Błyskotliwa i pełna ironii powieść ze znakomitą puentą. Żona podejmuje trudny temat małżeńskiej miłości i nienawiści, które niczym dążące do harmonii przeciwności yin i yang nie mogą istnieć jedna bez drugiej. Zgłębia zawiłe, destrukcyjne i utrzymywane w mroku tajemnicy układy, jakie mąż i żona potrafią w głębi serca zadzierzgnąć i realizować z żelazną konsekwencją. Ta powieść jest gorzka i czuła, zatrważająca i dowcipna, pełna smutku, ale i uśmiechu. Jest próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy i gdzie są granice wzajemnego oddania i lojalności w małżeństwie, czy warto milczeć, czy może lepiej krzyczeć.
Film z Glenn Close w roli głównej - premiera 7 września.
Dystrybucja w Polsce: UIP Polska.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2018-09-05
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 256
Żona - czytając tę książkę czułam, że w końcu trafiła na naprawdę DOBRĄ lekturę, która niesie głębsze przesłanie.
Joan i Joe Castleman lecą do Helsinek, gdzie Joe ma odebrać literacką nagrodę w dowód uznania swojej twórczości. W samolocie Joan podejmuje decyzję o opuszczeniu męża i jednocześnie poddaje analizie swoją przeszłość. Wspomina lata wspólnie spędzone z mężem, swoje bezgraniczne oddanie w stosunku do niego, pewną łatwowierność, jego małostkowość, egoizm i niewierność. Razem tworzą parę, ale uczucie kiedyś ich łączące dawno się wypaliło.Joan jest zmęczona swoją rolą "żony", byciem zawsze w cieniu sławnego męża, tylko dodatkiem, z wiekiem już nawet nie ozdobą. Chciałaby odetchnąć pełną piersią, uwolnić się i zacząć żyć, zacząć pisać coś na własną rękę. Czy ten plan ma szansę wypalić?
"Żona" pełna jest retrospekcji, niektóre wydarzenia nie są opisane chronologicznie, książka wygląda jak autentyczny zapis gonitwy myśli i wspomnień głównej bohaterki. Przez to książka jest bardzo autentyczna, prawdziwa, w dodatku porusza ważny problem, który w obecnym świecie być może stracił na znaczeniu, ale nadal jest. Mianowicie kobiety często nie realizują się będąc w cieniu własnych mężów. Wychowują dzieci, dbają o dom, a przy tym ich wysiłek i praca po prostu są lekceważone.
Muszę przyznać, że początkowo ciężko było mi się wgryźć w te książkę. Nie spodziewałam się takiego stylu i takiej formy opowieści, myślałam że będzie to lekka, zwykła książka. Myliłam sie. Choć temat jest dosyć nieskomplikowany, ot kobieta opowiada o swojej przeszłości wplatając w to wydarzenia z teraźniejszości.. ale, ale.. chodzi o to w jaki sposób to opowiada i CO opowiada.
Kiedy usiadłam za drugim razem, po lekkiej przerwie, książkę przeczytałam praktycznie na jeden raz. Wiedziałam już czego się spodziewać, wiedziałam, że potrzebuję się bardziej skupić niż przy innych lekturach i czytanie jej stało się przyjemnością. Nie wiem, może trafiłam w dobry moment?
Urzekła mnie historia tego małżeństwa, a raczej tej kobiety. Chodzi o to, że w przeszłości kobietom naprawdę nie było łatwo. W świecie liczyli się tylko mężczyźni, to ich chciano słuchać, ich chciano czytać. Kobietom ciężko było sie przebić i byc zaakceptowanym. To był zupełnie inny świat niż ten dzisiaj.
Fakt, jak kobieta poświęciła swoje życie i karierę po to, by wspierać swojego męża, był po prostu.. szokujący. Oczywiście moim zdaniem postąpiła głupio, ale czy tak naprawdę miała inny wybór? Czy żyjąc w tamtych czasach, my byśmy postąpiły inaczej? I przede wszystkim, czy miłość nie idzie w parze z poświęceniem? Tylko ile można poświęcać, tak żeby został w nas jeszcze duch i ten człowiek, ten kim byliśmy na początku? Nie możemy, przecież całkowicie zatracić siebie, poświęcając się dla dobra drugiej połowy.. zwłaszcza, kiedy druga połowa uważa, że jej się to całkowicie należy i nie widzi w tym nic złego, nie daje od siebie nic, umie tylko brać. Czy taki związek można już nazwać jako toksyczny czy może typowe małżeństwo w dawnych czasach? Ja będę pracował, ja mam coś do powiedzenia, ja się liczę, a Ty kobieto siedź i pilnuj domu, gotuj obiad i nie waż się wyrażać swojego zdania, nie waż się mieć swojego zdania i nie waż się samodzielnie myśleć. W końcu to ja mam rację i tylko ja, bo jestem mężczyzną!
Serio?
Podsumowując:
"Żona" to kawał dobrej powieści, mam wrażenie, że przeniosła mnie do czasów nieznanych nam, urodzonym wiele lat później. Autorka ma w sobie coś przyciągającego, naprawdę. Z chęcią obejrzę ekranizację tej powieści, jestem pewna, że będzie to dobre widowisko.
Bez owijania w bawełnę napiszę, że „Żona” Meg Wolitzer to rewelacyjna książka. Nie spodziewałam się, że literatura obyczajowa wywoła we mnie takie emocje, niż niejeden bardzo dobrze napisany kryminał. Żałuję, że brak mi słów, by oddać wspaniałość tej książki.
Główną bohaterkę Joan Castleman poznajemy w momencie lotu samolotem do Finlandii. Jej mąż Joe–znany pisarz właśnie zdobył Helsińską Nagrodę Literacką. Którzy inny niż żona może mu towarzyszyć w tak doniosłej chwili? Joan przez lata małżeństwa obserwowała rozwój literacki męża, wspierała go i niestety żyła w jego cieniu. Ona sama chciała kiedyś tworzyć, dlaczego więc jest tylko towarzyszką i wsparciem męża w karierze? Dlaczego porzuciła swoje marzenia? Joan podejmuje w końcu decyzję, którą odkładała przez kilkanaście lat. Po powrocie do domu opuści męża i wreszcie uwolni się z duszącego małżeństwa.
„Żona” nie wyróżnia się pędzącą akcją, nie znajdziemy tu zabójstw, pościgów. To opis małżeńskiej miłości i nienawiści. Dlaczego więc wywarła na mnie tak ogromne wrażenie? Akcja rozgrywa się dwutorowo — w teraźniejszości (lot do Finlandii i odebranie nagrody), ale największą rolę odgrywa tu retrospekcja. Na początku nie rozumiałam tego zabiegu, na szczęście wszystko zacznie się układać w logiczną całość w zakończeniu. Joan wspomina moment, gdy poznała na studiach Joego i opisuje życie u jego boku jako już żona aż do współczesności. Małżeństwo nie było kolorowe, wyjdą na jaw różne grzeszki i poznamy motywy podjętej decyzji o rozwodzie. Czytając można na początku mieć wrażenie, że przez całą książkę nic się nie będzie działo, nie ma tu akcji, nuda! Nie ukrywam, parę razy zdarzyło mi się tak pomyśleć, ale podświadomie wyczekiwałam, że jest tu jakiś haczyk, czymś mnie książka zaskoczy. Przecież nie może być tylko gadaniem niedocenionej żony tkwiącej wiernie przy mężu. Moje przeczucie mnie nie zawiodło! Doczekałam się tego ważnego momentu, wydało się, o co tak naprawdę chodzi w książce i muszę przyznać, że gdy o tym przeczytałam, moją pierwszą reakcją był śmiech. Genialnie to autorka wymyśliła! Wszystko od razu ułożyło się w logiczną całość! A zakończenie? Jest otwarte i czytelnik może sam dopisać losy Joan, w żadnym wypadku mnie nie rozczarowało! Tylko wciąż nurtowało i nurtuje mnie pytanie, dlaczego Joan nie odeszła wcześniej? Warto zapoznać się z książką i odkryć, czym autorka zaskakuje czytelnika, co takiego tajemniczego jest w małżeństwie Joan i Joego? Co takiego miał mąż, otaczany od zawsze przez kobiety, że żona zrezygnowała ze swojej kariery i dusząc się tkwiła przy jego boku?
„Żona” to książka pełna ironii. Podejmuje temat małżeństwa, który przez wieki jest „analizowany”. Czy warto żyć u boku drugiej osoby poświęcając swoje własne marzenia? Czy możliwe jest równouprawnienie w związku? Jak przetrwać tyle lat z tą samą osobą i wciąż kochać? Gorzka opowieść, ale znajdziemy w niej prawdę. Może nawet tak jak i ja się uśmiejecie. Napisana w dojrzałym stylu może pozwoli Wam znaleźć na te pytania odpowiedź. Polecam zapoznać się z książką, a ja mam nadzieję, że uda mi się obejrzeć film z mistrzowską rolą Glenn Close!
Kiedy sięgałam po „Żonę” od wydawnictwa (bardzo dziękujemy za egzemplarz do recenzji ) to spodziewałam się nudnej książki. Całe szczęście mogę powiedzieć, że się zawiodłam i dostałam kawał dobrej powieści.
Jest to opowieść o dobrych i złych chwilach małżeństwa niedoszłej pisarki Joan i jadącego odebrać Helsińską Nagrodę Literacką Joego. Poznajemy ich w momencie, w którym Joan postanawia odejść od męża. Na kolejnych stronach przetaczane są liczne retrospekcje. Możemy prześledzić burzliwe początki ich związku, pojawienie się dzieci, rozwijanie się kariery męża Joan. Nie brakuje też rodzinnych sekretów, tajemnic i przewinień.
Co sprawia, że ta książka jest taka dobra? Jej prawdziwość. Wszystko w niej wydaje się takie prawdziwe, od wykreowanego świata, przez problemy bohaterów i ich emocje, po same postacie. Swoją drogą są one naprawdę świetnie stworzone. Sama tytułowa postać wpisuje się w stereotyp przymykającej oko, oddanej i bezbrzeżnie kochającej żony. A może tylko pozornie? Autorka obnaża wszystkich bohaterów przed czytelnikiem, pokazuje ich motywacje i największe sekrety. Widzimy ich powolną przeminę na przestrzeni lat, jak się zmienili. Ale o tylko to dostajemy w „Żonie”. Autorka pokazuje także, co można zrobić w imię miłości, tutaj akurat toksycznej. Żona była gotowa dla poświęcić swoje marzenia tylko po to, aby mąż mógł spełniać swoje. A przecież wiele osób zrobiło tak w prawdziwym życiu.
A osobny plus zasługuje też zaskakujące zakończenie. Wywołało u mnie silne poczucie niesprawiedliwości. Nie spodziewałam się, że fabułą obierze taki kierunek. Kilka ostatnich stron siedzi mi ciągle w głowie. Zastanawiałam się, dlaczego tytułowa żona nie odeszła od męża wcześniej. Dlatego, że go kochała? Dlatego, że myślała, że go kocha?
„Żona” nie jest powieścią, którą czyta się z zapartym tchem. Czyta się ją niespiesznie, pomału. A mimo to wciąga i zaciekawia. Ja jestem na tak.
wietnie napisana, zabawna powieść z seksem w roli głównej. Bestsellerowy, ilustrowany poradnik seksuologiczny Paula i Roz Mellowów, pokłosie rewolucji...
Obejmująca czterdzieści lat opowieść o młodzieńczych marzeniach i dorosłym życiu, istocie talentu, naturze miłości i sile zazdrości. Powieść, która spodoba...
Przeczytane:2018-10-07, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2018 roku,
Książka "Żona", po raz pierwszy wydana w 2003 roku w Stanach Zjednoczonych, już wtedy poruszała bardzo ważne i aktualne tematy jakimi są równouprawnienie kobiet i potęga "żon" w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Meg Wolitzer to niezbyt znana w Polsce autorka i śmiało mogę powiedzieć, że powieść ta została przetłumaczona ze względu na jej ekranizację, która we wrześniu weszła na ekrany polskich kin. W roli głównej Glenn Close, która zagrała wprost fenomenalnie. Oskara jej! Sama książka, to dobrze napisana historia pewnego małżeństwa, z punktu widzenia tytułowej "żony". Autorka przyznała, że była to jej pierwsza powieść napisana w narracji pierwszoosobowej. Meg Wolitzer bowiem uważa, że zabieg ten powinien być stosowany jedynie wtedy, kiedy bohater ma naprawdę coś wartościowego do przekazania. Jest to jedna z tych książek, które skłaniają do przemyśleń i prowokują do dyskusji.
Joan Castleman wraz z mężem, znanym i wielokrotnie nagradzanym pisarzem, podróżują samolotem do Helsinek, gdzie mężczyzna ma odebrać kolejną statuetkę. To właśnie tutaj, kilometry nad ziemią, kobieta postanawia powiedzieć "dość". Spędziła 40 lat wspierając męża, napędzając jego karierę i wszystko to kosztem własnego rozwoju. Dziś postanowiła postawić kropkę nad "i" i odjeść. "Żona" to wspaniała historia małżeństwa opowiedziana z perspektywy Joan. Autorka cofa nas ponad 50 lat wstecz do Greenwich Village, gdzie rozpoczął się romans dwójki książkowych bohaterów. Śledzi przebieg słynnego małżeństwa aż do "teraz" kiedy na jaw wychodzi skrzętnie skrywany sekret.
Z pewnością młodsi czytelnicy będą otwierać szeroko oczy i marszczyć brwi, nie mogąc się nadziwić wyborom Joan. Wydadzą im się one "niedzisiejsze" i nieprawdopodobne. To dobrze. Świadczy to bowiem o tym, że cywilizacja ruszyła do przodu, a kobiety wywalczyły sobie prawa, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były w sferze ich marzeń. Prawo wyborcze, aborcja, samostanowienie, czy nawet możliwość posiadania konta w banku to "wynalazki" ostatnich lat, nawet w tak postępowym kraju jak Stany Zjednoczone. Coś co dla nas, jest oczywistością i codziennością, czymś nad czym się nie zastanawiamy, dla naszych babek a często i matek, było nieosiągalne. To mężczyzna był najważniejszy, on pracował, on robił karierę. Miejsce kobiety było albo w kuchni, w przypadku tych mniej zamożnych, albo w połyskującym złotem salonie gdzie organizowała proszone herbatki dla gości małżonka. Lecz choć nie miała praw i często traktowana była jak piękny i egzotyczny dodatek do pana domu, to od setek lat siła "żony" i jej zakulisowe działania, miały wielki wpływ na mężczyzn. To właśnie te zahukane kobiety były ojcem niejednego sukcesu, matką niejednej kariery. Jednak historia o nich zapomniała. Meg Wolitzer postanowiła nam je przypomnieć. Zastanawiam się, czy utwór ten można zaliczyć do literatury feministycznej. Co prawda nie niesie tak wyraźnego przesłania jak książki Margaret Atwood, nie stara się na siłę indoktrynować czytelnika i nie piętnuje płci "brzydkiej". Choć dźwięczą tutaj nuty niezadowolenia w jaki sposób zbudowany jest współczesny świat, to nadal jest to książka o małżeństwie, o długiej drodze do dorosłości i decyzjach, na których podjęcie możemy czekać niemal całe życie. "Żona" jest przekrojem przez ponad 50 lat drogi do równouprawnienia kobiet. Moim zdaniem jest to ważna książka, poruszająca niezwykle istotne tematy również z zakresu literatury. Mówi o miłości, sile, sławie i związku, który może jednocześnie budować i niszczyć człowieka.
Nie sposób nie pokochać Joan, szczególnie jeśli jesteście "żoną", bo choć książka napisana została dobrych kilka lat temu, a historia którą opisuje jest jeszcze starsza, to choć na papierze panuje równouprawnienie, tak życie różnorako to prawo kobiet interpretuje. Wychodząc za mąż, nasza bohaterka, doskonale zdawała sobie sprawę w co się pakuje. Joseph Castelman od samego początku był nikim więcej tylko dużym chłopcem, zapatrzonym w siebie, narcystycznym artystą, dla którego pisanie i sława były ważniejsze od własnej rodziny. Joan wielkodusznie objęła rolę żony, pocieszycielki, kochanki i opiekunki i nigdy nie żądała za to pochwał ani nagród. Swoim dzieciom za wszelką cenę starała się wynagrodzić brak zainteresowania ojca, okazując im troskę, czułość i bezgraniczną miłość. Wyszła daleko poza to, czego od niej oczekiwano. Jednak nawet wtedy, kiedy przekroczyła wszystkie swoje granice, nie dostała nic w zamian, nawet prostego słowa "dziękuję". Joseph był najbardziej egocentrycznym i samolubnym bohaterem literackim jakiego spotkałam na mojej drodze i muszę przyznać, że zastanowiło mnie dlaczego dopiero po kilkudziesięciu latach żona postanowiła go opuścić. Być może łatwo mi powiedzieć, jednak ja zrobiłabym to o wiele szybciej. Joan w imię miłości postanowiła porzucić własne marzenia, własną pisarską karierę, by jej mąż mógł taplać się w blasku chwały. Ona sama nigdy nie nazywa siebie ofiarą. To, że wiernie trwała przy mężu, wspierając go i motywując do działania, było jej własnym wyborem, którego nie żałuje. Dopiero pod sam koniec książki zdaje sobie sprawę z tego, co być może straciła. Jednak czy już jest za późno na zmiany?
Meg Wolitzer ma bardzo charakterystyczny styl. Z jednej strony jej proza jest prosta i łatwa w odbiorze dla statystycznego czytelnika, a z drugiej jej język pełen jest ozdobników i metafor, które powieści autorki stawiają o jeden stopień wyżej od swoich koleżanek z gatunku. Choć temat jest mało przyjemny, mowa tutaj w końcu o rozstaniu, jest zabawnie, momentami nawet bardzo. I choć śmiejemy się lub chichoczemy w rękę, to gdzieś z tyłu głowy drapie nas myśl, że to wcale nie jest śmieszne, że mowa tutaj o poważnych, życiowych tematach, wewnętrznym dramacie, który rozgrywa się w duszy naszej bohaterki. Akcja książki jest dość powolna i odarta została z aury tajemniczości. Nie będzie chyba ani jednego czytelnika, który nie domyśli się zakończenia. Zresztą autorka zdradza je dość prędko. Był to zabieg celowy, gdyż nie ważne jest jak to wszystko się skończy tylko co do tego doprowadziło. Momentami wkradały się dłużyzny i typowe "wypełniacze" czyli zdarzenia wprowadzane na siłę, byle tylko dodać powieści mięsa (czytaj długości).
Autorka porusza jeszcze jeden bardzo ważny temat a mianowicie obraz świata wydawniczego po II Wojnie Światowej. Mamy XXI wiek, kobiety zyskały prawa wyborcze, panuje równouprawnienie, lecz jeśli spojrzycie na listę laureatów najważniejszych nagród literackich, to nadal będę tam królować męskie nazwiska. Upłynie jeszcze dużo wody w rzece zanim się to zmieni. I choć płeć piękna coraz częściej zdobywa Pulitzera i inne równie ważne nagrody, to przy zwycięskim stoliku pucharem dzielić się muszą z kolegami po fachu. To mężczyźni piszą te powieści nazywane "ambitnymi", epickimi. Nie boją się badać nowych terenów i ryzykować klapy, często nawet ośmieszenia. Kobiety bardzo rzadko opuszczają swoją "comfort zone", trzymają się gatunków które znają. Zresztą najlepiej to widać na przykładzie polskiej sceny literackiej gdzie prym wiodą miałkie powieści dla znudzonych kur domowych.
Jeśli pasjonują was historie o pisarzach i ich karierach, nie odrzuca was wchodzenie komuś do łóżka i lubicie tajemnice, to jest to powieść dla was. Nie była to jedna z tych książek, których nie sposób odłożyć na półkę, jednak bardzo przyjemnie się wracało do lektury. Meg Wolitzer pokazuje nam jak zmieniła się rola kobiet i relacji damsko-męskich w ostatnich dziesięcioleciach. Niestety uświadamia nam również, jak dużo pozostało do zrobienia by byśmy byli naprawdę równi. Polecam i książkę i film, który może nie jest wiernym odwzorowaniem historii, ale zdecydowanie oddaje jej klimat.