Nie chciałam zniszczyć Ci życia. Kłamstwa YouTuberów w powieści i w realu

Data: 2019-07-16 11:15:41 | Ten artykuł przeczytasz w 17 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Nie chciałam zniszczyć Ci życia. Kłamstwa YouTuberów w powieści i w realu

Co zrobisz, jeśli konto twojej idolki okaże się największym oszustwem na YouTubie? LilyLoves, popularna youtuberka, ma wszystko: dizajnerskie mieszkanie, własną linię kosmetyków i miłość gwiazdy rocka. Melissa, jej szesnastoletnia fanka, posunie się naprawdę daleko, żeby zdobyć to samo! Czy życie w kłamstwie - zarówno w necie, jak i w realu - jest warte każdej ceny?

Problem ten porusza powieść Charlotte Seager My Secret YouTube Life. 17 lipca 2019 roku o godzinie 12:00 w warszawskiej księgarni Big Book Cafe zorganizowane zostanie spotkanie poświęcone kłamstwom i manipulacjom w sieci. Na spotkanie w Big Book Cafe zaproszeni zostali cieszący się dużą sławą wśród młodych czytelników internetowi twórcy - Anita Boharewicz-Dąbrowska (Book Reviews), Zuzanna Burkowska (Kulturalna szafa), Maja Kłodawska (Maja K.), Ewa Mędrzecka (Cat Vloguje) oraz Marcin Okoniewski (Okoń w sieci). W dyskusji udział weźmie również psycholog, Lucyna Kicińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Dostępna będzie także transmisja live, a w naszym serwisie zamieścimy relację z dyskusji.

Na spotkanie i do lektury powieści My Secret YouTube Life zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa, a już dziś możecie przeczytać premierowe fragmenty tej książki:

Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nigdy nie chciałam tego zrobić.

Nigdy nie chciałam zniszczyć ci życia.

Musisz wiedzieć, że to, co się wydarzy, nie będzie moją winą. Gdybyś nie zrobiła tego, co zrobiłaś, nie byłoby czego niszczyć. Gdybyś tylko nas nie oszukała – wszystkich, każdego z 3 054 263 nas.

Tak bardzo ci ufałam. Wierzyłam w to, co mówiłaś. W każde twoje słowo. Jak mogłam być tak głupia?

Zasługujesz na wszystko, co się wydarzy. Ale czuję też ból, kiedy pomyślę o tym, przez co będziesz musiała przejść – paparazzi, obelgi i trollowanie.

Chcę, żebyś wiedziała, że źle się z tym czuję, chociaż to tylko twoja wina. Nie chcę cię skrzywdzić, ale muszę mieć pewność, że inni poznają prawdę – a w szczególności jedna osoba. Nawet jeśli nie jesteś tym, za kogo cię uważałam, to z pewnością sama zrozumiesz, że nie miałam wyboru. To najważniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam.

Za dziesięć sekund kliknę opublikuj i wszyscy poznają prawdę. Każdy się dowie, że nas okłamywałaś.

Ale chciałam najpierw napisać do ciebie, żebyś wiedziała, że jest mi przykro.

Issa x

MIESIĄC WCZEŚNIEJ

ROZDZIAŁ 1

Lily

Nawet nie potrafię sobie wyobrazić trzech milionów ludzi.

Mogę wyobrazić sobie dziesięć osób stojących w kolejce. Albo jakąś setkę – na koncerty Bryana często przychodziło po kilkaset osób – ale na myśl o większej liczbie zaczyna mi się kręcić w głowie. Ilu ludzi może pomieścić największy stadion na świecie – pięćdziesiąt tysięcy? Może ze sto?

Wyobrażam sobie rzędy siedzeń wypełnione ludźmi, na których twarzach jest wymalowane całe ich życie: doświadczenia, rodziny i związki. Nie. Nie potrafię tego ogarnąć. Nawet sto tysięcy jest nie do pomyślenia.

3 002 031

Wpadam w panikę.

Na co dzień nie zastanawiam się nad tym, ile osób mnie ogląda. Ale teraz kiedy o tym myślę, wydaje mi się to nierealne. Żołądek podchodzi mi do gardła, szarpany mieszaniną podniecenia i strachu. Nie mogę uwierzyć w to, że stuknęły mi trzy miliony subskrybentów. To naprawdę ogromna liczba. To jakieś szaleństwo.

Odruchowo sięgam po kamerę. Co powie na to Bryan? Od miesięcy rozmawialiśmy o osiągnięciu trzech milionów. Ta chwila zbliżała się nieubłaganie. Nie mogę się doczekać, żeby mu o tym powiedzieć!

Nachylam się przed lustrem, żeby lepiej przyjrzeć się swojej twarzy. Blee, wyglądam obrzydliwie. Przez cały dzień nie myślałam o nagrywaniu. Przygładzam włosy, nakładam na usta balsam i robię minę do obiektywu – eee, walić to. Zdarzało mi się wyglądać gorzej. Muszę ustawić obiektyw kamerki tak, żeby w kadrze było widać moją twarz, i… nagrywamy.

– Bryan! Stuknęły mi trzy miliony subskrybentów! Dziwnie się czuję, kiedy wypowiadam tę liczbę na głos. Trzy miliony ludzi ogląda moje filmy. Trzy miliony ludzi wie, kim jestem. Trzy miliony.

Nic.

– Bryan! Stuknęły mi trzy miliony! – powtarzam. Hmm? Gdzie on jest? W korytarzu nie ma nikogo, ale z pokoju na końcu dobiega ciche buczenie. Wchodzę tam i widzę, jak Bryan pochyla się nad gitarą elektryczną, trzymając na kolanach telefon i uśmiechając się do ekranu.

Dobra, wystraszę go. To będzie świetne ujęcie. Przykładam palec do ust i mówię „ćśśś” do kamery. Następnie kieruję ją na swoje stopy i teatralnie skradam się na palcach do Bryana.

– STUKNĘŁY MI TRZY MILIONY! – krzyczę mu do ucha.

Bryan zrywa się jak oparzony i odwraca laptop tak, żebym nie widziała, co jest na ekranie. Ściąga z uszu słuchawki.

– Lily, co jest, do cholery?!

Obszerna bluza z kapturem zsunęła mu się z ramion, odsłaniając długi, szary podkoszulek oraz fragment tatuażu z czarnym krukiem. Kiedy rzuca telefon na biurko, na jego palcach, pokrytych odciskami od gry na gitarze, pobrzękują pierścionki.

Gapię się na niego, a wtedy on przenosi wzrok ze mnie na obiektyw, i w końcu załapuje.

Świetnie. Wiem, że będę musiała to wyciąć.

– Eee… stuknęły ci trzy miliony? No co ty mówisz?! Gratulacje!

Wstaje i oplata mnie ramionami. Z początku sztywnieję, poirytowana jego zachowaniem. Kiedy jednak przyciska mnie mocniej i czuję jego szorstką brodę i twardą, chudą pierś, wyciągam rękę, aby uchwycić nas w kadrze.

Serce zaczyna mi walić jak młotem, kiedy myślę o moich subskrybentach – setki nieznajomych twarzy przelatują mi przed oczami. Czuję, że muszę zadowolić zbyt wielu ludzi. To więcej, niż jestem w stanie udźwignąć.

– Ja… po prostu nie mogę w to uwierzyć – mamroczę pod nosem, a oczy zachodzą mi łzami.

Bryan szepcze mi do ucha, z dala od mikrofonu:

– To mnóstwo młodocianych stalkerów. Widzi moją minę i zmienia ton.

– Wiesz co? Chodźmy na brunch* – mówi głośno, głupkowato szczerząc się do kamery.

Uśmiecham się. Już myślę o tym, jak będę mogła skleić z tego całego vloga. Będziemy potrzebować materiału, na którym widać, jak jemy brunch; może wrzucę coś na Instagrama, jeśli uda mi się zrobić dobre zdjęcie jedzenia… potem moglibyśmy nagrać jakieś podziękowania dla widzów, może spacerując po parku? To by dobrze wyglądało. Ale czy nie kręciliśmy filmu w parku w zeszłym tygodniu? Mogłabym zakończyć monologiem, mówiąc wprost do kamery, jaka jestem wdzięczna.

Czuję ucisk w klatce piersiowej. Muszę jeszcze dziś dokończyć dwa sponsorowane filmy, a jestem dopiero w połowie maili, które przesłała mi Sam, moja asystentka. No i naprawdę powinnam też umieścić posta na Instagramie. Chociaż to ostatnie ujęcie powinno być całkiem łatwe do sfilmowania. Jeśli będę mieć wystarczająco dużo materiału z naszej wizyty w śniadaniowni, większość vloga zapełnię pogadanką, którą nagram, kiedy skończę pracę. Wciąż jednak czeka mnie montaż, ale tym zajmę się wieczorem. W myślach raz jeszcze sprawdzam listę rzeczy do zrobienia. Kładę dłoń na szyi i czuję pulsującą krew.

Nie mogę sobie pozwolić na niezamieszczenie vloga, skoro stuknęły mi trzy miliony subskrypcji. Może gdybym wstała jutro o szóstej, udałoby mi się go zmontować. To przecież nie zajmie dużo czasu. Nagram tylko krótki materiał. Filmik będzie trwał mniej niż dziesięć minut. Po prostu jakoś będę musiała się z tym wyrobić.

Auć! Wzdrygam się, bo bezwiednie przygryzłam wargę do krwi. Cholera. Trzeba to będzie wyciąć. Spoglądam na Bryana.

– Byłoby cudownie! – Uśmiecham się, mrugając do obiektywu, i wyciągam rękę, żeby ustawić kamerę na biurku za Bry’em.

Telefon Bryana wibruje. Bry sięga po niego, a kiedy patrzy na ekran, na jego twarzy pojawia się uśmieszek.

– Ja, eee, muszę jeszcze tylko dopracować jeden kawałek. – Uśmiecha się do mnie i wskazuje głową drzwi. Bądź gotowa za dziesięć minut.

ROZDZIAŁ 2

Melissa

Chciałabym wyglądać jak LilyLoves. Właśnie umieściła na Instagramie selfie, na którym cieszy się z trzech milionów subskrybentów, i wygląda nieziemsko. Ma ogromne oczy, grubo obrysowane kredką, otoczone firanką długich, gęstych rzęs. Włosy też ma idealne – nosi fryzurę pixie, którą układa tak, że piękne blond kosmyki lekko opadają jej na oczy.

Ja nigdy nie wyglądałabym dobrze w krótkiej fryzurze; mam pucołowatą twarz. A moje włosy mają taki sam mysi kolor jak włosy mojej mamy. Wyglądałabym jak chłopak. I to nie jak słodki chłopak o dziewczęcych rysach. Jak prawdziwy chłopak. Ludzie w szkole pytaliby: „Ej, co to za nowy koleś z klasy H?”. Kiedy usiadłabym obok Suze, prawdopodobnie zaliczyłaby buraka i nie chciała się do mnie odzywać. Tak się zachowuje przy chłopakach.

Klikam na najnowszy post LilyLove: „Mała przygoda w Londynie” i przelatuję przez zdjęcia. Lily stoi przed straganem i trzyma koszyczek z truskawkami, na palcach ma pierścionki z ametystem i topazem. Spędziłam wspaniały dzień, odkrywając Londyn z moją przyjaciółką – mam nadzieję, że wy też mieliście cudowny weekend! Love Lily, xoxox

Uwielbiam blogi Lily. Za każdym razem, kiedy widzę jakieś miejsce, które odwiedziła, to też mam ochotę tam pojechać. Kiedy wrzuca na Instagrama zdjęcie śniadania, jedzenie wygląda tak apetycznie, że chciałabym wyciągnąć je z ekranu i zjeść.

W sumie to chyba dobrze, że nie mogę tego zrobić. I tak mam już zbyt pulchne uda. Gdybym jadła tyle, co Lily, prawdopodobnie potrzebny byłby dźwig, żeby zawieźć mnie do szkoły. Jest takie zdjęcie, na którym Lily ma na sobie legginsy i długie, srebrne naszyjniki z koralików. Siedzi na wielkiej poduszce i podkula nogi. Moje uda nigdy nie będą takie szczupłe.

Kilka tygodni temu próbowałam odtworzyć tę fotkę, ale jedyne naszyjniki, jakie mam, to te tanie, srebrne z H&M. Są już tak znoszone, że aż wyblakły. Próbowałam podkraść mamie kilka złotych naszyjników, ale gdy zobaczyła, że się w nich fotografuję, to się wkurzyła.

– Czemu masz na szyi moją biżuterię i robisz sobie w niej zdjęcia? Chyba nie po to, żeby zamieścić je w internecie? Melisso, powiedz, że nie zamieszczasz tego W INTERNECIE!

Wypowiada W I-N-T-E-R-N-E-C-I-E, jakby to było przerażające miejsce, gdzie pedofile czyhają na dzieci. Założę się, że nie ma pojęcia o tym, że dziewczyny korzystają z netu, żeby podpuszczać chłopaków do pisania wyznań na Messengerze, po to tylko, żeby zrobić zrzut ekranu i wysyłać go całej klasie. Nawet nie ma sensu próbować wytłumaczyć mamie, czym jest vlogowanie.

To i tak nie ma znaczenia – selfie wyszły okropnie. Nie mam ładnych kości policzkowych i dzióbek w moim wykonaniu zawsze wygląda słabo.

Kiedy skroluję tablicę Lily, otwieram kolejne okienko i wchodzę na kanał Bryana na YouTubie. Nie jest nawet w połowie tak ciekawy; zazwyczaj opowiada o jakiejś dziwnej muzyce. Włączam jego Instagrama. Nie mam nic przeciwko fotkom Jerry’ego, jego kolegi z zespołu – jest całkiem seksowny – ale to zdjęcia Bryana i Lily lubię najbardziej.

Wkrótce znajduję to, czego szukam: selfie Bryana i Lily przytulonych na kanapie razem z Polarem – białym szczeniaczkiem należącym do rodziców chłopaka. Piesek wierci się pomiędzy nimi. Bry udaje, że robi poważną minę, Polar wplątuje łapki w jego brodę, a Lily odchyla głowę w naturalnym uśmiechu. Wyglądają na takich szczęśliwych.

Wchodzę teraz na vloga Lily, LilyLives, i odpalam wideo, na którym zwiedzają Londyn. Te filmiki lubię najbardziej. Bry biegnie przed siebie, śmiejąc się i skacząc na barierki, podczas gdy Lily udaje, że nie patrzy, i przewraca oczami z dezaprobatą.

– Serio, Lily. Który mamy rok, 2005? Zróbmy zakupy przez internet – narzeka Bryan, kiedy ona ciągnie go do supermarketu. Lily wydyma wargi, a chłopak się śmieje i obraca na pięcie, żeby ją dogonić.

Spędzam kilka kwadransów na oglądaniu tych filmów. Tak naprawdę dopiero o dwunastej w południe orientuję się, która jest godzina. O cholera. Mama, tata i mój brat Aidy niedługo wrócą z basenu. Odrywam się od kanału Lily i rozglądam po pokoju. Mama się wścieknie. Wszędzie walają się ubrania, szczotki do włosów i produkty do makijażu. Moje życie jest o wiele gorsze od życia Lily – chciałabym mieć takie piękne mieszkanie i chłopaka jak Bry.

Nie żeby Bryan był w moim typie – znam wielu przystojniejszych chłopaków z gimnazjum. Bry jest bardzo chudy, a jego oczy są umieszczone trochę za blisko siebie. Ma jednak ten swój zespół i to w jakiś sposób sprawia, że wydaje się seksowniejszy. No i naprawdę zależy mu na Lily.

Obgryzając paznokieć, zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym miała chłopaka. Ja i wysoki ciemnowłosy, przystojny koleś na wycieczce w Londynie zamieszczałabym na swoim blogu zdjęcia, na których siedzimy w odjechanych restauracjach, wracamy do mieszkania, żeby upichcić coś na kolację, a on się śmieje, ucząc mnie gotować. A może oboje bylibyśmy beznadziejnymi kucharzami, więc zamawialibyśmy coś do domu, a potem przytulali się do siebie i całowali, nie zważając na umazane jedzeniem usta…

Z powrotem wchodzę na bloga Lily. To żałosne, że nie mam chłopaka. Nawet nigdy z żadnym się nie całowałam. No, nie na poważnie. Parę lat temu kilka razy niezdarnie zetknęliśmy wargi z moim chłopakiem Yousefem, ale byliśmy wtedy dzieciakami. To nie był prawdziwy związek. Pod koniec dziewiątej klasy Yousef przeprowadził się do innej szkoły, więc go rzuciłam. Tak głęboka była nasza miłość.

Mam szesnaście lat i nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka. Oto moje życie.

Otwieram swojego bloga i dzielę ekran, tak żeby był tuż obok bloga Lily. Do tej pory napisałam tylko kilka recenzji produktów do makijażu i już skończyły mi się kosmetyki. Liczba moich followersów utknęła na pięćdziesięciu jeden. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić. Przetestowałam już prawie wszystko, co miałam w domu.

Przeklikuję przez kolejne urodowe blogi z Londynu. Zatrzymuję się na jednym z nich i patrzę na fotkę street artu w Shoreditch zrobioną przez jakąś blogerkę. Zdjęcie wygląda na takie, które można by znaleźć w serwisie Flickr.

Hmm, ciekawe…

Wpisuję „Shoreditch street art” w wyszukiwarce zdjęć na Flickr. Na stronie wyskakuje lawina ujęć zrobionych we wschodnim Londynie. Są naprawdę cool. Jaka szkoda, że nigdy tam nie byłam. Jaka szkoda, że to nie ja zrobiłam te fotki. Mój blog wyglądałby ekstra.

Klikam na jedno ze zdjęć i zauważam maleńką przekreśloną literę „c”, a poniżej napis „domena publiczna”. Chwileczkę – czy to oznacza, że mogę użyć tego zdjęcia na swoim blogu?

Czytam opis. Z tego, co widzę, to… tak.

Po kilku minutach mam już spory zbiór darmowych zdjęć z Londynu – jedzenia z bazarów, street artu, a nawet kilka ujęć pałacu Buckingham, wyglądających jak zrobione przez turystów.

Trzęsącymi się palcami umieszczam je w nowym poście. Wciąż mając obok otwartego bloga Lily, zaczynam pisać:

Cudowny dzień z przyjaciółmi w Londynie! Wszyscy musicie spróbować lokalnych owoców – są przepyszne, naprawdę boskie. Musiałam zrobić fotkę, żeby je wam pokazać. Nie mogłam się powstrzymać! Love, IssaAdores xoxox

Nadaję wpisowi tytuł „Wyprawa Issy do Londynu”. Wygląda, jakbym naprawdę spędziła tam superdzień. Najeżdżam kursorem na przycisk „Opublikuj”… Nie mogę się zdecydować, czy zamieścić ten wpis, czy nie. Czuję, jakbym przekraczała jakąś niewidzialną granicę.

Ale przecież mogłabym z łatwością pojechać do Londynu i zrobić te zdjęcia. Mogłabym bez problemu odwiedzić te miejsca. Nie ma w tym nic dziwnego – prawdopodobnie pewnego dnia naprawdę wszystkie je odwiedzę. A potem zastąpię te fotki moimi własnymi. Tak naprawdę są tu tylko tymczasowo.

Zdecydowałam się i naciskam „Opublikuj”. Czuję przypływ euforii. Mój blog wygląda o wiele bardziej cool znacznie bardziej przypomina bloga Lily. Czekam parę minut, po czym odświeżam stronę. Liczba followersów już podskoczyła do pięćdziesięciu trzech.

* Połączenie słów breakfast („śniadanie”) i lunch („obiad”), odpowiednik drugiego śniadania.

Przeczytajcie kolejny fragment książki! Powieść My Secret YouTube Life możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
My Secret Youtube Life
Charlotte Seager1
Okładka książki - My Secret Youtube Life

Co zrobisz, jeśli konto twojej idolki okaże się największym oszustwem na YouTubie? LilyLoves, popularna youtuberka, ma wszystko: dizajnerskie mieszkanie...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy