Nieprzewidziane konsekwencje miłości

Data: 2015-08-10 08:45:26 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Nieprzewidziane konsekwencje miłości

Królowa romansu Jill Mansell przedstawia Nieprzewidziane konsekwencje miłości - nową wciągającą historię! Opowieść o miłości, która, gdy przychodzi, nie pyta nas o zdanie!

 

Josh – były członek sławnego zespołu Go Destry, który po trzech latach spektakularnej kariery się rozpadł, postanawia opuścić Kalifornię i wrócić do rodzinnej Kornwalii. Przez przypadek poznaje Sophie, piękną fotografkę. Zauroczony, bez wahania proponuje jej kolejne spotkanie, lecz ona uparcie odmawia, twierdząc, że nie umawia się na randki. Chłopak nie daje za wygraną i próbuje poznać przyczynę takiego zachowania dziewczyny.

 

Myślicie, że to jedyny wątek romansowy w tej sympatycznej opowieści? Babcia Josha też się zakocha. I kilku innych bohaterów. Krótko mówiąc: Jill Mansell w najlepszej formie - Nieprzewidziane konsekwencje miłości to pełna miłości, zaskakujących zbiegów okoliczności i odrobiny szaleństwa opowieść pióra bestsellerowej brytyjskiej autorki. Warto sięgnąć po tę książkę. Dziś zapraszamy Was do lektury jej premierowego fragmentu:

 

Jeśli już człowiek przywyknie do kalifornijskich plaż dla surferów, szare i deszczowe popołudnie na północnym brzegu Kornwalii raczej nie spełni jego oczekiwań. Taką aurę trudno nazwać pogodną. W dzieciństwie Josh Strachan spędzał letnie wakacje w St Carys, teraz jednak nie miał ochoty na kontakt z lodowatymi falami, pozostawiając to prawdziwym twardzielom i zapaleńcom takim jak Griff, mieszaniec jego babci. Ten potomek długowłosego teriera szczekał jak opętany i rzucał się na płytkie fale, które zalewały plażę. Josh  pokręcił głową, zdumiony niepohamowanym entuzjazmem psa.

 

Dobrze, dosyć tego dobrego, pomyślał. Ulewa jeszcze się nasiliła, więc nadszedł czas na powrót. Josh gwizdnął na psa.

 

Griff rozmyślnie go zignorował, zupełnie jak pięciolatek na placu zabaw, zdecydowany postawić na swoim i jeszcze raz zjechać ze zjeżdżalni.

 

Cóż, Josh przyjechał do Wielkiej Brytanii zaledwie tydzień temu i dopiero się poznawali. Przyłożywszy dłonie do ust, zawołał stanowczo:

— Griff! Do nogi, ale już!

 

Cholerny kundel jednak najwyraźniej uparł się, żeby robić mu na złość. I pomyśleć, że Josh uwierzył Dot, gdy kłamała mu w żywe oczy, że pies jest doskonale ułożony.

 

Podszedł do brzegu i zsunął buty. Za trzecim razem zdołał złapać Griffa, przyczepić mu smycz do obroży i zaciągnąć go na piasek. Mimo tych wysiłków dopadła ich grzywa fali, mocząc nogawki dżinsów Josha. Spiorunował psa wzrokiem, na co Griff odpowiedział krnąbrnym merdaniem ogona.

 

Chryste, woda była naprawdę lodowata.

 

Gdy szli plażą Mariscombe w kierunku schodów wyrąbanych w klifie, który sprawiał, że z hotelu roztaczał się niezrównany widok, Josh przypominał sobie opuszczone kalifornijskie plaże. Santa Monica, Laguna, Huntington… Fenomenalne piaski, niesamowite fale, idealna pogoda przez okrągły rok…

 

To nie była jednak Wielka Brytania. To nie był dom. Niemal cały jego czas pochłaniała praca z ludźmi, których nawet nie lubił, więc nie miał kiedy surfować. Dlatego właśnie podjął decyzję, żeby odejść, zostawić za sobą ten sztuczny, stresujący świat i szukać lepszego życia wśród ludzi, których towarzystwo sprawiałoby mu przyjemność.

 

Taki przynajmniej był plan. Po klapie z Go Destry już nigdy więcej nie chciał oglądać rozwydrzonych i marudnych nastolatków z Ameryki.

 

— Teraz ty oprzyj brodę na lewej dłoni, a ty lekko się odchyl… Wy dwoje unieście głowy, żebyście oboje widzieli mamę… — Szczerze mówiąc, ustawianie do zdjęcia piątki dzieci i jednej dorosłej osoby było równie skomplikowane jak dyrygowanie orkiestrą. — A pani niech oprze ręce na ich ramionach… O właśnie, doskonale. Teraz popatrzcie na siebie i powiedzcie: „Wyglądasz bosko!”.

 

Rodzeństwo wrzasnęło do siebie tę kwestię, wybuchając na końcu śmiechem, a Sophie pstryknęła piętnaście albo dwadzieścia zdjęć.

— Świetnie, a teraz powiedzcie to samo komuś innemu. Doskonale…

 

Wśród śmichów-chichów i powtarzających się okrzyków: „Wyglądasz bosko!” nikt nie usłyszał skrobania po drugiej stronie drzwi. W następnej chwili klamka ustąpiła, drzwi otworzyły się szeroko i ogromnie podekscytowany Griff rzucił się niczym włochata torpeda na nieskazitelną grupę bodeńską.

 

Włochata, mokra i ubłocona torpeda.

— ŁAAA! — Dziewczęta z krzykiem próbowały odepchnąć psa, gdy wspinał się na chłopców, szaleńczo merdając ogonem i zostawiając na wszystkim ślady brudnych łap.

— Nie! Griff, siad! — krzyknęła Sophie, a pies jak zawsze ją zignorował.

 

Emma zamarła z przerażenia, za to jej synowie pokładali się ze śmiechu. Białe tło było teraz upstrzone ciemnymi plamami błota.

— Moja sukienka! — zawodziła Emma. — Moja piękna, biała sukienka!

— Niegrzeczny pies! — Sophie odłożyła aparat, po czym wzięła Griffa na ręce. Świadoma, że katastrofa nie wynikła z jego winy, ze skruchą pokręciła głową. — Za chwileczkę wracam — powiedziała do Emmy.

 

Gdy wyszła z salonu, od razu się zorientowała, co zaszło. Przy wejściu w dalszej części korytarza, plecami do niej stał wysoki brunet z zaczesanymi do tyłu mokrymi włosami, w przemoczonej szaro-białej koszuli i przemoczonych dżinsach. Mówił coś szybko  do telefonu w prawej ręce, z lewej zaś zwisała mu cienka smycz, na której końcu brakowało psa.

 

Sophie podeszła bliżej.

— Nie ma problemu — usłyszała głos mężczyzny. — Załatwię to. Cześć.

Kiedy skończył i wsunął aparat do kieszeni spodni, postukała go w ramię.

— Przepraszam? Chyba pan coś zgubił.

Odwrócił się, unosząc brwi, i nagle zobaczył, kogo przytulała do piersi.

— A, tak. Dziękuję.

Jak widać, niesłychanie się przejął.

— Nie może pan spuszczać Griffa ze smyczy i zostawiać go bez opieki, żeby robił tu demolkę.

— Wcale go nie spuściłem ze smyczy — odparł, zdumiony jej tonem. — Zostawiłem psa w jego koszyku w gabinecie na zapleczu.

— Przecież zwierzak jest cały mokry i ubłocony!

— Szedłem po ręcznik, żeby osuszyć psa, kiedy zadzwonił telefon. To była pilna rozmowa.

— Proszę za mną — zażądała Sophie. — Zobaczy pan, co narobił.

— O Jezu. — Opuścił brwi i westchnął ciężko, po czym ruszył za dziewczyną.

Gdy dotarli do zamkniętych drzwi salonu, oznajmił z niezadowoleniem:

— Zaraz, zaraz, nie może mnie pani obwiniać za to, co tam się stało. Po wejściu do hotelu sprawdziłem drzwi. Wszystkie były pozamykane.

 

Sophie dobrze wiedziała, z kim ma do czynienia. Dotąd na siebie nie wpadli, nie było jednak tajemnicą, że Josh Strachan wrócił do St Carys i zamieszkał w hotelu, który trzy lata wcześniej kupił wspólnie ze swoją babcią.

 

O rany, naprawdę niczego mu nie brakowało. To fascynujące, że można się na kogoś wściekać i jednocześnie doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo jest atrakcyjny.

— Twierdzi pan, że Dot nie uprzedziła pana o popisowej sztuczce Griffa?

 

Po tych słowach Sophie postawiła psa na podłodze i lekko dotknęła mosiężnej klamki. Griff błyskawicznie wystrzelił w górę, uwiesił się zębami na klamce, a potem, próbując ją opuścić, przez chwilę bujał się i szaleńczo wyginał niczym akrobata z Cirque du Soleil. Gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, Sophie złapała psa.

— Voilà — oznajmiła.

 

Przyglądając się pobojowisku, Josh Strachan wyszeptał bezgłośnie: „O cholera”. Całkiem dobrze świadczyło o nim jeszcze to, że natychmiast podniósł obie ręce i powiedział do zgromadzonych w salonie:

— Naprawdę przepraszam, to wyłącznie moja wina. Nie wiedziałem, że potrafi otwierać drzwi.

 

Większość zignorowała jego słowa, zbyt zajęta rechotaniem i robieniem sobie zdjęć komórkami. Tylko Emma, matka dzieci, przeszyła Josha złowieszczym spojrzeniem.

— Wszystko przepadło — oświadczyła. — Cała nasza piękna sesja…

— Wiem i bardzo przepraszam, ale czy moglibyśmy przełożyć ją na inny dzień? Pokryję koszty, rzecz jasna.

— Bliźnięta odlatują jutro rano do Australii, więc nie, nie moglibyśmy. Ale dziękuję, że popsuł pan coś tak ważnego. — Głos Emmy zadrżał, a jej oczy wypełniły się łzami. — Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę — dodała załamana.

— Ja to załatwię. — Sophie wepchnęła Griffa w ramiona Josha. — Proszę go stąd zabrać i wysuszyć. Potrzebujemy pięciu minut, potem niech pan przyprowadzi psa z powrotem.

— Z powrotem? — Spojrzał na nią jak na wariatkę.

— Niby dlaczego ten pies ma tu wracać? — spytała Emma piskliwie.

— Proszę wrócić. — Sophie machnęła ręką, żeby Josh wyszedł razem z Griffem, po czym odwróciła się do Emmy. — Wszystko jest pod kontrolą, niech pani nie płacze.

— Ale przecież wszystko przepadło!

— To oczywiste, że jest pani zdenerwowana. Czy jednak nie chodzi głównie o to, że chłopcy lecą jutro do Australii?

 

Emma odetchnęła i ostrożnie osuszyła oczy chusteczką.

— Oczywiście, że tak. — Pokiwała głową. — Nie mogę się z tym pogodzić. Mają zaledwie osiemnaście lat… To moje maleństwa… Jak ja sobie bez nich  poradzę?

— Ale to też wielka przygoda.

— Może dla nich. — Emma zwiesiła ramiona. —  Ja nie przestaję się niepokoić. Przez cały czas liczyłam na to, że zmienią zdanie i zostaną w domu. — Jej głos znowu zadrżał. — Ale nic z tego. Bóg jeden wie, jak dadzą sobie radę… Jeśli każdego ranka nie dostaną czystych skarpet, wkładają brudne z poprzedniego dnia!

— Tak, wiem, będzie pani ciężko — powiedziała Sophie ze współczuciem. — Ale dzięki temu się usamodzielnią. Zobaczy pani.

— Znowu płacze? — Jeden z chłopców z uśmiechem pokręcił głową. — Daj spokój, mamo. Wyluzuj, będzie dobrze.

Emma uśmiechnęła się do niego przez łzy.

— Wiem, skarbie. Staram się.

Sophie wzięła do ręki aparat fotograficzny, po czym zaprowadziła kobietę pod ścianę i posadziła ją w okiennym wykuszu.

— Niech pani na to zerknie — poprosiła.

Pokazała jej pierwsze zdjęcia, a następnie kilka ujęć zrobionych po tym, jak Griff wpadł do pomieszczenia. Element zaskoczenia znakomicie się sprawdził. Wcześniej sztywne i spięte twarze dzieci zmieniły się nie do poznania.

— Nie są takie jak na co dzień? — zapytała Sophie. — Mniej skrępowane?

— Po to chce pani tego psa z powrotem? Żeby zrobić więcej takich zdjęć? — Emma pociągnęła nosem. — To niezupełnie w stylu Boden.

— Wiem. Będą bardziej na luzie. Ludzie uśmiechają się właśnie na widok takich fotografii. Naprawdę — zapewniła ją Sophie. — Wyjdą świetnie, choć nietypowo. I nie będzie pani musiała za nie płacić.

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje