Wydawnictwo: Helion
Data wydania: 2014-01-16
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 240
"Spieszę się, bo w naszej rzeczywistości już nie ma miejsca dla podróżników, zostało tylko miejsce dla turystów. Podróżnika przyjmuje się pod swój dach z wielu powodów: z ciekawości, z gościnności, z życzliwości; turystę tylko z jednego: ze względu na jego pieniądze. Turysta zwiedza świat z przewodnikiem w ręce i w przewodniku szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania: jak tam dojechać? co zobaczyć? Podróż jest trudniejsza i bardziej nieprzewidywalna niż zwiedzanie. Jest chodzeniem po ścieżkach w poszukiwaniu własnej drogi. Nie czuję się podróżnikiem, ale nie jestem też turystą".
Żyjemy w takich czasach, że mając gotówkę możemy dotrzeć wszędzie. Wystarczą czyste chęci, następnie trzeba udać się do biura podróży, zapoznać się z dostępnymi, gotowymi ofertami, wybrać tę właściwą, która nas interesuje. Następnie należy wybrać dogodny termin, dokonać rezerwacji, pozostaje tylko się spakować i wyruszyć ku przygodzie. Ale właśnie, czy z katalogową ofertą można przeżyć przygodę, można odkryć nieznane drogi, góry, mentalność ludzi, kulturę? Chyba nie do końca , można co najwyżej wszystkiego po trochu liznąć. Dlatego autor powyższej publikacji udowadnia, iż marzenia można spełnić , niekoniecznie posiadając worek z pieniędzmi, czy siedząc wygodnie w samolocie, ale pokazuje jak przejechać Azję Centralną chociażby motocyklem, który przeżył tyle co i sam właściciel.
Krzysztof Samborski to dziennikarz, jak sam mówi "już nie turysta", ale "jeszcze nie podróżnik". Od lat pała miłością do Azji Centralnej. Latem prędzej można go spotkać w Biszkeku niż Warszawie. Najczęściej można go spotkać na motocyklu, ale również w samochodzie. Niespokojny duch: ma za sobą pracę w radiu, telewizji. Preferuje boczne drogi, a główne zostawia turystom. Lubi przystanąć przy jurcie, próbując kumysu, czy ajranu. Od lat organizator wyjazdów motocyklowych do Kirgizji, Tadżykistanu, Afganistanu i Chin.
"Zjadłem Marco Polo" to publikacja, która podzielona jest na cztery części. Każda z osobna poświęcona jest danemu krajowi, który zwiedza autor, czyli czytelnik może przenieść się do Kirgistanu, Tadżykistanu, Chin i Afganistanu. W przypadku dwóch pierwszych nie wiele można o nich powiedzieć. Na pewno są to kraje zacofane, gdzie cywilizacja wciąż pozostaje daleko, nie ma prądu, dominuje ubóstwo, nie ma czegoś takiego jak wyścig szczurów, a czas tu płynie z wolna. Nie można powiedzieć, że dla mieszkańców turyści to chleb powszedni, bo zwyczajnie tak nie jest, raczej taka osoba budzi zainteresowanie. Mało tego ludność tych krajów jest niezwykle gościnna, chociaż sami żyją w niebywałym ubóstwie, potrafią podzielić się ostatnią kromką chleba. Dla mieszkańców jedyną rozrywką jest siedzenie bez celu i obserwowanie. Posiadają dwie główne cechy, wcześniej wspomniana to gościnność, a druga cecha to bardzo pogodne uosobienie - uśmiechają się praktycznie cały czas, są szczęśliwi, chociaż biedni. Ale żeby wędrować sobie po Kirgistanie i Tadżykistanie trzeba przejść mnóstwo kontroli granicznych i zaliczyć kilkanaście posterunków, Azjaci się nie spieszą, do tego są formalistami, dlatego wszystko potrafi trwać strasznie długo. Ale turystów brak, to i kolejek brak.
Kolejnym etapem podróży Samborskiego są Chiny. Od razu muszę wspomnieć o pewnym paradoksie. Mianowicie Polacy narzekają na niskie emerytury, a w Chinach nie ma czegoś takiego. Źródłem utrzymania (wcześniej inwestycją) są dzieci, a właściwie jedno. Bowiem przyjęło się, iż kto ma więcej musi zapłacić karę. Ostatni etap, (najbardziej ryzykowny i niebezpieczny) podróży mieści się Afganistanie. Z wiadomych względów turyści nie walą tu drzwiami i oknami. Tutaj ponownie trzeba odbyć mnóstwo wizyt na posterunkach i trzeba być ostrożnym, bo o nieporozumienia bardzo łatwo, o czym przekonał się sam autor.
"Zjadłem Marco Polo" to ciekawa publikacja nurtu czysto podróżniczego. Autor bardzo rzetelnie przygotowywał się do wypraw, analizując dokładnie mapy czy zdjęcia satelitarne, a także czytając Grąbczewskiego, do którego wiele razy się odnosi, porównując kiedyś i dziś. Samborski także wyraża swoje obawy, ponieważ opisywane miejsca są jakby zatrzymane w czasie. Jednak świat idzie do przodu, gdzie w tamtejszych miastach można spotkać już internet, a co będzie, gdy powstaną fabryki, restauracje, McDonaldy? No cóż na pewno wszystko straci swój urok.
Publikacja autorstwa Krzysztofa Samborskiego jest dowodem na to, że istnieją wciąż miejsca, o których nikt nie słyszał, nie widział na mapach (mimo XXI wieku). Ponadto dziennikarz nie przepada za jeżdżeniem po tych samych drogach, dlatego bardzo chętnie korzysta z tych bocznych, gdzie nic nie jest wiadome, a przygoda czyha na każdym kilometrze. Autor nie zapomniał o najważniejszym, czyli ludziach, którzy trwają w swojej kulturze od lat, gdzieś na końcu świata. Poświęcił czas tubylcom , jak i przejezdnym, co jest dla mnie bardzo ważne. Ale Samborski porusza jeszcze jeden istotny temat - mianowicie śmierci, która czyha w każdym zakątku świata. Podczas z jednej eskapady motocyklowej, stracił przyjaciela - prosta droga, mała prędkość, a tragedia gotowa.
Książka napisana jest prostym językiem, aczkolwiek gawędziarskim. Miałam wrażenie, że ktoś opowiada mi różne perypetie podróżnicze. Środkiem transportu jakim podczas wojaży poruszał się autor to motor. Autor owszem opisuje gdzie trudno było przejechać, jakich kombinacji dokonać, aby dotrzeć do celu, bądź co psuło się najczęściej i z jakich przyczyn. Cieszy mnie fakt, że autor jednak skupił się na opisie wyprawy, spotkanych ludzi, unikał jednak wywodów na temat motocykli. Jednym słowem skupił się na tym co niezbędne i istotne.
"Zjadłem Marco Polo" to książka godna uwagi. Doświadczenie wniknięcia w inny świat, czy kulturę azjatycką, chociażby tylko przez kartki papieru, jest dla mnie bezcenne. Potwierdzeniem słów autora są liczne, barwne fotografie, których w tego typu publikacji po prostu nie mogło zabraknąć.
"Marzenia same się nie spełniają. trzeba marzyć, pragnienia zamieniać w plany i je realizować. Każdego dnia".
Dwadzieścia lat azjatyckiej włóczęgi Krzysztof Samborski zabiera nas w podróż do Azji Centralnej, która jest jego miłością i celem wypraw od ponad...
Przeczytane:2014-10-24, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Kirgistan, Tadżykistan, Chiny, Afganistan. Kraje nie do końca poznane. Tajemnicze. Podróżowanie przez nie trochę przeraża. Jednak szalę przeważa fascynacja. Do tej pory niewiele wiedziałam na temat dwóch pierwszych. Od niedawna są niepodległymi państwami. Wcześniej były częścią ZSRR. O Chinach już przeczytałam wiele, natomiast Afganistan kojarzył mi się negatywnie. Z Bin Ladenem, terroryzmem. Tysiące kilometrów. Wiele obszarów bezludnych. Jednak dzięki tej pozycji ujrzałam te kraje z innej perspektywy. Wsłuchując się w opowieści ich mieszkańców...
Każde z odwiedzanych miejsc zaskakuje. Kulturą, legendami, historią, religią. Zachwyca także każdorazowo różnorodność dzikich krajobrazów. Stepy, pustynie, jeziora, przełęcze i pokryte śniegiem szczyty gór. Trochę z początku dziwi także fakt, że ludzie tam żyjący mimo biedy są szczęśliwi. Zawsze uśmiechnięci i gotowi podzielić się z przybyszami wszystkim co mają. Wyciszeni i mający czas na oczekiwanie losu. Często nie rozumieją pośpiechu przybyłych, wyznając maksymę "Inshallah" (jeśli Bóg pozwoli). Od czasu do czasu wspominają dawne "lepsze" czasy, ale potrafią się cieszyć z tego co posiadają.
Państwa Azji Centralnej to miejsca, które jeszcze zachowały wiele z dawnych lat. Mimo, że powoli wkracza tam cywilizacja, jednak jeszcze można tam się natknąć na krainy, gdzie życie płynie dawnym rytmem. I właśnie przez takie ziemie podróżuje autor. Kieruje się ku miejscom mniej znanym, rzadziej odwiedzanym przez turystów. Szlakom, gdzie przez wiele kilometrów nie spotyka się żywej duszy.
Więc podróżowałam wraz z nim i jego towarzyszami iveco. Może nie jest to idealny samochód do jazdy takimi trasami, ale dowiózł nas do celu i z powrotem. Najwięcej kilometrów tras przejechaliśmy jednak na motocyklach. Nie nowoczesnych, ale tych starych, które łatwiej samemu naprawić w razie awarii. A warunki ukształtowania terenu i pogoda wcale nie sprzyjały w podróży. Były wrogie, nieokiełznane, nieprzewidywalne. Jakby chciały sprawdzić wytrzymałość fizyczność, pomysłowość i chart ducha uczestników tych wypraw.
Krzysztof Samborski przeplata tu opowieści z wielu swoich ekspedycji, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 20 lat. Przytacza także fragmenty książek, wypowiedzi innych znanych podróżników (Ryszarda Kapuścińskiego, Marco Polo, Bronisława Grąbczewskiego, Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej, Rebiji Kadir). Mimo, że autor był tam już wielokrotnie to nadal odczuwa nieopisane pragnienie powrotu w tamte rejony po więcej. Aby móc ponownie spełnić swoje marzenia.
Pozycja zadziwiająca, bardzo wnikliwa i szczegółowa. Bogata w ciekawe obserwacje i w ekstremalne doświadczenia. Egzotyka miejsc podsycała moją ekscytację. Bije z niej pasja i entuzjazmem. Dzięki niej poznałam inne oblicze tych ziem. Nie cofnę się przed nazwaniem jej unikalną. Bardzo lubię książki z wieloma interesującymi dygresjami, a tu ich nie brakuje.
Lektura przeniosła mnie do innego świata. Chwilami wręcz nierealnego. Jakby baśniowego. Odniosłam wrażenie jakbym odbyła podróż w czasie i przestrzeni. Dawno już nie doznałam jednocześnie tak wielu różnych emocji. Strach, radość, niedowierzanie, oniemienie. Ponadto mnóstwo informacji o geografii, historii, społeczeństwie, kulturze. Muszę przyznać, że udało się tu autorowi oddać niezwykłe oblicze tych terenów z ogromnym uczuciem.
Bardzo długie, męczące wyprawy. Jednak przepełnione niesamowitymi przygodami. To dzięki tej książce pragnę także odbyć tą podróż. Zobaczyć na własne oczy opisywane tu miejsca. Wdychać zapachy, poczuć smaki. Dostrzec piękno, wielokolorowość tamtejszej fauny i flory. Połknęłam ją. Nie byłam w stanie przerwać tej lektury w trakcie czytania. Miłość i fascynacja autora tymi miejscami także i mnie się udzieliła. Niezapomniana przygoda...