W turystycznej miejscowości Wicierz na brzegu morza młoda rodzina znajduje zwłoki. Denatką okazuje się matka warszawskiego radnego. Mężczyzna nie wierzy jednak, że kobieta utonęła podczas samotnej kąpieli lub popełniła samobójstwo. Prawdę ma ustalić podkomisarz Robert Lew. Trafia on na ślady wskazujące, że jej syn może mieć rację, i rozpoczyna śledztwo. Wspólnie z miejscową policjantką Jowitą przesłuchują rodziny wypoczywające na kempingu i typują pierwszego podejrzanego. Ten trop doprowadza ich do informacji o innym niejasnym utonięciu, do którego doszło wcześniej. Poszlaki wskazują, że w Wicierzy może działać seryjny morderca. Niestety brakuje jednoznacznych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Gdy w kolejnych tygodniach znika młoda wczasowiczka, podkomisarz stawia wszystko na jedną kartę…
Do lektury powieści M. M. Perr Wicierz – najnowszej książki z cyklu z podkomisarzem Robertem Lwem – zaprasza Wydawnictwo Prozami. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Wicierz. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
W Komendzie Miejskiej w Słupsku na podkomisarza czekała pulchna rudowłosa kobieta. Miała ładną twarz o miłych dla oka rysach. Wyglądała na młodą. Dopiero po jej silnym i zdecydowanym tonie głosu można było się domyślić, że przekroczyła już trzydziesty piąty rok życia i blisko jej do czterdziestki. Jej ręce były ciepłe, a uścisk przyjemnie silny. Lew zdecydował, że ją lubi, jeszcze zanim się przedstawiła.
– Mów mi Jowita. Miło cię poznać – powiedziała, podając mu swoją ciepłą dłoń.
– Przypuszczam, że tak naprawdę nie cieszysz się na wizytę z Warszawy. Obiecuję nie wtrącać się za bardzo. Wiesz, jak jest. Jak radny prosi...
– Wiem, jasne. To nic osobistego – powiedziała, zerkając w dal przez ramię podkomisarza. – Sam jesteś?
– Spodziewałaś się, że z kimś przyjadę? W Warszawie jest magiel. Zawsze za mało ludzi, a spraw za dużo. Do konsultacji raczej nie wysłaliby...
– Podobno miałeś być z synem? – przerwała mu.
– No tak... – zająknął się.
– Miałam nadzieję go poznać. Mam też chłopaka w podobnym wieku.
– Nie chciałem go brać. Znaczy jest ze mną, ale został w mieszkaniu, które nam przydzielili.
– Mam nadzieję, że jest okej.
– Co?
– To mieszkanie. Dawno tam nie byłam – wyjaśniła.
– Tak, tak... znaczy mnie niewiele trzeba, a mojemu synowi i tak trudno dogodzić.
– Znam to – powiedziała, śmiejąc się. – Mój Damian ciągle tylko by chciał nowe buty do piłki.
– Gra?
– Gra, biega, trenuje zapasy... on właściwie robi wszystko to, co tylko jest w jego zasięgu. Naprawdę czasami już z nim nie wyrabiam. Ja rozumiem, że dobrze mieć pasję w życiu, ale ile można? A twój co lubi?
– Też gra, tyle że na komputerze – odpowiedział Lew. – Oszczędzam dzięki temu na butach.
– No tak, komputery i młodzież – ciężka sprawa.
– Tak – odparł podkomisarz, po czym klasnął w ręce. – Zabierajmy się do pracy. Pokaż mi, co macie. Chciałbym to przejrzeć, a potem pojadę spotkać się z rodziną denatki.
– Tak od razu? Myślałam, że najpierw będziesz chciał, no wiesz... zawojować nas tu stołecznymi metodami wykrywania zbrodni – odparła, po czym zaśmiała się serdecznie.
– To zostawmy na jutro, a dzisiaj zrobię to, po co tak naprawdę przyjechałem, czyli zajmę się polityką i zapewnianiem, kogo trzeba, że sprawa jest w dobrych rękach i wszystko będzie dobrze.
– Od razu widać, że jesteście w tym dobrzy, tam, w stolicy – zaśmiała się Jowita. W jej śmiechu było coś bardzo przyjemnego, pomyślał Lew.
– Lata doświadczenia – odparł.
Jowita wskazała mu miejsce przy swoim biurku i pokazała teczkę ze zdjęciami.
– Wiem, że na pewno sporo już widziałeś, ale ostrzegam, że są dosyć mocne – powiedziała, zanim otworzył.
– Mocne? Myślałem, że sprawa jest prosta, że chodzi o utonięcie w Bałtyku.
– Ciało musiało trochę leżeć na tych skałach. Ptaki zrobiły swoje. Kobieta została pozbawiona tkanek miękkich z... zresztą sam zobaczysz.
Lew otworzył teczkę i powoli przeglądał kolejne zdjęcia. Opuchnięte od wody ciało było zdeformowane. Podkomisarz widział już wielokrotnie topielców, więc ani stopień rozkładu, ani owa opuchlizna go nie zaskoczyły. Nie mogły być również nowością dla policjantki pracującej w mieście niewiele oddalonym od morza. Dopiero oglądając trzecie zdjęcie, Lew zrozumiał, co miała na myśli Jowita. Ptaki wydziobały oczy i większość tkanki miękkiej na twarzy. To samo dotyczyło brzucha i ud.
– Biedne dzieciaki – powiedziała Jowita, nie kryjąc obrzydzenia.
– Dzieciaki?
– Kobietę znalazła rodzina z trójką dzieci. Najstarsza dziewczynka nie może mieć więcej niż dziesięć lat, a bliźniaki pewnie mają osiem.
– No to już normalne nie będą – powiedział Lew, nie odrywając się od zdjęć.
– Chyba nie, chociaż mam nadzieję, że jednak...
– Chcę porozmawiać z rodziną. Wiesz, gdzie oni teraz są?
– Na kempingu. O tutaj – odparła, podchodząc do zawieszonej na ścianie mapy.
– Radny był z rodziną na wakacjach na kempingu? A to niespodzianka. Myślałem, że prywatny dom albo przynajmniej hotel...
– Kempingi są teraz w modzie. Wiesz – powrót do młodości, do korzeni – odparła policjantka, odwracając wzrok od zdjęć.
– Mnie by się już nie chciało. Znaczy gdybym miał kasę, to wolałbym hotel – mruknął Lew, przeglądając jeszcze niezbyt grubą liczbę stron wydrukowanego raportu. W jasny sposób wynikało z niego, że sprawę uznano za zamkniętą i według przybyłych na miejsce funkcjonariuszy nic w niej nie budziło podejrzeń.
– Chodź, pojadę z tobą – powiedziała Jowita, biorąc z biurka klucze do samochodu.
Lew już chciał powiedzieć, że wystarczy mu adres, ale się powstrzymał. W końcu był tu tylko konsultantem. Może Jowita się bała, że podkomisarz z Warszawy oczerni ją i jej kolegów? Może wolała go mieć na oku? Lew nie miał nic przeciwko temu, a Jowita wydawała się miłym towarzystwem.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Wicierz. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: