Lottie – przyjaciółka Evie i Amber – zostaje osaczona przez dwóch mężczyzn w drodze do college'u. To wydarzenie głęboko wpływa na dziewczynę i staje się zaczynem jej antyseksitowskiego projektu. Zobowiązała się przed przyjaciółkami, a przede wszystkim przed sobą, że będzie przez miesiąc reagować na każdy przejaw seksizmu, który napotka - od plakatów na przystankach autobusowych, po wypowiedzi wykładowców na zajęciach. To trudne i eksploatujące psychicznie i fizycznie zadanie nieźle namiesza w życiu Lottie. Stanie się sławna (wywiady w prasie, telewizji, własny kanał w internecie) i będzie musiała dać sobie radę z dobrymi, ale też złymi konsekwencjami tej sławy. W tym samym czasie spotka też miłość i stanie przed ważnymi decyzjami życiowymi.
Książka Holly Bourne to kolejny manifest, wołanie o sprawiedliwość i o to, by dostrzec wreszcie prawa kobiet. By we współczesnym świecie nikomu już nie wydawało się normalne, że mężczyzna na tym samym stanowisku, wykonując te same obowiązki, zarabia więcej niż kobieta. O zmianę punktu widzenia, o poszerzenie horyzontów. O zwrócenie uwagi na krzywdę. O to, że wszystkie te straszne rzeczy, które przytrafiają się kobietom i o których trąbią ostatecznie media, mają swój początek w tych drobnych przejawach nietolerancji. „Nieszkodliwych” i usprawiedliwianych przez społeczeństwo seksistowskich hasełkach. W „tradycji”, którą powinno się już dawno przedefiniować.
- recenzja książki „I co ona ma zrobić"
Do lektury powieści I co ona ma zrobić zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki I co ona ma zrobić. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział czwarty
Kiedy wślizgnęłam się z powrotem do sali, zebranie dobiegało końca. Jakiś czas spędziłam w kabinie toaletowej, siedząc z twarzą ukrytą w dłoniach i trawiąc to, co się wydarzyło. Evie zbierała swoje rzeczy, podczas gdy Amber na białej tablicy zapisywała pomysły dziewczyn.
– Dziękuję za wszystkie wasze sugestie, są genialne – powiedziała Evie. – Wygląda na to, że zawęziłyśmy listę tematów. W przyszłym tygodniu przeprowadzimy głosowanie. Naprawdę bardzo się cieszę.
Nastąpiło ogólne rozluźnienie, gwar rozmów i wybuchy śmiechu wibrowały w powietrzu przesyconym kreatywnością tłumu. Ja tymczasem stałam bezradnie. Amber dostrzegła mnie z drugiego końca sali.
– Wszystko dobrze? – poruszyła bezgłośnie ustami. Przytaknęłam, jednak po chwili pokręciłam głową. Amber uniosła dłoń, dając do zrozumienia, że za chwilę do mnie podejdzie. Uśmiechnęłam się niepewnie. Coś zaczynało we mnie pękać. Trudny poranek, potem spotkanie klubu, teraz Megan… Cienkie jak włos draśnięcia powoli rozstępowały się w otchłanne szczeliny.
Zazwyczaj to ja byłabym tą, która najgłośniej mówi, popada w ekscytację, zaraża entuzjazmem wszystkich wokół. Jednak dzisiaj przed oczami miałam jedynie drżące dłonie Megan. W uszach dźwięczał mi jej głos, załamujący się pod ciężarem imienia Max. W pamięci powracał obraz dwóch mężczyzn i sposób, w jaki na mnie patrzyli. I to, że nie byłam w stanie nic zrobić. Nawet gdybym im się postawiła, niewiele by to zmieniło. Nie miałoby to znaczenia. Takim ludziom nie robiło to żadnej różnicy. Po co więc miałabym reagować?
Sala zaczęła pustoszeć. Evie przechyliła się przez biurko, a ja mocno ją objęłam.
– Byłaś wspaniała – pochwaliłam przyjaciółkę.
– Poważnie? Wciąż nie mogę opanować drżenia rąk.
– Serio! Absolutnie nieziemska! Jesteś świetną mówczynią, z powodzeniem mogłabyś zająć się polityką.
Wypuściła mnie z objęć i uśmiechnęła się zmartwiona. Musiała coś wyczytać w mojej twarzy.
– Myślałam, że to ty chcesz zostać premierką. Roześmiałam się nienaturalnie, nie rozpoznając własnego głosu.
– Lottie, czy ty…?
– Lotts, co jest grane? – Amber przerwała jej i ugięła kolana, jednocześnie zwieszając bezradnie ręce. – Dlaczego Megan wyszła? Chciałam za nią pobiec, ale zobaczyłam, że byłaś pierwsza.
Westchnęłam głęboko, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Płakała w toalecie – zaczęłam. – Myślę, że ta reklama mocno ją poruszyła. Wspominała o Maksie. Wiecie, jej byłym, tym z zespołu Ethana. Ona… – Gwałtownie wciągnęłam powietrze. Słowa Megan wrzynały się we mnie jak lodowe odłamki. – Nie powiedziała dokładnie, ale zasugerowała, że…
– Co? Co sugerowała? – dopytywała niecierpliwie Amber; jej oczy były szeroko otwarte.
– Dała mi do zrozumienia, że Max być może… coś jej zrobił. Seksualnie. Chyba właśnie to chciała mi powiedzieć. Nie nazwała tego po imieniu, ale cała się trzęsła… Mam wrażenie, że ta reklama coś w niej wyzwoliła.
– A niech mnie! Ale jestem głupia! – Evie się zagotowała. – Nawet nie pomyślałam, żeby ostrzec dziewczyny przed treścią filmu… Kretynka ze mnie. – Walnęła pięścią w stół, a po pustej sali rozniosło się głuche echo.
Usiłowałam przypomnieć sobie wszystko, co wiedziałam o Maksie i Megan. Wyglądali na szczęśliwych, chociaż… Było dla mnie dziwne, że nie odstępowała go na krok i niewiele się odzywała. Wszędzie, gdzie się pokazywali, trzymali się za ręce. Ona wiecznie w bluzie z kapturem. A Max… Był raczej miły. Grał na gitarze z chłopakiem o imieniu Ethan. Zawsze uśmiechnięty. Kiedyś wziął udział w Pojedynku Kapel w naszej szkole. Utwór, który wykonywał, zadedykował Megan. Latem, gdy z nią zerwał, wszyscy byli w szoku. On zerwał z nią. A teraz Megan dawała do zrozumienia, że zrobił jej coś okropnego… Oczywiście nie powiedziała tego wprost. Po prostu nie była w stanie obejrzeć reklamy, którą Evie zaprezentowała na zebraniu. Mam nieodparte przeczucie, którego nie mogę zbagatelizować. Sposób, w jaki wybiegła z sali… Ton, jakim wypowiedziała jego imię… Wszystko mi podpowiadało, że Max coś jej zrobił.
– Wszystkie jesteśmy w tym zielone. – Amber przerwała ciszę i uścisnęła Evie. – Ja też nie pomyślałam o ostrzeżeniu. I nie mamy pojęcia, co wydarzyło się między Maksem a Megan.
– Ja mam – powiedziałam z naciskiem, bardziej do siebie niż do nich. – Coś musiało się wydarzyć. Dziewczyny, ona cała się trzęsła… Uznała, że nikt jej nie uwierzy. To chyba coś znaczy, prawda?
– Tego nie wiemy na pewno. – Amber zamrugała i potrząsnęła głową, jakby próbowała strzepnąć z siebie moje słowa. – Ale przynajmniej nauczyłyśmy się, że następnym razem, kiedy będziemy poruszać drastyczne tematy, musimy uprzedzać o tym publiczność.
Myślami wróciłam do poranka. Do tych dwóch mężczyzn. Do tego, w jak oczywisty sposób rościli sobie prawo do komentowania mojego wyglądu. Jakby moje ciało należało do nich. I chociaż to małostkowe, pomyślałam o Mike’u. O tym, jak przywłaszczył sobie mój dowcip, być może nawet bez namysłu. I jak bardzo ten żart został doceniony przez resztę. Czy to małostkowość? A może właśnie takie pozorne drobiazgi prowadzą do gorszych zdarzeń? Czy to naczynia połączone? Czy każda pomniejsza sytuacja, kiedy dziewczyna zostaje potraktowana jak gówno, prowadzi do pojawienia się w społeczeństwie coraz większego przyzwolenia na dużo gorsze rzeczy? Na przykład takie, które powodują drżenie głosu Megan w szkolnej toalecie?
Zamknęłam oczy i docisnęłam powieki kciukami. Mocno. Czułam przyjemne pulsowanie.
– Lottie?
Chryste. Jeśli to, o czym pomyślałam, było prawdą, nie wyobrażam sobie, co musiała czuć Megan. Jej milczenie i zgoda na to, żeby wszyscy wciąż postrzegali Maksa jako przyjemnego koleżkę z kapeli… W głowie huczało mi tak, jakby siedziała w niej małpka, która wali młotkiem wewnątrz czaszki.
– LOTTIE? Podniosłam wzrok.
– Cholera, Lottie, co ci jest? Ty płaczesz?
Płakałam? Spojrzałam na dłonie. Były mokre. Dotknęłam twarzy. Była wilgotna od łez. Bezwiednie wydałam z siebie głęboko skrywany, wstrzymywany szloch.
– Lottie? Co jest? – spytała Amber.
Obie jednocześnie przeszły w tryb przyjacielskiego wsparcia. Objęły mnie, zaczęły coś szczebiotać, dopytywać troskliwie… Życzliwość w oczach Evie, silny uścisk Amber – tego było mi trzeba. Płakałam. Jedno pociągnięcie nosem, drugie…
– Ja po prostu… Powinnam była coś powiedzieć… Postawić się tym budowlańcom… – zacinałam się, a moje ramiona podnosiły się i opadały miarowo. – A ja… nawet nie miałam na sobie krótkiej… spódnicy… I Megan… Megan… I ta pieprzona reklama. TA PIERDOLONA REKLAMA.
Wcześniej Evie wydrukowała plakat ilustrujący prezentowaną kampanię. Zwinęłam go ze stołu z zamiarem podarcia na strzępy. Tymczasem Evie, jak to Evie, przezornie go zalaminowała. Szlag! Zdołałam jedynie zgiąć go wpół, przy okazji zacinając się w rękę.
– Widzicie?! – wrzasnęłam. – To idealnie symbolizuje moją opłakaną sytuację… Chciałam podrzeć JEBANY PLAKAT, a tylko się zraniłam. Bez sensu. Ta cała walka… Starania… BEZ-KURWA-SENSU! Chyba że… Chyba że chcecie walczyć przeciwko wszystkim. Ale kto ma na to siłę?
– Już dobrze, Lottie – odezwała się Amber. – Jakim budowlańcom? Wszystko będzie dobrze.
Spojrzałam na nią w chwili, gdy rzuciła w stronę Evie szybkie paniczne spojrzenie. To dlatego, że nigdy nie byłam najbardziej emocjonalna z naszej trójki. Obie musiały być mocno oszołomione moim wybuchem.
– Amber ma rację – powiedziała łagodnie Evie. – Po prostu wyrzuć to z siebie.
Pozwoliły mi się wypłakać. Wiedziały, że właśnie tego potrzebowałam. A ja wiedziałam, że są niesamowite.
Moje siostry, które nie były siostrami.
Rodzina, która nie była rodziną.
Moje przyjaciółki. Moje jedyne.
Poczekały, aż dojdę do siebie. Aż rzęsista kaskada smarków spłynie po moim ażurowym sweterku, zostawiając na nim ślady ślimaczej orgii.
– Potrzebujemy serowych chrupek, dobrze nam zrobią. – Evie wreszcie powiedziała to, co chciałam usłyszeć. – Idziemy do mnie? PLAN Rozdział piąty
Po pochłonięciu trzech opakowań chrupek poczułam się nieco lepiej.
– Masz całą brodę wysmarowaną jaskrawożółtą serową breją – oznajmiła Amber, patrząc na mnie z niesmakiem. – Gdybyś nie wyła spazmatycznie przez ostatnią godzinę, zrobiłabym ci niezłą serię zdjęć.
Przeciągnęłam dłonią po twarzy. Moje palce pokryły się kleistą mazią. Polizałam je.
– Jesteś obrzydliwa – skomentowała Evie. – I zmuszasz mnie do bycia grubiańską.
– Poważnie? – Uśmiechnęłam się i spojrzałam wymownie na jej twarz.
– Poważnie – przytaknęła i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
W dłoni wciąż ściskałam chusteczkę, którą wyciągnęłam z opakowania stojącego na nocnym stoliku Evie. Wytarłam brodę i ostrożnie zaniosłam brudną chusteczkę do kosza.
– Czy będę potępiona na wieki, jeśli zjem czwartą paczkę?
– Tak – odparły jednocześnie.
– Ale ja jestem zła i smutna!
– Właśnie! I nadal nie powiedziałaś nam dlaczego. Amber skrzyżowała ręce na piersiach.
Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, od czego mam zacząć. Nie chciałam przeżywać tego na nowo. Bezsilnie rozejrzałam się po pokoju Evie. Panował w nim nieco mniejszy ład niż zazwyczaj, jednak czystością wciąż przewyższał pokoje mój i Amber. Evie wyjaśniła nam kiedyś, że utrzymywanie porządku nie musi mieć nic wspólnego z nerwicą natręctw. My po prostu nie przywiązujemy do tego aż takiej wagi. Jej pokaźna kolekcja filmów zajmowała całą ścianę. Wieże półek wznosiły się aż po sufit. Evie była jedyną znaną mi osobą, która nadal kupowała płyty DVD. Wpatrywałam się w nie bezmyślnie, mimo że już dawno zdążyłam pożyczyć od niej te, które chciałam obejrzeć.
– To może – podjęła Evie – opowiesz nam o tym, co cię tak przygnębiło, a ja w nagrodę uraczę cię specjalną przekąską?
– Pod warunkiem, że będzie to cholernie specjalna przekąska. – Uśmiechnęłam się niemrawo, a przyjaciółka utkwiła we mnie swoje głęboko niebieskie oczy.
– Mam ser Boursin w lodówce.
– DLACZEGO NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ? – Wyrzuciłam w powietrze jedną z poduszek.
Evie zeszła do kuchni i wróciła ze śmierdzącym, owiniętym w sreberko serowym przysmakiem. Przyniosła też opakowanie apetycznych krakersów. Szarpnęło mnie w żołądku. To pochłonięte wcześniej chrupki wzdrygnęły się zawstydzone przed obliczem serowej znakomitości – pyszności absolutnej, odurzającej, czosnkowej i pełnej ziołowej rozkoszy.
Evie kusząco pomachała mi serem przed nosem, jakbym była jakąś myszką z kreskówki.
– Zgoda, będę mówić.
Amber spojrzała na mnie z nieukrywanym wstrętem.
– Co znowu? – obruszyłam się.
– Nigdy. Przenigdy. Nie zostawaj szpiegiem – powiedziała dobitnie i wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem.
Opowiedziałam im o porannej sytuacji z mężczyznami. O tym, jak rzuciłam się do ucieczki, zamiast stanąć z nimi do walki twarzą w twarz. O kłótni z rodzicami, o mojej złości na ojca, który uparcie naciskał na studia w Cambridge. O jego hipokryzji… Ciągłym powtarzaniu, żebym wyrosła na silną, wykształconą i niezależną kobietę, a jednocześnie jego niechęci do działalności FemKlubu. Powiedziałam o Mike’u, który ukradł mi dowcip, i entuzjastycznej reakcji grupy, kiedy go opowiedział. O Megan już wiedziały…
– W gruncie rzeczy – kontynuowałam, rozsypując wkoło okruchy z krakersów, którymi wybierałam trzecią porcję sera – nienawidzę samej siebie. I świata też nienawidzę. Nie wiem tylko, czy bardziej siebie, czy świata.
Zabrzmiało to dramatycznie, ale tak właśnie się czułam.
– Dlaczego się nienawidzisz? – spytała Amber, kończąc swoją pierwszą (szacunek!) paczkę chrupek.
Zamknęłam oczy i wróciłam myślami do poranka. Ich śmiech. Zwycięski śmiech.
– Ci mężczyźni… – oznajmiłam, czując skręcający się żołądek wypełniony czosnkowym nadzieniem. – Powinnam była coś powiedzieć.
– Niby co? – dopytywała Amber.
– Nie wiem, cokolwiek. A ja po prostu pozwoliłam im przejąć nad sobą kontrolę… Nie walczyłam.
– Lottie. – Evie położyła dłoń na moim ramieniu. – To nie było zwykłe zatrąbienie klaksonem na twój widok. Ja też bym się wystraszyła.
Przytaknęłam.
– Oni byli… gorsi niż cała reszta. Nie byłam pewna, do czego mogą być zdolni. Zmroziło mnie. – To całkiem naturalna reakcja.
– Zgadza się – wtrąciła się Amber. – Po prostu chroniłaś się przed nimi.
