Szukając swojej tożsamości. "Infantka"

Data: 2021-09-20 09:01:00 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Hania żyje na walizkach, z głową w chmurach – pracuje jako stewardesa. Wychowywała się w domu dziecka i nic nie wie o swoich biologicznych rodzicach. Kiedy pewnego dnia zwiedza zabytkowy pałacyk, wszyscy wokół zauważają jej zdumiewające podobieństwo do postaci ze starego obrazu. Hania zaczyna podejrzewać, że może być nieślubną córką potomka szlacheckiego rodu. Przed śmiercią udało się mu odzyskać rodzinne dobra. Nic więc dziwnego, że jego spadkobiercy zrobią wszystko, by uniemożliwić Hani odkrycie tajemnic z przeszłości.

Infantka to thriller i powieść obyczajowa w jednym, a przede wszystkim wciągająca historia o poszukiwaniu swojego prawdziwego ja. Jaką cenę przychodzi zapłacić za możliwość poznania prawdy? Jakie granice trzeba przekroczyć, aby do niej dotrzeć?

Obrazek w treści Szukając swojej tożsamości. "Infantka" [jpg]

Do lektury najnowszej książki Wojciecha Nerkowskiego Infantka zaprasza Wydawnictwo Lira. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury prologu powieści:

Kim jestem?

Większość z nas umie sobie odpowiedzieć na to pytanie. Znamy swoich rodziców, dziadków. Oglądamy się na zdjęciach i filmach z dzieciństwa. Słyszymy zabawne opowieści o przekręcanych słowach: „głupocis” zamiast „długopis”, „khaki” zamiast „krzaki”. Chodzimy na urodziny, chrzty, śluby i pogrzeby bliskich. Znamy przypadki nadciśnienia w rodzinie, choroby Hashimoto, alergii i wielu innych schorzeń, na które warto uważać, bo mogą być uwarunkowane genetycznie. Dziedziczymy nie tylko DNA i majątki, ale też koneksje, rodzinne anegdoty, przekazywany z pokolenia na pokolenie przepis na sernik oraz sposób mycia okien, żeby nie było smug.

Mnie pozbawiono całej tej wyprawki. Nie miałam ani mamy, ani taty, ani jednej babci, ani jednego dziadka, żadnego rodzeństwa, kuzynów bliższych czy nawet dalszych. Nie znałam swojego miejsca na ziemi. W podróż, którą jest życie, wyruszyłam na gapę.

Nie było łatwo. Musiałam walczyć o tożsamość. Sporo mnie to kosztowało — niejedną nieprzespaną noc, rozczarowania, ciosy, czasami łzy. Mało brakowało, a zapłaciłabym najwyższą cenę. Śmierć kroczyła pół kroku za mną, już wyciągała rękę…

Nie chcę umrzeć, nie wiedząc, kim jestem. W dowodzie, decyzją urzędników, miałam wpisane „Hanna Wysocka”. Imię mogło zostać, ale żeby chociaż nazwisko było prawdziwe…

Zadarłam z wpływowymi i bezwzględnymi ludźmi. Narobiłam sobie wrogów. Fortuna kołem się toczy: raz byłam na wozie, raz pod wozem, przeczołgana, upokorzona i oszukiwana. Jedno się nie zmieniło — moje uparte dążenie do celu.

Do prawdy.

Nie zrobiłam tego dla pieniędzy, choć niektórzy zarzucają mi chciwość.

Spoglądam na swój dom. Co tam dom — mały Wersal, pałac jak z bajki, godny księżniczki, otoczony wypielęgnowanym ogrodem i zabytkowym parkiem.

Pochylam głowę i uśmiecham się do córeczki, która śpi w wózku z główką przechyloną na bok. To ona jest prawdziwą księżniczką. Stworzyłam jej poczucie bezpieczeństwa. Od początku będzie znała swoją tożsamość, będzie wiedziała, kim jest.

Pcham wózek, a jego koła toczą się bezszelestnie po trawniku. Jest ciepło, bezwietrznie, na niebie ani jednej chmurki. Zabieram córeczkę na spacer do ogrodu różanego, po drodze mijamy rozłożysty dąb. Ma ponoć prawie dwieście lat i należy do odmiany Irtha. Po jego poskręcanych konarach skaczą dwie wiewiórki, nasze sympatyczne sąsiadki.

Pałac okala ogród różany, chiński, francuski, dalej jest park — w sumie jedenaście hektarów ziemi. To luksus, na który stać nielicznych. Jeszcze rok temu gnieździłam się w wynajmowanej kawalerce, na niecałych trzydziestu metrach kwadratowych, a ogródek stanowiła plastikowa doniczka z bazylią na parapecie.

Owszem, jestem chciwa, ale na wiedzę. Za wszelką cenę chciałam poznać swoją prawdziwą tożsamość. Paradoksalnie sama udzieliłam sobie odpowiedzi na pytanie, kim jestem. Zdefiniowała mnie walka. W chwilach, kiedy ją przegrywałam, nie ugięłam się. Zrozumiałam wtedy, że można żyć pełnią życia zarówno podczas triumfu, jak i w momencie porażki.

Wózek miękko sunie po dywanie z trawy. Mała otwiera oczy i uśmiecha się do mnie bezzębnymi jeszcze ustami. Wierzga, więc muszę na chwilę się zatrzymać, żeby poprawić zsuwający się kocyk. Potem przechodzimy przez furtkę wykonaną z kutego żelaza. W oczy rzuca się zdobienie w samym jej środku: posrebrzany orzeł trzymający w złotych szponach strzałę, a jego pierś chroni tarcza.

W ogrodzie różanym unosi się słodki zapach, kwitną już wczesne odmiany. Kilka metrów przede mną, odwrócony tyłem, pracuje mężczyzna. Wkopuje w ziemię drewnianą pergolę, którą za kilka lat oplotą dwa krzewy pnących róż. To prezent dla mnie z okazji urodzin.

Mężczyzna jest silny, za każdym razem, kiedy podnosi łopatę, mięśnie pleców napinają się pod spraną koszulką polo, a biceps w zginanej ręce formuje się w gulę.

— Hej! Inspekcja pracy… — mówię żartobliwym tonem. — Co się pan tak lenisz? Żwawiej!

— Co?! Haruję jak wół i złamanego grosza jeszcze nie dostałem…

Mężczyzna przerywa pracę, odwraca się. Zdejmuje słomkowy kapelusz i uśmiecha się do mnie, wachlując się jego rondem.12

— Żebym cię nie pozwał do sądu. Nie zapominaj, że jestem prawnikiem… I to cholernie dobrym.

To mój mąż, mężczyzna, którego kocham, ojciec mojego dziecka. Podchodzi i całuje mnie mocno, a ja przytulam się do jego rozgrzanego od słońca i wysiłku ciała. Lubię jego ciepło, jego zapach, dają mi poczucie bezpieczeństwa.

— Jaśnie pani będzie zadowolona… — mruczy mi do ucha.

Czasami się martwię, że to tylko sen, z którego przyjdzie mi się obudzić. Wiem, że takie martwienie się na zapas nie ma sensu — dręczy, niszczy spokój ducha, a niczego nie daje. W sytuacji realnego zagrożenia nie pomoże, wręcz przeciwnie, może uśpić czujność.

— Idziemy na spacer do dębów — mówię, opierając dłonie na uchwycie wózka.

— Z Bogiem. — Mąż całuje mnie w czoło. 

Idylla, ale tylko z pozoru.

Pośród szpaleru drzew, do którego zmierzam, czai się zło. Ukrył się tam morderca. A ja, niczego nieświadoma, kieruję się w tamtą stronę, pchając wózek z córeczką.

— Za godzinę obiad — rzucam jeszcze do męża.

— Dopiero?

— Dobrze, za pół. Ale nie licz na cuda, podgrzeję wczorajszy.

— To może zatrudnimy kucharkę? Stać nas!

— W głowie ci się przewraca — śmieję się. — Może to udar od słońca?

Wciągam zapach róż, niczego nieświadoma, krok za krokiem zbliżam się do śmiertelnej pułapki. Nie zatrzymują mnie żadne znaki ostrzegawcze, intuicja milczy, szósty zmysł śpi.

Nagle słyszę przytłumiony grzmot, który sprawia, że przystaję. Zadzieram głowę. Hen, wysoko na niebie przelatuje samolot. Srebrna kreska z ledwo widocznymi skrzydłami, wspomnienie mojego poprzedniego życia.

Aż trudno sobie wyobrazić, że tam w środku znajduje się setka, może dwieście albo nawet jeszcze więcej ludzi.

Zawsze kiedy widzę samolot, zastanawiam się, kto nim leci i dokąd. Nie sposób tego sprawdzić, to inny świat, odizolowany od mojego odległością i prędkością. Może to wszechświat równoległy?

Być może jedną z osób na pokładzie jestem ja, a raczej ta wersja Hani Wysockiej, która się nie odważyła.

Książkę Infantka kupić można w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Infantka
Wojciech Nerkowski 2
Okładka książki - Infantka

Szukając swojej tożsamości, można stracić wszystko inne… Hania żyje na walizkach, z głową w chmurach – pracuje jako stewardesa. Wychowywała...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje