Rok 2005. Patryk i Jędrek to dwóch osiemnastoletnich kumpli, którzy w wolne dni podróżują po Polsce i podają się za poszukiwaczy talentów z branży rozrywkowej. Zagadują młode, naiwne dziewczyny, a potem wykorzystują je w wynajętych pokojach hotelowych w zamian za sesje zdjęciowe zwieńczone fikcyjnym kontraktem. Swoje eskapady nazywają Łowami.
Kilka miesięcy po ostatnich Łowach Patryk budzi się w ciemnym lochu. Nie wie, czemu się tam znalazł, ani kto jest za odpowiedzialny. Mijają tygodnie, miesiące, lata. Tracąc poczucie upływającego czasu, Patryk popada w obłęd. Porywacz, milczący i skryty pod maską, dostarcza mu żywność i rzeczy zapewniające przetrwanie na granicy wegetacji. W końcu przestaje do niego przychodzić i Patryk zostaje skazany na powolną śmierć głodową. Gdy znajduje się na skraju wycieńczenia, w jego lochu nieoczekiwanie pojawiają się ludzie…
Zapomniany to opowieść o tym, że ludzka psychika jest krucha, a traumy i trudne doświadczenia nigdy nie pozostają bez konsekwencji
- można przeczytać w recenzji książki.
Do lektury najnowszej książki Adriana Bednarka Zapomniany zaprasza Wydawnictwo Zaczytani. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania drugiego rozdziału:
2015
Czas jest pojęciem względnym. Mierzy się go w latach, miesiącach, dniach, godzinach, minutach i sekundach. Takie standardowe ułatwienie, wymyślone pewnie po to, żeby nie zwariować. Bywa, że biegnie szybko jak gepard na polowaniu lub wlecze się jak żółw ze złamaną łapą. Kiedyś czas często mi się dłużył.
Lata oczekiwań, aż w końcu będę mógł zapisać się na kurs prawa jazdy, odliczanie miesięcy do osiemnastki otwierającej wrota do wszystkich klubów, dni pozostałe do rozpoczęcia wakacji, godziny wyznaczające moment wyjścia ze szkoły. Czas szybko biegł tylko przy przyjemnościach.
Randki, imprezy, wakacje, Łowy z Jędrkiem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek doświadczę czasu jako niekończącej się linii, na której puls życia wyznaczać będą tylko wschody i zachody słońca.
Piątkowy wieczór, w który znalazłem się w ciasnym piwnicznym pomieszczeniu z twardym łóżkiem, ceglanymi ścianami, zakratowanym oknem pod sufitem i odgradzającymi mnie od wolności potężnymi drzwiami, zapowiadał się świetnie. Niestety, zamiast spędzić go tak, jak zaplanowałem, obudziłem się z pękającą z bólu głową w czymś, co kojarzyło mi się z lochem, jaki zwiedzałem podczas wycieczki do średniowiecznego zamku.
Po przebudzeniu leżałem na podłodze, obok stały dwie miski. Jedna z wodą, a druga… Druga chyba miała służyć za kibel. Nie było światła, ogrzewania, lustra, umywalki ani niczego do jedzenia. Jedynie te miski i papierowe ręczniki. Przesiedziałem sam cztery wschody i cztery zachody słońca. Wypiłem całą wodę, tylko dwa razy oddałem mocz. Brzydziłem się szczać do miski, grubsze sprawy przetrzymywałem tak długo, aż w końcu zwieracze nie wytrzymały i musiałem kucnąć nad naczyniem.
Od początku wiedziałem, że prędzej czy później ktoś do mnie przyjdzie. Gdy jest się jedynym dzieckiem człowieka, który został wyłącznym importerem najskuteczniejszego niemieckiego środka udrażniającego rury i wszystkich pobocznych produktów producenta, można liczyć się z tym, że ktoś zechce uszczknąć z majątku rosnącego szybciej niż pędy bambusa. Zostałem porwany dla okupu – ta myśl trochę mnie przerażała, ale w pewnym sensie wydawała się logiczna. Chciałbym, żeby tak było… Tata zapłaciłby kasę, a ja wyszedłbym na wolność.
Piątego dnia, gdy głód i odwodnienie skopały mój organizm do tego stopnia, że nie byłem w stanie podnieść się z podłogi, wreszcie ktoś do mnie przyszedł. Spodziewałem się kilku karków z kominiarkami na głowach. Już nawet godziłem się z tym, że zostanę pobity, może przypalony. Oglądaliśmy z Jędrkiem Alfabet mafii; widziałem, jak gangsterzy traktują porwanych. Było mi wszystko jedno, bylebym dostał coś do picia i do jedzenia.
Tymczasem do pomieszczenia weszła postać przebrana za ducha albo kiepską imitację członka Ku Klux Klanu. Białe prześcieradło maskujące figurę i biały, szpiczasty kaptur. Postać poruszała się powoli, w dłoni trzymała plastikowe urządzenie przypominające pistolet z żółtą zastawką w miejscu zakończenia lufy. Paralizator strzelający na odległość. Wtedy zrozumiałem, że nie uprowadzili mnie gangsterzy, tylko padłem ofiarą jakichś maniaków. Czegoś w rodzaju sekty! Zawodowi porywacze nie przebieraliby się za pajaców! Nieraz słyszałem o ugrupowaniach oszołomów składających ludzi w ofierze. Hania opowiedziała mi o grupie amerykańskich studentów, którzy składali w ofierze Szatanowi przypadkowych ludzi.
– Mam pieniądze, dużo pieniędzy… – wymamrotałem magiczne zaklęcie mające zapewnić mi bilet do wolności. – Podam numer do rodziców… Oni zapłacą…
Postać pokręciła głową i wycelowała broń w moje biodro.
Elektroda wbiła się w ubranie, paralizator zaczął działać i momentalnie pozbawił mnie przytomności.
Książkę Zapomniany kupić można poniżej: