Nocą z 8 na 9 sierpnia 1969 roku członkowie „rodziny” Charlesa Mansona na jego rozkaz dokonali przerażającej zbrodni: zamordowali będącą w zaawansowanej ciąży żonę Romana Polańskiego Sharon Tate i kilkoro jej gości. Wśród oprawców były Leslie Van Houten i Patricia Krenwinkel. Podczas procesu prokurator nazwał je „ludzkimi potworami”, ale ci, którzy znali je wcześniej, nie mogli uwierzyć, by były zdolne do tak brutalnych czynów.
Dziennikarka Nikki Meredith przez dwadzieścia lat odwiedzała „kobiety Mansona” w więzieniu, próbując zrozumieć, co zmieniło normalne na pozór dziewczyny w morderczynie i jak można żyć dalej po popełnieniu tak potwornej zbrodni. Jej książka – Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła – to mroczna podróż w samo serce zła. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie zaprezentowaliśmy premierowe fragmenty Ludzkich potworów. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
„Przez długie lata po popełnieniu zbrodni, aż do chwili, gdy kalifornijska legislatura nie ukróciła takich praktyk, Charles Manson pojawiał się w wielu popularnych programach telewizyjnych dostępnych w europejskich i amerykańskich sieciach naziemnych i kablowych. Na kasetach z wypożyczalni natknęłam się między innymi na wywiady przeprowadzone z nim przez Geralda Riverę, Toma Snydera i Rona Reagana juniora. W zapowiedziach niezmiennie pojawiały się zapewnienia, że widzowie usłyszą nieudzielone dotąd odpowiedzi na niezadane dotąd pytania, jednak w rzeczywistości nigdy nie pokazano niczego nowego. Manson bywał żartobliwy, maniakalny i stuknięty. Przechodził od jawnych nonsensów do pozorów przenikliwości i zawsze trudno było się zorientować, na ile intencjonalnie zaburza swoje myśli, a na ile jego myśli zaburzają jego samego.
Dziennikarze gubili się w neologizmach Mansona i zachwycali jego błazenadami, a w końcu wpadali w przerażenie, gdy orientowali się, że jednak dali się podejść. Przypominali sobie wtedy, co ta menda tak naprawdę zrobiła, więc czuli się w obowiązku okazać oburzenie z powodu morderstw popełnionych przez Rodzinę. Wtedy Manson wpadał w gniew i posuwał się do pogróżek. Jego ulubionym trikiem było owijanie kabla mikrofonu wokół dłoni, czym sugerował, że w każdej chwili może rzucić się przed siebie i owinąć go wokół szyi rozmówcy.
Udzielane przez niego odpowiedzi miały luźny związek z pytaniami i większą część każdego z wywiadów wypełniała oparta na swobodnych skojarzeniach gra słów.
„Czy jest pan przestępcą, panie Manson?”
„Nie ma niczego takiego jak przestępca. Gdybym był w swojej woli, gdybym był, zastrzeliłbym cię i pobił”.
„Masz dzieci, Charlie?”
„Mam mnóstwo dzieci. Nie wiem ile, czasami wydaje mi się, że ty jesteś dzieckiem”.
I zawsze pretensjonalne, ocierające się o urojenia pomysły.
„Nie działam na szczeblu lokalnym. Kiedy jesteś ze mną, musisz myśleć na poziomie o wiele, wiele wyższym niż to”.
Wywiady z udziałem dziennikarzy w rodzaju Toma Snydera oraz młodego i niezwykle żarliwego Rona Reagana juniora, którzy próbują zgłębić filozofię życiową Mansona, to czysta komedia. (Ron Reagan: „Co będziesz robić, jeśli wypuszczą cię na wolność?”, Manson: „Jeśli zostanę zwolniony warunkowo, będę kandydować na prezydenta”). Każda interakcja tylko utwierdzała Mansona w jego nadęciu.
Jego zwodniczy i donkiszotowski język utrudniał postawienie precyzyjnej diagnozy. Ponieważ myśli Mansona często wydawały się chaotyczne, część specjalistów uznała, że cierpiał na schizofrenię utajoną. Jego zachowania były jednak kontrolowane i wykalkulowane. W każdym razie panowała powszechna zgoda, że był psychopatą. Cytowany w Helter Skelter Roger Smith – jego kurator sądowy z czasów, gdy przebywał w San Francisco – określał go mianem „manipulującego antyspołecznego gościa”.
Starałam się sięgać po te kasety rano, żeby mieć dość czasu na otrząśnięcie się z nich, nim pójdę spać. Każdy seans niósł w sobie kontakt z tym, co Hannah Arendt nazwała „banalnością zła”, a nie chciałam, by chore machinacje Mansona zatruwały moje sny.
Kiedy nie przeglądałam nagrań, siedziałam w bibliotece i albo czytałam utrwalone na mikrofiszach teksty z „Los Angeles Times”, które były poświęcone pierwszemu procesowi, albo zaglądałam do czasopism i książek dotyczących Mansona bądź członków jego Rodziny. Szybko uświadomiłam sobie, że założenie, by unikać informacji dotyczących jego osoby, może przynieść skutek przeciwny do zamierzonego. Nie udałoby mi się dotrzeć do prawdy o tych kobietach bez zrozumienia, choćby częściowego, kim był sam Manson. Na szczęście od czasów pierwszego procesu opublikowano sporo tekstów o nim, więc po niedługim czasie zebrałam małą biblioteczkę książek napisanych przez jego rzeczywistych lub rzekomych znajomych.
Według licznych publikacji poświęconych jego dzieciństwu, w tym biografii napisanej przez jego dawnego kolegę z celi Nuela Emmonsa Manson in His Own Words. The Shocking Confessions of the Most Dangerous Man Alive [Manson według Mansona. Szokujące wyznania najniebezpieczniejszego człowieka na świecie], czy nieco świeższej pozycji Jeffa Guina Manson wiele kwestii związanych z wczesnym okresem jego życia budzi wątpliwości. Przez te wszystkie lata Manson przedstawił bogatą paletę opowieści o swoim dzieciństwie, często wzajemnie sprzecznych. W każdym razie panuje pewna zgoda odnośnie do tego, że miał nastoletnią matkę Kathleen Maddox, a jego biologicznym ojcem był pułkownik Scott, żonaty kanciarz, który zniknął przed jego narodzinami. Był też przybrany ojciec William Manson, który kręcił się wokół Kathleen na tyle długo, że to jego nazwisko zapisano w akcie urodzenia pasierba.
Piętnastoletnia Kathleen Maddox nie była idealną matką. Przesiadywała w barach, zostawiając synka pod opieką kobiet, które niezbyt się do tego nadawały. Zdaniem samego Mansona nie zależało jej na nim do tego stopnia, że pewnego razu chciała go oddać barmance w zamian za dzban piwa. Kiedy chłopiec miał cztery lata, Kathleen skazano na pięć lat więzienia za współudział w napadzie na stację obsługi. W rezultacie Manson spędził wczesne dzieciństwo na błąkaniu się pomiędzy fanatycznie religijnymi dziadkami a stanowymi domami dziecka, w których był regularnie maltretowany przez personel lub wychowanków. Zważywszy na to, jakie miał młode lata, nie powinno dziwić, że później wysługiwał się innymi i ich wykorzystywał. Inaczej jednak było w przypadku tych, którzy do niego lgnęli. Nie mieli wprawdzie cudownego dzieciństwa, niemniej większość z nich została wychowana przez rodziców zaspokajających ich podstawowe potrzeby: miłość, czułość, perspektywy na przyszłość i coś więcej niż tylko odrobina dobrobytu."
Książkę Ludzkie potwory możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: