Dziś premiera znakomitej książki Bożeny Fabiani Gawędy o sztuce sakralnej. Polecamy ją uwadze czytelników.
Gawędy o sztuce sakralnej
Zapraszamy czytelnika do odbycia pasjonującej podróży śladami wielkich mistrzów tworzących dzieła o tematyce sakralnej. Bożena Fabiani jak zwykle wciąga czytelnika bez reszty w swoją opowieść: pisze z werwą, podąża śladami wielkich mistrzów, nie zapominając przy tym o dziełach. O malarzach opowiada tak, jakby byli jej dobrymi znajomymi. Pokazuje, jak patrzeć na ich dzieła, wyjaśnia ukryty sens obrazów, zastanawia się, czy talent i charakter idą w parze, czy artysta był swobodny w twórczości i czy był szczęśliwy w życiu.
Główną ideą książki jest pokazanie i objaśnienie obrazów o tematyce ewangelicznej. Jak pisze profesor Fabiani: Malarstwo sakralne, jak wiadomo, stanowi ogromną większość ocalonych dzieł sztuki, niekiedy prawdziwych skarbów kultury, ale żeby je docenić i zachować dla przyszłych pokoleń, trzeba umieć je odczytać. Liczne pozycje albumowe, jakie zalewają nasz rynek, traktują tę tematykę w sposób encyklopedyczny, podręcznikowy. Autorka wypełnia tę lukę, przybliża i objaśnia malarstwo, którego źródłem stała się Ewangelia. Profesor wpisuje swoją opowieść w szeroko pojęty kontekst historyczno- obyczajowy, tak w odniesieniu do samego zapisu Ewangelii i starożytnej Palestyny, jak i do konkretnego dzieła, badając czas i okoliczności jego powstania oraz cechy charakterystyczne, styl artysty i ducha epoki, nie wchodząc przy tym w zagadnienia czysto teologiczne i biblijne. To propozycja książki popularyzującej wiedzę o sztuce i pasję do sztuki.
Książka będzie także dostępna w formacie MP3 w autorskiej interpretacji Bożeny Fabiani. Dziś publikujemy jej premierowy fragment:
W 1947 roku w jednej z grot w pobliżu Qumran nad Morzem Martwym znaleziono ukryte w dzbanach prastare księgi-zwoje, a wśród nich 233 rękopisy biblijne, i przy okazji – ciekawostka – trzy puste kałamarze z brązu i dwa gliniane z zaschniętym atramentem. Inkaust był zrobiony z sadzy zmieszanej z tartą gumą i rozcieńczony wodą; niezwykle trwały i nieniszczący podłoża. Zapewne takim właśnie czarnym atramentem i ostro przyciętym piórem z grubej trzciny (bo gęsie weszło w modę dopiero od IV wieku) na starannie wyprawionym pergaminie z delikatnej zwierzęcej skóry zapisał ewangelista Łukasz to, co usłyszał od tych, "którzy od pierwszych chwil byli naocznymi świadkami" [zdarzeń] – by zacytować jego słowa z prologu do Ewangelii. Trzeba dodać, że wielu biblistów przypuszcza, że zarówno Łukasz, jak i Mateusz mogli znać osobiście Matkę Jezusa i ich Ewangelie stanowią echo rozmów także z Nią.
A oto jak ewangelista opisał pojawienie się anioła zwiastującego Marii narodziny Jezusa (cytuję we fragmentach za Biblią Tysiąclecia):
[…] posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei zwanego
Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu
Dawida, a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł
„bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą. […] Ona zmieszała
się na te słowa […]. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo,
znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus”. […] Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże
się to stanie, skoro nie znam męża?”. Anioł Jej odpowiedział: „Duch
Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”. Łk 1, 26–35
Okiem historyka
Tyle ewangelista Łukasz. Co na tę opowieść malarz, powiem potem. Najpierw pozwolę sobie postawić pytanie, do czego może się tu odnieść historyk? Zrozumiałe, że nie będzie się wtrącać w sprawy nadprzyrodzone, bo nic mu do tego. To sfera duchowa. Ale skoro malarz musi to zdarzenie unaocznić, to historyk może postawić pytanie dotyczące spraw przyziemnych, materialnych, na przykład jak wyglądał dom mieszkalny Panny Marii w Nazarecie, do którego zawitał archanioł? Ewangelista o tym nie pisze. Ma inny cel niż opisywanie dobrze znanej wtedy rzeczywistości. Ewangelia to nie reportaż ani tym bardziej podręcznik dla malarza.
Najpierw kilka słów o samym Nazarecie. Była to wioska. Archeolodzy niewiele tam znaleźli, żadnych większych budowli ani utwardzonych dróg. Oblicza się, że wioska zajmowała jakieś dziesięć akrów, a liczba ludności sięgała od dwustu do czterystu mieszkańców. Domostwa były prymitywne.
A jak mógł wyglądać dom Panny Marii? Może to zabrzmi śmiesznie, ale tu – żartobliwie mówiąc – z pomocą przyszła historykowi legenda – słynna legenda o tak zwanym domku loretańskim. Głosi ona, że aniołowie zabrali dom Panny Marii z Nazaretu, przenieśli go nad morzem i po kilku przeprowadzkach, w 1294 roku, ustawili we Włoszech na terenie Marchii w miejscowości Loreto. A historia dodaje, że Włosi w XV wieku obudowali go ogromną i piękną bazyliką według projektu Sansovina i Sangalla Młodszego. Do dziś jest celem pielgrzymek.
Historycy od dawna łamali sobie głowę nad tym zagadkowym kamiennym „domkiem” o nader skromnych wymiarach 9,5 x 4 m, wysokości około 3 m, o trzech tylko ścianach i bez fundamentów – prawdziwy czy nieprawdziwy? Narosła ogromna literatura. Ja korzystałam z opracowania Giuseppe Santarellego ("La Santa Casa di Loreto", 2003), opasłego tomu, jaki nabyłam w Loreto. Wyczytałam w nim, że w połowie XX wieku ruszyli do akcji archeolodzy i to po dwóch stronach morza – w latach 1955–1960 zbadano Grotę Zwiastowania pod bazyliką Zwiastowania na terenie Nazaretu, a w latach 1962–1965 – „domek” w Loreto.
O tym, jakie były wyniki pracy archeologów, przekonacie się podczas lektury publikacji Bożeny Fabiani Gawędy o sztuce sakralnej, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN. Polecamy!