Maryla i Debora Magdaleny Mosiężnej to opowieść o dwóch kobietach, różniących się pochodzeniem i światopoglądem, których losy splatają się na tle historii XX wieku. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki. Dziś prezentujemy wywiad z autorką, Magdaleną Mosiężną, przeprowadzony przez Janinę Koźbiel z Wydawnictwa JanKa:
Skąd u młodej osoby zainteresowanie historią, i to historią wojenną?
Historią interesowałam się od zawsze, miałam swoje ulubione epoki - starożytny Rzym i wiktoriańską Anglię. Militaria jednak nie wzbudzały we mnie zaciekawienia, a tragedie, które przyniosła II wojna światowa, sprawiały, że wolałam nie zgłębiać tego akurat tematu. Wystarczyła mi wiedza z podręczników. Mój stosunek do II wojny, a w szczególności do Holocaustu, zmienił się w klasie maturalnej, głównie za sprawą lektur takich, jak Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall i opowiadania Tadeusza Borowskiego. Pamiętam tę lekcję polskiego, gdy nauczycielka przeczytała nam na głos Proszę państwa do gazu. Gdy skończyła, w mojej czterdziestoosobowej, zwykle tak hałaśliwej klasie, jeszcze przez kilka minut panowała cisza. A ja poczułam wyraźnie, że muszę wiedzieć więcej.
Zaskakujące. Mnie Pani pokolenie kojarzy się raczej z Grą o tron czy House of Cards i zapatrzeniem w Netflix-owskie seriale… Powie mi Pani, że nie oglądała?
Oczywiście, że oglądałam! Moją przygodę z Grą o tron zaczęłam po namowach rówieśników. Po pierwszym odcinku miałam wrażenie, że fani tego serialu muszą mieć coś nie tak z psychiką, ale to spostrzeżenie nie powstrzymało mnie przed obejrzeniem kolejnych. Pamiętam ten dreszczyk ekscytacji, czekanie na nowe odcinki, potem rozkładanie na części pierwsze. Z czasem entuzjazm opadł, bo ostatnie sezony nie dorównywały tym początkowym, sentyment jednak pozostał. Jeśli chodzi o House of Cards, nie trzeba było przekonywać mnie do obejrzenia. Kiedyś interesowałam się polityką, z czego jednak skutecznie się wyleczyłam. Dla mnie to się nie wyklucza, że najpierw czytam o II wojnie, a godzinę później włączam serial dla rozrywki. Dzięki temu łapię równowagę
A skąd powstanie? Nie urodziła się Pani przecież w Warszawie?
Wszystko zaczęło się od uroczystych obchodów rocznicy w 2004 r., gdy w ogóle dowiedziałam się o wydarzeniach z sierpnia czterdziestego czwartego. Potem zaczęłam sięgać po książki i filmy o tematyce powstańczej. W 2014 miałam okazję odwiedzić Warszawę właśnie pierwszego sierpnia. Godzina W, wielkie miasto zatrzymuje swój szaleńczy bieg, by zadumać się nad przeszłością. To mną wstrząsnęło.
Historia, wojna to męskie sprawy, tymczasem Pani uczyniła głównymi bohaterkami kobiety, a dwie z nich szczególnie wyeksponowała. Jakie były Pani intencje?
Bo mam już naprawdę dość przedstawiania wojny z perspektywy mężczyzn! Choć w ostatnich latach sytuacja i tak się zmieniła, pojawiły się Dziewczyny wojenne, Dziewczyny z powstania... W większości są to jednak relacje stuprocentowych bohaterek, walczących, działających w podziemiu. A co z całą resztą, która rodziła i wychowywała dzieci, troszczyła się o rodziny, o codzienne sprawy? Przecież i w czasie wojny obiad sam się nie zrobi, pranie się nie wypierze. Trochę na przekór heroicznej narracji postawiłam w centrum wydarzeń zwykłą kobietę. Moja Maryla to nie kolejna odważna łączniczka czy sanitariuszka, ale młoda żona i matka, skupiona przede wszystkim na rodzinie. Wyobrażałam ją sobie w typowych życiowych sytuacjach, które w wojennych czasach stały się nadzwyczajne. Na przykład poród. Zawsze jest trudnym doświadczeniem, a rodzenie dziecka w piwnicy, przy akompaniamencie spadających bomb? Chciałabym, by właśnie takie zwykle-niezwykłe kobiece historie bardziej przebijały się do powszechnej świadomości.
Debora, druga kobieca postać, jest jednak bohaterką w klasycznym tego słowa znaczeniu. Poczęła ją Pani dla kontrastu, żeby lepiej wyakcentować cywilny, pacyfistyczny styl Maryli?
Tak, Debora przyjmuje postawę krańcowo odmienną: przedkłada dobro innych ponad własne ocalenie. Bezgranicznie poświęca się pacjentom szpitala w getcie, niesie pomoc w beznadziejnych warunkach. Ale bohaterstwo żydowskiej pielęgniarki ma też ciemną stronę, negatywnie wpływa na jej związki z ludźmi, szczególnie bliskimi, wreszcie na jej psychikę. W końcu dochodzi do tego, że Debora nie ma już siły ani nawet chęci walczyć o zachowanie życia. Budując tę postać, chciałam przede wszystkim zwrócić uwagę na jej wnętrze. Nie jest wcale regułą, że bohaterskich czynów dokonują jednostki o silnej psychice, o stalowych nerwach. Czasami stoi za nimi osoba, która sama zmaga się z traumą.
-> Ciąg dalszy wywiadu z Magdaleną Mosiężną przeczytacie na stronie internetowej Wydawnictwa JanKa!
Książkę Maryla i Debora kupicie w popularnych księgarniach internetowych: