Kurier ze Stambułu wyrusza w drogę

Data: 2015-12-30 14:17:28 | Ten artykuł przeczytasz w 5 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Kurier ze Stambułu wyrusza w drogę

Marcin Trzciński, były konfederat barski, wraca po wieloletnim wygnaniu do Polski, która właśnie przeżywa wstrząs pierwszego rozbioru. Nie jest mu jednak dane cieszyć się powrotem w rodzinne strony. Okazuje się, że ojciec Marcina znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ruszając mu na ratunek, Trzciński zostanie wplątany w wir wielkiej międzynarodowej polityki, której skutkiem może być ocalenie lub całkowity upadek państwa polskiego. 

 

Kurier ze Stambułu to opowiedziana z epickim rozmachem powieść historyczna, w której pełna napięcia i zwrotów akcja przeplata się z barwnym opisem dworów monarszych Francji, Rosji i Turcji i autentycznymi opowieściami ilustrującymi życie wyższych sfer końca XVIII wieku. Warto po nią sięgnąć. Dziś w naszym serwisie przeczytać możecie premierowe fragmenty książki Waldemara Bednaruka:

 

Kiedy słońce stanęło w zenicie, sprawne dotychczas ruchy marynarzy stały się jakby wolniejsze, Marcin uznał więc, że czas na przerwę, co doskonale zgrało się z podobnym zamiarem robotników portowych. Jeszcze spożywali wyniesiony na pokład gulasz, gdy u wylotu uliczki, wiodącej do portu, dostrzegł korpulentną sylwetkę kapitana. Toczył się w ich stronę z szybkością kuli śniegowej, przypominając sporą baryłkę piwa na zakrzywionych nogach – uśmiechnął się z sympatią na to porównanie, zapominając na chwilę o stale nurtującym go niepokoju.

 

Kapitan wkroczył zamaszyście na pokład, rozejrzał wokół siebie i nie tracąc dobrego humoru, zawołał: – Załoga na pokład!

 

Marcin od razu się domyślił, że nadszedł czas na ukaranie winowajcy wczorajszego zamieszania, ale niemal nie zwracał uwagi na wszystko, co się wokół niego działo, gdyż całe jego zainteresowanie przyciągał ściskany w dłoni kapitana list, który, jak mu się wydawało, był adresowany do niego. Kapitan dostrzegł jego wzrok, skinął głową na potwierdzenie niewypowiedzianego pytania, jakby chciał powiedzieć: „Tak, to do ciebie” i wyciągnął rękę z papierem w jego stronę.

 

Chwycił list łapczywie, jak spragniony wędrowiec na pustyni kubek wody, i już zupełnie nie zwracając uwagi na toczącą się tuż obok kaźń O‘Neilla, biorącego trzydzieści batów na gołą skórę, usiadł na zwoju liny i złamał czym prędzej woskową pieczęć.

 

„Najdroższy Bracie mój, Marcinie”. To od Janka – Marcin od razu poznał pismo młodszego brata i ucieszył się, gdyż rodzice pomijali trudne sprawy. Janek zaś nie filtrował, tylko jak na adwokata przystało – walił prosto z mostu. „Piszę do Ciebie jeszcze z domu, ale jutro jadę już do Lublina na wiosenną sesję Trybunału i zostanę tam aż do jej zakończenia w okolicach Bożego Narodzenia. Niestety, tak jak się obawiałem, zabójstwo starego Filipa nie było odosobnionym przypadkiem, a raczej początkiem serii morderstw, wymierzonych wprost w osobę naszego ojca! I to on może być następną ofiarą szaleńca. Ze smutkiem donoszę Ci bowiem, że właśnie zamordowano Marka Ścigleckiego…” 

 

„Boże, kto mógł zabić Marka?” – pomyślał w napadzie paniki. Po jego radości z listu nie pozostał nawet ślad. „Jeśli nawet on nie był w stanie obronić się przed śmiercią, to nikt tam nie jest bezpieczny! Muszę wracać i to natychmiast!” – myślał gorączkowo, wracając do listu, w którym oprócz szczegółowego opisu miejsca i okoliczności zbrodni nie znalazł nic ciekawego. A i te informacje w żaden sposób nie mogły go przybliżyć do wyjaśnienia zagadki. „W krótkim czasie ojciec stracił dwóch najbliższych współpracowników i przyjaciół w jednym, a po wyjeździe Janka nie będzie nikogo, kto mógłby mu pomóc” – gryzł się, zupełnie już nie pamiętając tych chwil, gdy w gniewie sam był gotów zabić ojca za to, że kazał mu uciekać z kraju. To było tylko gadanie zbuntowanego chłopaka, które w takim momencie nie miało najmniejszego znaczenia. Teraz liczył się tylko fakt, iż jego najbliższa rodzina znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a on był zbyt daleko, by ich chronić.

 

„Nie ma się nad czym zastanawiać – muszę wracać i to natychmiast!” Już wcześniej poprosił kapitana o urlop, by mógł po latach odwiedzić rodzinę. Teraz wszystko wskazywało na to, że może on się wydłużyć bezterminowo – bo czyż mógł wiedzieć, kiedy i czy w ogóle będzie mu dane wrócić na okręt? „Nie mogę bez końca zwodzić Webbera” – postanowił, dodając zaraz w myślach, że najuczciwiej będzie jeszcze dziś poprosić o zwolnienie ze służby, by kapitan mógł na jego miejsce znaleźć kogoś innego.

 

Z tym postanowieniem wrócił do swoich obowiązków, nie dając po sobie poznać, iż właśnie zdecydował o rozstaniu z morzem – tylko sam jeszcze nie wiedział, na jak długo.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje