Jeśli myślisz, że w Polsce nie ma Szkoły Magii, to jesteś w błędzie.
Na świecie jest ich wiele, a jedna z nich ulokowana została na Warmii. Trafia do niej 16-letnia Julka, dziewczyna, która do tej pory nie potrafiła znaleźć swojego miejsca w życiu, nie ma przyjaciół i nawet kot, który mieszka z nią i jej mamą, niezbyt ją lubi. Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że dopiero teraz dotarła do miejsca, w którym odkryje swoje powołanie i znajdzie przyjaciół. Julkę poznaliśmy za sprawą powieści Iwony Wilmowskiej Po pierwsze - uwierz w magię. Już teraz za sprawą książki Po drugie – magia jest w tobie możemy też uczestniczyć w kolejnych przygodach dziewczynki.
Julka, Jagoda i Nikodem kontynuują naukę w Szkole Magii. Zima w ukrytej w warmińskich lasach szkole, to okres bardzo intensywnych treningów, podczas których młodzi przyszli magowie będą szukać odpowiedzi na pytanie: czy zwierzęta czują i myślą?
Drugi trymestr przynosi też nowe tajemnice i niebezpieczeństwa. Julka zaczyna chorować, nawiedzają ją dziwne koszmary, a znaleziony w pokoju rękopis budzi niepokój. Czy osoba, która go podrzuciła, miała wobec Julki dobre czy złe zamiary? To wcale nie jest oczywiste.
A co gnębi Malinę i Piotra? Czy wszyscy nauczyciele i uczniowie mają szlachetne intencje? Kto okaże się zdrajcą?
Emocje rosną, na szczęście także te dobre. "Adam, chłopak z wilkiem" wcale nie jest dzikim odludkiem. I nie zamierza dłużej ukrywać, że jest w Julce zakochany.
Do lektury powieści z cyklu Julka i polska Szkoła Magii zaprasza Wydawnictwo Alegoria. Koniecznie przeczytajcie fragment drugiej książki z serii autorstwa Iwony Wilmowskiej:
Rozdział 3
Pracujcie tak, jakby egzamin miał być jutro
- Medium, czy wiesz już coś więcej? – zapytał Wielki Mag. –Kto tym razem nam zagraża?
Postać w czerwonym kapturze w milczeniu pokręciła głową.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Intensywne skupienie połączone z podenerwowaniem tworzyły atmosferę tak gęstą, że można by ją kroić nożem.
- A może to Terencjusz? – spytała cicho Barbara.
- Zwariowałaś? – Helena spojrzała na nią jak na wariatkę. – Terencjusz? A niby dlaczego ktoś, kto umie obchodzić wszelkie zabezpieczenia miałby nagle się ujawniać?
- Nie ujawnił się, to Medium go wyczuło – zaoponowała Barbara.
- Ale co to za różnica? Przecież wiadomo, że Terencjusz ma moc na tyle dużą, że Medium, z całym szacunkiem, choćby nie wiem jak się wysilało, i tak by nic nie wyczuło, nawet gdyby Terencjusz tuż za ścianą podkładał bombę.- O ile on w ogóle jeszcze żyje – rzekła Barbara. – Ostatnio dał znak życia… kiedy? Jakieś dziesięć lat temu albo i dawniej.
- Gdybyśmy założyli, że umarł, bylibyśmy głupcami – stwierdził starzec. – Terencjusz nie umrze tak po prostu, wiesz, jakie posiadł umiejętności. On czeka i obawiam się, że dobrze wiemy, na co czeka. Ani na moment nie wolno nam zapomnieć, że z jego strony grozi nam największe niebezpieczeństwo. Ale mam wrażenie, że tym razem to nie o niego chodzi. Nie jest głupi, nie zakradłby się do szkoły, zwłaszcza że jeszcze nie ma po co. A Medium wyraźnie wskazało, że niebezpieczeństwo czai się w szkole.
- Medium może się mylić – rzekła Barbara.
- Mylić? Chyba żartujesz! – zaprotestowała Helena.
- Może źle to ujęłam. Nie mylić, ale odbierać niejasne sygnały. Czuje, że zagrożenie znajduje się w szkole. Ale może ono się nie ZNAJDUJE tylko DOTYCZY. Może osoby planującej atak nie ma w szkole, jest gdzie indziej, nie wiadomo gdzie, ale intensywnie o niej myśli, bo tu właśnie zamierza przeprowadzić akcję. Wszystkie jej myśli koncentrują się na szkole i dlatego Medium tak to odczytało.
- Możliwe, całkiem możliwe – rzekł Wielki Mag, w zamyśleniu gładząc swą długą brodę. – Musimy się zastanowić, jakie kroki wobec tego należałoby przedsięwziąć.
* * *
Zapowiadało się, że tak jak w poprzednim trymestrze, również i w tym materiału nauki im nie zabraknie. Nie było więc czasu do stracenia.
- Pamiętacie, co pani dyrektor mówiła wczoraj na kolacji? – zapytał Gerard na pierwszych zajęciach, które odbywały się na powietrzu, na skraju lasu.
Wiał zimny wiatr i mimo ciepłych kurtek wszyscy tuptali w miejscu i chowali ręce głęboko w kieszeniach, próbując zachować jak najwięcej ciepła. Nawet Gerard narzucił na swój nieśmiertelny czarny podkoszulek czarną, skórzaną kurtkę. Adepci kiwnęli więc tylko głowami, ale nikt nie kwapił się do odpowiedzi.
– Magia zwierząt to materia o wiele delikatniejsza niż magia roślin, bo mamy tu do czynienia z istotami czującymi i myślącymi.
W tym momencie ktoś prychnął.
- Tak? – spytał Gerard. - Ktoś chciał coś powiedzieć?
- Nie wiem, czy zwierzęta rzeczywiście myślą – mruknął Piotr, a stojąca obok Malina pokiwała głową.
- A czemu masz wątpliwości?
- Bo to tylko zwierzęta! – powiedział Piotr takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało. Widząc jednak, że Gerard czeka na rozwinięcie tej myśli, dodał – Kierują nimi proste instynkty, a nie myśli. Jedzenie, walka, rozmnażanie. To sprawa instynktu.
- OK., rozumiem. A jak w takim razie uzasadnisz przekonanie, że ludzie myślą, a nie kierują nimi tylko proste instynkty, jak to ująłeś?
- No jak to? – zdziwił się Piotr. – Przecież to oczywiste. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. – Rozłożył ręce i obrócił się, jakby chciał zaprezentować swoje otoczenie. – No dobra, może nie w tej dziczy. Chodzi mi o to, że ludzie konstruują, tworzą nowe rzeczy, a zwierzęta nie. To są efekty myślenia.
- Hmm… A czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, ilu ludzi rzeczywiście tworzy coś nowego? Większość po prostu z tego korzysta. I gdzie tu myślenie?
Piotr przewrócił oczami.
- Ale przecież korzystanie z tych rzeczy też wymaga myślenia.
- Myślenia, czy realizacji wyuczonego schematu?
- Przy tym też trzeba myśleć!
-Tak? To co powiesz o gorylach, które nauczyły się rozbijać orzech kokosowy kamieniem? Albo łapią za gałąź i wywijają nią, walą o drzewo, żeby odstraszyć napastnika? A co o psie, który nauczył się naciskać klamkę, żeby otworzyć drzwi, albo o kocie, który załatwia się do sedesu i spuszcza wodę? Wykorzystują naturalne lub skonstruowane przedmioty. Mam ci podać więcej przykładów?
- Poza tym ludzie mówią. Artykułują swoje myśli.
- Czy dobrze rozumiem, że w takim razie niemowy albo dzieci, które jeszcze nie nauczyły się mówić, nie myślą?
Piotr coraz bardziej się denerwował. Czuł, że przegrywa w tej dyskusji.
- Niech pan nie sprowadza tego do absurdu! –niemal krzyknął, a jego twarz poczerwieniała.
- Ależ wcale nie próbuję – zaprzeczył Gerard. – Po prostu staram się zrozumieć twój tok myślenia. I powiem ci, że nie jesteś jedyną osobą, która ma tego typu wątpliwości. Zwierzęta myślą, czy nie myślą? Filozofowie i przedstawiciele innych nauk nadal nie doszli do porozumienia w tej sprawie. Wciąż toczą się na ten temat burzliwe dyskusje. Jako ciekawostkę powiem wam, że był taki czas, gdy uważano, że zwierzęta nie czują nawet bólu. Argumentowano, że nie ma podstaw przypuszczać, że mogą cierpieć tak samo jak my. Na szczęście tego typu poglądy już dawno zostały jednoznacznie obalone. Natomiast co do myślenia, nadal toczą się spory. Oczywiście poziom myślenia będzie wśród zwierząt różny – tu Gerard zachichotał – tak jak i wśród ludzi. – Julka i inni uczniowie także parsknęli śmiechem. – Wszystko zależy od budowy mózgu, mrówka czy pszczoła tytanem intelektu nie jest, bo jej mózg nie został do tego przystosowany, ale przed powiedzeniem "głupi" o ptaku – Gerard wskazał na gawrona siedzącego na ramieniu Julki – już bym ostrzegał. Może się okazać, że określenie ptasi móżdżek bywa komplementem. Podsumowując, na temat tego czy zwierzęta myślą, czy nie, każdy z was ma prawo mieć własne zdanie. Natomiast wieloletnie praktykowanie magii na zwierzętach udowodnia, że TYLKO osoby zakładające, że zwierzęta myślą, mogą w tej dziedzinie osiągnąć dobre efekty. Dlatego na potrzeby tych zajęć proszę, a wręcz wymagam, abyście przyjęli takie założenie: zwierzęta myślą i czują.
- Co czują? – parsknął Piotr. – Chyba głód.
Gerard westchnął ciężko.
- Piotr, nie popisuj się, proszę. Przecież głupi nie jesteś. Naprawdę uważasz, że zwierzęta nie mają uczuć? Nie mamy czasu na długie wywody, ale odpowiedz mi, proszę, na jedno pytanie, dlaczego mówi się "wierny jak pies"?
Piotr pozostawił to bez komentarza. Gerard odczekał chwilę, a widząc, że chłopak wreszcie nie ma już nic do powiedzenia, zatarł ręce.
- No dobra, skoro początek mamy już za sobą, możemy przejść do konkretów. Oprócz praktycznych zajęć ze mną będzie oczywiście także teoria. Musicie poznać anatomię i fizjologię różnych gatunków zwierząt. Tym zajmie się pani Anastazja, która dojedzie do szkoły lada dzień. Wypadło jej coś ważnego i niestety nie mogła być na rozpoczęciu roku. Poza tym będziecie się uczyć oczywiście angielskiego, historii magii, a od czasu do czasu krótkie lekcje powtórkowe z magii roślin przeprowadzi pani Pelagia. Jakieś pytania?
- Czy wszystkie zajęcia z panem będą na dworze? Trochę jest zimno… – zauważyła Jagoda.
- Nie wszystkie zajęcia będą na zewnątrz, ale część tak. Tak się niefortunnie składa, że zbliża się zima, a to pora roku nieprzyjazna dla zwierząt, zwłaszcza tych, od których zaczniemy naukę, czyli owadów. Dlatego mamy w szkole w piwnicy specjalną pracownię, w której będziemy się uczyć. Ale spędzimy też sporo czasu na powietrzu. Łosia na przykład w szkole nie mamy. – Gerard zaśmiał się z własnego żartu.
- A zaliczenie? – spytała Krysia, dziewczyna, która podarowała Julce i innym dziewczętom kolczyki.
- Jak zwykle, czyli śledzimy postępy na bieżąco. Nie mamy czasu na bumelanctwo, a potem szybkie nadrabianie zaległości przed egzaminem. Cały czas pracujcie tak, jakby egzamin miał być jutro. Jeśli to wszystko, to do roboty. Rozgrzejmy trochę umysły. Stajemy w kręgu i ćwiczymy przepływ.
- Znowu? – jęknął ktoś z tyłu.
- Znowu. Tego ćwiczenia nigdy za dużo – powiedział Gerard.
* * *
Gdy rozpoczęły się zajęcia, Julka, Jagoda i Nikodem znów nie mieli zbyt wiele czasu na słodkie leniuchowanie i gadanie o niczym. Pierwsze dni nowego trymestru były po brzegi wypełnione obowiązkami i w efekcie mijały im niezwykle szybko. Pamiętali oczywiście o tym, co ich nie tak dawno sprowadziło do biblioteki. Pragnęli dowiedzieć się czegoś więcej o Radzie Czterech, legendarnej grupie magów czuwających nad bezpieczeństwem państwa.
- Wiecie, tak sobie myślę, że moglibyśmy skoczyć do któregoś dnia do biblioteki poszukać czegoś o tym Ziemowicie i Radzie Czterech – rzucił Nikodem, gdy w krótkiej przerwie między zajęciami siedzieli w pokoju Julki i Jagody.
- Jasne, ale może potem – odparła Julka. – Zaraz mamy zajęcia z tą nową Anastazją.
- Jak znam życie, to będziemy po nich tak padnięci, że będziemy zasypiać na stojąco – mruknęła przytulona do swojej poduszki Jagoda, po czym przeciągle ziewnęła. – Ja zresztą już teraz mogłabym pójść spać. Jak tak dalej pójdzie, to pozostaje mieć nadzieję, że w końcu na historii magii coś o tym wspomną.
- Może nie wspominają, bo to nie prawdziwa historia, a bajki – zauważył Nikodem.
- Możliwe, a nawet całkiem prawdopodobne – rzekła Julka. – To by też trochę tłumaczyło, czemu ta historia tak się mnie uczepiła. W końcu bajki są wymyślane w taki sposób, aby wryć się w umysł, silnie działać na wyobraźnię: Królewna Śnieżka, Kopciuszek i tak dalej. W końcu na tym to polega. Jakby te historie nie były w pewien sposób czepliwe, ludzie by o nich zapomnieli i nigdy byśmy ich nie poznali. Tak samo może być z Radą Czterech i Ziemowitem.
- To nawet bardziej prawdopodobna wersja niż to, że naprawdę istnieją – dodała Jagoda i zerknęła na zegarek. – O, kurczę! Musimy lecieć na te zajęcia! – krzyknęła i wyskoczyła z łóżka.
Julka i Nikodem też się zerwali i ruszyli do wyjścia. Nie chcieli spóźnić się na pierwsze zajęcia z nową nauczycielką. W drzwiach natknęli się na biegnące w kierunku schodów Krysię i Lidię – jej współlokatorkę, której piękne, kruczoczarne włosy już od pierwszego dnia pobytu w szkole wzbudzały podziw Julki.
- Szybko! Chodźcie, bo zaraz się zaczyna! – krzyknęła Krysia, przebiegając obok nich, po czym zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na Julkę. – Nie nosisz klipsów? – spytała.
Ręka Julki mimowolnie powędrowała do ucha..
- Noszę, noszę oczywiście, ale teraz jakoś zapomniałam.
Krysia stała nieruchomo jak słup soli i patrzyła na Julkę jakby z delikatnym wyrzutem.
- Ja swoje mam! – powiedziała Jagoda, jakby na pocieszenie i potrząsnęła głową, aby lepiej je zaprezentować.
- Krysia, daj spokój – Lidia pociągnęła koleżankę za rękaw, ale ona nawet nie drgnęła, tylko wpatrywała się w Julkę.
Julce nie pozostało nic innego jak wrócić się do pokoju po klipsy, co też zrobiła.
- Idziemy? – spytała, wybiegając z pokoju z klipsami na uszach. – Teraz to już na pewno jesteśmy spóźnieni.
Gdy tylko Krysia zobaczyła Julkę w klipsach, rozpromieniła się i pognała na dół. Lidia ruszyła za nią, rzucając Julce w przelocie blady, jakby lekko przepraszający uśmiech.
- Bez kitu, dziwna jakaś ta Krysia – powiedział Nikodem, patrząc w ślad za nią z niesmakiem.
- Trochę tak – przyznała Jagoda – ale sporo się musiała nad tym napracować, więc nic dziwnego, że nie chce, aby jej praca się marnowała.
Dotarli do sali, w której odbywały się zajęcia, oczywiście po czasie. Drzwi były już zamknięte i nie mieli innego wyboru, jak wparadować do klasy, przerywając nauczycielce wpół zdania. Bardzo żenujący moment, zwłaszcza, że nie udało się im ukryć gdzieś na końcu sali – wszystkie miejsca były tam już zajęte. Mamrocząc przeprosiny, przecisnęli się do pierwszego rzędu i z ulgą opadli na krzesła.
Na szczęście pani Anastazja przyjęła przeprosiny spokojnie i szybko przeszła nad ich spóźnieniem do porządku dziennego.
- Dobrze, skoro jesteśmy już wszyscy, pozwólcie, że sprawdzę listę, aby nauczyć się waszych imion – powiedziała. Miała dziwną manierę dokładnego wymawiania głoski „ę”, co jednak, z niewiadomych przyczyn, do niej pasowało.
Miała około pięćdziesięciu lat, ale postarzała ją bardzo szczupła, wręcz chuda sylwetka. Jej twarz była usiana mnóstwem drobnych zmarszczek, które podkreślał mocny makijaż – zdecydowana czarna kreska wokół oczu, a na ustach szminka w odcieniu krwistej czerwieni. Czarne włosy z pasemkami siwizny zebrała na czubku głowy w luźny kok, w który wetknęła kilka długich srebrnych szpilek zakończonych błyszczącymi kamieniami w różnych kolorach. Ubrana była w luźną suknię, która sprawiała wrażenie pozszywanej z kilku szarych i czarnych chust, bez określonego fasonu. Na szyję zawiesiła ciężki, srebrny naszyjnik wysadzany bursztynami, a na palce wsunęła pasujące do niego pierścionki.
Pani Anastazja odczytała listę. Przy nazwisku Julki zatrzymała się na chwilę i uważnie zlustrowała ją wzrokiem, nic jednak nie powiedziała. Julka była jej za to wdzięczna. Uważała, nie bez racji, że im mniej jest wokół niej szumu, tym lepiej zarówno dla niej, jak i dla wszystkich.
Dalsza część zajęć przebiegła standardowo: otrzymali podręczniki, a pani Anastazja rozpoczęła naukę od budowy owadów. Julka i Jagoda walczyły ze wszystkich sił, aby nie zasnąć, natomiast Nikodem wydawał się zachwycony.
- Rany, ale to było niesamowite! – wykrzyknął, gdy wyszli z zajęć.
- Naprawdę, nie wiem o czym mówisz – odparła Jagoda, ostentacyjnie ziewając. – Masz na myśli strukturę owadzich odnóży czy może budowę płucotchawek?
- Jedno i drugie i całą resztę też! – Nikodem zdawał się nie zauważać ironii w głosie Jagody. – A ty Julka co sądzisz?
- Ja? – spytała Julka, patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- No tak, ty.
- Nie wiem… Jestem jakaś zmęczona. Głowa mnie boli. Chyba muszę się położyć.
Jagoda i Nikodem spojrzeli na nią z niepokojem. Rzeczywiście była blada, a grymas na jej czole sugerował silną migrenę.
- Ej, co ci jest? – zaniepokoiła się Jagoda.
- Nic... nie wie... głowa mi pęka... – wymamrotała Julka
– Może to grypa?
- Nie wiem, może. W każdym razie idę prosto do łóżka –Julka ruszyła w stronę swojego pokoju.
Jagoda i Nikodem niewiele mogli jej w tym momencie pomóc, wzruszyli więc tylko ramionami, ale poszli za nią. Wyglądała tak źle, że bali się zostawić ją samą. Jeszcze zemdleje i zleci ze schodów.
* * *
Choć było dość wcześnie, półprzytomna Julka szybko przebrała się w piżamę, opłukała twarz i wyszorowała zęby – na porządne mycie nie miała siły – i padła do łóżka. Przykryła się kołdrą aż po czubek głowy. Zanim zasnęła, zdążyła pomyśleć tylko, że przecież ona w zasadzie nie choruje, głowa boli ją bardzo rzadko, a tu, proszę, takie coś... Najwyraźniej jednak każdego musi w końcu dopaść choroba…
... Z jasnej, tak gęstej, że można by ją kroić nożem, mgły wyłonił się ciemny, gęsty las. Drzewa były wielkie, stare, omszałe. Przez ich splecione gałęzie przymglone promienie słonecznego światła przebijały się z najwyższym trudem. Julka z ledwością rozpoznawała pnie i wyschnięte połamane konary W lesie było zimno i wilgotno.
Julka z niepokojem rozejrzała się dookoła. - Gacek! – zawołała, ale odpowiedziała jej cisza.
Dziewczyna zadrżała, chłód był przenikliwy, a wilgoć zdawała się osiadać na jej włosach, ubraniu. Objęła się ramionami, co niewiele pomogło, i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, dokąd idzie, była jednak pewna, że nie może zostać w tym miejscu. Musi się stąd wydostać....
Stare gałązki leżące na ziemi z trzaskiem pękały pod jej stopami, a echo niosło po lesie ich głośny huk. Julka co chwilę przystawała i rozglądała się, usiłując wypatrzeć drogę. Czuła, że tam w mroku za nią czai się coś groźnego i że niebezpieczeństwo zbliża się z każdą chwilą. Nieprzyjazne drzewa zagradzały jej drogę, jakby chciały ją zatrzymać. Coraz bardziej przestraszona przyspieszała kroku.. Po chwili już biegła.
Twarde, szorstkie gałęzie drapały ją po twarzy, a dotyk mokrych liści przyprawiał napawał obrzydzeniem, miała wrażenie, że ociera się o jakieś robale, tłuste, kosmate, ohydne. Strach zmienił się w przerażenie, a las zdawał się nie mieć końca.
Nagle, gdzieś z daleka doleciały do niej głos, ni to męski, ni kobiecy, ni to szept, ni krzyk. Ochrypły, natarczywy, złowieszczy... Po chwili zrozumiała słowa.
„Powiedz, powiedz!” – szeptał głos, a dźwięk tych słów sprawił, że serce zaczynało jej bić jeszcze szybciej. –
Bała się odwrócić, bała nawet zerknąć przez ramię. Jak oszalała gnała przed siebie, a głos ścigał ją, coraz bliższy, coraz wyraźniejszy
„Powiedz!” – miała wrażenie, że w słowach tych słyszy syk węża.
Zaczęło jej brakować tchu, a panika odbierała resztki sił. Czuła jak straszliwie pali ją w gardle, mięśnie odmawiają posłuszeństwa, wzrok mętnieje... Jeszcze chwila a osunie się na ziemię... podda...
„Powiedz! Opowiedz o swojej mocy” – natarczywy, złowrogi głos wwiercał się jej już niemal prosto do ucha.
Nagle przypomniała sobie o echokamieniu, który zawsze miała przy sobie. Niemal bezwładną z wysiłku ręką sięgnęła do szyi i nie zwalniając ani na moment, mocno go ścisnęła.
„Ciociu!” – pomyślała. – „Ciociu, pomocy!”.
Wokół niej rozbłysło jasne światło…
- Julka! –krzyczał ktoś, mocno nią potrząsając. – Julka, obudź się!
Julka otworzyła oczy i zobaczyła pochylającą się nad nią mocno wystraszoną Jagodę. Po stoliku stojącym obok jej łóżka dreptał zaniepokojony Gacek, co chwilę wydając z siebie krótkie, przenikliwe „Kraa!”.
- Co się stało? – spytała.
- Ty mnie pytasz? Darłaś się przez sen, jakby cię żywcem ze skóry obdzierali! Co ci się śniło?
Julka opowiedziała Jagodzie swój sen.
- Dziwne – rzekła Jagoda – ale to tylko sen. Chyba nie wierzysz w to, że sny mają jakieś większe znaczenie? Lepiej powiedz, jak się czujesz. Wczoraj nie wyglądałaś zbyt dobrze.
Julka była cała mokra, a jej piżama doszczętnie przepocona. Mimo to czuła się dobrze. Głowa już jej nie bolała i mimo dręczącego ja koszmaru czuła sie wypoczęta.
- Dobrze – odparła, przeciągając się z zadowoleniem. . – Chyba wszystko z siebie wypociłam.
- Możliwe. Idź się lepiej umyć, bo, mówię ci to jako przyjaciółka, naprawdę przyda ci się prysznic. – Jagoda znacząco pokręciła nosem.
Julka zerknęła na zegarek. Rzeczywiście, najwyższa pora wstać, jeśli chce jeszcze umyć się przed śniadaniem. A po nocnych wrażeniach prysznic przyda jej się podwójnie: po pierwsze, dlatego że jest spocona i mówiąc delikatnie, nie pachnie ładnie, po drugie, żeby oczyścić umysł. Porządne mycie to dobry krok w kierunku odzyskania równowagi psychicznej. A dzień zapowiadał się ekscytująco. Dziś czekały ich pierwsze praktyczne zajęcia z magii zwierząt. Gerard zapowiedział wizytę w szkolnej pracowni.