Ślad atramentu to kolejne, trzecie już spotkanie ze średniowiecznym medykiem, Hugh z Singelton. John Wycliff, rektor Canterbury Hall, mistrz i przyjaciel Hugh, zostaje obrabowany. Łupem złodzieja pada 20 najcenniejszych ksiąg z biblioteki tego wybitnego uczonego. Kto dopuścił się tak niecnego postępku? Tylko Hugh może pomóc rozwikłać tę zagadkę. Na polecenie Lorda Gilberta wyrusza do Okfsordu. Towarzyszy mu jego ukochana i Arthur, oddany służący lorda. Mroczne charaktery, ludzkie namiętności i żądza władzy… Im bliżej rozwikłania tajemnicy, tym bardziej jest niebezpiecznie. Jednak dobro i miłość powinny ostatecznie zatriumfować. Warto się o tym przekonać. Warto sięgnąć po powieść Melvina Starra Ślad atramentu, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Promic. Dziś publikujemy jej obszerne fragmenty:
Nigdy nie widziałem mistrza Johna Wycliffe’a tak strapionego. Nawet gdy prowadził dysputy z innymi mistrzami, rzadko bywał w takiej rozterce. Zdradził mi później – kiedy już mu zwróciłem utracone dobra – iż obrabowanie z ksiąg bezżennego profesora to równie niegodziwy postępek jak zawrócenie w głowie niewieście poślubionej innemu mężczyźnie i zdobycie jej serca. Rzecz jasna, w owym czasie nie mogłem ocenić trafności tej opinii, jako że byłem kawalerem i posiadaczem ledwie kilku ksiąg.
W ten październikowy czas – a był to poniedziałek i dwudziesty dzień miesiąca – roku Pańskiego 1365 przybyłem do Oksfordu, aby sprawdzić, jakie postępy mógł poczynić w kwestii zaradzenia memu bezżennemu stanowi. Zostawiłem konia w stajni za gospodą Stag & Hounds i udałem się prosto do składu Roberta Caxtona, gdzie powabna córka właściciela, Kate, pomagała przyciągać klientelę spośród bezżennych studentów i absolwentów miejscowej uczelni, a także urzędników i prawników, od których roiło się w Oksfordzie jak od pcheł na psie.
W sklepie Caxtona pojawiłem się pod pretekstem zakupu zwoju pergaminu i flakonu atramentu. Potrzebowałem ich, by zakończyć zapiski dotyczące śmierci nadzorcy folwarcznego Alana i Henry’ego atte Bridge’a. Na ciało Alana, przypomnę tylko, natrafiono na trzy dni przed Wielkim Piątkiem w pobliżu kaplicy św. Andrzeja, na wschód od Bampton. Zabójca Alana, którym okazał się Henry, został natomiast znaleziony w lesie położonym na północ od miasta. Jako rządca zamku w Bampton miałem obowiązek rozwiązać tajemnice owych morderstw, co też uczyniłem.
[…]
Wróćmy jednak do składu Caxtona. Otóż Kate obiecała, że przygotuje dla mnie nowy flakon atramentu, który będę mógł odebrać następnego dnia, a gdy udała się na zaplecze, by tam dalej wykonywać swoje obowiązki, zagadnąłem jej ojca. Robert Caxton niewątpliwie zdawał sobie sprawę z tego, jakie wrażenie wywierała Kate na tutejszych młodzieńcach. Nie wyglądał na zaskoczonego, kiedy poprosiłem go o pozwolenie, by móc starać się o rękę jego córki. Spodziewałem się, iż w najlepszym przypadku ujrzę wyraz zdumienia na jego twarzy, a może nawet usłyszę odmowę. Wszakże jestem tylko chirurgiem i rządcą. Chirurdzy cieszą się zaś niewielkim poważaniem w Oksfordzie, gdzie mieszka przecież mnóstwo medyków. Ponadto niewielu uczciwych ojców marzy o tym, by wydać swą córkę za rządcę. Z pewnością nadobna Kate wpadła w oko niejednemu synowi zamożnego oksfordzkiego mieszczanina czy też młodemu absolwentowi prawa, który miał szansę wzbogacić się w przyszłości. Niemniej wbrew moim obawom Caxton skinął głową na zgodę, udzielając mi tym samym pozwolenia na zabieganie o względy swej córki.
[…]
Wyszedłszy ze składu Caxtona, udałem się ulicą Holywell na Catte Street, a stamtąd w kierunku bramy Canterbury Hall przy Schidyard Street. Idąc, układałem w myślach zdania, które pomogłyby mi zrobić wrażenie na Kate Caxton. Jak się zapewne domyślacie, nazajutrz nie pamiętałem większości z nich. I prawdę mówiąc, byłem kontent, że tak się stało. Mistrz John Wycliffe, niegdyś profesor kolegium Balliol, a tym samym mój dawny nauczyciel i oddany przyjaciel, został właśnie mianowany rektorem Canterbury Hall. Kilka miesięcy wcześniej, poirytowany faktem, iż nie potrafię dojść, kto zamordował nadzorcę folwarcznego Alana i Henry’ego atte Bridge’a, udałem się do mistrza Johna, by ubolewać nad swoją niewiedzą i prosić go o pomoc. Mój mentor podniósł mnie na duchu i pozwolił mi spędzić noc w pustej komnacie Canterbury Hall, dzięki czemu oszczędził mi chrapania i robactwa w Stag & Hounds.
Kiedy wówczas opuszczałem Canterbury Hall, mistrz John przykazał mi, że mam go odwiedzić, gdy ponownie zawitam do Oksfordu i opowiedzieć, jak zakończyły się owe sprawy. Gdy mnie o to prosił, nie byłem pewien, czy kiedykolwiek uda mi się je rozwiązać. Niemniej zdołałem tego dokonać, w związku z czym udałem się do mistrza Johna, by mu o tym opowiedzieć i raz jeszcze skorzystać z jego gościnności i pustego pokoju, w którym mógłbym spędzić noc.
Odźwierny rozpoznał mnie i bez problemu wpuścił do komnaty uczonego. Spodziewałem się, że jak zwykle zastanę mego mentora pochylonego nad księgą. Tak się jednak nie stało. Otworzył drzwi, kiedy tylko do nich zapukałem, popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy i zrozpaczony wyszeptał:
– Mistrzu Hugh… skradziono moje księgi!