Co zrobisz, jeśli konto twojej idolki okaże się największym oszustwem na YouTubie? LilyLoves, popularna youtuberka, ma wszystko: dizajnerskie mieszkanie, własną linię kosmetyków i miłość gwiazdy rocka. Melissa, jej szesnastoletnia fanka, posunie się naprawdę daleko, żeby zdobyć to samo! Czy życie w kłamstwie - zarówno w necie, jak i w realu - jest warte każdej ceny?
– Powieść Charlotte Seager My Secret YouTube Life mocno daje do myślenia, nie będąc tylko kolejną spośród popularnych powieści młodzieżowych. Autorka nie tylko opisuje perypetie swoich bohaterów, ale też stara się ostrzec czytelników przed zagrożeniami, jakie czyhają w internecie. Pisze więc o tym, że nie wszystko, co oglądamy na YouTubie jest szczerą prawdą i nie każde zdjęcie na Instagramie czy blogu odzwierciedla rzeczywistość. O tym, że powinniśmy skupić się na własnym życiu i życiu najbliższych nam osób, dbać o rozwój osobisty i budować relacje z przyjaciółmi, a nie koncentrować się na nowym filmiku naszej idolki, w którym tak słodko opowiada o swojej wycieczce do wesołego miasteczka – piszemy w naszej redakcyjnej recenzji tej książki. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowe fragmenty powieści. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
ROZDZIAŁ 3
Lily
Przez Bryana znowu się spóźnimy.
Stoję na dole i czekam na niego, a na jego telefonie wyświetla się powiadomienie ze Snapchata.
– Bry! – wołam. – Twój telefon!
Odburkuje coś, tłukąc się w łazience.
Wiem, co będzie teraz robił. Będzie trymował brodę, żeby wyglądała na kilkudniowy zarost, i mierzwił włosy, aż uzyska na głowie artystyczny nieład.
Chciałabym, żeby się pośpieszył. Ale po chwili przypominam sobie, że będę go nagrywać, więc może to dobrze, że chce jakoś wyglądać.
Telefon ponownie rozbłyska, ikonka Snapchata mruga do mnie i zerkam na ekran.
– Mogę otworzyć twojego Snapa? – wołam. Znów rozlega się huk. Rzuca przekleństwem.
– Bry, proszę! Spóźnimy się.
Naciągam rękawy swetra na palce i próbuję przestać szczękać zębami. Już odwołałam dzisiejszą rozmowę na Skypie z moją menadżerką Mindy, ale jeśli nie wrócimy przed piętnastą, nie zdążę też na spotkanie z BeautyCult, które zorganizowała. Palce lekko mi drżą, więc zaciskam je w pięści i przykładam dłonie do policzków. Powoli przesuwam je w kierunku oczodołów. Odruchowo przyciskam pięści do oczu, aż widzę kilka czarnych punkcików.
Telefon kolejny raz świeci i niecierpliwie wibruje, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
– Serio, Bryan? Pośpiesz się! Jeśli za chwilę nie wyjdziesz, otworzę twojego Snapchata! – krzyczę w stronę schodów, ale Bry jest w pokoju na końcu korytarza i nie jestem pewna, czy mnie słyszy.
Pieprzyć to, rzucę okiem na ekran. W pobliżu nie ma nic, co odwróciłoby moją uwagę od wibrującej komórki i powstrzymało mnie przed spojrzeniem na wyświetlacz.
Odruchowo otwieram aplikację. Pewnie zobaczę tam tylko zdjęcie nowego, japońskiego tatuażu Jerry’ego, kumpla Bryana z zespołu, albo samego Jerry’ego podczas degustacji organicznej kawy.
Mija więc chwila, zanim zauważam selfie ślicznej, ciemnowłosej dziewczyny w obcisłym swetrze z głębokim dekoltem.
Że co?
Stukam w ekran, żeby zobaczyć więcej, ale fotka już zniknęła. Czemu nie mogę jej przywrócić?
Wyświetla się komunikat: Wykorzystałeś limit ponownych odtworzeń na kolejne 24 godziny.
Snapa wysłała Nina MacGill. Ale przecież nie znamy żadnej Niny. No cóż, ma ją w liście kontaktów. Musi więc ją znać.
Kim ona jest?
– Okej, jestem gotowy. – Bryan zbiega ze schodów.
Już wiem, czemu tak długo nie schodził. Ma na sobie nowe dżinsy z obniżonym stanem, T-shirt, który sięga mu prawie do kolan, i pierścionki na niemal każdym palcu. Kilka trójkątnych wisiorków dynda mu na szczupłej klacie. Spogląda na mnie. Jego niesamowicie blada twarz kontrastuje z ciemnymi oczami.
– Ej! Widzisz? Mówiłem ci, że nie zejdzie mi długo. Uśmiecha się szeroko.
Po chwili zauważa moją minę.
– Co jest? Czemu tak na mnie patrzysz?
ROZDZIAŁ 4
Melissa
Zdjęcie, które wstawiłam zeszłego wieczoru na bloga, wygląda całkiem nieźle. Stoję na tle mola w Brighton. Mam na sobie bladoróżowy T-shirt i wielki, złoty naszyjnik taki sam, jaki miała na sobie Lily w jednym ze swoich vlogów. Bawię się bezmyślnie telefonem, który oparłam o podręcznik do historii.
Pan Packham nie widzi, że połowa klasy utkwiła nosy w telefonach. Żyje w swoim własnym świecie, wiercąc się za biurkiem w niedopasowanych sztruksowych spodniach i mrucząc pod nosem coś o przeszłości. Ci w ławkach na końcu sali nawet go nie słyszą – wiem tylko tyle, że podczas lekcji wiele razy wymamrotał słowo „kolonializm”. Kiedy stuka palcami o tablicę, trzęsie mu się podbródek. Jezu, jeśli kiedyś stanę się taką nudziarą, poproszę Suze, żeby mnie zastrzeliła.
Suze, która siedzi obok mnie i żuje kosmyk włosów, zagląda mi przez ramię. Tytuł posta to „Mała wyprawa do Brighton”.
– Kiedy ty w ogóle byłaś w Brighton? – pyta, marszcząc nos.
Przeszywa mnie dreszcz.
– W zeszły weekend.
– Ale jak to? – drąży. – Przecież w zeszły weekend byłaś na chrzcinach. Twoja mama opowiadała mojej, jak Aidy…
– Wiesz co, to chyba jednak było kilka tygodni temu. Suze otwiera usta, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale po chwili wraca do przeżuwania włosów.
Zamykam mojego bloga i zsuwam telefon na kolana. To jest właśnie problem z posiadaniem przyjaciółki, którą znasz, odkąd miałaś cztery lata – to prawie tak, jakby potrafiła zajrzeć ci do głowy i czytać w myślach.
Poznałyśmy się w pierwszym dniu szkoły. Miałam świra na punkcie zwierząt i wołałam na nią „lew!”, bo miała wielką grzywę blond loczków. A ona, zamiast uciec jak inne dzieci, chwyciła mnie i zapiszczała „kret!”, bo nosiłam wtedy wielkie okulary.
Teraz oczywiście noszę szkła kontaktowe, ale Suze wciąż ma tę swoją dziką, rozwichrzoną blond czuprynę, z którą nic nie robi.
Chłopcy siedzący za nami nagrywają film, jak plują skrawkami papieru w marynarkę pana Packhama. Jedna z papierowych kulek przelatuje koło nas i ląduje na ławce. Suze sztywnieje. Druga przykleja mi się do włosów. Odwracam się i posyłam chłopakom mordercze spojrzenie. Ben, który siedzi za mną z kawałkiem papieru w dłoni, uśmiecha się z zakłopotaniem. Zarzucam włosy przez ramię, strzepując kulkę. Boże, co z nich za dzieciaki.
Otwieram w telefonie Snapchat story LilyLoves. To zapętlony fragment filmiku, na którym Lily siedzi przy toaletce i pokazuje przepiękną szminkę w kolorze nude z jej nowej kolekcji.
Na środku ruchomej animacji jest napis „Uwielbiam!” i #makeupinspiration.
Już sam widok nowej linii kosmetyków Lily sprawia, że się uśmiecham. Kupiłam bilety na imprezę w Londynie z okazji wypuszczenia tej kolekcji na rynek. Odbędzie się ona pod koniec miesiąca i mam zamiar zabrać ze sobą Suze. To będzie pierwszy raz, kiedy zobaczę Lily na żywo. Nie mogę się doczekać.
Obok przelatuje jeszcze jedna kulka i ląduje na ławce przede mną. Kolejna trafia prosto w lśniące włosy Chloe MacNeil. Dziewczyna odwraca się, gniewnie marszczy czoło i patrzy na mnie.
Chłopaki parskają śmiechem.
Chloe spogląda na nich i wszyscy milkną. Zerka na mój telefon i unosi idealnie wystylizowane brwi.
– Czy to była LilyLoves? – pyta. Kiwam głową. Suze spogląda na mnie.
– Oglądasz ją? To takie słodkie! Czuję, jak oblewam się rumieńcem.
– Ta, to jej nowe Snapchat story.
Odtwarzam je ponownie i przekręcam telefon w stronę Chloe. Kiedy stuka w ekran, przyciska krągłe piersi do naszej ławki. Chloe jest naprawdę przepiękna. To jedna z tych dziewczyn, które wyglądają świetnie we wszystkim. Nawet nasz mundurek: wiszące, czarne spodnie i ogromny sweter, dobrze na niej leżą.
Kiedy uśmiecha się do ekranu, rozświetlacz na jej twarzy połyskuje w bladym świetle szkolnych jarzeniówek, uwydatniając ładne kości policzkowe. Chloe trzepocze rzęsami. Żadne kosmetyki świata nie mogłyby sprawić, żebym wyglądała tak ładnie.
Słyszałam, że umawia się z Tomem Taylorem z ostatniej klasy gimnazjum. Oczywiście wiem, kto to jest. Na każdej przerwie obiadowej kręci się ze swoją paczką przed częścią budynku, w której znajduje się liceum. Jest wysoki i barczysty, a włosy w kolorze piasku opadają mu na oczy. Bardzo chciałabym mieć takiego chłopaka. Jest nawet lepszy niż Bryan.
Wyobrażam sobie wpis na blogu ze zdjęciem mnie i Toma spacerujących brzegiem morza i śmiejących się do obiektywu: to byłoby urocze ujęcie, na którym on spogląda na mnie z góry. To z pewnością przysporzyłoby mi nowych obserwatorów.
– Po prostu muszę mieć tę cielistą szminkę – mówi Chloe, oddając mi telefon.
– Och, eee, ja ją mam – odpowiadam. Chloe przechyla głowę w bok.
– Naprawdę?
Jej koleżanka Louise również się odwraca i spogląda na mnie, zaciskając wargi. Louise wygląda niesamowicie, jak prawdziwa modelka. Ma długie, zgrabne nogi i proste jak drut blond włosy. Jej oczy są tak wąskie, że ma się wrażenie, jakby zawsze patrzyła z pogardą.
Wyciągam kosmetyczkę, a Chloe błyskawicznie do niej zagląda.
– O MÓJ BOŻE, to limitowana edycja Fire Red od Lily! Skąd ją masz?
Uśmiecham się nieśmiało i wyciągam kolejny błyszczyk.
– Jest dobry, ale odrobinę wysusza, próbowałaś go? To z jej linii Lip Luxe. Nie mogłabym bez niego żyć.
Chloe przesuwa do mnie stos produktów do makijażu, które wyciągnęłyśmy.
– Muszę koniecznie wszystkie wypróbować!
– Możesz je pożyczyć, jeśli chcesz – odpowiadam. Chloe odwraca się do Louise.
– Jest kochana, co? Może weźmiemy ją ze sobą dziś wieczorem?
Czuję przypływ miłego ciepła. Po chwili jednak widzę minę Louise.
– Sorry, Issa, ale nie możemy! – Uśmiecha się sztucznie. – Wybieramy się dziś z Tomem i ekipą do Playshack, po szkole idziemy do Chloe, żeby się przygotować…
Z westchnieniem wypuszczam powietrze.
Chloe przerywa Louise.
– Możemy ją zaprosić. Jest taka słodka, weźmy ją. Możemy wyszykować się razem. Co o tym myślisz, Issa? Masz czas?
Zawsze mam czas – myślę, ale nie mówię tego.
– Mogłabym ułożyć ci włosy, jeśli chcesz – dodaje, a jej wzrok wędruje na mój przekrzywiony koczek, który zrobiłam dziś rano dosłownie w pięć sekund, i który, szczerze mówiąc, jest małą katastrofą.
Patrzę na opadające niczym wodospad loki Chloe i czuję dreszcz ekscytacji. Zawsze zazdrościłam jej włosów.
– Pewnie, mogę wpaść. – Wzruszam ramionami. Chloe wstukuje mój numer do swojego telefonu.
– Fajnie, widzimy się po lekcjach przy szafkach. Mogę go pożyczyć? – Obraca w dłoniach błyszczyk Lip Luxe.
Nie mogę jej odmówić.
* * *
Kiedy wróciłyśmy do ignorowania pana Packhama, ja myślałam już o dzisiejszym wieczorze.
Nie wierzę, że naprawdę spędzę czas z Tomem i jego kumplami. A może kogoś spotkam? I to nie jakiegoś dzieciaka z naszej klasy, który pluje papierowymi kulkami. Prawdziwego mężczyznę, wysokiego, z szerokimi ramionami i głębokim, seksownym głosem.
Myślami znów wracam do filmiku, na którym Lily i Bryan biegną razem przez Greenwich Park – on ją łaskocze, ona uroczo piszczy, a potem ze śmiechem upadają na ziemię. To może być moja szansa na spotkanie kogoś tak idealnego.
Dźwięk dzwonka na przerwę wyrywa mnie ze snu na jawie, a pan Packham bełkocze:
– Usiądźcie. Dzwonek jest dla mnie, a nie dla was. Wstając, zauważam, że Suze przygryza wargę.
– Naprawdę masz zamiar wyjść wieczorem z Chloe? – pyta.
Wzruszam ramionami i biorę torbę.
– No, chyba tak. Może pójdziesz z nami? Kręci głową.
– Nie. Zapomniałaś już, że miałaś dzisiaj wieczorem przyjść, popatrzeć, jak gramy?
O Boże. Zupełnie wyleciało mi to z głowy. Suze co piątek ma próby zespołu swingowego i obiecałam jej, że przyjdę ich zobaczyć. Muzyka mnie nie obchodzi, ale ona ostatnio mocno się w to wkręciła. Powiedziała też, że po występie chce ze mną o czymś porozmawiać.
Przygryzam wargę.
Ale czy kiedykolwiek będę miała jeszcze okazję wyjść z Chloe, Louise i przyjaciółmi Toma?
To może być moja szansa na to, żeby kogoś poznać. Myślę o Lily i Bryanie w ich mieszkaniu w Londynie. Jeśli wyjdę dziś wieczorem, moje życie też mogłoby tak wyglądać. Mogłabym zamieszczać zdjęcia, na których się przytulamy, filmiki, na których razem gotujemy, i wrzucać na Instagrama fotki pysznych dań serwowanych nam w restauracjach. Liczba moich followersów podskoczyłaby do nieba.
Suze przygląda mi się uważnie.
– Nie szkodzi – wzdycha. – Możesz wpaść w przyszłym tygodniu.
Powieść My secret YouTube life możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: