Nagrodzony felieton: "Wyjeżdżając za chlebem"

Data: 2015-05-08 13:21:13 | Ten artykuł przeczytasz w 4 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Nagrodzony felieton:

Nakładem Oficyny Literackiej Noir Sur Blanc ukazała się niedawno książka Więcej niż możesz zjeść. To zbiór tekstów o jedzeniu publikowanych przez Dorotę Masłowską w magazynie „Zwierciadło” w latach 2011-2013. Tekstów, które jednak mocno odbiegają od tradycyjnego pojęcia rubryki kulinarnej, jeśli go wręcz jawnie nie przedrzeźniają. 

 

- Wszyscy wiedzą że piszę książki, że nagrywam płyty, a mało kto domyśla się, że w wolnym czasie również trochę jem. O tym nieujawnianym dotąd fakcie pisałam do magazynu „Zwierciadło” felietony; przez 2 lata prowadziłam tam rodzaj rubryki spożywczej, w którym z właściwą sobie swadą opisywałam jedzone jedzenie. Te grubymi nićmi szyte refleksje kulinarne stanowiły jednak wyłącznie pretekst dla rozważań szerszych: chwalenia się zagranicznymi podróżami, opisywania potknięć moralnych znajomych, czy ujawniania drastycznych szczegółów ze swoich operacji plastycznych. Dziś opatrzone genialnymi ilustracjami Macieja Sieńczyka ze wzruszeniem kieruję do rąk czytelnika. - pisze Masłowska. - Tak inteligentnie i trafnie o nie tylko polskiej obyczajowości już od dawna nikt nie pisał - podkreśla Sławomir Krempa, redaktor naczelny serwisu Granice.pl w recenzji książki. Niedawno zaprosiliśmy Was do lektury, a także do wzięcia udziału w naszym konkursie na felieton. Jego autorzy otrzymają książki z autografem Doroty Masłowskiej. Dziś publikujemy pierwszy z nagrodzonych felietonów - "Przyjeżdżając za chlebem" autorstwa Natalii Karolak. Kolejnych laureatów poznamy w przyszłym tygodniu. 

 

Przyjeżdżając za chlebem

Natalia Karolak

 

Ostatnio w powszechnym użyciu funkcjonuje powiedzenie „wyjechali za chlebem”. Generalnie wiemy, czego dotyczy ten zwrot, że chodzi o zarabianie na życie, jednak, z drugiej strony, człon „za chlebem” w rzeczywistości rzadko kiedy ma rację bytu. Zapytajcie niektórych emigrantów, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez zakupów w polskim sklepie (ewentualnie Polskim Sklepie – wszystko zależy od tego, jak bardzo właściciel chce podkreślić polskość danego przybytku). Nie chodzi o to, że nie znamy obcego języka, bo często doskonale nim władamy. Chodzi o ten chleb, za którym rzekomo wyjechaliśmy (a niektórzy i wrócili). Tych, którzy wrócili, też możecie zapytać - na pewno pamiętają, jak to z tymi sklepami jest.

 

Bułki z miejscowego marketu – nie, bo na drugi dzień są twarde. Krojony chleb? Zeschła kartka papieru, kto by to jadł? Czasem ratujemy się bułkami i chlebem z Lidla, bo one są podobnie wypiekane bez względu na kraj. Wyjście awaryjne, stosowane czasem i w Polsce. Ale awaria to nie reguła.

 

Nawet, jeśli chleb z polskiego sklepu niekoniecznie smakuje jak oprószone mąką bochny, niegdyś zakupione w ojczyźnianej piekarni, i nie pachnie tak samo, to jednak możliwość obcowania z polskim językiem i polskimi produktami umila dzień w Innym Kraju. Poza tym, gdzie jak nie wśród znajomych produktów pomstować na polityków, przez których musieliśmy emigrować? Sklep to świetne miejsce, by spotkać rodaków, pogawędzić, dokupić do chleba trochę wędliny. Robi się tak swojsko, jak w osiedlowym spożywczaku. Jedną nogą w Polsce, tylko płacimy inną walutą.

 

Przymykamy oko na fakt, że chleb jest w folii, bo folia posiada czerwono-biały symbol rozrzewnienia i tęsknoty (jestem prawie pewna, że kiedyś widziałam na folii biało-czerowne serduszko), a na to pomstować nie wolno. Nie dopuszczamy myśli, że może to prawdziwie polskie pieczywo wcale takie dobre nie było. Wspominamy, jak prababcia albo babcia (świętej pamięci lub jeszcze żyjąca) podnosiła świeży bochenek, przyciskała do piersi i na umączonej części kreśliła czubkiem noża znak krzyża. Nikt się nie odważy powiedzieć, że to wspomnienie przaśne takie, nienowoczesne, że postęp kupuje chleb krojony, a dietetyka białego nie lubi, bo lepszy ciemny, z ziarnami. 

 

Ciekawe, czy ktoś badał współmierność tęsknoty za krajem i ilością zjedzonych kromek z chleba kupionego w polskim sklepie? Albo ilością odbytych polskich mszy? Ciekawe, czy ktoś w ogóle badał potrzebę wszczepiania polskości w obcy krajobraz spożywczo-religijno-kulturowy?

 

Ostatecznie lepiej powiedzieć: „wyjechali za pieniędzmi”, bo za chlebem to niejeden chciałby wrócić.

 

(I może wrócił.)

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje