- Pewnej matce trafiły się bliźniaczki z innej planety. Łebki od Szpilki to dzika kobieca opowieść o bezwarunkowej miłości - powiedziała o tej książce Joanna Bator.
Prawdziwa, mocna, literacka opowieść o matce obserwującej świat oczami córek - bliźniaczek cierpiących na poważne zaburzenie neurologiczne. O kobiecie, która przekonuje się, że sytuacje graniczne, choroba i walka o własną niepodległość dają szansę na ożywcze katharsis.
W tej historii literacka relacja i doświadczenie krzyżują się w najmniej oczekiwanym momencie, za każdym razem bez kompromisów i bez utartych schematów.
Łebki od Szpilki to książka-granat, która zamiast uśmiercać siłą rażenia wypływającą z bardzo trudnej życiowej historii, raczej wskrzesza w czytelniku pierwotną, bo przecież wrodzoną radość życia i potężną wewnętrzną moc. Ta książka to morfina wpuszczona do żył, która znosi ból płynący z granicznych doświadczeń. Jest jak kastet otwierający czytelnikom źrenice po to, by mogli na nowo przyjrzeć się życiu i zobaczyć w nim całe zapomniane, a często zdeptane przez ciężki los i opresyjne sytuacje Piękno. Łebki od Szpilki to świecka biblia macierzyństwa dalekiego od wszystkiego, co znacie. Na pohybel wszystkiemu i wszystkim, ale z wielką miłością do świata.
Pamiętam, jak o północy, a potem jeszcze dziesięć po trzeciej (specjalnie nastawiałam budzik, by o tym pamiętać) zakładałam dres na koszulę nocną, na to szlafrok i kurtkę, a głowę owijałam wełnianą chustą. Tak było zimno!
W tym niewyszukanym i niezbyt gustownym stroju wyglądałam, jakbym właśnie wyszła na przepustkę z gułagu. Jak Czeczenka w podwarszawskim Dębaku – Ośrodku dla Uchodźców, jak ruska matrioszka, jak dziecko Arbatu. Patrzyłam na siebie w lustrze i nie wierzyłam własnym oczom. A potem wychodziłam na mróz, pakowałam drewno do specjalnego koszyka, któremu niestety ktoś nieuważny przetrącił dno, spoglądałam zadziornie w niebo, spozierałam na księżyc i krzyczałam przekornie, z całych sił, w ciemną noc: „Kocham cię, życie!”.
I wiem, że ono kochało mnie również. I że kocha nadal. Że tak mi daje w dupę, bo kocha mnie jak Jezus złodziejaszków, szarlatanów i wykolejeńców. Bo wie, że je kocham i odczuwam wdzięczność za każdy metafizyczny łomot, który dostaję od losu. Pewnie musiałam w poprzednim wcieleniu być łotrem nad łotrami albo największą dziwką Babilonu, a może Stalinem, Berią, Ceauşescu, Mao Tse-tungiem czy Barbarossą, a teraz po prostu spłacam swój dług.
Ale gdy tak krzyczałam do księżyca, ja – kołchoźnica, ja – ruska matrioszka, ja – babuleńka w wełnianej chuście z jarmarku, czułam, jak znowu wraca mi krążenie w zmarzniętych na kość dłoniach, jak zaczyna mi bić struchlałe z przerażenia tym zimnem serce, jak pęcherzyki płucne zaczynają się cieszyć na pierwszy haust tlenu, słyszałam, jak zaczynają rosnąć mi włosy i paznokcie, i wtedy właśnie zdobywałam tę pewność, że jeszcze nie, że jeszcze, kurwa, n o n o m n i s m o r i a r tej zimy!
[fragment]
Agnieszka Szpila - mistrzyni życia, choć pewnie dalajlama na widok jej potknięć załamałby się kompletnie i wyemigrował na inną planetę. Matka Mileny i Heleny - bliźniaczek, z którymi życie jest wypełnione na równi ekstazą i torturą. Kobieta stawiająca terapeutyczną moc obierania ziemniaków ponad psychoterapię lacanowską, freudowską, jungowską, dziadowską i inne. Kocha czerwone szminki, zapach zgniecionych w dłoniach mięsistych liści pomidorów, stare oleodruki z Jezusem oraz jelenie na rykowisku. Najlepiej wychodzą jej kłótnie z Bogiem, które uprawia częściej niż seks z racji nie za łatwego, z powodu choroby córeczek, życia. Bohaterka filmu dokumentalnego w reżyserii Ewy Golis pt. "Szpila" (2014). Kobieta aktywna zawodowo, stała felietonistka magazynu dla rodziców „GaGa”, powadzi blog na portalu mamadu pt. Nie Święci Matki Lepią. Śpiewa białym głosem.
Zapraszamy na facebook.com: Łebki od Szpilki