W zjawisku podróżowania przegląda się kawał PRL-owskiej rzeczywistości: społecznej, obyczajowej, gospodarczej, a nawet politycznej. Książka Maluchem do raju to opowieść o sposobach i celach podróżowania Polaków przez 5 pierwszych powojennych dekad. Jak pospiesznie zaadaptowane do przewozu pasażerów ciężarówki zamieniano na autobusy i dlaczego rekordy popularności bił przez lata ogórek? W jaki sposób międzynarodową karierę zrobiły polskie rowery, i jak fiat 126p, zwany pieszczotliwie maluchem, uczynił przysłowiowego Kowalskiego królem krajowych szos? Czym kusiły sanatoria i jakie warunki panowały na szkolnych koloniach, w domach wczasowych FWP czy na kampingach. I w końcu – w jaki sposób podróżowało się za granicę, co oznaczała ,,delegacja dyrektorska" i co przywożono z wycieczek do Turcji czy Nepalu?
Czytaj także: Nasz naród dobrze wyszedł na turystyce handlowej. Wywiad z Janem Głuchowskim, autorem książki Na saksy i do Bułgarii
Do lektury książki Maluchem do raju zaprasza Wydawnictwo Bellona. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowy fragment publikacji:
Podróże wciągają tak mocno, że jeśli złapiemy w młodości takiego bakcyla, to zazwyczaj na długie lata. W naszym przypadku pasje podróżnicze związały się z pracą zawodową – pisaniem i redagowaniem tekstów w niejednym piśmie turystycznym i podróżniczym. Przez ponad dekadę pracowaliśmy nawet w tej samej redakcji. Dlatego nasze spojrzenie na podróże w okresie Peerelu niesie ze sobą nie tylko ładunek emocjonalny, związany z opowiedzianymi z autopsji zdarzeniami, ale też zostało niejako zwielokrotnione. Kiedy jednak wtrącamy własne wspomnienia i refleksje – relacjonowane w pierwszej osobie – to kilkunastoletnia różnica wieku między nami sprawia, że w jednym rozdziale mówimy przykładowo o latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku przeżywanych przez nastolatka, a w innym – o tym samym okresie – przez dorosłego. To nie błędy, lecz świadome założenie autorskie; prosimy się nie dziwić.
Zajęliśmy się w tej książce podróżowaniem małym i dużym na przestrzeni tamtych 45 lat. Rozdziały pierwszy i ostatni tworzą klamrę z absolutnych przeciwieństw. W pierwszym, mowa o powojennej rwącej i szeroko rozlanej rzece, o ruchu masowym w skali, jakiej kraj nad Wisłą w swych tysiącletnich dziejach wcześniej nie doświadczył, o przymusowej migracji – wywołanej wojną i pojałtańskim przesunięciem terytorium Polski na zachód. W ostatnim zaś, o wąskim strumyku globtroterów, o ich hobbystycznym podróżowaniu z nieprzepartej chęci poznawania dalekiego świata. A gdzieś pośrodku mieści się zjawisko charakterystyczne dla tamtego ustroju, w którym chciano kontrolować wszystko i wszystkich, wędrowanie pod czujnym nadzorem władz oraz służb specjalnych, czyli źle widziane w „społeczeństwie budującym socjalizm” odwieczne polskie pielgrzymowanie do miejsc świętych.
Wiele uwagi poświęciliśmy sposobom i celom podróży. Spojrzeliśmy na szkolne wycieczki z jajkami na twardo i manierkami w chlebakach, na obozy z siennikami w wojskowych namiotach czy też kolonie organizowane w opróżnionych na lato szkołach. Na wycieczki zakładowe, na grzyby, ale zwyczajowo jak w piosence – „zabierając buteleczkę”. Na wczasy „w tych góralskich lasach”. I do sanatoriów uzdrowiskowych, gdzie „panna Krysia królowała na parkiecie nie od dzisiaj”. Na campingi krajowe i zagraniczne z wszechstronnym własnym usprzętowieniem i zaopatrzeniem. Do Enerdówka, żeby prywatnym importem z korzyścią własną uzupełnić niedobory państwowej gospodarki. A także w daleki świat, by stanąć pod majestatycznymi piramidami egipskich faraonów, a przy okazji wymienić krajowe kryształy na złote pierścionki. Podróżowanie miało wtedy wiele imion.
Przyjrzeliśmy się uważnie, czym podróżowaliśmy, jak z biegiem lat i dekad zmieniały się środki lokomocji. A więc, kiedy rodacy w miastach przesiadali się z drynd i riksz do tramwajów i trolejbusów. Co oznaczały komunikacyjne winogrona. Jak pospiesznie zaadaptowane do przewozu pasażerów ciężarówki, zamieniano na autobusy. I dlaczego rekordy popularności bił przez lata krajowej produkcji „ogórek”. Z jakiego powodu odchodziła w niebyt ciuchcia, by po latach powrócić w charakterze atrakcji turystycznej. W jakich okolicznościach przemieniła się kolej szerokotorowa z dymiącej węglowymi pióropuszami w elektryczną. Kiedy na liniach lotniczych wysłużone amerykańskie douglasy i radzieckie „antki” zastępowane były przez turbośmigłowe tupolewy i odrzutowe iły. W jaki sposób międzynarodową karierę zrobiły polskie rowery, a nasze motocykle zapełniły wiejskie drogi. I jak Fiat 126p, zwany pieszczotliwie maluchem, uczynił spragnionego Kowalskiego królem krajowych szos.
A przy okazji staraliśmy się powiedzieć o tym, że w takim zjawisku jak podróżowanie przegląda się kawał peerelowskiej rzeczywistości: społecznej, obyczajowej, gospodarczej, a nawet politycznej. Dla odmiany spojrzenie z odległości, przy okazji dalekich wypraw lub nawet bliskich – do krajów zachodnich uznawanych za wzór sukcesu ekonomicznego – pozwalało nabrać dystansu do polskich, domowych problemów. Konfrontacja z życiem innych ludzi stawała się cenna, ponieważ skłaniała do pytania zadawanego szczególnie po transformacji politycznej – lepiej być czy mieć?
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Maluchem do raju. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: