Wróciłam z Papui Nowej Gwinei. Wróciłam z miejsca, w którym brakuje z rozmachem przygotowanych turystycznych atrakcji, a każde doświadczenie jest na wskroś autentyczne i emocjonujące. Wróciłam z Kraju Rajskiego Ptaka – pełna wrażeń i chyba trochę odmieniona, na nowo rozkochana w ludziach, świecie i… książkach - pisze Jolanta Niwińska z Fundacji Bookcrossing.pl
Trwająca ponad miesiąc wyprawa w ten intrygujący kulturowo rejon to najprawdziwsza, najlepsza z możliwych przygoda. Papua bowiem to kraj nieoczekiwanych przygód, to jeden z ostatnich obszarów na Ziemi w dużej mierze nieskażony cywilizacją, przyprawiający o zawrót głowy bogactwem kultury, przyrody, obyczajów. Poza stolicą wyspy, Portem Moresby, odwiedziłam Wewak, Madank, Gorokę, Kundiawę. Dotarłam na wyspy – Karkar, Mushu, Kairiru. Jednak znaczną część czasu w spędziłam w wioskach (Sengo, Marui, Kamanimbit, Palimbe, Kanganam), usytuowanych nad wielką rzeką Sepik.
W tę egzotyczną podróż zabrałam również książki. Tak, proszę państwa - książki… Przejechały w moim bibliotekarskim plecaku tysiące kilometrów. Wspierane moimi plecami, dzielnie znosiły trudy podróży. Miały przecież swój szczytny cel – dotrzeć tam, gdzie wcześniej nikt specjalnie nie pałał do nich sympatią, gdzie może nawet nikt jeszcze o nich nie słyszał. Chciały dać się poznać, dać się polubić.
W rękach misjonarzy, młodzieży i nauczycieli z Papui nabierały nadziei na nowe życie, jakby ich powinnością było pokonywanie barier, zacieranie różnic. Niektóre tomy uwolniłam w Australii, w Sydney, aby poszerzyć krąg naszej wędrówki. Wśród nich była literatura dla dzieci, młodzieży i dorosłych, barwne albumy, przewodniki, komiksy, bajki, kolorowanki, książki przygodowe, obyczajowe - większość w wersji angielskiej. Wszystkie stanowią pomosty między ludźmi, kulturami, światami. Są jak drogowskazy, jak serdeczne uściski dłoni.
Najsympatyczniej wspominam pobyt w wioskach nad wielkim Sepikiem. Właśnie tam, w jednej z nich - w Palimbe, spotkałam się z dziećmi i młodzieżą pod liśćmi bananowca. Tłumaczem na język pingin był misjonarz, werbista. Rozmawialiśmy o Polsce. Wiedzieli, że leży gdzieś tam… w Europie, że Jan Paweł II był Polakiem… Rozmawialiśmy o miastach - stolicach: Porcie Moresby i Warszawie; o największych rzekach: Wiśle i Sepiku. Pokazałam im polską flagę. Moi rozmówcy dopatrzyli się wielu podobieństw. Spostrzegli, że czerwień jest naszym wspólnym kolorem, a także ich rajski ptak to symbol na miarę naszego orła. Nie ukrywam, że zainteresowanie młodych ludzi wzbudziły albumy, które ze sobą przywiozłam. Fascynowały ich krajobrazy zimowe, moda, umeblowania mieszkań, tramwaje, samochody. Rozmawialiśmy również o książkach i czytaniu. Wiem już, że dzieci z Palimbe tak naprawdę nie obcują ze słowem pisanym. A szkoda, bo mogłyby być wielkimi sympatykami książek, jednak nie mają do nich dostępu. W kraju, gdzie szkolnictwo jest płatne, chęć nauki oraz obcowanie ze słowem pisanym stanowią wyraźnie sprecyzowane pragnienie. Pomimo najszczerszych chęci nauczycieli i misjonarzy podejmujących codzienną walkę o wyedukowanie najmłodszych mieszkańców Papui Nowej Gwinei, proces ten pozbawiony jest spójności przez brak podstawowych narzędzi: podręczników, zeszytów, długopisów. Kiedy rozłożyłam przywiezione tomy, kolorowanki i kredki, a nieco później zaczęłam czytać Smoka ze smoczej jamy Wandy Chotomskiej, żywe zainteresowanie szybko zmieniło się w jakiś rodzaj nieco patetycznego wyciszenia, jakby oczywistą prawdą było, że obecność książek zobowiązuje do powagi i szacunku. Wspomniałam o wymianie tomów, krótko przedstawiłam ideę bookcrossingu. Taka forma popularyzacji czytelnictwa przypadła im do gustu trafnie zauważyli bowiem, że misja uwalniania książek dałaby im szansę na – po prostu – czytanie. Wędrująca książka choć na chwilę mogłaby zagościć w ich rękach i na zawsze – w pamięci i sercach. Podpowiedzieli, że szkoła będzie najlepszym miejscem dla półki bookcrossingowej. I tam właśnie znalazło się miejsce dla tomów, które nie powróciły ze mną do kraju, a pozostały z misją pozyskiwania entuzjastów czytania. Tak oto nad Sepikiem w Papui Nowej Gwinei powstała jedna z pierwszych półek bookcrossingowych z wolnymi książkami. Książkami , które mogą stać się przyczynkiem do poszerzania wiedzy, do przewartościowania świata, inspiracją dla realizacji siebie na tle nowych ideałów, być może to szansa dla tych o jeszcze niesprecyzowanym spojrzeniu na swoje życie.
Powrót do domu był dla mnie radosny i trudny jednocześnie. Z jednej strony świadomość zrealizowanego celu krzepiła mnie i nasuwała nowe pomysły. Wierzyłam i wierzę, że uwalnianie książek nawet w najdalszym zakątku świata jest zasadne. Z drugiej - myśl o mnogości miejsc, do których słowo pisane nie ma dostępu, nie napawa optymizmem. Czy wobec tego czeka mnie kolejna podróż, kolejnych dziesiątki podróży? Pragnienie rozpowszechniania czytelnictwa tkwi we mnie bardzo głęboko. Pewnie za jakiś czas zasiądę z mapą w dłoni i odnajdę kolejny skrawek globu wprost idealny dla wędrówki książek.