Ostatnia podróż Aleksandry Tyl to powieść o sile miłości. Historia, która mogłaby zdarzyć się naprawdę.
Patrycja, niegdyś wzięta modelka, obecnie realizuje się w nowych rolach - specjalistki od promocji oraz żony i mamy trójki dzieci. Dni wypełnione obowiązkami upływają szybko, ale szczęśliwie. Do czasu, gdy Patrycja dostrzega, że jej mąż Grzegorz zaczyna się od niej oddalać i wycofywać z rodzinnego życia. W Patrycji wzbierają pretensje i rodzi się żal. Czuje się osamotniona i zmęczona. Kiedy więc Grzegorz proponuje wspólną podróż i zaprasza żonę w bajkowy rejs luksusowym statkiem, ona odczytuje to jako okazję do uzdrowienia rozpadającego się małżeństwa. Nie spodziewa się, że właśnie podczas wycieczki wyjdzie na jaw skrywana przez męża tajemnica, która odbierze jej nadzieję na wspólną przyszłość. Czy Patrycja znajdzie w sobie siłę, by zaakceptować gorzką rzeczywistość?
Do lektury książki Ostatnia podróż Aleksandra Tyl zaprasza Prozami. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Ostatnia podróż:
Był późny wieczór. Patrycja wyszła na balkon i zapaliła papierosa. Usiłowała rzucić palenie, wiele razy, nałóg był jednak silniejszy. To działo się w głowie. Proste połączenie, że papieros równa się relaks, powodowało, że niemal każdego dnia, kiedy dzieci były już w łóżkach, pozwalała sobie na te kilka minut odprężenia. Zaciągała się głęboko, mimo gorzkiego smaku i drapania w gardle. Lubiła patrzeć na dym rozpierzchający się w powietrzu. Tu, z piątego piętra, rozciągał się przyjemny widok na park, oświetlony teraz niezbyt jasnymi latarniami. Mimo późnej pory i chłodu spacerowało w nim kilka osób, głównie z psami. Kojący widok, spokój, tak bardzo potrzebny po rozedrganym dniu.
Tuż za parkiem widać było światła miasta, niezliczone ilości kolejnych budynków, dalej Wisła, a za nią następne budowle, kamienice, bloki. I następne. A w nich setki ludzi, tysiące, miliony.
Patrycja czuła się jednak samotna.
I zmęczona.
Nie tylko tym dniem, ale całym aktualnym życiem. Przytulny dom i rodzina dawały spełnienie i czasem Patrycja była na siebie zła, że tak parszywie się czuje, wypełniając kolejne obowiązki. Była jednak przytłoczona. Zbyt przytłoczona, by spojrzeć na wszystko z dystansu.
Nie planowali mieć trójki dzieci. Oboje z Grzegorzem nastawiali się, że będą rodziną dwa plus dwa. Najpierw urodziła się Maja. Patrycja miała wówczas trzydzieści lat i nie chciała zbyt długo odwlekać decyzji o kolejnym dziecku. Po niespełna dwóch latach znów ujrzeli dwie kreski na teście ciążowym. Nie posiadali się ze szczęścia. Grzesiek marzył o synu, Patrycji płeć była obojętna. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że szczęście będzie podwójne. W brzuchu rozwijały się bowiem dwa płody.
Najpierw był szok, potem radość, ale przytłumiona lękiem. Patrycja się bała, czy dadzą sobie radę z trójką, Maja przecież wciąż wymagała ogromnej uwagi. Pocieszali się jednak, że nie są jedyni, a niektórzy muszą dawać radę i z pięcioraczkami.
A jednak teraz, po czterech latach od drugiego porodu, miała wrażenie, że jest naprawdę trudno. Kochała dzieci nad życie, dałaby sobie za nie wyrwać serce, ale takie dni jak dzisiejszy powodowały, że miała ochotę rzucić się z balkonu. Może nie z piątego piętra, to byłby dramat. Ale z pierwszego, by złamać tylko nogi i przez kilka miesięcy czekać, aż się zrosną. I odpoczywać. Bezkarnie i bez wyrzutów sumienia. Po prostu leżeć i nie musieć zajmować się domem, dziećmi. Nie musieć wozić ich do przedszkola, szkoły i na te wszystkie dodatkowe zajęcia, w których dzieciaki tak bardzo chciały brać udział, ale które dla niej były istną męczarnią. Na co dzień czuła się jak kierowca, a w weekendy jak widz przymuszony do oglądania tych wszystkich występów i zawodów, które jej zdaniem organizowane były nazbyt często. I jeszcze to kupowanie wymaganych strojów na ostatnią chwilę. Dzisiaj niemal pół dnia straciła na szukanie odpowiednich kimon do karate dla chłopców.
A potem ta stłuczka. Jasiek chwilę wcześniej darł się, kopał w siedzenie – usiłowała go uspokoić. Odwróciła się tylko na moment, stojąc na światłach. Nie poczuła, że puszcza nogę z hamulca. Jak dobrze, że uderzyła tylko błotnikiem o błotnik.
Wszystko skończyło się dobrze. Ale wciąż czuła rozedrganie po tym dniu.
Zaciągnęła się ostatni raz, po czym zgasiła papierosa.
Jeszcze przez chwilę stała i patrzyła na relaksujący widok. Dochodziła dwudziesta pierwsza, Grzegorza wciąż nie było. Rozważała, czy do niego zadzwonić, ale odrzuciła ten pomysł.
Robiło się coraz chłodniej, dlatego weszła do mieszkania i zamknęła drzwi balkonowe. Firanka, którą zaciągnęła, była już poszarzała, i Patrycja złapała się na myśli, że warto byłoby ją uprać. Ostatni raz robiła to chyba trzy lata temu. Może cztery... Aż wstyd.
Powolnymi ruchami zaczęła sprzątać ze stołu, przy którym jadła z dziećmi kolację. Nie chciało jej się, ale nie lubiła się kłaść, gdy w domu panował nieporządek. Czasem miała wrażenie, że takie codzienne sprzątanie to syzyfowa praca. Przy trójce dzieci wciąż było coś do zrobienia. Dzień w dzień. I tak w kółko.
Otworzyła lodówkę, by włożyć do niej niezjedzone resztki. Ogórki kiszone – których dzieci nie znosiły, a które wciskała im przy każdej okazji, tłumacząc, że kiszonki jesienią i zimą to najlepszy sposób na zachowanie zdrowia – włożyła z powrotem do słoika. Jej wzrok padł na butelkę białego wina, ledwie co napoczętą. Wyjęła ją. Wprawdzie był czwartek i rano znowu trzeba będzie wstać, ale lampka wina przed snem przecież nie zaszkodzi – pomyślała i nalała trochę do kieliszka.
Dokończyła sprzątanie stołu, a potem usiadła na kanapie z kieliszkiem wina i książką.
Może nawet lepiej, że nie ma jeszcze Grzegorza – przemknęło jej przez myśl. Kilka chwil tylko dla siebie. Cisza, niezmącona dźwiękiem telewizora ani radia, była tak przyjemna.
Patrycja upiła łyk, potem drugi i otworzyła książkę, w której zakładka włożona była między pięćdziesiątą a pięćdziesiątą pierwszą stronę. Ledwie trzeci rozdział popularnej powieści, którą zaczęła czytać już chyba dwa tygodnie temu. I wciąż brakowało jej wolnych chwil, by kontynuować lekturę.
– Maamoo! – Przeciągły krzyk córki spowodował, że Patrycja zacisnęła powieki. Nie był to krzyk przerażenia ani też krzyk sygnalizujący nagły wypadek. Było to nawoływanie, jak czasem Maja miała to w zwyczaju. „Mamooo, siku!”, „Maaamo, pić!”. I choć miała już prawie siedem lat i mogła w nocy samodzielnie wyjść do toalety lub pójść do kuchni po wodę, wybierała rozwiązanie angażujące matkę.
Tym razem Patrycja, zamiast poderwać się z kanapy i pobiec do pokoju córki, udała, że nie słyszy.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Ostatnia podróż. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: