Pewnego dnia komisarz Jakub Dalberg budzi się w koszmarze – ktoś porwał mu córkę. Czy jej uprowadzenie ma coś wspólnego z pracą zrozpaczonego ojca? Kiedy porywacze wysuwają żądania, zaczyna się wyścig z czasem.
Bez litości to drugi tom kryminalnej serii Dalberg, której autorem jest Michał Larek. Do lektury zaprasza Oficynka. Przed tygodniem na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy i drugi rozdział powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury trzeciego rozdziału:
3.
– Dlaczego tak sądzisz? – zapytała inspektor Domagała, przeszukując nerwowo dokumenty zalegające na biurku.
Dalberg przejechał dłonią po nieogolonej twarzy. No właśnie, dlaczego tak sądził? Czy to było myślenie życzeniowe, czy miał jakieś w miarę sensowne argumenty?
– Po pierwsze, trzeba rozważyć założenie, że Szechter miała wspólnika – powiedział z naciskiem, po czym przypomniał jej ważną okoliczność.
Po zatrzymaniu Szechter do Dalberga zadzwonił niejaki Trapek. Był to internauta wypisujący w sieci głupstwa, bardzo niebezpieczne głupstwa, że sprawcą zabójstwa pewnej dziewczyny sprzed lat był mężczyzna o nazwisku Samsonowicz, który wkrótce stał się śmiertelną ofiarą brata zamordowanej. W czasie rozmowy Trapek powiedział komisarzowi dwie niezmiernie interesujące rzeczy. Po pierwsze, pewnego razu dostał list od nieznanego nadawcy, który dowodził, że sprawcą zabójstwa Sandry jest Samsonowicz. Uwierzył w te pseudowywody, dlatego zaczął upowszechniać je w sieci, tym samym nawołując do linczu. Po drugie, kiedy zatrzymali Szechter, ich „szminkową zabójczynię”, Trapek dostał drugi list. Jego treść była krótka: „Dobra robota. O to właśnie chodziło”. Do listu była dołączona szminka, tej samej marki, którą Szechter malowała usta swoich ofiar. Mac Ruby Woo. Kim był ów tajemniczy inspirator, który rzucił fałszywe oskarżenie, i w jakim celu to zrobił, pozostawało póki co zagadką. Według Dalberga mogło to sugerować, że zabójczynię i inspiratora coś łączyło. Marka szminki była objęta tajemnicą, zatem nikt postronny, choćby maniakalnie śledził najnowsze doniesienia na temat coraz głośniejszej sprawy, nie mógł jej znać.
– No nie wiem – burknęła Domagała. – Dla mnie brzmi to jak naciągany scenariusz jakiejś amerykańskiej chały kryminalnej.
Komisarz chciał zaprotestować, ale szefowa dała mu znak, żeby się powstrzymał. Lekko zmrużyła oczy, co sugerowało, że coś jej się skojarzyło.
– Zaraz, zaraz… Jak się podpisał tajemniczy inspirator tego śmiecia Trapka?
– Iron.
– Iron – powtórzyła naczelniczka, po czym zerknęła na podwładnego. – Pokaż SMS-a, którego dostałeś wczoraj wieczorem od porywacza.
Dalberg wyjął telefon, otworzył wiadomość i przysunął wyświetlacz w stronę Domagały, która przeczytała na głos:
– „Twoja córka jest bezpieczna. Nie szalej za bardzo. Niebawem napiszę i przedstawię swoje oczekiwania. Wszystko może dobrze się skończyć. Serio, Dalberg. Żelaznych snów”.
Przez chwilę panowała cisza.
– „Żelaznych snów” – odezwała się Domagała i spojrzała na Dalberga.
– „Iron” znaczy „żelazny” – powiedział komisarz.
– Ten epitet nie pasuje do snów. Jak na moje ucho to grubo ciosane nawiązanie. Na siłę. Może więc ten cały Iron i porywacz mają coś ze sobą wspólnego? A może nawet…
– …to jedna i ta sama osoba – dokończył Dalberg.
– No może. Hm… Może rzeczywiście powinniśmy zacząć doszukiwać się jakichś dziwnych, głupkowatych połączeń – rzuciła Domagała.
– Jeśli nie wkręcamy sobie, że żelazo wiąże te dwie sprawy, to trzeba przesłuchać Szechter pod tym kątem.
Dalberg spojrzał na zegar, który wisiał nad biurkiem. Był kwadrans po dziewiątej. Za czterdzieści pięć minut zacznie rozmawiać z zabójczynią.
– Szechter spotykała się z moją córką – powiedział i niespokojnie poruszył się na krześle. – To kolejna rzecz, która…
Wstał i zaczął krążyć niespokojnie po gabinecie. W pewnym momencie zatrzymał się.
– Ona może mieć coś wspólnego z jej porwaniem! – podniósł głos. – Musi coś wiedzieć! Trzeba ją…
Domagała, przyglądając się jego bladej twarzy, pokiwała głową.
– Uspokój się – rzuciła spokojnie, ale i stanowczo. – Wszystko będzie dobrze. Tylko musimy zachować spokój.
Dalberg usiadł z powrotem na krześle. Myślami był na pierwszym przesłuchaniu Szechter, które przeprowadził osobiście.
Pisarka zbolałym głosem wyjaśniała, dlaczego zabiła pierwszą swoją ofiarę. Podkreśliła przy tym, że nie jest prawdziwą seryjną zabójczynią, że to, jak się wyraziła, „nie jej bajka”. Dostrzegł wtedy w jej oczach smutek. Kiedy zakończyła omawiać tę zbrodnię, dostała ataku paniki. Trzeba było przerwać czynności.
A może tylko grała rólkę, którą wymyślili razem z porywaczem? – pomyślał, czując narastającą złość. Muszę ją przycisnąć. I to ostro. Jak to się robiło kiedyś. Za wszarz i… Poczuł na sobie świdrujący wzrok szefowej. Zmieszał się. Odniósł wrażenie, że dokładnie skanowała jego myśli.
– Tomaszewska przesłucha Szechter – oznajmiła inspektor, mając na myśli aspirantkę, z którą pracował przy „szminkowych zabójstwach”.
Oburzył się.
– Niby dlaczego? Nie zgadzam się!
– Nie podnoś głosu.
– Ale ja…
– Zamknij się! Ponoszą cię emocje, całkowicie zrozumiałe, ale niebezpieczne w tej robocie! Musisz zejść teraz z linii frontu i stanąć z boku.
– Jak, kurwa, z boku?! Przecież…
Domagała podniosła się z obrotowego fotela, wyszła zza biurka, stanęła przed Dalbergiem i spojrzała w jego przekrwione oczy.
– Jesteś teraz jak tykająca bomba – powiedziała. – Wiesz o tym dobrze. Dlatego musisz spasować. Tak naprawdę powinnam odesłać cię do domu, ale jestem wbrew pozorom istotą ludzką, więc pozwolę ci zostać w robocie. Z tym jednak poleceniem – podniosła palec w górę, a potem położyła dłoń na ramieniu podwładnego – a nawet rozkazem, żebyś chwilowo trzymał się lekko z boku. Łapiesz?
Dalberg oddychał głośno.
– Łapiesz?
– Tak, łapię.
– Świetnie. Zaraz powiem Tomaszewskiej, żeby zajęła się naszą zabójczynią. Zapyta ją o związki z Ironem, porywaczem oraz samym porwaniem Julki. Zobaczymy, co powie. W zależności od odpowiedzi podejmiemy stosowne decyzje. Tak?
Dalberg przymknął oczy i skinął głową.
– Tak.
– Porywacz napisał ci w SMS-ie, że się odezwie i przedstawi swoje oczekiwania. – Domagała podeszła do okna i wyjrzała przez nie. – Może to rozsądny facet i uda się nawiązać z nim porozumienie. – Zamyśliła się i po chwili dodała: – Czuję, że Julka wyjdzie z tego bez szwanku. Naprawdę.
Dalberg spojrzał na nią. Był jej wdzięczny za to zdanie, chociaż zdawał sobie doskonale sprawę, dlaczego zostało wypowiedziane.
– Kogo wysłałaś do szkoły Julki? – zapytał. – Mam nadzieję, że Columbo?
– Niestety, Henio wylądował w szpitalu.
– Co się stało? – zaniepokoił się Dalberg. Podkomisarz Ławniczak był jednym z najlepszych wielkopolskich operacyjniaków.
Miał wielki talent do pozyskiwania informacji kluczowych dla śledztwa.
– Zawał.
– Niedobrze.
Oby się z tego wykaraskał i wrócił do roboty, pomyślał Dalberg. Bez niego firma już nie będzie taka sama.
– Nie martw się. Wysłałam fajną dwójkę młodych dziewczyn z kryminalnego. Umieją rozmawiać z ludźmi, szczególnie młodzieżą.
Skrzywił się, ale nic nie powiedział. Przyszła mu do głowy myśl, żeby odezwać się wieczorem do starego przyjaciela, prywatnego detektywa, który był kiedyś znakomitym gliniarzem, i poprosić go o powęszenie. Wsparcie fachowca tej klasy sprawiłoby, że poczułby się trochę pewniej.
– Namierzamy już telefon Julki – oznajmiła Domagała.
– Super – mruknął Dalberg i ponownie sprawdził godzinę, zerkając na swojego Aztorina, urodzinowy prezent od córki.
Była 9.25.
Czas tykał. Miał wrażenie, że słyszy to gdzieś w trzewiach.
– Dobra, idę łapać Tomaszewską – rzuciła naczelniczka, podchodząc do drzwi. – Ty będziesz przyglądał się z drugiej strony lustra i grzecznie czekał na efekty pracy koleżanki. – Spojrzałana niego z troską. – Ale przedtem zjedz coś. Wyglądasz jak trup, który potrzebuje działki.
Gdy wyszli na korytarz, inspektor ruszyła energicznym krokiem w stronę pokoju Oli Tomaszewskiej.
Przyglądając się jej smukłej, kobiecej sylwetce, zaczął myśleć o Julce.
Gdzie jesteś, kochanie? Co się z tobą dzieje?
Książkę Bez litości kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment, aktualności literackie,