę? I garderobę?! − Bianka zasypała ojca lawiną pytań.

− Tak, bardzo duży, eeee, chyba nie ma… Jakie było kolejne pytanie? − Pan Artur starał się nadążyć za słowotokiem córki, ale Ida mu przerwała.

− Spokój! − fuknęła tonem tak lodowatym, że Nina z wrażenia połknęła całkiem spory kawałek lodu z lemoniady. − To nie jest czas na takie pytania, Bianko, pozwól tacie skończyć. Arturze, co to za dom, bo chyba nie chcesz powiedzieć, że…

Pan Grinn skrzywił się z przestrachem, jakby spodziewał się, że za chwilę zostanie zbesztany za fakt, że śmiał odziedziczyć spadek po dalekiej krewnej. A przecież to nie jego wina, że cioteczka umarła i sama nie posiadając dzieci, zapisała wszystko swojemu ulubionemu − szczególnie, że jedynemu − ciotecznemu wnukowi.

− Obawiam się, że właśnie to chcę powiedzieć… bąknął cicho i zacisnął powieki.

− O rany… − Pani Ida zbladła, przez co jej naturalnie oliwkowa skóra nabrała dość upiornego odcienia. Gdyby nie unosząca się nadmiernie szybko klatka piersiowa, Nina pomyślałaby, że jej mama zamieniła się w ducha.

− Hej, co się dzieje! − zaniepokoiła się Bianka. − Mówcie, co to za tajemnice!

Artur Grinn wyglądał, jakby wewnątrz jego głowy toczyła się zawzięta walka. Część jego twarzy próbowała się uśmiechnąć, druga zaś ze wszystkich sił starała się nie rozpłakać.

− Tatusiu, czy coś cię boli? − zmartwiła się Nina.

− Nie, nie, córeczko, to tylko… stres. Za dużo emocji.

− Skoro to takie emocjonujące, to wykrztuś to w końcu z siebie, tatku! − Bianka aż kipiała ze złości.

− Cioteczka zostawiła nam w spadku Hebanowy Dworek wyrzucił z siebie pan Artur z taką prędkością, jakby te słowa go parzyły. Natychmiast też spojrzał na swoją małżonkę, która powoli odzyskiwała kolory. Ponieważ Ida nie zareagowała, a pan Grinn spodziewał się, że eksploduje albo imploduje, jedno z dwojga, kontynuował wyjaśnienia: − To posiadłość należąca do rodziny mojego dziadka od wielu pokoleń. Mieści się na wzgórzu, z którego roztacza się piękny widok na okolicę, a dookoła domu znajduje się duży ogród. Często bywałem tam jako dziecko i do dziś pamiętam niezwykły zapach tego domu. Stare drewno, kwitnące wszędzie piwonie i…

− Kurz, brud, rozpadające się ściany − dokończyła za męża pani Ida. − Ten dom to rudera, Arturze, wielka, zapuszczona rudera.

− Albo przepiękna posiadłość wymagająca odświeżenia zaoponował odrobinę urażony małżonek. − Pomyśl tylko, kochanie, miałabyś ogród, o którym zawsze marzyłaś, dziewczynki zyskałyby bawialnię i pracownię.

− Czy twój dziadek nie miał sprzedać tego domu? − przypomniała sobie pani Grinn.

− Okazuje się, że nie mógł tego zrobić bez zgody siostry, a ona stanowczo sprzeciwiła się temu pomysłowi − wyjaśniał tata. − Przed śmiercią dziadek przepisał swoją część cioteczce, ale notariusz, pan Jacobs, nie znał szczegółów.

− W takim razie ty go sprzedasz i po kłopocie − zadecydowała pani Ida. − Zapewne w stanie, w jakim teraz się znajduje, nie uzyska satysfakcjonującej ceny, ale lepsze coś niż nic, nieprawdaż?

Artur Grinn nie miał w zwyczaju sprzeciwiać się małżonce, zwykle też nie miał ku temu podstaw. Bianka i Nina, pewne, że właśnie została podjęta ostateczna decyzja w sprawie nieoczekiwanej schedy, nie mogły więc uwierzyć w słowa, które padły z ust ich ojca.

− Przykro mi, Ido, ale nie zamierzam sprzedawać Hebanowego Dworku.

Pani Grinn wszystkiego mogła się spodziewać, ale na pewno nie tego, że jej mąż tak jawnie sprzeciwi się jej decyzji. Co gorsza − zrobił to w obecności córek, co stanowiło absolutny precedens w siedemnastoletniej historii rodziny Grinnów.

− Przepraszam cię, kochany, ale chyba się przesłyszałam. Bo raczej nie powiedziałeś, że nie zamierzasz sprzedawać Hebanowego Dworku?

− Dokładnie to powiedziałem, najdroższa. − W głosie Artura zabrzmiała nietypowa dla niego nuta. − Nie zamierzam i z całą pewnością tego nie zrobię. Zapis w testamencie jasno mówi o tym, że dziedziczę posiadłość pod warunkiem, że w niej zamieszkam i zobowiążę się przed notariuszem, iż nie sprzedam jej co najmniej do czasu, aż moje najmłodsze dziecko osiągnie pełnoletność.

− Co takiego? − Okrągła twarz pani Grinn przybrała purpurowy kolor.

− A w dodatku − ciągnął niezrażony, zaskakując swoją postawą nie tylko żonę i córki, ale przede wszystkim siebie − musimy się tam wprowadzić przed Halloween.

− To jakiś absurd, Arturze! − Tego już było zbyt wiele nawet dla Idy Grinn. − Może da się podważyć te zapisy? Jesteś pewien, że to prawdziwy testament?

Nieustępliwa postawa i zacięta mina małżonka pozbawiły panią Grinn wszelkich złudzeń. Artur może i był roztrzepany, możliwe, że bujał w obłokach i z natury bardziej przypominał dziecko niż poważnego członka palestry, ale z całą pewnością był znakomitym prawnikiem i potrafiłby odróżnić fałszywy testament od prawdziwego.

− Ja już nic nie rozumiem: mam się cieszyć czy nie? Bianka nawet nie próbowała ukryć irytacji. – Dziwnie się zachowujecie jak na ludzi, którzy właśnie odziedziczyli nieruchomość.

Nina też niewiele rozumiała, może poza rzeczą najistotniejszą: właśnie się dowiedziała, że zamieszka w dworku jak księżniczka. Czy w jakiejkolwiek rzeczywistości to mogła być zła wiadomość?

– Tatusiu, do Halloween zostało już tylko – zaczęła odliczać na palcach, wymieniając szeptem nazwy miesięcy niecałe cztery miesiące! – wykrzyknęła z radością.

– Tak, kochanie, mamy niewiele czasu, by się tam wprowadzić.

– Będę mogła zorganizować wielkie urodziny! – cieszyła się Nina, której urodziny przypadały dokładnie w Halloween. – Wszyscy się przebierzemy i udekorujemy dom dyniami, pajęczynami i…

– Nie rozpędzaj się tak, córeczko – utemperowała ją mama. – Nie wiemy nawet, ile czeka nas pracy. Być może od czasu mojej ostatniej wizyty dom popadł w całkowitą ruinę…

– Wcale mnie to nie przeraża – zbyła ją Nina. – Będziemy mieszkać w dworku!

Wyglądało na to, że nic nie jest w stanie ugasić entuzjazmu dziewczynki. Ani sceptycyzm mamy, ani wizja koniecznej przeprowadzki, ani nawet świadomość, że wakacje spędzi wśród rusztowań i wałków malarskich. To wszystko niewiele znaczyło w obliczu spełnienia największego marzenia Niny Grinn.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Godzina czarów. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Godzina czarów
Małgorzata Starosta3
Okładka książki - Godzina czarów

Kiedy jedenastoletnia Nina, marząca o wielkich przygodach wielbicielka książek, przeprowadza się wraz z rodziną do odziedziczonego po ciotce Hebanowego...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje