Przypadek chodzi po ludziach, czyli komedia kryminalna z genialnym detektywem Jackiem Przypadkiem w roli głównej!
Jacek Przypadek dobiega trzydziestki, codziennie rozmawia ze zdjęciem zaginionej dawno temu w Himalajach narzeczonej, od ośmiu lat przygotowuje się do startu w maratonie, nie ma konkretnych planów na życie i cieszy się z tego, że nie musi ich robić. Do czasu… Pewnego dnia prosi go o pomoc ulubiona sąsiadka, pani Irmina Bamber, której skradziono obrazy. Po ich odzyskaniu bohaterowi udaje się również odszukać zaginioną kolekcję znaczków oraz udowodnić znanemu autorowi, że ukradł swoją najnowszą komedię niejakiemu Fredrze. Tak, nieco przypadkiem, zaczyna się detektywistyczna kariera Jacka Przypadka.
Nasz genialny detektyw łączy w sobie przenikliwość Sherlocka Holmesa z łobuzerskim wdziękiem porucznika Borewicza i irytującym charakterem doktora House’a. Ta wybuchowa mieszanka powoduje, że może liczyć na sympatię wielu kobiet i szczerą nienawiść rosnącej rzeszy swoich wrogów, którzy za jego sprawą trafili za kratki.
Arszenik i stare obrazy otwiera cykl doskonałych komedii kryminalnych, w których nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dzieje się z Jackiem Przypadkiem! Do lektury powieści Jacka Getnera zaprasza Wydawnictwo Lira. Tymczasem już teraz zapraszamy do lektury premierowego fragmentu książki:
Antykwariat należący do Antoniego Gelberga był miejscem cichym i spokojnym. Nie znajdował się przy głównych szlakach handlowych, nie przewijały się przez niego tłumy. Ale ci, którzy znali jego gospodarza lepiej, wiedzieli, że często dysponował on wyjątkowo atrakcyjnym towarem. Ci, którzy znali pana Antoniego naprawdę dobrze, woleli nie pytać, skąd ten towar pochodzi. Bo też i po co komu taka wiedza, z której potem trzeba by się było tłumaczyć na komisariacie?
Tę samą zasadę wyznawała rudowłosa Helena, studentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, dorabiająca w antykwariacie do skromnego stypendium. Dlatego kiedy dzwonił telefon na biurku jej szefa, zakładała na uszy słuchawki i puszczała głośno muzykę ze swojego ipoda. Wprawdzie większość rozmów prowadzonych przez pana Antoniego dotyczyła spraw absolutnie zgodnych z prawem, jednak niektórymi z pewnością chętnie zajęłyby się organy ścigania. I z tego powodu rudowłosa pracownica antykwariatu wolała słyszeć jak najmniej.
Tym razem terkot telefonu dopadł Helenę, gdy w jednej z gablot poprawiała ustawienie kilku waz z bardzo szacownej epoki. Szybko nałożyła na uszy swoją dźwiękochłonną barierę i błyskawicznie zaczęła przeszukiwać pamięć ipoda w poszukiwaniu odpowiedniego repertuaru. Gelberg, siedzący w kąciku antykwariatu przy swoim biurku, z uśmiechem obserwował tę czynność. Z odebraniem telefonu jednak poczekał jak zwykle do chwili, gdy ze słuchawek popłynęły pierwsze takty wyjątkowo głośnej muzyki, która byłaby w stanie nie tylko zagłuszyć rozmowę, ale i nawet młot pneumatyczny, gdyby akurat pracował obok.
— Gelberg, słucham... Pan Klempuch... — Twarz antykwariusza stężała. — Tak, oczywiście, pamiętam... Naprawdę bardzo staram się namówić tę Bamber na sprzedaż obrazów, ale to nie jest łatwe... Rozmawiałem o tym z jej wnukiem, Wojtkiem... Wiem, że mija mój termin... Dobrze, jakoś to załatwię.
Odłożył słuchawkę. Rudowłosa Helena zerknęła w jego stronę, ale widząc minę szefa, uznała, że na razie lepiej nie zdejmować swojej bariery dźwiękochłonnej. Gelberg tymczasem odsunął szufladę w swoim biurku. Sięgnął głęboko ręką po coś, co nie znajdowało się w niej samej, ale było schowane w skrytce pod blatem. Po chwili namacał chłodną stal metalowej obręczy, na którą nanizane było mnóstwo pręcików różnej grubości. Pręciki były powykrzywiane w najróżniejsze kształty, dzięki czemu trudno było znaleźć zamek, który byłby w stanie się im oprzeć. Antykwariusz przez chwilę dotykał ich, jakby chcąc po omacku znaleźć ten właściwy. Nie wybrał jednak żadnego, tylko zamknął szufladę.
„Cholerna przeszłość — pomyślał. — Znów trzeba to będzie zrobić”.
Stara kamienica na Starym Mokotowie mieszcząca się pod adresem Konecka 40 niejedno widziała w swojej historii. Trwała tu już bądź co bądź osiemdziesiąt lat i wiele mogła opowiedzieć o swoich lokatorach. Na szczęście zwykle zachowywała daleko posuniętą dyskrecję, dlatego wiele tajemnic pozostawało na zawsze w jej ścianach. Ta dyskrecja różniła ją szczególnie od świeżo wybudowanego sąsiada z naprzeciwka, nowoczesnego apartamentowca. Naszpikowany elektroniką, kamerami i wszelkiego rodzaju innymi rejestratorami rzeczywistości i złudzeń sprawiał, że przeciętnie uzdolniony haker mógł czytać w życiorysie jego mieszkańców jak w otwartej księdze.
Dlatego Jacek Przypadek cieszył się, że mieszka w starej kamienicy, której nie tylko grube mury, ale i zżyta społeczność skutecznie chroniły przed natrętami z zewnątrz. Również dzięki tej dyskrecji miejsce to wydawało się oazą spokoju pośród rozpędzonego miasta nastawionego pod każdym względem na sukces i szybki rozwój. Mieszkańcy Koneckiej 40 nie spieszyli się tak bardzo i mieli dla siebie całkiem sporo czasu. A, co ciekawe, spokój ich wzrastał z każdym piętrem. Tak jakby odległość od wyjścia na gwarną ulicę dodatkowo wyciszała ludzkie wnętrza.
Książkę Arszenik i stare obrazy kupić można w popularnych księgarniach internetowych: