Jak daleko się posuniesz, wierząc, że stoisz po dobrej stronie? Na to pytanie będą musieli odpowiedzieć sobie bohaterowie powieści Sues Dei, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami.
Proboszcz kinomaniak i młody wikary z nowym przydziałem. Wdowa po legendarnym policjancie. Funkcjonariusz z ciemną przeszłością. Ich losy połączy brutalny napad rabunkowy na autokar pielgrzymów.
Sues Dei Jakuba Ćwieka to osadzona na Podlasiu, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, przewrotna opowieść sensacyjno- kryminalna, obrazująca stare porzekadło: dobrymi chęciami wybrukowane jest całe piekło.
Jeszcze tylko do 8.11.2024 zainteresowani czytelnicy mogą ją nabyć w ramach akcji płać, ile chcesz. Minimalne kwoty to 10 zł za wydanie papierowe i 1,20 zł za e-booka lub audiobooka w głosowej interpretacji Filipa Kosiora.
Dziś na łamach serwisu Granice.pl możecie przeczytać premierowy fragment książki Sues Dei:
Nie było znaku sygnalizującego przystanek, autobus po prostu zatrzymał się na żwirowanym poboczu pośród pól, tuż przed niewielkim skrzyżowaniem.
Syknęły otwierane drzwi, zawiało chłodem i przez kilka sekund słychać było tylko przyciszone radio. Żaden z czterech pasażerów nawet się nie poruszył. – Martwiejowice – wychrypiał kierowca, wymownie spoglądając w wielkie okrągłe lustro, a przez nie wprost na młodego mężczyznę w bluzie z kapturem siedzącego w trzecim rzędzie.
Ten, najwyraźniej dopiero co przebudzony, ziewał i tarł oczy, patrząc w ciemność za oknem.
– Hej, panie, ja tu rozkład mam! – zawołał kierowca.
Młody mężczyzna zorientował się, że to do niego. Zdjął kaptur i uśmiechnął się przepraszająco.
– A tak, już, już, przepraszam.
Wysunął się do przejścia, spod nóg wyjął sfatygowany plecak kostkę, a z siedzenia obok poobklejany futerał na gitarę. Idąc między rzędami foteli, trzymał go przed sobą.
– Jeszcze raz bardzo przepraszam. Przysnąłem – zwrócił się do kierowcy, gdy znalazł się przy samych drzwiach. Miał ciepły, głęboki głos radiowca. Czerwony odcisk na policzku sugerował, że chłopak spał z twarzą przy szybie. I pewnie obślinił, pomyślał kierowca z niechęcią. Jak oni wszyscy.
– Nic się nie stało, ale proszę… – zaczął, zaraz jednak przerwał na widok kołnierzyka szarej koszuli pod rozpiętą teraz bluzą. Gdy rozpoznał charakterystyczną stójkę przystosowaną do wsuwania koloratki, zmienił ton. – Nic się nie stało, proszę księdza. Każdemu się zdarza. Młody mężczyzna uśmiechnął się, prezentując równe białe zęby. Chyba najbielsze, jakie kierowca kiedykolwiek widział.
– Tyle z podróży incognito – rzucił lekko rozbawiony, po czym zaraz dodał: – Dziękuję, że pan pamiętał o moim przystanku, bo jak widzę, niełatwo go znaleźć.
– W zeszłym roku jakiś pijus skosił słupek z rozkładem i wjechał prosto w kukurydzę – odparł kierowca. – Do dzisiaj nie postawili nowego, ale kto ma wiedzieć, to wie. Do miasteczka pójdzie ksiądz tą drogą. Normalnie w dzień to autobusy tamtędy jadą, ale…
– Przyda mi się spacer. I chyba już widzę stąd sanktuarium, prawda?
– Tak, Sanktuarium Matki Boskiej Brzemiennej Radością w Martwiejowicach – wyrecytował kierowca jakby dumny z tego, że pamięta tak długą, złożoną nazwę. – Piękne miejsce. Zawsze jak są święta…
– Ej, ale jedziemy czy co, do chuja?! – Ochrypły pijacki wyrzut rozległ się nagle z tyłu autobusu. – I niech ktoś, kurwa, zamknie drzwi!
Kierowca zadarł głowę, by znowu spojrzeć w głąb pokładu przez okrągłe lustro. Już się zbierał, by adekwatnie odpowiedzieć, ledwie jednak otworzył usta, młody ksiądz wyciągnął w jego stronę rękę ze szczerym, rozbrajającym uśmiechem. Wyglądał, jakby chciał go dotknąć, ale tego nie zrobił.
– Nie będzie miał pan nic przeciwko, jeśli dołożę pana do swoich wieczornych intencji? – zapytał. –Codziennie przed snem modlę się za dobrych ludzi, których spotkałem.
Kierowca zamrugał, jakby w pierwszej chwili nie zrozumiał, po czym sapnął i wzruszył ramionami, próbując choć trochę ukryć, jak mile połechtały go te słowa.– A kim ja jestem, żeby księdzu zabraniać?
***
Drzwi autobusu zamknęły się z sykiem i po chwili pojazd ruszył w dalszą drogę. Ksiądz Grzegorz Kowalczyk stał na żwirze, patrząc za nim, aż pojazd zniknął za wzniesieniem. Dopiero wtedy wyjął z kieszeni telefon, włączył go i kciukiem odblokował ekran. Westchnął na widok jednej smętnej kreski zasięgu, a potem szybko przejrzał wiadomości, które przyszły, gdy spał. Było ich kilka, wszystkie w tym samym duchu: czy dotarł, jak nowe miejsce, jak się czuje. Uznał, że może na nie odpowiedzieć później, gdy już dotrze na plebanię. Schował więc komórkę, schylił się, by podnieść futerał z gitarą, po czym już wyprostowany zadarł głowę i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział aż tak piękne.
– Ech, Panie mój – westchnął z uśmiechem. – Dobrze wiesz, że pójdę wszędzie, gdzie wskażesz. Ale spraw, niech tam mają jakieś wi-fi.
-> Książkę Sues Dei już teraz zamówić można w ramach akcji płać, ile chcesz!
Tagi: fragment, kryminał sensacyjny,