Zielony byfyj, kuchenny kredens Zosi Zaleskiej, stoi teraz w nowym mieszkaniu rodziny. Wiatr przegnał już wspomnienia o zimnej izbie w ponurej suterynie. Nastają nowe czasy, gdzie łazienki i chleb na stole pozwalają uwierzyć, że można żyć normalnie. Naznaczeni cierpieniem i wojną ludzie pragną wreszcie doświadczyć szczęścia. Dla jednych oznacza ono wychowywanie dzieci, dla innych, budowę nowego, doskonałego systemu, w którym zabraknie miejsca na indywidualizmy.
Tymczasem czas i historia zataczają koło, aby ponownie spleść losy rodziny Trauterów i Zaleskich. Nikt już nie cierpi głodu, ale strach o życie nadal towarzyszy Zosi i Władkowi. Kto z rodziny wytrzyma, kto uzna, że życie jest gdzie indziej? Zalescy są sobie bliscy jak nigdy przedtem, rodzina wspiera się, aby przetrwać kolejny trudny okres, który wielu Polakom wciąż przypomina mroczne czasu okupacji.
A jednak życie toczy się dalej, przychodzą na świat kolejne pokolenia, które chcą żyć i cieszyć się wolnością. Wnuczka Zofii, Oliwia, podejmuje walkę o zachowanie jedynej pamiątki po pradziadkach. Stare domy i kuźnia odradzają się wraz z pewnością, że nie ma na świecie takiej siły, która mogłaby odebrać ludziom nadzieję i wiarę w lepszą przyszłość.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2017-11-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Gdy teraźniejszość przeplata się z przeszłością...
Zosia, ukochana babcia Oliwii. Kobieta pogodna, serdeczna i pełna ciepła, która swym optymizmem mogłaby zarazić cały Śląsk. Na każdego jednak przychodzi czas. Czas, w którym musi pożegnać się z rodziną, bliskimi, wspomnieniami i udać się do innego świata. Czy lepszego?
Oliwia bardzo przeżywa śmierć babci. Każdy spacer przyszłej mamy kończy się w starym mieszkaniu, gdzie stoi kredens - zielony byfyj - świadek przerażających wydarzeń, ale i nadzieja na lepsze jutro.
Co jednak będzie, kiedy stare domy zostaną sprzedane? Czy ot tak, w jednej chwili, można wyburzyć historię wielu ludzi? Zamienić ich wspomnienia w gruz? Nawet jeżeli nie zawsze były szczęśliwe?
A może jest ktoś, kto ocali rodzinną historię? Czy jednak decyzja wnuczki Zofii o zachowaniu domów i odbudowie starej kuźni okaże się słusznym wyborem?
"Klucz zgrzyta w zamku. Zapadki się unoszą. Setny, tysięczny raz. Dbano o ten zamek, oliwiono, doglądano. Wiem, że się nie zatnie, że pozwoli mi wejść.
Nie wiem tylko, czy tego chcę.
(...)
Piotruś nie wie, że tu dziś przyszłam. Byłby na mnie zły. Martwi się o mnie i nie mam mu tego za złe. Musi zrozumieć, że nie mogłam inaczej"
Na początku napisałam, że teraźniejszość przeplata się tu z przeszłością. Nie zrobiłam tego bez powodu, bowiem mamy tu dwie narratorki. Oliwia, córka Małgorzaty, jest narratorką teraźniejszości, natomiast Zofia - przeszłości. Z jej perspektywy poznajemy "uroki" życia w Polsce w latach pięćdziesiątych i szęśćdziesiątych XX wieku. I muszę przyznać, że ta część podobała mi się najbardziej, bo to opowieść o historii, której nie poznamy w szkole.
Kto z nas mógłby przypuszczać, że telewizor może wywołać taką sensację (chociaż pamiętam, jak moja mama opowiadała mi, że jako dziecko chodziła do sąsiadów na telewizję, bo jako jedyni z bloku mieli telewizor)? Wtedy to był luksus, dziś w zasadzie nie ma domu, w którym nie ma przynajmniej jednego odbiornika.
Mam wrażenie (bo wtedy jeszcze nie było mnie na świecie), że realia też zostały odzwierciedlone wzorowo.
I chociaż wojna już dawno się skończyła, w ludziach wciąż żył strach, że ktoś przyjdzie i siłą zabierze to, co do niego nie należy. Czy będąc świadkiem tak okropnych wydarzeń, nawet w nowym mieszkaniu, można kiedykolwiek zasnąć spokojnie?
Część opowiedziana z perspektywy Oliwki też jest bardzo ciekawa. Myślę, że dla "młodych" okaże się ona bliższa sercu, zwłaszcza, gdy na jaw wyjdzie pewna rodzinna tajemnica...
"Bramę klasztoru przekraczam jak zwykle z bólem brzucha. Nie wiem, co takiego mają w sobie te mury, zapach, którym przesiąkły, dziwne przytłumione dźwięki, ale czuję się nieswojo.
(...)
Wydawało mi się, że mury zakonu skutecznie oddzielają siostrzyczki od nowinek współczesnego świata. Chyba byłam w błędzie.
- Ale przecież nie o twojej córce przyjechałaś ze mną rozmawiać.
To ciocia pierwsza podejmuje temat... "
"Zielony byfyj" to trzecia, ostatnia część sagi śląskiej autorstwa Sabiny Waszut. Niejednokrotnie już mogliście się przekonać, że ja często zaczynam od końca. I tak też było w tym przypadku. Nie znam poprzednich części, chociaż przed lekturą "Zielonego byfyju" zapoznałam się oczywiście z opisami "Rozdroży" i "W obcym domu". I chociaż często jest tak, że kiedy poznamy zakończenie, nie mamy już ochoty wracać do początku, ja z pewnością sięgnę po poprzednie tomy, bo nie chcę rozstawać się jeszcze z losami rodzin Zaleskich i Trauterów.
Poza tym bardzo spodobał mi się styl autorki oraz to wtrącanie śląskich słówek. Jak się okazuje - zawsze można nauczyć się czegoś nowego. Myślę, że od tej pory wszystko, co ukaże się spod pióra pani Sabiny Waszut od razu trafi do mojej domowej biblioteczki.
Dlaczego warto sięgnąć po "Zielony byfyj"? Chociażby po to, aby przekonać się, że to, co stare nie zawsze nadaje się tylko do kosza.
Warto na kilka chwil wziąć tę książkę do ręki, aby przypomnieć sobie, jak się żyło w tamtych czasach lub spojrzeć na wszystko z innej perspektywy; jak się żyło w czasach, kiedy na stołach nie królowały wymyślne potrawy. Byśmy mogli przekonać się, że były czasy, w których Polacy nie mogli pozwolić sobie na swobodę.
Warto zagłębić się w tę lekturę, aby przekonać się czym jest szacunek. Dla życia, dla bliskich, dla wspomnień.
Jeżeli jesteście fanami powieści z nutą historii w tle - ta powieść zdecydowanie jest dla Was. Jeżeli z historią nie zawsze jednak Wam po drodze (jak mnie) i tak znajdziecie w tej powieści coś dla siebie. Od losów Zofii i Oliwii nie sposób się oderwać!
Jak pięknie Autorka zakończyła swoją sagę. Wprawdzie Zofia odchodzi, lecz zostają jej wspomnienia dotyczące dwudziestu lat (1952-1972). Ich uzupełnenie stanowią relacje z dwóch lat (2006-2007) wnuczki Zofii - Oliwii.
Historia zatoczyła krąg, wszystko zaczęło się od dwóch domów i z nimi kończy. Pozostał też wymarzony zielony byfyj. Czytelnik kończy zachwycony, wzruszony i z poczuciem żalu, że nie ma kolejnego tomu. A może pojawi się za parę lat, opisując dzieje kolejnego pokolenia Zalewskich, już nie Zalewskich.
Przepiękna saga o niemiecko-polskiej rodzinie ze śląska gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Ostatni tom opowiedziany przez Zofię oraz jej wnuczkę Oliwię.
Wzorowo odzwierciedlone realia życia w poprzednim ustroju politycznym, gdzie codzienne życie podszyte było strachem o najbliższych.
Świetnie przekazana historia, opisane tradycje oraz rodzinne ciepło i miłość pomimo trudnych czasów w jakich żyli ówcześni bohaterowie.
Zielony byfyj to powieść obyczajowa, w której wątki umieszczone w teraźniejszości przeplatają się z wątkami z przeszłości. Jest to trzecia i ostania części sagi śląskiej.
Zosia Zaleska, bohaterka dwóch wcześniejszych części, nareszcie zamieszkała z mężem Władkiem i dziećmi w normalnym mieszkaniu, bez zagrzybionych ścian, jakie towarzyszyły jej w starym mieszkaniu w suterynie. Koszmar wojny oddalił się na tyle daleko, że Zosia może już czuć się bezpiecznie. I chociaż nowy ustrój i nowa polityka państwa nie są takie, o jakich marzyło wielu ludzi, żyje im się lepiej i wygodniej.
Oliwia jest wnuczką Zosi, jako dorosła kobieta, szczęśliwa mężatka nie może pogodzić się z śmiercią ukochanej babci. Prawie każdy spacer kończy się w starej kamienicy, w mieszkaniu babci, o której trudno dziewczynie zapomnieć. Kamienica ma burzliwą przeszłość, zmieniających się właścicieli, ale teraz, po wielu latach, znów jest własnością rodziny Oliwii. Stare mury wymagają jednak inwestycji, a spadkobierców nie za bardzo stać na taki wydatek. Pewnego dnia w rodzinie Zalewskich pojawia się tajemniczy mężczyzna, nieznany dotąd nikomu syn dziadka Oliwii. Czy upomni się on o spadek po zmarłym w Kanadzie ojcu? Czy Oliwia spróbuje odzyskać miejsce swoich wspomnień? I tak właściwie, kto i dlaczego zostanie właścicielem starego zielonego kredensu, który był świadkiem wielu rodzinnych sekretów?
Do tej książki podeszłam bardzo sentymentalnie, nie tylko z powodu wspomnień, jakie gnieżdżą się w mojej głowie, ale również dlatego, że po raz kolejny mogłam wyruszyć w podróż do Śląska lat pięćdziesiątych.
Książka napisana została w pierwszej osobie, czytając ją, cały czas miałam wrażenie, że czytam czyjeś pamiętniki. Rozdziały w tej powieści napisane zostały przemiennie. Raz jesteśmy w latach współczesnych zaczynających się w roku 2006, a kończących w roku 2010, w których towarzyszymy Oliwii, a raz przenosimy się do lat, w których żyła Zosia, zaczynających się od roku 1952, a kończących w roku 1972 .
Na podstawie wspomnień Zosi odkrywamy Śląsk, który być może przez wielu został zapomniany. I nie mam tu na myśli tylko tego Śląska jako obszaru, ale głównie powojenny ustrój jaki towarzyszył ludziom. Jako mieszkanka tego rejonu kraju pamiętam sporo wspomnień rodzinnych, bardzo podobnych do tych, które opisała autorka w swojej powieści. Teraz trudno nam w pewne rzeczy uwierzyć, ale historii tak naprawdę nie da się całkowicie wymazać z naszych umysłów, szczególnie historii rodzinnych, prawdziwych, innych od tych tych ukazywanych przez media.
Autorka w cudowny sposób ukazuje kontrast życia wtedy i teraz; prezentując wzruszającą opowieść o ludziach, którzy przeżyli koszmar wojny, i zamiast cieszyć się tym, że nareszcie on się skończył, muszą walczyć dalej…, ze swoimi rodakami. To powieść o sile uczucia, jakie pozostaje w człowieku, który stracił kogoś bliskiego. Tak naprawdę większość nas podchodzi do wielu spraw bardzo sentymentalnie, i tu taki sentymentalizm jest chyba bardzo dosadnie ukazany na przykładzie tytułowego zielonego byfyju. Wnuczka Zofii podejmując walkę o zachowanie jedynej pamiątki po pradziadkach, jaką są dwa stare domy i rozwalona kuźnia ratuje nie tylko wspomnienia, ratuje również historię tych domów. Wierzy, że pokonując wiele trudności uda jej się odzyskać nadzieję i wiarę w lepszą przyszłość.
Wzruszająco opowiedziane losy zarówno pokolenia młodego jak i przodków rodziny, są historiami jakich wiele. Jednak jak wielu ludzi pielęgnuje pamięć i walczy o to, aby osoby, sytuacje, czy historie rodzinne nie poszły w zapomnienie.
Ciekawie przedstawione osobowości kobiet, zarówno tych starszego pokolenia jak i współczesnych sprawiają, że bardzo szybko darzymy bohaterki tej powieści ogromną sympatią. Ich marzenia i oczekiwania od życia są tak różne, a jednak mają ze sobą coś wspólnego.
Bardzo efektownie autorka przedstawiła w swojej powieści uczucia łączące dwoje ludzi. Pokoleniowo te osoby (tu mam na myśli małżeństwo Zosi i Władka oraz małżeństwo Oliwii i Piotrka) są jak zupełnie inne, a jednak łączą ich takie same prawdziwe uczucia, których nie jest w stanie zniszczyć żaden problem. Bywa tak, że narastające w związkach problemy, krok po kroku, niszczą ten związek. Tu, autorka udowadnia, że problemy nie tylko nie niszczą związku, ale go bardziej scalają.
(…) Za czym tęsknisz? – pyta Władek za moimi plecami.
Z przygryzienia wargi, przeczesania włosów, gestu, ruchu, spojrzenia…
Po trzynastu latach małżeństwa z drobiazgów potrafimy wyczytać to, o czym zaledwie pomyśleliśmy. (…)
Tęskni się do rzeczy, które się oswoiło. A oswoić można wszystko, nawet piwnicę śmierdzącą kocimi odchodami. (…)
W zeszłym roku pochowałam ostatnią moją ciocię, która była ogromną skarbnicą wiedzy o losach naszej rodziny, z czasów jeszcze przedwojennych. Wiem, że wielu ludzi nie potrafi zrozumieć pewnych rzeczy, mnie też kiedyś bardzo trudno było zrozumieć fakt, że dwóch braci musiało walczyć po dwóch stronach. Mój ojciec, jako młody chłopak, w czasie wojny działał w podziemiu harcerskim a jego starszy brat został powołany do Hitlerjugend, i kiedy przeczytałam o takim przypadku w tej książce, natychmiast miałam przed oczami tych dwóch najbliższych memu sercu mężczyzn.
Nie pozwólmy, aby życie obecne, przysłoniło nam wspomnienia o tych, którzy odeszli. Walczmy o te wspomnienia, szukajmy ich i pielęgnujmy je. Kiedyś kolejne pokolenia być może nie będą potrafiły uwierzyć w to co było, ale czy nie warto o to zadbać już teraz. Dla mnie każdy wyjazd na Śląsk jest podróżą sentymentalną, do miejsc w których żyłam, do ludzi, których pamiętam, do chwil, które odradzają się na nowo w mej pamięci.
Cieszę się, że wśród naszych rodzimych pisarzy mamy takich autorów, którzy nie pozwalają nam pozbyć się tego sentymentalizmu. Nie pozwalają na to, abyśmy zapomnieli o losach naszych przodków i o często dalekiej, chociaż obcej dla nas przeszłości.
Polecam tę książkę zwłaszcza czytelnikom młodego pokolenia, w tej powieści znaleźć bowiem można wątki zarówno historyczne, obyczajowe, jak i miłosne. Jeżeli ktoś lubi nostalgiczne i pełne wzruszeń historie, to ta książka jest szczególnie dla niego.
Zielony byfyj to wyjątkowy kredens, który towarzyszy bohaterom cyklu Rozdroża. To również tytuł trzeciego i ostatniego tomu wspomnianego cyklu autorstwa Sabiny Waszut.
Kredens obowiązkowo zawędrował do nowego mieszkania Zosi i Władka Zaleskich. Po kilku latach w zagrzybionej suterenie z oknami przy samej ziemi Zosia poczuła się onieśmielona pięknym nowym mieszkaniem. Nie przeszkodziło to jednak młodym małżonkom cieszyć się z nowego początku. Czasy się zmieniają, wojna powoli zaciera się w pamięci, choć emocje z nią związane pozostały i długo będą towarzyszyć przede wszystkim Zosi. Wspomnienie głodu, zimna i biedy chyba już zawsze będą powracać przy każdej nadarzającej się okazji do porównań.
Gosia rośnie, zostaje uczennicą, a wkrótce na świecie pojawia się jej braciszek. Władek pracuje w pocie czoła, aby jego rodzinie niczego nie brakowało, Zosia skupia się na krawiectwie, do którego ma niesamowity dryg. Życie toczy się dalej, rzucając naszym bohaterom kolejne wyzwania.
Autorce udało się pokazać mentalność starszych mieszkańców Śląska, a także przemianę pokoleniową, jaka dokonała się na przestrzeni opisywanych lat. Z przyjemnością czytałam o rozterkach, smutkach i radościach Zofii, a wcześniej jej rodziców. Rozważałam wraz z nimi codzienne dylematy, coraz lepiej rozumiejąc podejmowane przez nich decyzje i wyłapując chwile, w których poprzednie pokolenie nie potrafiło już porozumieć się z tym młodszym.
Tym razem akcja podzielona jest na dwa tory czasowe. Obserwujemy na zmianę życie Zosi i Władka Zaleskich oraz ich dzieci, a także Oliwii, wnuczki Zofii, a córki Małgosi. Oliwka rozpoczyna małżeńskie życie, wiążąc się z ukochanym Piotrusiem, ale także na nowo roznieca płomień rodzinnej historii, podejmując próbę ratowania domów i kuźni, które lata temu należały do jej rodziny, ale przodkowie stracili je przez wojenną zawieruchę. Czy uda im się uratować stare i zrujnowane już bardzo kamienice? Gdzie podział się Józef, brat Władka? Jakie tajemnice skrywa ciocia Helenka? Kto dołączy do bohaterów?
Bardzo ciekawiło mnie, jak autorka zakończy sagę o rodzinach Trauterów i Zaleskich. Nie zawiodłam się, ale muszę przyznać, że trochę mi było smutno, że to już koniec tej pięknej opowieści o Śląsku, który znam słabo, choć mieszkam tak blisko.
Syczeń 1945 roku. Armia Czerwona zbliża się do Kunzendorfu. Dla garstki kobiet i dzieci, które nadal przebywają w Domu Matek ośrodka Lebensborn, nadchodzi...
Rok 1934. W maleńkiej wsi Dobra leżącej nieopodal Częstochowy małżeństwu Jadwidze i Michałowi Pecynom rodzi się siódma córka. Według dawnych wierzeń...
Przeczytane:2020-04-08, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2020, obyczajowe,
Czytając "Zielony byfyj" jedni będą mogli odbyć podróż sentymentalną, inni będą mieli możliwość poznać jak żyło się kiedyś na Śląsku. Każdy z nas wie gdzie leży Śląsk, ale niewiele osób może powiedzieć, że zna specyfikę tego regionu. W powieści znajdziecie liczne słowa śląskie, które są przetłumaczone. Autorka pisząc sagę Rozdroża posłużyła się wspomnieniami swoich dziadków.
Uważam, że warto przeczytać nie tylko "Zielony byfyj", ale całą sagę, by móc dowiedzieć się jak kiedyś żyło się w regionie, który był tyglem wielu kultur i został doświadczony przez zawirowania polityczne. Takie książki w przystępny sposób przybliżają nam historię naszego kraju, która nie zawsze jest łatwa.