Czy po pandemii uda się zbudować nowy, lepszy świat?
Świat, jaki do tej pory istniał, w ciągu kilku tygodni zmienia się za sprawą śmiercionośnego wirusa. Przy życiu pozostają jedynie najmłodsi, którzy z dnia na dzień muszą zmierzyć się nie tylko z odejściem najbliższych i nieznanym doświadczeniem żałoby, lecz także z prozaicznymi czynnościami, takimi jak zdobywanie żywności, opieka nad małymi dziećmi czy zapewnienie sobie dostaw energii.
Fabuła powieści Epidemia. Kiedy musisz tworzyć świat od nowa Basi Wiśniowskiej, choć inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, wykracza poza znaną nam rzeczywistość. Tragiczne doświadczenia tajemniczej pandemii obnażają bolesną prawdę, że w świecie nastolatków tak naprawdę od dawna nie ma już dorosłych, a stanięcie na krawędzi życia i śmierci zmusza młodych ludzi do przyśpieszonego dojrzewania.
Do lektury książki Epidemia... zaprasza Wydawnictwo eSPe. Ostatnio mieliście szansę przeczytać pierwszy oraz drugi fragment powieści, tymczasem już dziś zachęcamy Was do lektury kolejnej ostatniej części:
Nazajutrz do szkoły wpadają niedobitki prezydenckiej ochrony. Jest ich żałośnie mało, ale mają przy sobie broń, więc robią odpowiednie wrażenie. Sprawdzają, czy w szkole nie ma ładunków wybuchowych i snajperów. Jakby zapomnieli, że nastolatki na chemii nie uczą się o podkładaniu bomb, a snajperzy już zapewne nie żyją. Widać, dzieci szybciej pozbywają się starych, bezsensownych przyzwyczajeń.
Wszyscy ubrali się odświętnie. Po wejściu prezydenta na salę Emilia gra na keyboardzie hymn państwowy. Śpiewamy ze łzami w oczach, przybrawszy odpowiednią postawę. W tej chwili uświadamiamy sobie, co oznaczają słowa: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. Dawniej na szkolnych akademiach traktowaliśmy to jako konieczny i nudny element do odbębnienia. Dziś te słowa wyrażają to, co czujemy. Są prawdziwe, bliskie i bolesne jak dla naszych przodków, którzy napisali tę pieśń.
Witam gościa bukietem forsycji zerwanym z ogrodu sąsiadów. Nie mamy żadnych lepszych kwiatów, ale prezydent chyba nie zwraca na to uwagi, bo bukiet zaraz przekazuje swojemu asystentowi, bardzo młodemu chłopakowi. Prezydenta widzę pierwszy raz na żywo. Wcześniej, gdy mogłam go zobaczyć w telewizji, nie przyglądałam mu się uważnie, ale wydaje mi się, że jest chudszy niż dawniej i siwy. Pewnie postarzał się ze zmartwienia, trudno mu się dziwić. Za prezydentem stoi śliczna sekretarka ministra. Opowiadam im krótko o tym, co udało nam się z robić. Jak z pomocą wujka zaoraliśmy i obsialiśmy pola. Jak pomagaliśmy w szpitalu, przedszkolu i żłobku. Jak stworzyliśmy nowe media i obmyślaliśmy nową walutę. Przedstawiam policjanta, który szkoli chłopaków, prezentuję pozostałych przy życiu lekarzy, wujka traktorzystę, naszych młodocianych trenerów i kucharki. Jest też z nami ksiądz, który zorganizował internat na plebanii. Prezydent słucha z szeroko otwartymi oczami. Widać, że nie zdawał sobie sprawy z sytuacji. Do jego bezpiecznej kryjówki dostarczano mu wyłącznie informacje o tym, że służba zdrowia wciąż działa i że ludzie jakoś dają sobie radę. Nas też szokuje jego zdziwienie. Jak doradcy mogli mu nie przekazać prawdy? Pewnie sami w chwili strachu zapomnieli o tym, że mieli służyć narodowi. Dobrze, że niektórzy przeżyli, teraz nie mają wyjścia i muszą służyć. Zwracam uwagę na problemy: ogromną liczbę osieroconych dzieci, możliwość odcięcia od dostaw gazu i benzyny, konieczność wykonywania przez dzieci ciężkich prac. To jeszcze bardziej szokuje prezydenta i jego świtę.
Następnie policjant zdaje sprawę ze swoich działań. W całym kraju niewielu jego kolegów pozostało przy życiu, więc udało mu się skontaktować ze wszystkimi. Przeszukali już większość mieszkań, zaułków, fabryk i szpitali. Ciała zmarłych zostały spalone. W wielu wypadkach nie można było ustalić ich tożsamości, stąd duże braki w bazach danych, które prowadzi młodzież. Małe dzieci przebywają pod opieką pozostałej przy życiu kadry przedszkolnej, wspieranej przez uczennice i studentki. Wszystkie placówki są przepełnione, bywa i tak, że jedna osoba ma pod opieką ponad setkę przedszkolaków. W szkołach nie pracują już żadni nauczyciele. Ci młodsi, którzy jakimś cudem przeżyli, przeszli do sierocińców i żłobków. Najbardziej ucierpieli pracownicy służby zdrowia, bo wśród lekarzy i pielęgniarek mało było młodych ludzi. Nieco lepiej jest w służbach mundurowych, bo przeżyli najmłodsi funkcjonariusze. Mamy do dyspozycji trochę strażaków ochotników, policjantów i szeregowych żołnierzy. Niestety nie ma kto nimi dowodzić.
Po policjancie raport zdaje lekarka. Prezentuje wyniki badań, które dowodzą, że choroba nie jest już niebezpieczna, bo wirus wybił swoich potencjalnych żywicieli i siebie wraz z nimi. Po przebadaniu tysięcy osób nie znalazła nikogo zarażającego. Pani doktor kończy smutną konkluzją, że prawie nikt z tych, którzy przeżyli zakażenie, do tej pory nie wyszedł ze śpiączki, ale przynajmniej mają dobrą opiekę dzięki pomocy przeszkolonej młodzieży.
Prezydent słucha tego raportu z widocznym zdziwieniem. Nie miał pojęcia o skali ani skutków epidemii, ani naszych działań. Z uznaniem gratuluje nam obywatelskiej postawy i obiecuje wszelką pomoc, jaka jest w jego mocy. Gdy pytamy konkretnie, co może dla nas zrobić, odpowiada, że sprawę musi przemyśleć i przedyskutować. Nie bardzo wiemy, z kim będzie rozmawiać, ale trzymamy go za słowo. W końcu prezydent to prezydent.
Książkę Epidemia. Kiedy musisz tworzyć świat od nowa już teraz kupić można w księgarni Boskie książki oraz w popularnych księgarniach internetowych: