Krok w kierunku przeszłości. Fragment książki „Dziewczyna z czerwonym warkoczem"

Data: 2020-11-04 13:57:06 | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kiedy farmaceutka Janka Sokół otwiera stary kufer, należący niegdyś do jej prababki Marcjanny – nie wie jeszcze, że zapoczątkuje tym serię niezwykłych zdarzeń. Nagle, tej twardo stąpającej po ziemi dziewczynie, przyjdzie zmierzyć się z niewyjaśnionymi zjawiskami, z nowo poznanymi ludźmi, ale przede wszystkim z samą sobą. To, co jeszcze wczoraj było pewne, dziś dla Janki już takie nie jest… Niełatwo jest dociec prawdy, gdy rodzina ukrywa sekrety. Trudno też ocenić, kto naprawdę kocha, a kto tylko wykorzystuje dla własnych celów.

Obrazek w treści Krok w kierunku przeszłości. Fragment książki „Dziewczyna z czerwonym warkoczem" [jpg]

Dziewczyna z czerwonym warkoczem to nowa książka Krystyny Bartłomiejczyk. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dziewczyna z czerwonym warkoczem. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Zazwyczaj podczas obiadu rozmawiały, śmiały się, czasem nawet sprzeczały, choć to ostatnie zdarzało się nader rzadko. Dziś było inaczej. Niedopowiedziane słowa wciąż wisiały nad nimi i zatruwały atmosferę.

Wiedziały, że jest problem – widać to było w ich ukradkowych spojrzeniach, wymuszonych uśmiechach – ale żadna z nich nie paliła się do rozmowy. Jakby straciły dawną parę. I tylko codzienne odgłosy świadczyły, że życie toczy się jak zawsze. Łyżki postukiwały miarowo o talerze, Funia cicho chrapała, okiennice poskrzypywały poruszane wiatrem, o parapet uderzały krople deszczu, z kranu w kuchni skapywała monotonnie woda.

– Niech mnie szlag trafi, jeśli będę siedziała jak mysz pod miotłą! – huknęła nagle babcia i gwałtownie odchyliła się na oparcie krzesła.

– To głupie – mruknęła Helena.

– Nie. Głupie jest gapienie się w talerz w milczeniu. Jakiś dzień Świętosława Milczącego czy co? Ja tam mogę milczeć nawet do dnia sądu ostatecznego, ale przecież zawsze rozmawiamy przy stole. O tamtym, siamtym, owamtym i o dupie Maryni. Zawsze. A dziś buzie na kłódkę. Więc niech mnie szlag…

– Już to słyszałam. Przed chwilą.

– No. To teraz powiem coś, czego jeszcze nie słyszałaś. Wojna mnie nie wykończyła, piorun nie wykończył, komunizm też nie, a zrobi to głupia uszczelka. Codziennie jakiś gwóźdź do mojej trumny. Nie, żebym akurat was winiła za te usterki, co to, to nie. Ale czy to ja muszę myśleć o wszystkim? Kiedyś dom złoży się jak domino, a wy palcem nie kiwniecie.

– To solidny dom – odparła Helena z niewzruszonym spokojem. – Sto lat stał niepokonany przez czas i nas, istnieje duża szansa, że nie pokona go głupia uszczelka.

– Domu może nie, ale mnie na pewno! Czuję, jak z nerwów rośnie mi ciśnienie!

– Oj, marudzisz znowu – upomniała ją córka, grożąc łyżką. Dzięki Bogu ciśnienie masz jak u noworodka, więc nawet jeśli ci trochę podskoczy, nic złego się nie stanie. A jeśli będziesz stale narzekała, to ja padnę prędzej niż ty.

– Ciebie trzeba będzie zabić, bo sama nigdy nie umrzesz! burknęła babcia, nadąsana.

– Przestańcie z tym umieraniem! – ucięła Janka, podnosząc głos. – Płyta się wam zacięła?

– Słusznie – poparła ja matka. – To nieodpowiedni temat przy obiedzie.

– Jakby przy śniadaniu był odpowiedni. Myślisz, że jeśli o czymś nie będziesz mówiła, to to się nie stanie? Młode to już my nie jesteśmy, nie wiesz, kiedy kostucha szepnie nam na ucho: „Pożyło się i wystarczy”. – Babcia pociągnęła nosem, wydmuchała go hałaśliwie w serwetkę i wrócił jej wigor. – Ale na pewno nie weźmie mnie na głodniaka. – Wzięła się za pałaszowanie krupniku.

Helena się uśmiechnęła, po czym pochyliła nad stołem ku Jance.

– Naładowałaś komórkę, córcia?

– Tak. Czemu pytasz?

– Dzwoniłam do ciebie kilka razy i zgłaszała się poczta.

– Wyłączyłam telefon. W pracy był młyn, a znasz Luizkę. Odwalałam pracę za siebie i za tego szałaputa. Nie miałam czasu na pogaduszki.

– Aha. Nie wiem, dlaczego pomyślałam, że może z kimś wyszłaś.

– W godzinach pracy? – zdziwiła się Janka. – I z kim?

Helena wzruszyła ramionami. Była jak najczulszy radar i bez trudu odgadła, że córka coś ukrywa.

– Po pracy. I nie wiem. Z kimś…

Janka zmierzyła ją speszonym spojrzeniem.

– Nie możesz powiedzieć wprost, o co ci chodzi? Bez podpytywania?

– O nic mi nie chodzi, dziecko – odparła matka defensywnie. – Po prostu przypuszczałam, że po pracy postanowiłaś pójść na kawę… z kimś.

Babcia obróciła się nieznacznie w stronę Janki. Zlustrowała ją szybkim spojrzeniem, w myślach dodała dwa do dwóch i przewróciła oczami.

– Kurna, córko. Gołym okiem widać, że dziecko się nam zakochało. Przyzwyczaj się, że zacznie znikać z domu… nie tylko popołudniami.

Janka poczuła, jak na jej twarz wypływa wstydliwy rumieniec nastolatki złapanej na pierwszym pocałunku i zrobiło się jej potwornie głupio. Miała w końcu już tyle lat, że pąsowieć po prostu nie wypadało.

– Owszem – przyznała, bo w zaistniałej sytuacji wszelkie wykręty i zaprzeczenia byłyby po prostu śmieszne. – To bardzo możliwe. Poznałam kogoś.

– Kogo?

– Maksa… – Janka się zająknęła, zmieszana. Właśnie sobie uzmysłowiła, że nie zna nazwiska swojego chłopaka. Odchrząknęła. – Po prostu Maksa. Zakochałam się, mamo, tak prawdziwie… To świeża sprawa.

– Jak świeża?

– Poznałam go pół roku temu. To wspaniały chłopak. Zabawny, mądry i przebojowy, świetnie zarabia, tak na marginesie. No i męski, a jednocześnie wrażliwy, co jest rzadką kombinacją. A kiedy na mnie patrzy, to dzieje się ze mną coś dziwnego… coś takiego… – Odpłynęła myślami z rozmarzonym wyrazem twarzy.

– Co takiego się dzieje? – spytała mama, wytrącając ją z zadumy. – Topniejesz, czujesz motylki w brzuchu? Czy zbiera ci się na wymioty? Przepraszam, skarbie – dotknęła jej dłoni – to nie było śmieszne.

– Tak, wiem, jak to brzmi – Janka wciągnęła oddech. – I co teraz sobie myślicie. Że to za krótko, żeby poznać faceta, i może macie rację. Ale on… On mnie elektryzuje.

– W porządku – uspokoiła ją matka. – A ten Po Prostu Maks… Czy odwzajemnia twoje uczucia? Kocha cię? Może jest tylko zauroczony. Brałaś to pod uwagę?

Janka się zawahała. Ona go kochała – ta część była jasna i chciałaby zapewnić, że absolutnie nie wątpi, iż Maks podziela jej uczucie w równym stopniu. Czasem jednak dostrzegała w nim rzeczy, które ją niepokoiły. Jeszcze nie umiała ich sprecyzować, ponieważ to było mgliste wrażenie, przeczucia niepoparte niczym konkretnym, dlatego nie chciała nad nimi się rozwodzić.

– Myślę, że tak. Że mnie kocha – powiedziała, skupiając wzrok na dzbanku z kompotem.

– Myślisz. – Helena westchnęła. – Więc nie wiesz tego na pewno.

– Mamuś. A kto to wie na pewno?

Matka wzięła ją za rękę i ścisnęła delikatnie.

– Myślałam, że ty wiesz, skarbie. Czyli że co? Ty dajesz z siebie sto procent, a on pięćdziesiąt? Albo zaledwie pięć? A może nic z siebie nie daje i tylko pozwala się kochać?

– Nasz związek to nie jakaś transakcja wymienna – obruszyła się Janka. – Nie chodzi o to, co dostanę od niego, ale co sama mu dam.

– Oj, dzieciaku… – Helena skrzywiła usta w lekkim uśmiechu i patrzyła na nią jak na stworka z innej planety. – Wiesz, jak to zabrzmiało? „Maks wcale nie musi mnie kochać, ja kocham za siebie i za niego”.

– Nie grasz fair, mamo. Jeszcze go nie poznałaś, a już wrzuciłaś do szufladki z łamaczami serc. – Janka westchnęła bezradnie.

– Fair, Janeczko, jest dla ludzi, którzy mają fart w życiu.

– Maks mnie kocha – powiedziała cicho. – A ja Maksa. Może i w różnych proporcjach, ale nie wszyscy mają równe potrzeby.

– Ja to doskonale rozumiem, skarbie. Ale uważam, że w każdym związku powinna być równowaga. We wszystkim. W miłości i w namiętności, szacunku, tolerancji, zaufaniu, rozumieniu potrzeb partnera… Jeśli już na początku jedna strona ma powody przypuszczać, że tego nie ma, jakie są widoki na przyszłość? On nie przestanie za bardzo chcieć, za dużo chcieć, tobie na pewnym etapie nie wystarczy mniej…

Janka na pozór była spokojna. Tego się nauczyła w kontakcie z klientami – opanowania, nawet jeśli w środku wszystko trzęsło się jak galareta.

– Och, mamo. Zawsze musisz mieć w zanadrzu jakąś perłę mądrości życiowej, co? – spytała na wpół żartem. – Zapominasz, że jestem dorosła i nie brakuje mi rozsądku.

– Ja jestem dorosła bardziej i rozsądku mam więcej. – Helena postukała po blacie stołu krótkimi paznokciami pomalowanymi na różowo. – Po prostu martwię się o ciebie, dziecko. Takie jest prawo matki. Nawet wtedy, kiedy dziecko staje się dorosłą, niezależną osobą, matka pozostaje matką. Zrozumiesz to, gdy sama nią zostaniesz.

– Nie mam już do ciebie siły, mamo – sapnęła zniecierpliwiona Janka. – Naprawdę. Czepiłaś się Maksa, jakby coś ci odebrał.

– Bzdura. W którym momencie powiedziałam, że tak widzę wasz związek? Mówiłam tylko, że często takie bywają związki. Twoja sytuacja może być zupełnie inna. Po prostu chciałam, żebyś wzięła pod uwagę wszystkie możliwości i przewidziała prawdopodobne konsekwencje swojego wyboru. Więc nie opowiadaj bzdur, że czepiam się Maksa.

– Jasne, że się czepiasz – upierała się Janka. – I nie odczepisz, aż przyznam ci rację. – Dobra. Masz rację. Maks jest tym niewłaściwym. Bardziej przypomina żabę niż księcia, w łóżku jest do dupy i na pewno mnie wyroluje. To chciałaś usłyszeć, mamo? To oczywiście kłamstwo, ale może choć przez chwilę poczujesz się lepiej.

Helena otworzyła usta zszokowana. Na widok urażonej miny matki Janka pożałowała swoich słów, ale nie mogła ich cofnąć.

– Przepraszam, mamo. Nie chciałam być opryskliwa. Ale dzisiaj nie jestem po prostu w nastroju, by wysłuchiwać, jak bardzo się o mnie martwisz.

– Jutro powiedziałabyś mi dokładnie to samo. – Helena smutno się uśmiechnęła. – Naprawdę jestem taka upierdliwa?

– No owszem, niestety tak – pospieszyła z odpowiedzią babcia.

– Cóż. Jesteś i zawsze pozostaniesz najlepszą częścią mnie, Janeczko, i gdyby on… Gdyby ktokolwiek cię unieszczęśliwiał, cierpiałabym razem z tobą. Nie mogłabym tego znieść. Dosłownie. Tej myśli, że ktoś wyrządził ci krzywdę. – Helena westchnęła i uśmiechnęła się przepraszająco. – Może rzeczywiście trochę przesadzam z tą opiekuńczością.

– Patrząc całościowo, trochę na pewno – zapewniła Janka, spoglądając przez okno. Świat przestał tonąć w strugach deszczu i niebo przejaśniało. Popołudniowe słońce z mozołem przedzierało się przez chmury. – Nie zamkniesz mnie w kokonie, mamuś. Nie zrobisz za mnie wszystkiego.

W głębi domu rozdzwonił się telefon. Helena chyba go nie słyszała, bo nie oderwała wzroku od córki.

– Dla ciebie jestem skłonna zrobić wszystko, skarbie.

– Na tym polega problem, mamo. Dla mnie. Zrób coś dla siebie. Nie bądź już kwoką.

Telefon nie przestawał dzwonić, głośno i natarczywie.

– Mam odebrać? – Janka podniosła się z krzesła.

– Nie! – Matka nagłym ruchem odsunęła krzesło. Wyszła do przedpokoju, zdjęła słuchawkę i położyła obok bazy. Znajomy – prychnęła po powrocie. – Kiedyś powiedziałam mu jakieś miłe słowo, a on ubzdurał sobie, że jestem nim zainteresowana. Ostatnie, czego bym teraz chciała, to być z nim na koncercie.

– Skąd wiesz, że to był on?

– W telefonie jest takie coś, co nazywa się identyfikator. – Zrobiła krok w prawo i się zatrzymała. Potem zwróciła się w lewo i znów zatrzymała. Zachowywała się jak człowiek złapany w potrzask, a mimo to poruszała się zręcznie, z wdziękiem młodej kobiety.

– Daj spokój, mamo. To tylko głupi…

– No tak, przecież gdzieś tam są i mądrzy. Ale ja na takich nie zasługuję. Przecież jestem tą, która przyciąga drani niczym magnes.

– Nie to chciałam powiedzieć. Mama spojrzała na nią ironicznie.

– Oczywiście, że nie.

Janka czuła, że mama jest wytrącona z równowagi znacznie bardziej, niż sama sądzi.

– Przecież wiem. Rozumiem. Zawiedli twoje zaufanie, masz prawo odczuwać złość. Ale czasami zastanawiam się, czy to nie jest coś więcej niż złość.

Mama pytająco wygięła brew.

– Mam wrażenie, że facetów po prostu nienawidzisz. Helena przysiadła na brzegu krzesła i chwilę milczała.

– Dwa razy się sparzyłam, o dwa za dużo – odezwała się. Myślałam, że pierwszy czegoś mnie nauczył, ale jak widać, można wkroczyć dwukrotnie do tej samej rzeki. Trzeci raz nie wejdę. Ale mylisz się, córciu. Tego, co czuję, nie nazwałabym nienawiścią. To zbyt mocne słowo. Nieufność. Ostrożność. Tak. Ale nie nienawiść. Już nie.

– Chyba więc pora skończyć z celibatem, nie uważasz? Wciąż podobasz się mężczyznom, widzę, jak na ciebie patrzą. Niejednemu mogłabyś zawrócić w głowie.

– A po co? – Helena niby się uśmiechnęła, lecz jej twarz pozostała ostra i nieruchoma. – Po co zaczynać coś, co i tak jest skazane na porażkę? Żeby się przekonać, w jaki jeszcze sposób można mnie skrzywdzić?

– Dlaczego zawsze musisz zakładać najgorsze? Mogłabyś być bardziej elastyczna.

– Ale jestem, jaka jestem. Nieelastyczna, stara i zgredowata.

– Może powinnam… – zaczęła Janka, ale matka nie pozwoliła jej skończyć.

– Może powinnaś być już cicho – powiedziała stanowczo. Przez pół godziny otwieramy buzię tylko do jedzenia, jasne? Ciebie, mamo, też to dotyczy…

– Nie boję się ciebie i nie mam zamiaru słuchać. – Babcia Mania zadarła podbródek.

– A niby dlaczego miałabyś się mnie bać, to nie ja jestem tu od straszenia… Wyglądają wspaniale. – Helena sięgnęła po półmisek, nałożyła sobie dwa pulpety i odgryzła kęs, przymykając oczy z rozkoszy. – Pyszne. Ale smakują jakoś inaczej. Co do nich dodałaś?

– Tajemnica szefa kuchni… Janeczko, skarbie, dobrze się czujesz? Jeszcze przed chwilą dopominałaś się obiadu, a teraz skubiesz jak wróbelek. Nagle przestałaś być głodna?

Janka żuła pulpeta, nie zwracając uwagi na smak. Odchyliła się i odłożyła widelec.

– My tu gadu-gadu, a ja siedzę jak na beczce prochu… Co z tymi telefonami? – Dzwonek – dobrze słyszalny, ale dyskretny i przyjemny – tym razem dobiegał z jej komórki. Zerknęła na wyświetlacz i zmarszczyła brwi. – Dziwne. Zastrzeżony – mruknęła, przerywając połączenie. Bardziej wyczuła, niż dostrzegła spłoszone spojrzenie, jakie mama rzuciła babci. – Ej, co jest grane? – spytała nieufnie. – Tylko nie mówcie, że nic. Nie jestem głupia, widzę, że coś się dzieje.

– Zapisać cię, córciu, do okulisty? – spytała niewinnym głosem Helena.

– Przy waszych tajemnicach stulecia przydałby się raczej psychiatra.

Helena zastygła w bezruchu z widelcem przy ustach. Spojrzała w stronę swojej matki, która wcale nie sprawiała wrażenia zaskoczonej.

– Wiesz, że właśnie przyznałaś się do podsłuchiwania? – spytała surowo.

– Tak, podsłuchiwałam. Ale to nie moja wina, że w tym domu tak łatwo jest podsłuchiwać rozmowy, nawet się nie wysilając. Nic mi do twoich spraw, mamo, o ile dotyczą wyłącznie ciebie. W głosie Janki pojawiła się twarda nuta, co nie umknęło uwadze Heleny. – Ale słyszałam wyraźnie, jak babcia mówiła, że powinnam coś wiedzieć. Co?

– Temat zamknięty – powiedziała Helena kategorycznie.

– Jeszcze go nie otworzyłyśmy, a już zamykasz – powiedziała ze złością. – Babciu? Powiesz coś?

– Lepiej było dzień Świętosława Milczącego święcić.

– No jasne, najwygodniej nabrać wody w usta. Mówić o dupie Maryni łatwo, gorzej, jak trzeba przejść do konkretów. Nie wiem… Nie pamiętam… Nie twoja sprawa… Nie ten czas… Już mi się to przejadło, wiecie?! Mam dość!

Janka gwałtownie wstała z krzesła, które z hukiem uderzyło o podłogę. Wściekła się, i to porządnie. Ale nadspodziewanie dobrze poczuła się z tą złością, która przynajmniej nie pozwoliła jej się rozpłakać.

– Co cię dzisiaj ugryzło, dziewczyno! – Głos Heleny był tak ostry i donośny, że Funia uniosła łebek i warknęła cicho.

Janka z pasją podniosła krzesło, dosunęła je do stołu i wyszła bez słowa. Nie zastanawiała się, dokąd zmierza, po prostu chciała być sama.

Naprzeciwko były drzwi do kuchni, a obok do sypialni babci. Ale za narożnikiem, na końcu krótkiego korytarzyka, były jeszcze jedne drzwi. Prowadziły do pokoju, który nie był zamieszkany przynajmniej od piętnastu, może dwudziestu lat. Niegdyś należał do Marcjanny, prababki Janki, później do jej praprababki Florentyny, a jeszcze później – na krótko – do babci Mani. Któregoś dnia Maria zabrała swoje rzeczy, oświadczając, że „coś” w tym pokoju ją przytłacza, jakby wypełniała go zła energia.

Janka otrzymała bezwzględny zakaz wchodzenia tam, do którego oczywiście się nie zastosowała.

Od dawna miejsce to budziło w Jance fascynację. Ilekroć zakradała się tutaj, oczekiwała, że znajdzie coś niezwykłego może starą mapę prowadzącą do ukrytego skarbu albo zapomniane puzderko z błyskotkami lub pakunek zetlałych listów miłosnych… W tym półmrocznym pomieszczeniu pełnym starych gazet, zakurzonych mebli i dziwnych przedmiotów, których przeznaczenia nie potrafiła odgadnąć, zawsze kryła się zapowiedź rodzinnych tajemnic. Czuła, że to magiczne miejsce należy tylko do niej – przynajmniej do momentu, w którym została nakryta.

Odetchnęła głębiej na wspomnienie tamtych chwil. Stała niezdecydowanie, wahając się, co zrobić, gdy nagle poczuła, że musi tam wejść. Zupełnie jakby pokój ją wzywał.

Ruszyła korytarzykiem do końca i pchnęła drzwi. Przeraźliwe zaskrzypiały, jak wtedy, gdy jeszcze nie znała sposobu na ich otwieranie bez wywoływania przy tym okropnego hałasu skrzypieniem starych zawiasów. Wzięła kilka głębokich oddechów i przestąpiła próg.

Właśnie w tym momencie zrobiła pierwszy krok w kierunku przeszłości.

Książkę Dziewczyna z czerwonym warkoczem kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dziewczyna z czerwonym warkoczem
Krystyna Bartłomiejczyk2
Okładka książki - Dziewczyna z czerwonym warkoczem

Kiedy farmaceutka Janka Sokół otwiera stary kufer, należący niegdyś do jej prababki Marcjanny – nie wie jeszcze, że zapoczątkuje tym serię...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje