Iva jest młodą, pełną życia dziewczyną ze wspaniałymi planami na przyszłość. Właśnie przeżywa swoją pierwszą wielką miłość. Jest szczęśliwa. Radość życia przerywa poważna choroba, która z niewinnego przeziębienia w szybkim tempie zmienia się w medyczny koszmar, w którym coraz trudniej o nadzieję.
Krystek - młody fotograf – zakochuje się z wzajemnością w swojej muzie Klarze. Zaczynają realizować marzenia i snuć plany na wspólną przyszłość. Ale los lubi płatać figle, nierzadko w okrutny sposób. Czy Iva wygra wyścig o życie? Czy Klara i Krystek zaznają wspólnego szczęścia? W jaki sposób losy tych ludzi zwiążą się ze sobą? Kto w medycznym bezwzględnym świecie zapłaci najwyższą cenę za walkę o lepsze jutro?
Do lektury Naznaczonej Anny Matusiak zaprasza Wydawnictwo Harde. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
IVA
KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ
– Iva, zjadłabyś coś porządnego... Wpadasz jak wiatr, łapiesz jabłko i wybiegasz – Maria próbowała przemówić córce do rozsądku.
– Oj, mamuś... Jadłam już dziś sałatkę. Lecę do Nivy – dziewczyna odpowiedziała na jednym wdechu i już jej nie było.
Maria pokiwała znacząco głową z dezaprobatą, ale chwilę później uśmiechnęła się pod nosem, wspominając, jak to było, gdy sama miała siedemnaście lat. Komu by się wtedy chciało jeść? Hormony buzują, a doba jest za krótka na to, by zrealizować wszystkie plany, które każdego dnia rodzą się w młodzieńczej głowie. Rozumiała córkę, ale też martwiła się o nią. Była taka szczuplutka. Kochała swoją jedynaczkę ponad wszystko, zwłaszcza że przeszła niełatwą drogę, by ją mieć. By jej się udało zostać mamą. Stare dzieje – pomyślała, oddalając od siebie te trudne wspomnienia, i poszła wstawić pranie.
* * *
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
– Co oglądacie? – kiedy Iva nieśmiało zagajała w ten sposób rozmowę, wiadomo było, że czegoś od rodziców chce.
– Serial... – zaczęła mama. – Ale...
– To ja nie będę przeszkadzać. Później przyjdę – dziewczyna szybko się wycofała, ale Maria zatrzymała ją w pół słowa:
– Hej, hej... Czekaj... Możemy później obejrzeć powtórkę. Co jest?
– A bo Niva robi urodziny. Jako pierwsza z klasy. Jest najstarsza. Zapoczątkuje tegoroczne osiemnastki. I robi taką wielką imprezę. Wiecie... Jak wesele prawie. Na sto osób. W dodatku nad morzem. W ich domku letniskowym z ogrodem. Dlatego urządza ją teraz – w wakacje. Nie czeka na koniec roku, kiedy faktycznie się urodziła. Żeby skorzystać z pogody. To moja najlepsza przyjaciółka i chciałabym się mocniej zaangażować w przygotowania... I pojechać tam z Nivą już tydzień wcześniej – wyrecytowała jednym tchem, jakby bojąc się dać któremukolwiek z rodziców dojść do głosu.
– Zgadzam się! – odparła Maria bez żadnych dodatkowych pytań.
– Co??? – Iva niemal przetarła oczy z niedowierzania.
– Za szybko? Mogę wycofać zgodę – zaśmiała się mama.
– Nie. Nie... Przyznam, że spodziewałam się batalii, ale jestem megamiło zaskoczona, mamuś. A ty, tato, też nie masz nic przeciwko? – Iva wolała dopytać.
– Skoro mama się zgadza, to ja też – ojciec jak zwykle nie wysilił się zanadto, ale w tym akurat przypadku Ivie to niespecjalnie przeszkadzało. Wybiegła zachwycona z pokoju i natychmiast zadzwoniła do przyjaciółki.
IVA I NIVA
Rodzice trzymali Ivę krótko, stąd zaskoczenie dziewczyny. Ufali jej i mieli z nią dobre relacje, ale wychodzili z założenia, że panienka z dobrego domu nie powinna się szlajać po nocach, łazić po knajpach zbyt często, przesiadywać pod blokiem na ławce i skubać słonecznik. Dlatego Iva często słyszała „nie”, kiedy prosiła o coś, co dla jej koleżanek z klasy było normą. Ale tym razem uznali, że to absolutnie wyjątkowa sytuacja. Za chwilę i ona będzie miała osiemnaście lat. Stanie się pełnoletnia. Zda maturę. Wyfrunie z domu na studia. Osiemnastkę ma się raz w życiu. Z Nivą przyjaźniły się od dziecka. To absolutnie naturalne, że traktowała jej święto niemal jak swoje. Maria i Piotr znali rodziców Nivy. Nie przyjaźnili się, bo pochodzili z nieco innych światów, co dziewczynkom w przyjaźni zupełnie nie przeszkadzało, ale jedni drugich szanowali i uważali za godnych zaufania. Niva pochodziła z bardzo majętnego domu. Dzięki temu jej mniej zamożna przyjaciółka nieraz spędziła darmowe wakacje nad polskim morzem. A kiedy chorowała jako nastolatka – rodzice Nivy udostępnili całej rodzinie Ivy swój nadmorski domek na prawie dwa jesienne miesiące, żeby wyjechali i nawdychali się jodu, żeby mała mogła nabrać odporności. W dodatku nigdy nie oczekiwali żadnej wdzięczności i niczego w zamian. Mogli sobie pozwolić na bezinteresowne pomaganie i robili to. Dziewczynki planowały studia w tym samym mieście. Nie wyobrażały sobie życia bez siebie. Jedna marzyła o Poznaniu, druga o Wrocławiu, więc ustaliły, że jeśli jedna się dostanie i tu, i tu, a druga tylko do jednego miasta, pójdą do tego jednego razem. Jeśli obie się dostaną do obu miast – będą losowały, dokąd ostatecznie wyruszą, ale na pewno obie w to samo miejsce. Już i tak musiały się liczyć z tym, że będą chodziły na inne uczelnie, bo mimo wspólnych pasji i prawdziwej, niemal siostrzanej miłości, jaka je połączyła – jedna była typową humanistką, a druga umysłem ścisłym, więc studiowanie tego samego nie wchodziło w grę. Nie szkodzi. Najważniejsze było to, że po uczelni wrócą na tę samą stancję i będą sobie mogły opowiadać godzinami, jak im minął kolejny dzień poważnego, dorosłego życia. Nie mogły się tego doczekać, ale zanim... Trzeba było jeszcze zdać maturę i dostać się na te studia, więc trochę stopowały swoje marzenia i sprowadzały się na ziemię wizją zakuwania przez cały rok...
Jak się poznały?
W piaskownicy... Wówczas ich rodzice mieszkali na jednym osiedlu. Rodzice Ivy wciąż tam mieszkają. Rodzice Nivy przenieśli się na luksusowe osiedle zamknięte.
Wiele lat wcześniej dwie małe słodkie dziewczynki w pastelowych sukieneczkach przyszły z babciami na plac zabaw. Babcie szybko się zgadały i miło spędzały czas na wspólnej rozmowie, łypiąc przy okazji jednym okiem na wnuczki. W pewnym momencie do jednej z dziewczynek podszedł osiedlowy urwis – Bartuś:
– Oddaj siamochód. Jesteś dziewciną. Lalkami się baw – nakrzyczał i próbował wyszarpać małej autko z rąk. Ta (jak się później okazało Niva) zaczęła piszczeć:
– Sam się baw lalkami. Bardziej do ciebie pasują niż auta – pojechała młodemu rasowo. Bartuś się wściekł i rzucił na Nivę. Babcia już się zerwała z ławki, ale okazało się, że jej interwencja nie będzie potrzebna, bo bawiąca się nieopodal Iva (wtedy jeszcze po prostu Iwonka) ruszyła w stronę dziecięcej szamotaniny i odważnie złapała małego za ucho. Potargała nim porządnie i napyskowała w podobnym tonie do Nivy:
– A ty co? Dziewczynkę bijesz? Skoro tak, to nawet na zabawę lalkami nie zasługujesz...
Bartuś zrobił się czerwony jak burak i uciekł.
Małe przybiły sobie piątkę. Podobno wyglądały komicznie. Umorusane, ze zmierzwionymi włosami, słodkie jak aniołki, ale z bardzo bojowymi minami, które już wtedy świadczyły o tym, że w przyszłości nikt nie będzie im w kaszę dmuchał.
– Rozdarł ci sukienkę – powiedziała jedna do drugiej.
– Trudno. Ta bitwa była tego warta – odparła z dumą Iwonka. A babcie nie wiedziały, czy płakać, czy się śmiać. I obie czuły dumę, że ich wnuczki rosną na dziarskie kobietki. Mogły mieć wtedy jakieś pięć lat.
Przedstawiły się sobie:
– Niwa.
– Ale ładnie... Nie znałam tego imienia. Ja jestem Iwonka.
– Czyli Iwa. Niwa i Iwa. Fajnie, nie?
I tak zostało na lata. Potem jeszcze zmieniły „w” na „v” w pisowni – co czyniło ich imiona jeszcze bardziej zadziornymi i nikt sobie już nie wyobrażał Nivy bez Ivy i Ivy bez Nivy. One same śmiały się, że to symboliczne dopasowanie imion wtedy w piaskownicy było swego rodzaju rytuałem braterstwa krwi – tylko bez... krwi. Pobrudzone i porozrywane sukieneczki musiały wystarczyć.
Powieść Naznaczona kupicie w popularnych księgarniach internetowych: