Wizyty u babci zawsze są przyjemne. Tym razem również wszyscy dobrze się bawili, jednak w pewnym momencie babcia źle się poczuła i trzeba było zawieźć ją do szpitala. A Marcelka wróciła do domu nie tylko z Rozrabiakiem, ale i z umieszczonym w transporterze Filipkiem, kotem babci, którego nie można było zostawić bez opieki. Jak się łatwo domyślić, zanim zwierzaki się polubiły, doszło do kilku zabawnych przygód. Nikomu jednak nie było wesoło.
Rodzice z trudem ukrywali zdenerwowanie, a Marcelka bała się, że jej babcia umrze, tak jak babcia Patrycji. I wtedy na trawniku przed biblioteką znalazła czterolistną koniczynkę. Czy taka koniczynka naprawdę przynosi szczęście? Aby się o tym przekonać, warto sięgnąć po nową książkę Marcina Pałasza - Marcelka i czterolistna koniczynka. Dotychczas w serii o Marcelce Wydawnictwo Bis opublikowało już książki Dasz radę Marcelko! oraz Marcelka i szkolne sprawy. Patronuje im redakcja serwisu Granice.pl - wszystko o literaturze. Przeczytajcie wywiad z Marcinem Pałaszem, przejrzyjcie też fragmenty jego najnowszej książki:
Kto się jeży i na co
Już jakiś czas temu okazało się, że Rozrabiak nie cierpi jeży!
Marcelka zaś zawsze je lubiła. Takie śmieszne, kolczaste stworki z długimi nos-
kami. Urocze. Czasem gniewnie na nią fukały, gdy ośmielała się podejść zbyt blisko. Najczęściej jednak zwijały się po prostu w małą, kłującą kulkę i spokojnie czekały, aż nieproszone towarzystwo sobie pójdzie.
Rozrabiak jednak był innego zdania. Jeż, według niego, był najwyraźniej dziwnym, śmiertelnie groźnym stworzeniem, które należało co najmniej obszczekać, a czasem nawet obsikać!
Gryźć ich się nie odważył, przynajmniej od pierwszej okazji, gdy spróbował to zrobić. Najeżony jeż nie został ugryziony absolutnie w nic, za to Rozrabiak – skamlący i piszczący, z poranionym nosem – trafił wtedy do weterynarza, który zdezynfekował skaleczenia i ze śmiechem oznajmił, że psiak pewnie już nigdy nie zaatakuje jeża.
– Będzie miał nauczkę – oświadczył, przemywając parskającemu Rozrabiakowi skaleczony nos. – Głowę daję, że już nigdy nie podejdzie do jeża! One są naprawdę mądre, te nasze psy.
Rozrabiak jednak nie zrezygnował tak łatwo, choć widać było, że zapamiętał niemiłą przygodę.
Od tamtej pory jeże były obszczekiwane i obsikiwane, niemniej psie zęby ani razu nie poszły w ruch. A gdy Marcelka przywoływała Rozrabiaka, biegł do niej od razu!
– Och, ty mój mądry psie – mówiła wtedy Marcelka, tuląc go, gdy odchodził od jeża i błyskawicznie znajdował się przy jej nodze. – Nie wolno straszyć jeżyka! Jeżyk jest dobry, jeżyk jest fajny, tak? No, Rozrabiaku… Zostawisz jeżyki w spokoju?
Psiak patrzył wtedy na nią absolutnie niewinnym wzrokiem, a jego oko otoczone czarną łatką sprawiało komiczne wrażenie.
„Ale o co ci chodzi?” – pytał wyraźnie Marcelkę. „Przecież nic takiego się nie stało, prawda?”.
No i jak można było się na niego gniewać?
Oby tylko nie wpadł w szał, gdy niedługo pojadą do babci na działkę! Tam bowiem jeży było zawsze pod dostatkiem…