– Ale to, co zrobili, było złe. – Tego byłam stuprocentowo pewna. – Powinnam była się postawić. Teraz myślą, że ich zachowanie było w porządku i mogą zrobić to samo innym.
– To nie twoja wina.
– Mam wrażenie, że moja.
– Niby w jaki sposób?
– Nie wiem, ale tak się czuję…
– Lottie – powiedziała łagodnie Evie, ściskając moje ramię. – Nie musisz ciągle walczyć.
Czyżby?
– Czasami trzeba sobie odpuścić. Trzeba wiedzieć, kiedy nie warto pakować się w kłopoty. Chronić się.
A kto stanie w obronie słabszych ode mnie?
Ponownie wzruszyłam ramionami. Już sama nie wiedziałam, jak się czuję. Zdawałam sobie jednak sprawę, że byłam zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.
– Co robimy w sprawie Megan? – spytałam.
– Jak ona się czuła? – Amber zmarszczyła czoło.
– Chyba nie najgorzej. Przynajmniej tak twierdziła. Było widać, że nie chce o tym rozmawiać. A gdybyśmy spróbowały wciągnąć ją do pomocy przy organizacji klubowych wydarzeń? Mogłybyśmy lepiej ją poznać.
– Dobra myśl – zgodziła się Evie. – Zaprosimy ją do współpracy. Zdaje się, że od czasu rozstania z Maksem z nikim się nie spotyka. Swoją drogą, nadal nie mogę uwierzyć w to, że z nią zerwał. Wydaje się miłym chłopakiem.
– To nic nie znaczy – skwitowała Amber. – Nigdy nie wiesz, co tak naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwia-
mi. Poza tym nie możemy tak pochopnie wnioskować, co się wydarzyło między nimi. Pozwólmy, żeby Megan powiedziała nam o tym, kiedy poczuje się gotowa. Jeśli w ogóle to nastąpi.
– Wiem, że stało się coś strasznego. – Potrząsnęłam głową. – Widziałam to w jej postawie, wyczytałam z mowy ciała…
Siedziałyśmy w milczeniu, pogrążone w mrocznych myślach. Moje wspomnienia zapętliły się, w kółko odtwarzając mijający dzień. Amber się podniosła.
– Amber, wstajesz? – zdziwiłam się.
– Owszem.
– Dlaczego?
– Mam ochotę zatańczyć do muzyki Joan Jett.
– Ale po co?
– Trzeba się trochę rozchmurzyć.
I zanim zdążyłam się zorientować, włączyła w telefonie piosenkę Bad Reputation i zaczęła wywijać jak wariatka.
Amber nieczęsto tańczyła. Dziewczyna ma metr osiemdziesiąt i bujne włosy, przez co zazwyczaj brakuje jej pewności siebie. Jednak kiedy tańczy, ten widok jest wart specjalnej uwagi. Wywijała nogami, kręciła młynki rękoma, kołysała się na boki, rzucała ciałem w dół i w górę.
– Dołączycie do mnie wreszcie? – wydyszała. – Czy będziecie tak siedzieć i patrzeć, jak robię z siebie idiotkę?
Evie i ja wymieniłyśmy szybkie spojrzenia, po czym podniosłyśmy się i przyłączyłyśmy do niej.
Evie – niska i z figurą klepsydry – zaczęła wymachiwać ramionami i obracać się w kółko. Ja machałam rękoma ponad głową, chwyciłam Amber za dłonie i zawirowałyśmy razem. Dziewczyny były roześmiane, ja zaledwie uśmiechnięta. Rytm muzyki przepływał przeze mnie, działając odprężająco. Jednak nie na tyle, na ile potrzebowałam.
– Widzisz?! – Amber przekrzykiwała muzykę. – Są dni, kiedy stajesz do walki, lecz są też takie, kiedy możesz tylko udawać, że nic się nie wydarzyło, i tańczyć, i śmiać się, i tańczyć…
Raz jeszcze obróciłam ją pod ramieniem, nie przestając się uśmiechać, chociaż mój wyjątkowo zły nastrój wcale nie mijał.
Myślałam tylko o jednym: Kiedy my tańczymy w najlepsze, gdzieś tam, poza naszą bezpieczną bańką, dzieją się rzeczy, które trudno jest wyrazić słowami.
Książkę I co ona ma zrobić kupicie w popularnych księgarniach internetowych: