Proroctwo cieni to pierwszy tom serii Elementals, żywiołowej odpowiedzi na Harry'ego Pottera i Percy'ego Jacksona!
Nicole Cassidy zmuszona do zmiany miasta i szkoły nieoczekiwanie dowiaduje się, że jest wiedźmą. Jej nowi koledzy są mocno zdziwieni tym, że nie wiedziała o swoim pokrewieństwie z greckimi bogami, którym zawdzięcza niezwykłe umiejętności. Dziewczyna ma dużo do nadrobienia, bo lekcje w klasie ukrytej za biblioteką, nie zapowiadają się na łatwe. Reszta uczniów doskonale zna swoją historię i od dawna uczy się panowania nad swoimi mocami.
Kiedy na niebie pojawia się Kometa Olimpijska, Nicole i czterech uczniów zostają obdarzeni mocami żywiołów, ale zostaje też osłabiony portal, który chronił świat przed groźnymi potworami. Nicole, Kate, Chris, Blake i jego dziewczyna Danielle muszą stawić czoła Proroctwu, według którego tylko oni mogą przywrócić równowagę światu. Zadanie byłoby dużo łatwiejsze, gdyby pomiędzy Nicole i Blakiem nie zaczęło się rozwijać gorące uczucie, które może przeszkodzić w wypełnieniu ich zadania.
Michelle Madow na nowo opowiada historię greckiej mitologii, przenosząc stare wierzenia do współczesnych czasów. Jej bohaterowie to zwykli uczniowie, którzy niespodziewanie odkrywają swoje przeznaczenie. Do lektury powieści Proroctwo cieni zaprasza Wydawnictwo Kobiece. Powieść Michelle Madow bierze udział w plebiscycie „Najlepsza książka na lato". Można na nią głosować na www.ksiazkanalato.pl Wśród wszystkich, którzy to uczynią, wśród osób, które nadeślą uzasadnienie dokonanego wyboru lub zachęcą do głosowania znajomych rozdysponowane zostaną zestawy liczące nawet 10 nowości wydawniczych. Koniecznie weźcie udział w konkursie poświęconym Proroctwu cieni. A dziś zapraszamy Was do przeczytania pierwszego rozdziału książki:
PRZEPOWIEDNIA
Z początkiem nowego roku niebiosa przetnie Olimpijska Kometa, a wtedy mur zacznie kruszeć. Piątka reprezentująca każdy element świata wspólnie będzie dążyć do przywrócenia równowagi, a rozbudzi ich potęga Eteru. Podróż powiedzie ich na Wschód, ścieżką ku Cieniom, które będą im służyć za przewodnika.
– spisała 2 czerwca 1692 roku Abigail Goode w Kinsley, Massachusetts
ROZDZIAŁ 1
Sekretarka przerzucała nerwowo stosy dokumentów na biurku, szukając mojego rozkładu zajęć.
– O, jest. – Wyciągnęła kartkę i podała mi ją. – Jestem pani Dopkin. Gdybyś miała jakiekolwiek pytania, zapraszam.
– Dziękuję. – Spojrzałam na plan, na którym widniało moje nazwisko oraz spis zajęć i sal. – To jakaś pomyłka. – Przysunęłam kartkę bliżej, nie wierząc własnym oczom. – Tu są same rozszerzone przedmioty.
Zmarszczyła brwi i kliknęła kilka razy myszką.
– Twój plan się zgadza – powiedziała. – Wychowawca specjalnie zaznaczył, że masz mieć rozszerzone przedmioty.
– Ale w starej szkole takich nie miałam.
– Nic nie wskazuje na pomyłkę – stwierdziła. – A zaraz będzie dzwonek, więc jeśli uważasz, że potrzebne są jakieś zmiany, to przyjdź pod koniec dnia, porozmawiamy o tym. Jesteś w klasie pana Faulknera, to za biblioteką. Po wyjściu z sekretariatu skręć w prawo i idź prosto korytarzem. Biblioteka będzie po prawej. Wejdź do środka i przejdź na sam tył. Są tam tylko jedne drzwi, te do twojej klasy. Ale pośpiesz się, chyba nie chcesz się spóźnić!
Skierowała wzrok na ekran komputera, najwyraźniej uznając, że zakończyłyśmy rozmowę, więc podziękowałam jej za pomoc i wyszłam z sekretariatu.
Liceum Kinsley High wydawało się zimne w porównaniu z moją starą szkołą w Georgii. I nie tylko w dosłownym znaczeniu. Kanciaste bladobeżowe szafki ciągnęły się wzdłuż każdej ze ścian, a kolor betonowej podłogi, dziwna mieszanina brązów, przypominał wymiociny. Najgorsze było to, że nie było tu żadnych okien, przez co dotkliwie odczuwało się brak światła słonecznego.
Wolałam ciepłą zieleń dywanów i otwarte przestrzenie mojej starej szkoły. Tak naprawdę to wolałam wszystko w moim małym miasteczku w Georgii, zwłaszcza przestronny dom i brzoskwiniowy sad, które tam zostawiłam. Ale starałam się nie uskarżać się rodzicom.
Pamiętałam przecież, jak tata skakał z radości po salonie, opowiadając nam o swoim awansie na głównego prezentera telewizyjnej stacji informacyjnej. To była jego wymarzona praca i nie przeszkadzało mu to, że jedyny dostępny wakat znajduje się w Massachusetts. Mama ochoczo zgodziła się na przeprowadzkę, przekonana, że jej obrazy będą się lepiej sprzedawać w miasteczku, które jest położone w pobliżu większego miasta. Mojej młodszej siostrze Becce spodobał się pomysł rozpoczęcia wszystkiego na nowo oraz fakt, że pod względem zakupów nasza mieścina w Georgii nie miała z Bostonem żadnych szans.
Mnie też powinno się coś w tej przeprowadzce spodobać. Niestety nadal nie odkryłam, co to mogłoby być.
Dopiero przed podwójnymi drzwiami uświadomiłam sobie, że dotarłam do biblioteki. Przynajmniej się po drodze nie zgubiłam.
Weszłam do środka i z miłym zaskoczeniem stwierdziłam, że jest zupełnie inna niż reszta szkoły. Złoty dywan i pokryte drewnianą boazerią ściany sprawiały ciepłe, przytulne wrażenie, a na górze były nawet okna. Miałam ochotę pobiec ku słońcu, ale zadzwonił już dzwonek, więc popędziłam na tył biblioteki. Miałam nadzieję, że ponieważ byłam nowa, spóźnienie ujdzie mi na sucho.
Tak jak zapowiedziała sekretarka, z tyłu biblioteki były tylko jedne drzwi. Ale ich stara, odrapana drewniana powierzchnia sugerowała, że są to raczej drzwi do jakiegoś schowka, a nie do klasy. Nie było też w nich przeszklenia, więc nie mogłam zajrzeć do środka. Musiałam założyć, że to właściwe wejście.
Objęłam palcami gałkę. Ręka lekko mi drżała. To twój pierwszy dzień – przypomniałam samej sobie. Nikt nie będzie miał pretensji o spóźnienie w pierwszy dzień.
Otworzyłam drzwi, spodziewając się, że jednak zobaczę schowek pełen starych książek albo mioteł. Ale to nie był schowek.
To była sala lekcyjna.
Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja popatrzyłam na przód sali, gdzie obok tablicy zapisanej informacjami organizacyjnymi stał wysoki, patykowaty mężczyzna w tweedowym garniturze. Jego siwe włosy lśniły w świetle, a pokryta zmarszczkami skóra i ciepły uśmiech sprawiały, że przypominał raczej poczciwego dziadka niż nauczyciela.
Odchrząknął i obrócił w dłoni kawałek kredy.
– Pewnie jesteś Nicole Cassidy – stwierdził.
– Tak. – Skinęłam głową i rozejrzałam się po uczniach. Było ich około trzydzieścioro, a ja odniosłam wrażenie, jakby jakaś niewidzialna linia przebiegała przez środek sali, dzieląc ich na dwa obozy. Ci bliżej drzwi mieli na sobie dżinsy i bluzy, natomiast ci bliżej ściany wyglądali, jak gdyby wybrali się na pokaz mody, a nie do szkoły.
– Miło cię poznać, Nicole. – Nauczyciel zdawał się mówić szczerze, jakby spotkał nowego przyjaciela, a nie kolejnego ucznia. – Witamy w naszej klasie. Nazywam się Faulkner, ale mów mi po imieniu, Darius. – Odwrócił się do tablicy, uniósł dłoń i przesunął ją przed sobą. – Pewnie nie spodziewałaś się, że wszystko będzie wyglądać tak normalnie, ale musimy być ostrożni. Jak zapewne wiesz, nie możemy ryzykować, by ktoś dowiedział się, co się tutaj dzieje.
W tym momencie powierzchnia tablicy zalśniła – niczym rozświetlone słońcem morze – i poranne ogłoszenia organizacyjne na moich oczach całkowicie zmieniły swoją treść.