Moc czynienia cudów. Fragment książki „Jeden dzień" Katarzyny Rygiel

Data: 2023-01-30 10:03:54 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 14 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Ula i Felek mają za sobą już dwie podróże w czasie. Ona z niechęcią patrzy na zegary, bo wolałaby nie trafić więcej do przeszłości. On skrycie marzy, że kiedyś znowu się tam znajdzie. Żadne z nich nie spodziewa się, że nowa podróż zacznie się szybciej, niż myślą, i będzie miała związek z prośbą Syreny, dzieciństwem dziadka Janka i tajemnicą, której nie zdradził nawet wnukowi. W dodatku okaże się bardziej niebezpieczna od poprzednich. Czy Jankowi, Uli i Feliksowi uda się zmienić przeszłość i ocalić teraźniejszość? Po czyjej stronie będą tym razem Sawa i Pistorius? O losie bohaterów przesądzi jeden dzień. Czwarty dzień powstania warszawskiego.

Obrazek w treści Moc czynienia cudów. Fragment książki „Jeden dzień" Katarzyny Rygiel [jpg]

„Jeden dzień" Katarzyny Rygiel to bardzo udana powieść dla młodych czytelników, w której przygoda splata się z historią. To lektura pełna emocji, ogromnie wciągająca i poruszająca.

- recenzja książki „Jeden dzień"

Do lektury książki Katarzyny Rygiel Jeden dzień – kontynuacji cyklu, w którego skład wchodzą również książki Strażnik klejnotu oraz Wszystkie zaułki przeszłości – zaprasza Wydawnictwo Dwukropek.

– Ciekawość pcha nas w świat i sprawia, że kolekcjonujemy wspomnienia oraz doświadczenia, że nie wystarczają nam utarte ścieżki, którymi codziennie podążamy, bo one zwyczajnie nas nudzą i nużą. Że chcielibyśmy lepiej albo inaczej… Chyba właśnie tacy ludzie mają szansę dotrzeć tam, gdzie przed nimi nie dotarł nikt – mówiła w naszym wywiadzie Katarzyna Rygiel

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście premierowy fragment książki Jeden dzień. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Po spotkaniu z Pistoriusem poczuła się spokojniejsza. Nic nie zrobił ani nie powiedział, ale gdy zapytała, czy spotkają się jeszcze, pochylił głowę na znak, że się zgadza. Rozumiała, że potrzebuje trochę czasu do namysłu. Były w nim jakaś szlachetność i bezgraniczna cierpliwość, którą zawdzięczał długiej tułaczce przez wieki. Gdyby doliczyć lata przeżyte kiedy indziej, miałby ich blisko sto. To dość, by wyzbyć się gorączki młodości.

Z tego jednak Sawa nie zdawała sobie sprawy. Patrzyła na jego przystojną twarz i myślała o tym, że jego milczenie trudno uznać za obietnicę pomocy. Że jeśli nie zaoferuje mu niczego w zamian choćby to miały być formuły jednego czy dwóch mało ważnych zaklęć – szybko się zniechęci. I że w jakiś nieuchwytny sposób przypomina jej Warsa, którego ostatnio wspominała coraz rzadziej. Mikołaj Pistorius. Miał w sobie coś, co sprawiało, że dobrze się czuła w jego towarzystwie.

Ucieszyła się, widząc go ze swojego okna, kiedy zjawił się na rynku dwa dni później o wyznaczonej przez nią godzinie, i czym prędzej zbiegła na dół – z gołą głową, jak zwykła dziewczyna, którą się stała, gdy odrzuciła czepek mężatki. Jej włosy, które jeszcze na schodach zaplatała pospiesznie w gruby warkocz i przewiązywała wstążką, zalśniły w słońcu, tak że alchemik królewski dostrzegł ją od razu. Zbliżył się energicznym krokiem. Zadźwięczały o bruk podkute buty. Ten odgłos już zawsze miał się kojarzyć Sawie z Pistoriusem.

Bił od niego spokój kogoś, kogo trudno zadziwić. Ukłonił się na powitanie i nie rzekł słowa, dopóki nie oddalili się od kramów i tłoczących się wokół nich mieszczan. Sawa popatrywała na niego niecierpliwie, ale wkrótce i jej udzielił się nastrój towarzysza. I ona zasmakowała w milczeniu. Szli niespiesznie, pogrążeni w myślach, które były zaskakująco do siebie podobne: Czy to się udać może? Co też osiągną, łącząc ze sobą naukę i magię? Czy owe dziedziny są sobie dostatecznie bliskie, by mogły przynieść Pistoriusowi wiedzę, a Sawie ratunek?

Wreszcie, gdy znaleźli się w wąskim zaułku, w którym dostrzegli jedynie bawiące się dzieci, Pistorius zdecydował się przemówić.

– Wielem myślał o tem, coś mi, waćpanna, rzekła – zaczął powoli, jakby jeszcze nie był pewien swej decyzji. – I to wiem, że mistrz Baltazar ceni mnie ponad miarę. Jestli jednak zechcesz swoją wiedzę dodać do mojej i magię połączyć z alchemią, uczynię, co w mej mocy…

Spojrzenie miał szczere, głos pełen życzliwości i Sawa poczuła, że ten człowiek nigdy jej nie zawiedzie. Nigdy nie okłamie. Nie wykorzysta przeciwko niej wiedzy, którą posiadł, ani tej, którą ona zechce mu powierzyć. Mogła mu zaufać. Już… ufała. A nie zwykła ufać nikomu.

– Dziękuję waszmości – odparła, dziwiąc się sobie w duchu. – A że wdzięczności słowami wypowiedzieć nie sposób, radam twą pomoc godziwie nagrodzić zaklęciem lubo recepturą na ziołowe mikstury, których mocy jeszcze nie poznałeś…

Jednak mężczyzna uśmiechnął się jakby do siebie i pokręcił głową, aż poruszyło się gwałtownie pióro przy jego kapeluszu.

– Nie chcę nijakiej zapłaty, uczynię to przez ciekawość, co z tego wyniknąć może.

– Jakże to? – zdumiała się, czując, jak sympatia do tego człowieka rozgrzewa jej serce. Niewiele brakło, by się zarumieniła. A przecież nie rumieniła się nigdy.

– Przywilej to i szczęście uczonego móc wybrać przedmiot swych studiów – rzekł, zbyt pochłonięty tymi rozważaniami, by dostrzec jej zmieszanie.

– Co zatem waść proponujesz?

– Do pracy siąść jak najrychlej. Choćby zaraz. Chodźmy do zamku! – zapalił się do tej myśli Pistorius. – W mojej pracowni ksiąg bez liku. Od nich zaczniemy.

Prawdę rzekł Pistorius, kiedy o ciekawości wspomniał. Ona to dawała mu wytrwałość, z jaką szukał w księgach odpowiedzi na nurtujące pytania. To z jej powodu został alchemikiem: by poznać i zrozumieć świat. Kiedy powrócił z tułaczki w czasie i na dobre porzucił marzenia o tym, by żyć wiecznie, jego codzienność stała się prostsza i wolna od rozczarowań. Jeśli pochylał się nad kartami oprawnych w skórę woluminów, to jedynie po to, by cudzą myśl przeniknąć. A gdy zaczynał mieszać składniki w swojej pracowni, nie myślał już o złocie ni o eliksirze nieśmiertelności, ale o miksturach, które ludziom pomóc mogły. Więcej miał w sobie z lekarza albo aptekarza niż z alchemika, choć w oczach zwykłych śmiertelników uchodził raczej za maga, nie za uczonego. A przecież, jak sam powiedział, alchemia nie była magią, jeno nauką. Tak o niej myślał i wystarczało mu, że słabości ciała leczy i na wdzięczność dworzan, a czasem i samego króla zasługuje.

Tym razem miał się zająć słabością innego rodzaju. Słabością mocy, a więc i słabością ducha, bo jedno z drugim powiązanym mu się zdało. Kiedy Sawa wyznała, że jej moc znikła, w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć. Najpierw w to, że kiedykolwiek ją miała, później w jej utratę. Zadawał sobie pytanie, kim jest ta kobieta. Ale gdy spojrzał z bliska w zielone oczy, dostrzegł w nich wieczność, której kiedyś tak pożądał dla siebie. Tak długo jej pragnął, że teraz bez trudu ją rozpoznał i zrozumiał, że Sawa mówi prawdę. Nadal nie miał pojęcia, kim była, ale miał nadzieję, że pewnego dnia się dowie. Od niej. Chciała połączyć moc czarów z nauką, magię z alchemią, więc kiedyś będzie musiała mu to wyznać. Może nie od razu, ale Pistorius był naprawdę cierpliwy. Udowodnił to całym swoim życiem.

Odkąd znowu zamieszkał w swojej Warszawie, z przyjemnością oddawał się zwykłym obowiązkom i każdy dzień witał z radością, każdą godzinę błogosławił, tym bardziej że nagle miał ich więcej, niż się spodziewał. Wspomnienie starości, którą przeżył w innym czasie, było jeszcze świeże. To ono sprawiało, że tak bardzo cieszyła go odzyskana młodość i praca, która teraz miała stać się jeszcze ciekawsza. Mikołaj myślał o tym, że nikt przed nim nie próbował używać nauki pospołu z czarami, przy pomocy naukowych metod mocy tajemnej szukać ani jej wzmacniać, gdyby za słabą okazać się miała. Prośba Sawy była więc jedyna w swoim rodzaju. Ale i on był jedynym w swoim rodzaju alchemikiem. Nie zastanawiał się nad tym, czy mu się uda, by i w sobie ducha nie osłabić. Ksiąg było wiele. Zaklęć także. I tylko oni dwoje mogli ocenić, czy jedne i drugie, razem albo osobno, na cokolwiek im się zdadzą.

Nastały pracowite dni. Sawa i Pistorius całymi godzinami ślęczeli nad księgami, w których opisy występujących na świecie zjawisk i planet, kamieni i metali, roślin i zwierząt przeplatały się z rycinami, recepturami na lecznicze specyfiki i formułami, w których tyle samo było dawnych wierzeń, ile naukowych dowodów.

Alchemik króla Zygmunta III Wazy był miłym towarzyszem, dokładnym, skupionym i milczącym, gdy pogrążał się w lekturze. Sawa mogłaby nawet zapomnieć o jego obecności, gdyby nie to, że była jego gościem i niczego nie mogła zrobić, nie zapytawszy go wpierw o zgodę. Jednak nie przeszkadzało jej to, że musi wykonywać jego polecenia. Czy nie poprosiła go o pomoc? Kto lepiej od niego wiedział, które księgi należy przejrzeć w pierwszej kolejności? Wyciągał je jedną po drugiej z wielkiej rzeźbionej skrzyni, gdzie trzymał te najcenniejsze, by uchronić je od kurzu i wilgoci. Oboje siadali przy stole, jedno naprzeciw drugiego, każde nad swoim woluminem, i czytali, czytali, szukając tych fragmentów, w których mniej było alchemii, a znacznie więcej magii.

Samo mieszkanie Pistoriusa było przestronne i bardzo wygodne. W komnacie ze stołem i skrzynią były jeszcze łoże i szafa. Za ścianą znajdowała się pracownia, a w niej liczne urządzenia i sprzęty przydatne komuś, kto jak Pistorius poznawać chciał właściwości różnych substancji. Były tu więc piec zacnych rozmiarów i pulpit do pisania, były alembik i waga, a ponadto nieskończona liczba kociołków i garnuszków, flasz i słojów z rozmaitymi ingrediencjami. Alchemik przechowywał w nich proszki i grudki w różnych kolorach, a w jednym nawet opiłki srebra. Pod sufitem wisiały pęki ziół jak u baby zielarki albo u Sawy w przyszłości, gdy sprzedawała je na bazarze Różyckiego. Sawa pociągnęła nosem. Mocno pachniały rozmaryn i lubczyk.

– Cóż to? Miłosne zioła? Tegom się po waści nie spodziewała.

– Niejednemu już żywot odmieniły – odparł niewzruszony alchemik.

– Ale… ty? Dekokty warzysz, by serca przeinaczać? To nie magia? – drążyła Sawa.

– Dobrze wiesz, że zielarstwo tylko wtedy wydaje się do magii podobne, gdy za jego przyczyną niemożliwe możliwym się staje. Co się zaś tyczy uczuć – rozwijał myśl Pistorius – te w każdej chwili przemienić się mogą.

W rzeczy samej, myślała Sawa, nie było bardziej zagadkowej substancji od uczuć. One były źródłem ludzkiej słabości i ludzkiej siły. I syreniej… przyznała po namyśle, syreniej także. Czy sama nie przekonała się o tym, kiedy jej przywiązanie do siostry zmieniło się w niechęć, a później w nienawiść? Gdy nie potrafiła rozstrzygnąć, co czuje do Uli, swojej wnuczki? Sawa przypomniała sobie, jak dziewczynka mówiła do niej „babciu” – to jedno słowo przywoływało tyle wspomnień! – i zatęskniła za nią tak bardzo, że łzy stanęły jej w oczach. A może zatęskniła za jej czasem? Nie była pewna. Westchnęła cicho, co nie uszło uwagi Mikołaja. Rzucił jej pytające spojrzenie, ale i tym razem wybrał milczenie.

Drugie drzwi wiodły do biblioteki. Sawa, początkowo rozczarowana skromną zawartością skrzyni z księgami, jako że mieściło się w niej zaledwie kilka grubych tomów, zaniemówiła na widok solidnych dębowych półek, które dźwigały dzieła sprowadzane przez Pistoriusa z różnych miast Polski i Europy. Napływały z miejsc, w których od dawna działały uniwersytety i gdzie nie brak było mądrych głów, skorych przelewać swe myśli na papier. Sawie nazwiska ich autorów nic nie mówiły, były tu jednak dzieła Kopernika, Galileusza i Giordana Bruna poświęcone astronomii, przyrodnicze wywody Paracelsusa, uważanego za ojca medycyny nowożytnej, geologiczne prace Georgiusa Agricoli, pisma wielkiego Leonarda da Vinci, wreszcie traktaty najsłynniejszych w Polsce alchemików: Michała Sędziwoja, Jana Twardowskiego i Olbrachta Łaskiego. I mnóstwo innych. Ich liczba pozwalała mniemać, że wiele miesięcy upłynie, nim uda się zgłębić mądrości w nich zawarte. Myśl o tym nie była jednak dla Sawy przykra. Lubiła spędzać czas w uporządkowanym wnętrzu, w którym było miejsce na studia i eksperymenty. Przychodziła codziennie, zostawała na wiele godzin. Zwykle dopiero na spoczynek wracała do siebie, chociaż nie była zmęczona. Od niedawna czuła się też mocniejsza, choć nie znała przyczyny. Czyżby stało się to za sprawą samej lektury? Czy może obecności Pistoriusa i bliższej z nim znajomości?

Nadal niewiele ze sobą rozmawiali, tyle tylko, ile w drodze, gdy alchemik odprowadzał ją wieczorem na rynek. Nieporównanie częściej milczeli razem, a wspólne milczenie, które nie staje się ciężarem, większą jest sztuką niż wymiana słów, bo tych jest często tak dużo, że łatwo zgubić ich sens.

Weźmy na przykład słowo „MOC”, dla każdego znaczące co innego. Co rozumiał pod nim Pistorius? Prawdopodobnie nie to, co Sawa. By pojmować je tak samo, musiałby znać Sawę wcześniej, gdy potrafiła oczami cuda zdziałać, zjawiać się w każdym czasie i zmieniać postać, ilekroć przyszła jej ochota. I czynić innym to, co tylko przyszło jej do głowy. Dobrego lub złego. Częściej złego. Moc. Zgubiona.

Utracona. Zużyta do cna. Cokolwiek się z nią stało, Sawa nie mogła myśleć o stracie bez żalu i tym gorliwiej przeglądała księgi, tym wnikliwiej śledziła wywody mistrzów. A im dłużej to robiła, tym większej nabierała pewności, że jest bardzo daleko od celu.

Moc, czytała, od łacińskiego potentia – możność, siła. Zwana też taumaturgią, które to słowo z dwóch greckich się wywodzi: thaûma i érgon – cud i czyn. Moc czynienia cudów. Jej moc. Jakże chciała mieć ją na powrót. Znowu być sobą. Silną, zdecydowaną, nieulękłą, nieskorą do kompromisów syreną w kobiecej postaci. Gdyby to mogło stać się już jutro!

Choć gdyby się stało, powiedzmy sobie szczerze, żałowałaby tych godzin, które upływały jej na czytaniu i milczeniu z Mikołajem. Wiele mieli ich już za sobą i może właśnie dlatego tak trudno byłoby jej zrezygnować z kolejnych. Były najlepszą rzeczą, jaka ją spotkała, gdy jako ćma wróciła do XVII wieku. A do dobrych rzeczy łatwo się przyzwyczaić. Sawa, która od wieków żyła samotnie, potrafiła docenić tę zmianę.

Powieść Jeden dzień kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Jeden dzień
Katarzyna Rygiel0
Okładka książki - Jeden dzień

Ula i Felek mają za sobą już dwie podróże w czasie. Ona z niechęcią patrzy na zegary, bo wolałaby nie trafić więcej do przeszłości. On skrycie marzy, że...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje