Jak znaleźć Boga w "Hobbicie"? Fragmenty

Data: 2013-01-10 11:43:33 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Jak znaleźć Boga w

Szerokie spektrum tematów poruszanych przez autora zdumiewa nie bardziej, niż spojrzenie na twórczość Tolkiena przez pryzmat Biblii - podkreśla Justyna Gul w opublikowanej na naszych łamach recenzji książki Znaleźć Boga w Hobbicie. Jim Ware pisze w niej: "Gdy ów „jasny cień” wspaniałej przygody przeniknie z książki i spocznie na waszym życiu, (…) dowiecie się, co znaczy być przemienionym do głębi. Zobaczycie wówczas, ze pomimo całej alegorycznej i symbolicznej warstwy jest możliwe, by odnaleźć Boga w książce takiej jak Hobbit. Co najważniejsze, zrozumiecie, że Bóg może odnaleźć nas niemal wszędzie – On nas szuka w najbardziej niespodziewanych miejscach i pociąga nas do siebie, nawet jeśli my sami Go nie szukamy." Wzniosłe słowa autora, dalekie jednak od moralizatorskiego tonu czy "straszenia niewiernych", mają w sobie niezwykłą moc. Sprawiają, że nawet, jeśli u części czytelników publikacja Ware'a wzbudzi mieszane uczucia, i tak będą mieli oni ochotę krzyknąć: „Tu jesteśmy!”.

 

Zapraszamy do lektury recenzji, zapraszamy również do przeczytania fragmentów książki, które premierowo dziś publikujemy:

 

Żadne dziecko nie powinno dorastać w świecie pozbawionym hobbitów. Wierzcie mi jako temu, który wychował się w domu, gdzie nie było ani jednego egzemplarza tej książki. Z tego powodu dopiero jako dorosły zaznajomiłem się z Bilbem, Gandalfem i krasnoludami. Co więcej, zanim przeczytałem o słynnych przygodach hobbita „tam i z powrotem” – miałem już własne dzieci. Wiedząc, jak to jest, gdy się ma młodość pozbawioną takiego doświadczenia, chciałbym dla nich czegoś lepszego. Dlatego też do listy ich obowiązkowych przyjemności włączyłem Hobbita J.R.R. Tolkiena.

 

Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz w życiu otrzymałem od mojego współpracownika życzenia urodzinowe napisane w języku elfów. To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że niektórzy traktują Tolkiena naprawdę poważnie.

 

I nic dziwnego.  Magazyn „World” zaliczył jego pisarstwo do najwspanialszych wytworów chrześcijańskiej wyobraźni, jakie kiedykolwiek powstały. Niektórzy byli tym zaskoczeni, ponieważ w przeciwieństwie do Wędrówki Pielgrzyma Johna Bunyana i innych dzieł alegorycznych Hobbit i Władca Pierścieni nie zawierają odniesień do Boga i wydają się skażone potężnym wpływem wszechobecnego zła, które mało ma wspólnego z Ewangelią. Wielu nie zauważa jednak, jak fundamentalna jest idea zła i jego skutków dla teologii i kreatywności Tolkiena.

 

Ewangelia przenika Śródziemie nie dlatego, że są w niej bezpośrednie odniesienia do Boga, odkupienia czy czterech praw życia duchowego. Ona przenika Śródziemie, bo – jak to umiejętnie pokazuje Jim Ware – zastąpiona radość pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, podsuwając śmiech jako jedyną sensowną odpowiedź. Chichoczemy, obserwując, jak  ironia losu sprawia, że Baggins, niechętny samej idei poszukiwania przygód, dołącza do skleconej na poczekaniu grupy dużo większych od niego, wyruszających na taką wyprawę krasnoludów. Śmiejemy się na widok olbrzymich trolli, które w wyniku kłótni zamieniają się w głazy, zamiast zjeść trzęsącego się Bilba, na którego miały chętkę. Uśmiechamy się, gdy mały, nieporadny hobbit ratuje z niewoli swych kompanów, wysyłając ich z prądem rzeki w ciasnych, wirujących beczkach. Jednak przede wszystkim rozkoszujemy się doświadczeniem pod-tworzenia świata, w którym odbija się pierwotna rzeczywistość, gdzie dobro zwycięża zło, światłość rozprasza ciemności, a niespodziewana radość opanowuje historię niedoli.

 

 

Żeby tak w końcu zasnąć! Czy może raczej, by marzyć...

 

Ach, w tym właśnie sęk. Marzenia mogą zniszczyć twój spokojny, kojący sen. A konsekwencje spełniających się marzeń nie zawsze wyglądają tak, jak się spodziewałeś. Nadzieje i tęsknoty ukryte głęboko w twoim sercu w świetle dziennym przybierają zupełnie inne kształty.

 

Żył sobie kiedyś pewien człowiek, który miał marzenie. Przez trzydzieści osiem lat leżał na swoim nędznym łożu obok cudownej sadzawki, kaleki, nie mogąc się podnieść. Czekając na anioła, który by poruszył wodę, człowiek ów pielęgnował w sobie wizję samego siebie skaczącego wesoło jak chłopiec. Wizję, wydawałoby się, nierealną. Ale to ona trzymała go przy życiu, do niej przylgnął całym sobą jak dziecko, które kurczowo trzyma w rękach pustą butelkę lub kawałek starego kocyka.

 

I pewnego dnia stało się. Jego marzenie wydobyło się z ciemności i pozdrowiło go serdecznym, gromkim okrzykiem: „Witaj!”. Wzięło go za rękę i popatrzyło mu w twarz przenikliwym spojrzeniem ciemnych oczu. Następnie zapytało: „Czy chcesz być zdrowy?”. Wydaje się to dziwne, ale on nie umiał odpowiedzieć prostym słowem „tak” (por. J 5,1-8).

Oto jeden z największych paradoksów ludzkiej kondycji: w momencie, kiedy coś, czego zawsze pragnąłeś, przychodzi do ciebie, i to bez żadnego wysiłku z twojej strony, budzi się w tobie destrukcyjny lęk i podnosi głowę. Gdy przyszły pracodawca oddzwania ze słowami: „Jesteś zatrudniony” lub kiedy dziewczyna twoich marzeń przyjmuje twoje oświadczyny, nawet najodważniejsi z nas wiedzą, jak to jest wzdrygać się przed urzeczywistnieniem się najgłębszych pragnień. Jest to dziwne, ale niezwykle powszechne doświadczenie.

 

Bilbo Baggins, bohater opowieści J.R.R. Tolkiena Hobbit, w średnim wieku, o kosmatych stopach, dobrze sytuowany, doświadczył owego paradoksu, gdy pewnego popołudnia pod koniec kwietnia jego marzenie przyszło i zapukało do drzwi. Wydaje się, że Bilbo różnił się od innych hobbitów. Większość z nich zadowalała się siedzeniem w domu przy kominku z pieniącym się kuflem piwa lub filiżanką herbaty.

 

On natomiast cierpiał na chroniczne napady niepokoju i niezadowolenia. Nie żeby nie cenił sobie wygód – był w końcu potomkiem Bagginsów. Jednak było coś takiego w jego naturze, coś głęboko zakorzenionego w nieprzewidywalnej naturze ekscentrycznych Tuków – krewnych ze strony jego matki – co powodowało, że usychał z tęsknoty za podróżami, przygodami i schadzkami u leśnych elfów. Czy nie jest to w takim razie zaskakujące, że tamtej niezapomnianej nocy znalazł się w łóżku, drżąc na myśl, że oto za ścianą spełnia się jego marzenie. Krasnoludy, jego nieproszeni goście, znów nucili swą pieśń. Tę samą – urzekającą, kuszącą, która tak głęboko poruszyła go wcześniej tego wieczoru; tę o czarodziejskim złocie, jaskiniach i niebezpieczeństwach długiej i krętej drogi. Czekał na to całe swoje życie. Dlaczego więc żołądek podchodzi mu do gardła? Skąd to pragnienie, by wszyscy sobie poszli i zostawili go samego?

 

Gandalf dokładnie wiedział, co hobbit czuł i dlaczego:

 

Bilbo bowiem zmienił się bardzo: przytył, pofolgował obżarstwu, dawne tęsknoty zaś zmalały do rozmiarów skromnych marzeń. Nic nie mogło przerazić go bardziej niż perspektywa ich zniszczenia!

 

Ukryte marzenie jest słodkim i soczystym kąskiem. Jest jak mało znane hobby, stary filmowy romans czy książka czytana w przytulnym kąciku w deszczowe popołudnie. Jest ono jak źródło pociechy pośrodku życiowych rozczarowań, jak wymyślony przeze mnie bezpieczny świat – miejsce schronienia przed szalejącym tłumem. Ale marzenie, które się spełnia, to już całkiem inna sprawa. Ostatecznie jest niczym innym jak wezwaniem do zaangażowania się i działania.

 

Rozumiem, co stanowiło problem dla Bilba. Sam tego doświadczyłem, stając przed szansą napisania i opublikowania książki – za czym tęskniłem od dzieciństwa. Owa nieprzewidziana możliwość spowodowała w jakiś sposób, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Natychmiast i w całej swojej okazałości stanęły przede mną – jak gromada żądnych skarbu krasnoludów – wszystkie nieprzyjemne konsekwencje bycia pisarzem: ciężka praca, walka ze zniechęceniem, potencjalne złe recenzje, możliwość porażki. Ogarnęło mnie irracjonalne pragnienie, by krzyknąć: „Wy nic nie rozumiecie – ja przecież tylko żartowałem!”. Podobnie jak Bilbo chciałem, by szansa odeszła i zostawiła mnie w spokoju.

 

Podczas gdy nasze ukryte pragnienia są tak osobiste jak linie papilarne, zostaliśmy stworzeni z tęsknotą lub marzeniem – jak wolicie – by żyć w przyjaźni z naszym Stworzycielem. Drzemiąca w nas „natura Bagginsa” może sprawić, że przejdziemy przez życie, nie podejmując wyzwania do przyjęcia Jego tajemnicy,mocy i miłości, lecz siedzący w nas „Tuk” dobrze wie, że został stworzony do większych rzeczy. Tak jak Nikodem, ukryty uczeń Chrystusa, szukający Go jedynie pod zasłoną ciemności (zob. J 3,2), tak i my szukamy Go po omacku w chwilach znanych tylko nam, w miejscach ukrytych, z niewyrażonym bólem i niepocieszeni w swych tęsknotach. Wołam wraz z psalmistą: „Dusza moja usycha z pragnienia i tęsknoty do przedsionków Pańskich. Moje serce i ciało radośnie wołają do Boga żywego” (Ps 84,3). Zaraz potem, gdy On pojawia się pod drzwiami, mówiąc: „Wyjdź z ciemności i pójdź za mną”, chowamy się w najdalszym zakamarku naszego domu z nadzieją, że odejdzie, jeśli udamy, że nikogo tam nie ma. Marudzimy razem z Mojżeszem: „Wybacz, Panie, ale ja nie jestem odpowiednią osobą. Poślij kogo innego” (por. Wj 4,13).

 

Jezus Chrystus jest naszym spełnionym marzeniem. Jest Pragnieniem Wszystkich Narodów – i to Pragnienie Wszystkich Narodów już przyszło. Problem polega na tym, że pokrzepienie, jakie nam oferuje, gdy zaangażujemy się w Jego przygodę, jest zbyt rześkie dla naszej uśpionej wrażliwości i banalnych upodobań. Nie jest to Zbawiciel, jakiego byśmy oczekiwali. On rujnuje nasz spokój szokującymi wypowiedziami o mieczu, który dzieli, radości w cierpieniu czy odrzuceniu Syna Człowieczego. Jesteśmy wystraszeni Jego dziwnymi, bezkompromisowymi wymaganiami. Opuść dom i rodzinę. Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim. Pozwól, by cię nienawidzono i prześladowano z Mego powodu. Weź swój krzyż i chodź za Mną.

 

Co to wszystko znaczy? Jeśli to właśnie jest ową podróżą przeznaczoną dla tych, którzy odpowiedzą na wołanie Mistrza, kto może spodziewać się ocalenia?

 

Tak jak Bilbo nie dowiemy się tego, dopóki nie odrzucimy kołdry, nie wyskoczymy z łóżka i nie zdobędziemy się na odwagę, by uczynić pierwszy krok.

 

_________________________________________

REFLEKSJA

Bądź pewien, że twoje marzenie cię odkryje.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje