Tetralogia fantastyczno-przygodowa. Fragmenty książek Christelle Dabos

Data: 2021-10-11 08:00:01 | Ten artykuł przeczytasz w 34 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Seria LUSTRZANNA to tetralogia fantastyczno-przygodowa z niezapomnianą bohaterką, misternie skonstruowanym steampunkowym światem, wciągającą bez reszty fabułą. Pierwotnie wydana i nagradzana we Francji, przetłumaczona na 20 języków, została doceniona również przez polskich czytelników. W skład serii wchodzą cztery tytuły: Zimowe zaręczyny, Zaginieni z Księżycowa, Pamięć Babel oraz finalny tytuł Echa nad światem.

Obrazek w treści Tetralogia fantastyczno-przygodowa. Fragmenty książek Christelle Dabos [jpg]

Książki Christelle Dabos biorą udział w tegorocznej edycji plebiscytu Książka na jesień. Z tej okazji wraz z Wydawnictwem Entliczek zapraszamy do lektury fragmentów powieści. Ostatnio mogliście przeczytać fragmenty pierwszych dwóch tomów, tymczasem zachęcamy do lektury fragmentów trzeciej i czwartej powieści z cyklu.

Pamięć Babel - książka

Fragment książki Pamięć Babel: 

Święto

Zegar – ogromne pudło na kółkach, z wahadłem, które mocarnie odliczało sekundy – dosłownie pędził. Ofelia rzadko widywała, sunący prosto na nią, mebel tych rozmiarów.

– Najmocniej przepraszam, droga kuzynko! – krzyknęła jakaś młoda dziewczyna, ciągnąc ze wszystkich sił smycz zegara. – Zazwyczaj nie jest taki towarzyski. Proszę nie mieć mu tego za złe, mama rzadko go wyprowadza. Czy mogę prosić gofra?

Ofelia przezornie spojrzała na zegar, którego kółka nadal zgrzytały na chodniku.

– Może syropu klonowego? – spytała dziewczynę, wykładając na ladę chrupiący smakołyk.

– Nie trzeba, kuzynko. Wesołych Czasomierzy!

– Wesołych Czasomierzy – odpowiedziała Ofelia bez przekonania, patrząc, jak dziewczyna i jej ogromny zegar znikają w tłumie.

Akurat tego święta wyjątkowo nie miała ochoty obchodzić. Przydzielono ją do stoiska z goframi znajdującego się w samym środku animistycznego jarmarku, więc cały dzień spoglądała na przemieszczające się budziki i zegary z kukułką. Nieprzerwaną kakofonię tykania oraz zawołań „Wesołych Czasomierzy!” zwielokrotniało echo, bo dźwięk odbijał się od ogromnych szyb hali targowej. Ofelii zdawało się, że wszystkie wskazówki kręcą się wyłącznie po to, żeby przypomnieć jej o tym, o czym wolałaby nie pamiętać.

– Dwa lata i siedem miesięcy.

Dziewczyna spojrzała na ciotkę Rozalinę, która wykładała właśnie na ladę parujące gofry. Najwidoczniej u niej Święto Czasomierzy również wywoływało czarne myśli.

– Sądzisz, że j a ś n i e p a n i raczy odpowiedzieć na nasze listy? – syknęła ciotka Rozalina, operując zgrabnie szpatułką. – Ach, nie, przepraszam, j a ś n i e p a n i ma zapewne ciekawsze rzeczy do roboty.

– Niech ciocia nie będzie niesprawiedliwa – mitygowała ją Ofelia.

– Berenilda na pewno próbowała się z nami kontaktować.

Ciotka Rozalina odłożyła szpatułkę na formę do wypiekania gofrów i wytarła ręce o kuchenny fartuch.

– Masz rację, jestem niesprawiedliwa. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby po tym, do czego doszło na Biegunie, Nestorki sabotowały naszą korespondencję. Nie powinnam tak narzekać w twojej obecności.

Te dwa lata i siedem miesięcy milczenia musiało być dla ciebie jeszcze bardziej męczące niż dla mnie.

Ofelia nie miała ochoty na ten temat rozmawiać. Od samego myślenia o tym czuła się tak, jakby przełykała wskazówki zegara. Zabrała się pospiesznie do obsługiwania jubilera, który podszedł do stoiska przystrojony zestawem najładniejszych zegarków ze swojego salonu.

– A cóż to! – zirytował się, kiedy wszystkie zegarki zaczęły gorączkowo trzaskać wieczkami. – Gdzie się podziały wasze maniery, moi drodzy? Czyżbyście chcieli trafić z powrotem do gablotki?

– Niech się pan na nie nie gniewa – powiedziała Ofelia. – To moja wina, działam tak na wszystkie zegarki. Syropu?

– Wystarczy sam gofr. Wesołych Czasomierzy!

Ofelia spojrzała na oddalającego się jubilera i o mało co nie upuściła butelki z syropem, odstawiając ją na stół.

– Nestorki nie powinny były powierzać mi stoiska na jarmarku.

Nadaję się tylko do serwowania gofrów, nawet nie potrafię ich sama przygotować. A i tak połowa spada mi na ziemię.

Cała rodzina wiedziała o chorobliwej niezdarności dziewczyny. Nikt nie ryzykował prośby o syrop do gofra przy tylu zegarach defilujących w pobliżu.

– Trudno mi to przyznać, ale ten jeden raz Nestorki chyba miały rację. Wyglądasz jak siedem nieszczęść i moim zdaniem to był dobry pomysł, żeby dać ci coś do roboty.

Ciotka Rozalina spojrzała surowo na siostrzenicę, taksując wzrokiem jej zaciśnięte usta, bezbarwne okulary i skołtuniony warkocz, któremu nie dawał już rady żaden grzebień.

– Nic mi nie jest.

– Owszem, jest. Już w ogóle nie wychodzisz z domu, jesz byle co, prawie nie śpisz. Nawet do muzeum nie poszłaś ani razu – dodała ciotka poważnie, jakby akurat ten szczegół był najbardziej niepokojący.

– Przecież poszłam – zaprotestowała Ofelia.

Wybrała się tam pędem tuż po powrocie z Bieguna, kiedy tylko zeszła z pokładu sterowca, nie zaszła nawet do domu, żeby zostawić walizkę. Chciała na własne oczy zobaczyć gabloty opróżnione z broni, rotundę wyczyszczoną z wojskowych aeroplanów, ściany, z których zdjęto imperialne sztandary, oraz witryny pozbawione zbroi paradnych.

Wyszła całkiem załamana i nigdy więcej tam nie wróciła.

– To już nie jest muzeum – szepnęła. – Opowiadanie o przeszłości z pominięciem wojny to kłamstwo.

– Jesteś czytaczką – ofuknęła ją ciotka Rozalina. – Przecież nie możesz tak wiecznie siedzieć z założonymi rękami, czekając aż…

Cóż, po prostu musisz iść dalej.

Ofelia powstrzymała się przed odpowiedzią, że wcale nie siedzi z założonymi rękami i że ruszanie dalej jej nie interesuje. Przez kilka ostatnich miesięcy przeprowadziła szeroko zakrojone badania, nie opuszczając łóżka – z nosem utkwionym w traktatach geograficznych. Powinna ruszyć nie dalej, ale dokądś – problem w tym, że nie miała takiej możliwości, dopóki nadzorowały ją Nestorki.

Dopóki nadzorował ją Bóg.

– Lepiej byś zrobiła, zostawiając swój zegarek w domu na czas święta – stwierdziła nagle ciotka Rozalina. – Wzbudza tylko niepotrzebną sensację.

Faktycznie – przed ladą z goframi zebrała się grupka zegarów różnego rodzaju. Ofelia odruchowo położyła dłoń na kieszeni, po czym dała znać zebranym czasomierzom, żeby poszły sobie tykać gdzie indziej.

– Takie rzeczy zdarzają się chyba tylko na Animie. Człowiek nie może mieć przy sobie rozregulowanego zegarka, bo zaraz wszystkie inne z całej okolicy mają do niego pretensje.

– Powinnaś zabrać go do zegarmistrza.

– Już to zrobiłam. Nie jest zepsuty, tylko rozkojarzony. Wesołych Czasomierzy, stryjku.

Z tłumu zebranych wyłonił się właśnie prastryj okutany starym zimowym płaszczem, z wąsami oklapniętymi pod ciężarem topniejącego śniegu.

– Taaak, taaak, wszystkiego dobrego, tik-tak i tak dalej – wymamrotał, przechodząc bez ceregieli na drugą stronę lady, żeby przygotować sobie ciepłego gofra. – Doprawdy, co za kocopoły!

Święto Sztućców, Święto Instrumentów Muzycznych, Święto Butów, Święto Kapeluszy… Co roku dodają do kalendarza jakiś nowy jubel! 

Jeszcze chwila i będziemy świętować Dzień Nocnika. Za moich czasów przedmiotów nie rozpieszczało się tak jak dziś. A potem ludzie się dziwią, że wszystko zrobiło się takie kapryśne. Schowaj to szybko – szepnął nagle do Ofelii, podając jej jakąś kopertę.

– Znalazł stryjek jeszcze jedną?

Ofelia wsunęła kopertę do kieszeni fartucha, a serce biło jej szybciej niż wszystkie zegary na jarmarku.

– I to nie byle jaką, moje dziecko. Wyszukanie jej to nic trudnego.

Co innego umknięcie uwagi Nestorek. Pilnują mnie prawie tak bardzo jak ciebie. Bądź czujna – syknął stryj, otrząsając wąsy. – Widziałem, że Sprawozdawczyni i ten jej przeklęty ptaszor kręcą się po okolicy.

Ciotka Rozalina przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciśniętymi zębami. Doskonale wiedziała o ich tajemnych sprawkach i chociaż ich nie pochwalała – z obawy, że Ofelia znów wpadnie w tarapaty – to i tak często sama dawała się w nie zaangażować.

– Ciasto na gofry się kończy – stwierdziła oschle. – Bądź tak dobra i przynieś nowy słój.

Ofelii nie trzeba było dwa razy prosić – od razu czmychnęła do spiżarni. Panowało tam lodowate zimno, ale przynajmniej można się było ukryć przed wścibskimi spojrzeniami. Dziewczyna uspokoiła szalik, który podrygiwał nerwowo na wieszaku, sprawdziła, czy w pomieszczeniu nikogo nie ma, po czym otworzyła kopertę od prastryja.

W środku była pocztówka.

Opis na odwrocie głosił: „XXII Wystawa Międzyrodzinna”, a na stemplu widniała data sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Żeby zdobyć tę pocztówkę, prastryj – dumny rodzinny archiwista – zapewne wykorzystał swoje znajomości. Ofelię interesowało przede wszystkim zdjęcie. Czarno-biała odbitka, tu i ówdzie sztucznie podkolorowana, pokazywała dziedziniec jakiegoś ogromnego budynku, a na nim stoiska rozmaitych wystawców i egzotyczne ciekawostki. Wyglądało to jak hala targowa na Animie, tylko sto razy bardziej imponująca.

Dziewczyna poprawiła okulary i przysunęła pocztówkę do światła. 

Wtedy wreszcie znalazła to, czego szukała: przez wielkie szklane ściany budynku dostrzegła – niemal całkiem niewidoczny na rozmytym tle – pomnik bez głowy.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu okulary Ofelii zabarwiły się od emocji. Prastryj właśnie dostarczył jej coś, co potwierdzało wszystkie jej hipotezy.

– Ofelio! – usłyszała głos ciotki Rozaliny. – Matka cię wzywa!

Dziewczyna schowała pospiesznie pocztówkę. Fala ekscytacji, która ją przed chwilą zalała, cofnęła się i ustąpiła miejsca frustracji.

Albo nawet czemuś więcej – oczekiwaniu. Niekończącemu się oczekiwaniu, które drążyło ją od środka. Ofelia chwilami bała się, czy w końcu nie zapadnie się w sobie.

Wyciągnęła zegarek kieszonkowy i bardzo ostrożnie otworzyła jego wieczko. Biedny mechanizm też od dawna cierpiał, dlatego Ofelia nie mogła sobie pozwolić na niezdarność. Od kiedy wzięła go z rzeczy Thorna – tuż przed tym, jak zmuszono ją do powrotu na Animę – zegarek ani razu nie pokazał godziny. Czy może raczej pokazywał, ale wszystkie naraz. Wskazówki na cyferblatach obracały się bez sensu to w jedną, to w drugą stronę: czwarta dwadzieścia dwie, siódma trzydzieści osiem, pierwsza pięć… W dodatku zegarek całkiem przestał tykać.

Dwa lata i siedem miesięcy milczenia.

Ofelia nie dostała od Thorna żadnej wiadomości od momentu jego ucieczki z celi. Ani jednego telegramu czy listu. Powtarzała sobie, że mężczyzna nie mógł ryzykować ujawnienia się, był bowiem poszukiwany przez wymiar sprawiedliwości, a może nawet przez samego Boga, ale nie dawało jej to spokoju.

– Ofelio!

– Już idę.

Dziewczyna chwyciła słój z ciastem na gofry i wyszła ze spiżarni.  Po drugiej stronie lady stała jej matka w rozłożystej sukni z bufkami.

– Widzę, że moja córka raczyła wreszcie ruszyć się z łóżka! Jeszcze chwila i zamieniłabyś się w stolik nocny. Wesołych Czasomierzy, kochanie. Bądź tak miła i przygotuj maluchom po gofrze.

Matka Ofelii wskazała na długi ogonek dzieci, które jej towarzyszyły.

Dziewczyna dostrzegła w tej grupce brata, siostry, siostrzeńców, kuzynów oraz zegar stojący z salonu. Właściwie nie byli już takimi maluchami. Hektor przez ostatnie kilka miesięcy tak urósł, że ku swojej wielkiej radości dogonił Ofelię. Patrząc na rosłe dzieciaki z płomienistymi włosami i buziami pełnymi piegów, dziewczyna zastanawiała się, czy aby na pewno należy do tej rodziny.

– Rozmawiałam o tobie z Agatą. – Matka Ofelii pochyliła swój imponujący biust nad ladą. – Twoja siostra podziela moje zdanie, musisz pomyśleć o znalezieniu sobie jakiegoś zajęcia. Według Karola powinnaś popracować w fabryce. Spójrzże na siebie, dziecko! Nie możesz tego dłużej ciągnąć. Jesteś jeszcze młoda! Nic cię już nie wiąże z… no wiesz, z nim.

Ostatnie słowo matka Ofelii wymówiła bezgłośnie. Nikt w rodzinie nigdy nie wspominał o Thornie, jakby chodziło o wstydliwy temat. Nikt też nie poruszał tematu Bieguna. Ofelia zastanawiała się czasem, czy wszystko, co tam przeżyła, rzeczywiście się zdarzyło.

Czyżby nie była nigdy ani lokajem, ani młodszą bajarką, ani naczelną czytaczką rodziny?

– Proszę, niech mama podziękuje Agacie i Karolowi, ale moja odpowiedź brzmi: nie. Jakoś nie widzę się przy produkcji koronek.

– Mogę ją wziąć do archiwów – burknął prastryj spod wąsów.

Matka Ofelii tak mocno zacisnęła usta, że jej twarz nadęła się od tego niczym suflet.

– Ma na nią stryjek godny pożałowania wpływ. Przeszłość, przeszłość, nic tylko przeszłość! Moja córka powinna zacząć myśleć o swojej przyszłości.

– No tak! – odparł zjadliwie stary archiwista. – Chciałabyś, żeby była równie świętoszkowata jak milusie książeczki z waszej biblioteki? To już lepiej wyślij ją gdzieś, gdzie ptaki zawracają!

– Przede wszystkim chciałabym, żeby dla odmiany zyskała trochę w oczach Nestorek i Artemis.

Ofelia przez nieuwagę podała gofra rodzinnemu zegarowi z wahadłem.  Była załamana – choć powtarzała wszystkim dookoła, że Nestorkom nie można ufać, nikt jej nie słuchał. A przecież chciałaby ich ostrzec przed tyloma jeszcze zagrożeniami! Na przykład przed Bogiem. O nim jednak nie mówiła nikomu: ani rodzicom, którzy bez przerwy zasypywali ją pytaniami, ani ciotce Rozalinie, która martwiła się jej milczeniem, ani prastryjowi, który pomagał jej prowadzić kwerendę. Cała rodzina wiedziała, że w celi Thorna coś się wydarzyło – najgorzej poinformowani byli przekonani, że to Ofelia została aresztowana – ale nikt nigdy nie usłyszał od niej ani słowa na temat przebiegu wydarzeń. Nie mogła o tym mówić – nie po tym, czego dowiedziała się o Bogu.

Matka Hildegarda zabiła się przez niego.

Baron Melchior zabijał dla niego.

Thorn o mało co przez niego nie zginął.

Samo istnienie Boga było niebezpiecznym faktem. Ofelia zamierzała zachować tę wiedzę w tajemnicy tak długo, jak to będzie możliwe.

– Wiem, że wszyscy się o mnie martwicie – odezwała się wreszcie.

– Ale tu chodzi o mo j e ż y c i e. Nie muszę się nikomu tłumaczyć, nawet Artemis, i mam w nosie to, co myślą Nestorki.

– Gadaj zdrowa, kochanieńka.

Ofelia zdrętwiała na widok kobiety w średnim wieku, która zbliżyła się ukradkiem do stoiska. Nie miała na sobie ani jednego zegarka, nie prowadziła też żadnego czasomierza na smyczy, za to na jej głowie tkwił niebywały kapelusz zwieńczony wiatrowskazem w kształcie łabędzia, który intensywnie wirował. Pozłacane binokle powiększały i tak wielkie, wyłupiaste oczy kobiety, śledzące bez ustanku najdrobniejsze zachowania i gesty – wszystkich Animistów zasadniczo, a Ofelii w szczególności.

Sprawozdawczyni była dla Nestorek tym, kim Nestorki były dla Boga.

– Twoja córka to prawdziwa wolnomyślicielka, moja mała Zofio – stwierdziła kobieta, posyłając matce Ofelii życzliwy uśmiech. – W każdej rodzinie powinna taka być! Nie chce wracać do pracy w muzeum? Uszanujmy jej wybór. Nie chce się zajmować koronkami?

Nic na siłę. Pozwólmy jej iść własną drogą… Być może przydałaby jej się zmiana klimatu?

Spojrzenie i wiatrowskaz Sprawozdawczyni w jednym synchronicznym ruchu skierowały się na Ofelię. Dziewczyna musiała się bardzo postarać, żeby nie sprawdzić, czy pocztówka przekazana jej przez prastryja nie wystaje czasem z kieszeni fartucha.

– Namawiacie mnie do opuszczenia Animy? – spytała Ofelia nieufnie.

– Och, ależ my cię do niczego nie namawiamy! – pospieszyła z wyjaśnieniami Sprawozdawczyni, nie dając dojść do słowa zdumionej matce Ofelii. – Jesteś dorosła. Możesz sama decydować, gdzie żyć.

Kobiecie stanowczo brakowało wyczucia. I właśnie dlatego nigdy sama nie zostanie Nestorką.

Ofelia doskonale wiedziała, że jeśli wsiądzie na pokład sterowca, będzie śledzona i pilnowana. Owszem, chciała odnaleźć Thorna, ale zdecydowanie nie zamierzała naprowadzić Boga na jego trop. 

W takich chwilach jeszcze bardziej niż kiedykolwiek żałowała, że nie może posłużyć się lustrami do opuszczenia Animy – niestety jej moc miała swoje ograniczenia.

– Bardzo dziękuję – odpowiedziała, kiedy obdarowała już goframi wszystkie dzieci. – Chyba jednak nadal wolę swój pokój. Wesołych Czasomierzy, pani Sprawozdawczyni.

Uśmiech zastygł na twarzy kobiety.

– Nasze najczcigodniejsze matki robią ci ogromny zaszczyt, zajmując się twoją osóbką… Ogromny zaszczyt, rozumiesz? Dlatego skończ wreszcie z tymi sekretami i zaufaj im. Nestorki mogłyby ci pomóc, i to dużo bardziej, niż myślisz.

– Wesołych Czasomierzy – powtórzyła Ofelia oschle.

Sprawozdawczyni cofnęła się gwałtownie, jakby poraził ją prąd. Spojrzała na dziewczynę najpierw ze zdziwieniem, potem z oburzeniem, aż wreszcie obróciła się na pięcie i dołączyła do stojącego wśród spacerujących zegarów orszaku złożonego z samych staruszek.

Nestorki, słuchając relacji Sprawozdawczyni, kiwały tylko głowami, ale spojrzenia, które posyłały z oddali w stronę Ofelii, były lodowate.

– Zrobiłaś to! – wykrzyknęła wściekle matka Ofelii. – Użyłaś tej okropnej mocy! Na Sprawozdawczyni we własnej osobie!

– Nie zrobiłam tego specjalnie. Gdyby Nestorki nie zmusiły mnie do opuszczenia Bieguna, Berenilda nauczyłaby mnie, jak panować nad szponami.

Ofelia wymamrotała te słowa z irytacją, przecierając szmatką ladę. Nowa moc od początku była poza jej kontrolą. Jak dotąd nie zrobiła nikomu krzywdy – nie ucięła żadnego nosa ani palca – ale jeśli ktoś wzbudzał w niej prawdziwą niechęć, zawsze działo się to samo: coś się w niej podrywało, żeby taką osobę odeprzeć. Zapewne nie była to najlepsza droga rozwiązywania sporów.

– Nie wykpisz się z tego w ten sposób – syknęła matka Ofelii, celując w córkę pomalowanym na czerwono paznokciem. – Mam już po kokardę patrzenia, jak zalegasz w łóżku i prowokujesz nasze czcigodne matki. Jutro rano pójdziesz do fabryki, i tyle. 

Ofelia odczekała, aż matka i towarzyszące jej dzieci odejdą od stoiska, po czym oparła się o ladę i wzięła głęboki wdech. Pustka, którą czuła w sobie, jeszcze się powiększyła.

– Twoja mama może sobie mówić, co chce – burknął prastryj. – W archiwach zawsze będziesz mile widziana.

– Podobnie jak w moim warsztacie renowacji – zawtórowała mu ciotka Rozalina zachęcająco. – Nie znam nic bardziej satysfakcjonującego niż usuwanie z papieru niszczących go insektów i zawilgoceń.

Ofelia nie odpowiedziała. Nie miała ochoty pracować ani w fabryce koronek, ani w archiwach rodzinnych, ani w warsztacie renowacji. Z całego serca chciała wyrwać się spod nadzoru Nestorek i udać do miejsca, które widniało na pocztówce.

Miejsca, w którym być może znajdował się teraz Thorn.

„Pierwsza antresola”.

„Męska toaleta”.

„Nie zapomnij zabrać szalika: wybywasz”.

Dziewczyna poderwała się tak gwałtownie, że przewróciła buteleczkę z syropem klonowym na ladę. Z rozpalonymi policzkami szukała wśród kuchennych zegarów i tykających wahadeł osoby, która wyszeptała te trzy myśli w jej głowie. Ale ten ktoś zniknął już z zasięgu jej wzroku.

– A ciebie co znów ugryzło? – zdziwiła się ciotka Rozalina, gdy Ofelia pospiesznie zarzuciła płaszcz na fartuch.

– Muszę do toalety.

– Źle się czujesz?

– Nigdy w życiu nie czułam się lepiej – odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem. – Archibald po mnie przybył.

Echa nad światem - książka

Fragment książki Echa nad światem:

Pustka

Ofelia zachowała w pamięci wrażenie, jakie wywarły na niej Ogrody Botaniczne Polluksa. To właśnie od tego efektownego miejsca zaczęła poznawać Babel. Przypominały jej się majestatyczne tarasy na kolejnych piętrach oraz niezliczone stopnie schodów, które musiała pokonać, żeby wydostać się z tej dżungli.

Przypominała sobie zapachy. Kolory. Odgłosy.

Nic się już z nich nie ostało.

Obsunięcie terenu porwało wszystko w otchłań – co do ostatniego źdźbła trawy. Pochłonięty został również cały most, a także połowa sąsiadującego z ogrodem targowiska oraz kilka pomniejszych arek. Oraz wszyscy mieszkający na nich ludzie.

Dziewczyna powinna czuć przerażenie. Tymczasem była jedynie osłupiała. Przyglądała się otchłani przez kratę, którą zamontowano naprędce przy krawędzi nowej granicy między ziemią a niebem.

A przynajmniej próbowała się przyglądać. Przestało padać, ale całe miasto było zalane morzem chmur. Przypływ obłoków nie tylko drastycznie ograniczał widoczność, ale w dodatku pokrywał jej okulary parą.

– Inny naprawdę istnieje – stwierdziła. – Do tej pory był dla mnie pojęciem abstrakcyjnym. Wysłuchiwałam, że popełniłam głupstwo, że to przeze mnie Inny doprowadzi do rozpadu arek, że jestem z nim powiązana, czy tego chcę czy nie, nigdy jednak tak naprawdę nie czułam, że mnie to dotyczy. Niby jak miałabym uwolnić kogoś tak potwornego z lustra we własnym pokoju i nie móc przywołać jakiegokolwiek związanego z tym wspomnienia? Nawet nie wiem, jak on może wyglądać ani jak i dlaczego to wszystko robi.

Mgła wokół Ofelii zgęstniała i dziewczynie zdawało się, że jest tylko bezosobowym głosem w samym środku otchłani. Przywarła mocniej do ogrodzenia, kiedy w krótkiej chwili przejaśnienia między chmurami dało się dostrzec niebo – tam, gdzie kiedyś wznosiła się północno-zachodnia dzielnica miasta.

– Nie ma tam już nic. A jeśli Anima… albo nawet Biegun…

Nie dokończyła tych zdań. Mężczyźni, kobiety i dzieci runęli w otchłań, którą miała teraz przed sobą, ona jednak myślała w tej chwili przede wszystkim o własnej rodzinie.

Chmara zdezorientowanych ptaków szukała drzew, które zniknęły. 

Gdzie znajdują się rzeczy, które znikają za granicą lądu? Wszystkie arki, główne i pomniejsze, krążyły wokół ogromnego oceanu chmur, dokąd nie zapuszczała się żadna forma życia. Ponoć jądro świata było tylko skupiskiem nieustannych burz. Nawet Lazarus, słynny eksplorator, nigdy nie dotarł aż tam.

Ofelia miała nadzieję, że nikt z nich nie cierpiał.

Jeszcze wczoraj doznawała wielkiego ukojenia. Czuła się tak kompletna.

Odkryła prawdziwą tożsamość Boga o tysiącu twarzach, który kontrolował istnienie ich wszystkich. E u l a l i a B o o g u e.

To, że poznała wreszcie personalia Boga i pojęła, że z początku był on jedynie drobną powieściopisarką, idealistką, która nigdy nie miała prawa decydować o tym, co dobre, a co złe, przyniosło jej ogromną ulgę! Tyle tylko, że najgroźniejszym wrogiem może się ostatecznie okazać ktoś inny, niż jej się zdawało.

„Zaprowadzisz mnie do niego”.

– Inny posłużył się mną, żeby uciec spod kontroli Eulalii Boogue, a dziś Eulalia Boogue chce posłużyć się mną, żeby odnaleźć Innego. Skoro tych dwoje miesza mnie do swoich zbrodni, to dla mnie sprawa osobista.

– Dla nas.

Ofelia obróciła głowę w kierunku Thorna, nawet go nie widząc.

On również – z uwagi na mgłę – był tylko szeptem słyszanym z oddali. Jego głos był nieco posępny, lecz zdawał się Ofelii bardziej namacalny niż ziemia pod jej sandałami. Wystarczyły dwa słowa z ust tego mężczyzny, by od razu poczuła się lepiej.

– Jeśli okaże się, że ten cały Inny jest powiązany z Rozdarciem dawnego świata, rozpadem arek i jednocześnie z przemianą zwykłej istoty ludzkiej w tego wszechmogącego osobnika – kontynuował Thorn takim tonem, jakby omawiał bilans księgowy – to będzie oznaczać, że stanowi brakujący składnik równania, nad którym głowię się od lat.

Rozległo się metaliczne stuknięcie. Był to charakterystyczny odgłos wydawany przez należący do Thorna zegarek z dewizką, który sam otwierał i zamykał wieczko, żeby zwrócić uwagę na godzinę – od kiedy uległ animizacji, przejął obsesje swojego właściciela.

– Zaczęło się odliczanie – mówił dalej Thorn. – Dla zwykłych śmiertelników taki rozpad to katastrofa naturalna. My jednak wiemy już, że nie tylko jest czymś innym, ale w dodatku będzie postępował.

Nie możemy nikomu o tym powiedzieć, dopóki nie wiemy, komu można zaufać i na jakim dowodzie się oprzeć. A zatem pozostaje nam dokładne ustalenie natury relacji, która łączy Eulalię Boogue z Innym; zrozumienie, czego chcą, czym są, skąd pochodzą, a także w jaki sposób i dlaczego robią to, co robią. A potem wykorzystanie całej zdobytej wiedzy przeciwko nim. I najlepiej byłoby dokonać tego wszystkiego jak najprędzej.

Ofelia zmrużyła powieki. Fala chmur wokół niej rozproszyła się rozegnana przez wiatr i nagle – bez żadnego momentu przejściowego – promienie słońca spadły na nich niczym parzący wodospad.

Teraz widziała Thorna wyraźnie. Mężczyzna, tak samo jak ona, stał przy kracie, z zegarkiem w ręce, ze spojrzeniem zagubionym w nieskończoności nieba, niewiarygodnie wyprostowany, niemożliwie duży. Złocenia jego ubioru oślepiająco mieniły się w słońcu, ale nie skłoniło to Ofelii do odwrócenia wzroku. Przeciwnie, dziewczyna otworzyła szerzej oczy, żeby ten blask wypełnił ją od stóp do głów. Determinacja emanująca z Thorna była odczuwalna niczym prąd elektryczny.

Ofelia całym ciałem czuła, czym się dla niej stał, czym ona stała się dla niego, i teraz nie było dla niej na świecie nic solidniejszego. 

A jednak bardzo się pilnowała, żeby się do niego nie zbliżać.

Wokół nie było nikogo – władze ewakuowały okolicę – oni jednak zachowywali przepisowy dystans, jakiego wymagano od nich w miejscach publicznych. Należeli do skrajnie odległych warstw społecznych. Od porażki w konserwatorium Dobrej Rodziny Ofelia niewiele już znaczyła na Babel. Thorn z kolei był „sir Henrym”, szanowanym Lordem z LUX-u.

– Eulalia Boogue posiada tysiąc różnych tożsamości, a Inny nie ma żadnej – dodał. – Nie wiemy, pod jaką postacią się ukażą, kiedy nasze ścieżki się skrzyżują, ale musimy być gotowi na tę konfrontację, zanim ich znajdziemy. Albo zanim oni znajdą nas.

Thorn dostrzegł nagle upór, z jakim Ofelia się w niego wpatrywała. Odkaszlnął.

– Nie jestem w stanie sprawić, byś znalazła się poza ich zasięgiem, ale mogę odciągnąć ich od ciebie.

Prawie te same słowa usłyszała od niego w Sekretarium Memoriału. Ofelię niepokoiło tylko to, że wierzy mu na słowo. Thorn poświęcił swoją prawdziwą tożsamość oraz wolną wolę, żeby ostatecznie uwolnić ją od nadzoru, spod którego jej samej było tak trudno uciec i pod który mogła wrócić przy pierwszym fałszywym kroku. Tak, wiedziała, że Thorn jest gotów wyrzec się wszystkiego, jeżeli pozwoliłoby mu to osiągnąć ten jeden jedyny cel. Mężczyzna pogodził się nawet z myślą, że Ofelia narażałaby się na niebezpieczeństwo u jego boku – dopóki to on o tym decydował.

– Nie jesteśmy sami, Thornie. Mam na myśli konfrontację z nimi.

Teraz, kiedy tu rozmawiamy, Archibald, Gaëlle i Ryży szukają Łuku Tęczy. Być może już go znaleźli. Jeżeli uda im się przekonać Arkadyjczyków, by przyłączyli się do naszego obozu, to może zasadniczo zmienić układ sił.

Thorn sceptycznie zmarszczył brwi. Rozmawiali o tym dzień wcześniej, zanim syreny alarmowe wyrwały ich z łóżka, ale imię Archibalda niezmiennie wywoływało u niego tę samą reakcję.

– To ostatnia osoba, którą obdarzyłbym zaufaniem.

Krótkie przejaśnienie dobiegało końca i po chwili znów pochłonęła ich fala chmur.

– Pójdę pierwszy – oświadczył Thorn, kiedy jego zegarek zaczął niecierpliwie stukać. – Mam spotkanie z Genealogami. O ile ich znam, kolejna misja, którą mi powierzą, będzie miała bezpośredni związek z dotyczącą nas sprawą. Zobaczymy się wieczorem.

Metalowy zgrzyt uświadomił Ofelii, że mężczyzna się oddala. Egzoszkielet pozwalał mu nie kuleć, ale to jedyne dobrodziejstwo, jakie Genealodzy wnieśli do jego życia. Thorn liczył, że za ich pośrednictwem zbliży się do tajemnicy Eulalii Boogue, ponieważ łączyło ich pragnienie zakończenia jej panowania nad światem. Ale praca dla Genealogów była jak żonglowanie laskami dynamitu. Zapewnili mężczyźnie fałszywą tożsamość, ale mogli mu ją również w każdej chwili odebrać, a bez tej przykrywki stawał się z powrotem zwykłym zbiegiem.

– Bądź ostrożny.

Thorn zatrzymał się w pół kroku – Ofelia mogła dostrzec kanciaste kontury jego sylwetki.

– Ty też. Nawet bardzo.

Po chwili mgła pochłonęła go całego. Ofelia zrozumiała aluzję. Poszperała w kieszeniach togi, gdzie znajdowały się klucze do posiadłości Lazarusa powierzone jej przez Ambrożego oraz wiadomość od Heleny, dyrektorki jej byłej uczelni, która napisała na karteczce: „Zajrzyj do mnie przy okazji ze swoimi rękami”.

Dziewczyna znalazła wreszcie to, czego szukała: aluminiową tabliczkę. Były na niej wyryte te same arabeski, co na Księgach duchów rodzin, to znaczy kod wymyślony przez Eulalię Boogue, po dziś dzień nieodszyfrowany. Tabliczka – przedziurawiona na samym środku przez kulę z karabinu – była wszystkim, co pozostało po starym zamiataczu z Memoriału. Na samą myśl o nim Ofelia czuła mdłości. Okazało się, że istnieje jeszcze jeden duch rodziny – żyjący osobno strażnik przeszłości Eulalii Boogue, który o mało co nie doprowadził Ofelii do śmierci z przerażenia. Syn Nieustraszonego-i-prawie-bez-Skazy uratował ją, chcąc pomścić ojca. Miała szczęście, że celował akurat w głowę, gdzie tkwiła przyśrubowana tabliczka.

Kiedy tylko kod został zniszczony, stary zamiatacz rozpłynął się niczym senny koszmar. Jego życie trzymało się wyłącznie tych kilku linijek… Thornowi ani trochę nie spodobała się ta historia, kiedy usłyszał ją później z ust Ofelii.

Dziewczyna wyrzuciła tabliczkę przez pręty kraty. Aluminium ostatni raz błysnęło, po czym zgubiło się gdzieś wśród chmur, dołączając do nieszczęśników, którzy spadli w otchłań.

Ofelia nie mogła przestać myśleć o swojej fałszywej tożsamości. Eulalia. Mimowolnie wybrała sobie imię, które nosił jej wróg. Podobieństwo między nimi było jednak głębsze: czasem nachodziły ją dziwne wspomnienia. Gdzie kończyła się pamięć Eulalii, a zaczynała jej własna? Jak ma zapanować nad sobą w teraźniejszości, skoro jej przeszłość przypomina puzzle? Jak myśleć o przyszłości, kiedy świat się rozpada? No i jak może czuć się wolna, skoro pewnego dnia jej ścieżka znów ma się przeciąć z tą, którą podąża Inny? Uwolniła go i czuła się w obowiązku wziąć za to odpowiedzialność, ale miała przy tym żal do nich obojga – Eulalii Boogue i tego całego Innego – że pozbawili ją tego, co mogłoby być jej udziałem bez nich.

Ofelia dmuchnęła na mgłę, żeby ją od siebie odegnać. By odkryć ich słabe strony, zbada każdy trop, który oferowała jej ta druga pamięć. Historia Eulalii, Innego, duchów rodzin i nowego świata zaczęła się właśnie tu, na Babel. Niezależnie od rozpadu Ofelia nie zamierzała opuszczać tej arki, dopóki nie wyrwie jej wszystkich – co do jednej – tajemnic.

Obróciła się na pięcie i zostawiła otchłań za sobą. Tuż obok niej ktoś stał. Jakiś cień o kształcie niemożliwym do określenia z powodu mgły.

Cała dzielnica była objęta zakazem wstępu. Jak długo ten ktoś tam tkwił? Czy podsłuchiwał jej rozmowę z Thornem? A może po prostu niewinnie postanowił zobaczyć miejsce niedawnej katastrofy?

– Dzień dobry?

Cień nie odpowiadał, ale zaczął oddalać się wolno wśród mgły. Ofelia pozwoliła mu zrobić kilka kroków, po czym ruszyła za nim między porzuconymi namiotami handlarzy. Być może tylko coś sobie wmawiała, ale jeśli ten ciekawski osobnik – czy też ciekawska osobniczka – celowo ich podsłuchiwał, to Ofelia chciała przynajmniej poznać jego twarz.

Na zamglonym targowisku, przeciętym na pół przez osunięcie terenu, panowała atmosfera końca świata. Nienakręcony w porę automat rozdający gazety zastygł niczym posąg pośrodku placu z wczorajszą gazetą w wyciągniętej ręce. Niepokojące były w tej ciszy nikłe odgłosy, których Ofelia nie usłyszałaby w normalnej sytuacji. Bulgot wody płynącej rynsztokiem. Bzyczenie much nad pozostawionymi na targu towarami. Jej własny oddech. Nie słyszała natomiast żadnych odgłosów wydawanych przez cień, który zresztą prawie zniknął jej z oczu.

Przyspieszyła kroku.

Nagły podmuch wiatru rozwiał mgłę, a Ofelia podskoczyła na widok swojego własnego odbicia. Jeszcze chwila, a z impetem uderzyłaby czołem w witrynę jakiegoś sklepiku.

 

SZKLARZ-LUSTRZARZ

 

Dziewczyna rozejrzała się na wszystkie strony – wokół nie było już nikogo. Tajemniczy cień jej się wymknął. Trudno. Podeszła do wejścia prowadzącego do sklepiku. Jego właściciel, przerażony osunięciem terenu, uciekł, nie zamykając nawet drzwi.

Ze środka dało się słyszeć szmer działającego wciąż radioodbiornika: 

– …jest z nami w „Dzienniku Oficjalnym”. Obywatelu, należysz do niewielu świadków tej tragedii… tragedii, która wczoraj rano pogrążyła Babel w żałobie. Opowiedz nam o tym.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę to widziałem. Really!

Chociaż tak właściwie to tego nie widziałem. To skomplikowane.

– Opowiedz nam po prostu, co tam się stało, obywatelu.

– Byłem na swoim miejscu. Rozstawiłem stragan. Padał deszcz jak nigdy… jak nigdy. Lało jak z cebra. Ściana deszczu. Zastanawialiśmy się, czy nie będzie trzeba chować z powrotem towarów. I wtedy poczułem jakby czknięcie.

– Czknięcie?

– Takie ledwo wyczuwalne zachwianie. Nie było nic widać ani słychać, ale to akurat poczułem.

– A potem, obywatelu?

– Potem zrozumiałem, że inni też to poczuli. Wszyscy wyszliśmy z naszych namiotów… namiotów. A tam szok! Sąsiednie stoisko zniknęło. Nic się nie ostało, tylko chmury. To mógłbym być ja.

– Dziękuję, obywatelu. Drodzy radiosłuchacze… radiosłuchacze, tu audycja „Dziennika Oficjalnego”. Lordowie z LUX-u dla waszego bezpieczeństwa zamknęli dla ruchu północną dzielnicę. Zaleca się, żeby pod żadnym pozorem nie czytać zakazanych ulotek, które zaburzają porządek publiczny. Przypominamy również, że w Memoriale odbywa się właśnie spis powszechny… powszechny.

Ofelia nie zamierzała dalej słuchać, za bardzo irytowały ją echa. Zjawisko to, kiedyś rzadkie, jeszcze przedwczoraj sporadyczne, teraz dotykało wszystkich audycji. Zanim Lazarus wyruszył w nową podróż, stwierdził, że echa są „kluczem do wszystkiego”. Dodał, że Ofelia jest „odwrócona”, że on sam taki jest, że eksploruje arki na zlecenie Boga i że zaprojektował swoje automaty, żeby przyczynić się do uczynienia świata Boga jeszcze doskonalszym. Krótko mówiąc, Lazarus mówił wszystko i byle co, ale dysponował piękną posiadłością w centrum miasta, a ona i Thorn postanowili się tam chwilowo rozgościć.

Dziewczyna podtrzymała własne spojrzenie w lustrze stojącym na wystawie. Ostatnim razem, kiedy przez jakieś przechodziła, wykonała ogromny przeskok w przestrzeni, jak gdyby jej moc rodzinna dojrzała w tym samym momencie co ona. Przechodzenie przez lustra pozwoliło jej już nieraz wydostać się z tarapatów, ale świat miałby się dziś lepiej, gdyby powstrzymała się wtedy, gdy zrobiła to za pierwszym razem. Gdyby tylko była w stanie przypomnieć sobie, co się właściwie stało w lustrze jej dziecięcego pokoju! Zapamiętała jedynie urywki ze spotkania z Innym. Czyjąś obecność pod własnym odbiciem. Wezwanie, które obudziło ją w samym środku nocy.

U w o l n i j  m n i e.

Niech będzie, że go uwolniła, ale którędy właściwie się wydostał i w jakiej postaci? Z tego, co jej wiadomo, nikt – ani na Animie, ani nigdzie indziej – nie zgłaszał pojawienia się żadnej demonicznej istoty.

Ofelia otworzyła szeroko oczy. Z jej lustrzanym odbiciem coś było nie tak. Widziała siebie z szalikiem, choć była pewna, że zostawiła go w domu Lazarusa. Kodeks ubraniowy na Babel zabraniał jej noszenia publicznie kolorów, a ona nie miała zamiaru ściągać na siebie uwagi. Po chwili zorientowała się, że to niejedyna anomalia. 

Jej toga w lustrze była cała we krwi, a okulary połamane. Umierała. 

Eulalia Boogue oraz Inny również tam byli, choć nie mieli konkretnej formy, a wszędzie wokół nich była tylko otchłań.

– Dokumenty proszę.

Ofelia odwróciła się od tej wizji z łomoczącym sercem. Jakiś strażnik władczo wyciągał do niej rękę.

– Ten sektor jest zamknięty dla cywili.

Podczas gdy mężczyzna studiował jej fałszywe papiery, Ofelia znów spojrzała na lustro z wystawy. Jej odbicie wyglądało teraz normalnie. Żadnego szalika, krwi ani otchłani. Zdarzało jej się już – w czasach, kiedy mieszkała na Biegunie – że napastowano ją z wykorzystaniem iluzji. Najpierw ten cień, a teraz jej odbicie…

Czyżby doświadczała halucynacji? A może – i to by było jeszcze gorsze – ktoś próbował nią manipulować?

– Animistka ósmego stopnia – skomentował strażnik, oddając jej dokumenty. – Nie jest pani rodowitą mieszkanką miasta, Eulalio.

Patrolowanie obszaru tuż przy niedawnym osunięciu wyraźnie wprawiało go w nerwowość. Długie uszy mężczyzny obracały się bez przerwy niczym u czujnego kota. Każdy potomek Polluksa, ducha rodziny na arce Babel, miał nad wyraz rozwinięty jeden ze zmysłów.

Ten strażnik był Akustykiem.

– Ale mam tu lokum – odpowiedziała Ofelia. – Czy mogę już iść?

Strażnik spojrzał wymownie na jej czoło, jakby szukał czegoś, co powinno się na nim znajdować.

– Nie, miss. To niemożliwe. Czyżby nie słyszała pani komunikatów?

Powinna się pani udać do Memoriału, gdzie odbywa się spis ludności. Immediately.

Ostatnią książkę z cyklu — Echa nad światem — kupić można poniżej:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Seria LUSTRZANNA
Christelle Dabos0
Okładka książki - Seria LUSTRZANNA

Ofelia skrywa za starym szalikiem i okularami krótkowidza nietypowe dary: potrafi czytać przeszłość przedmiotów oraz przechodzić przez lustra. Spokojne...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje