Vaelin Al Sorna jest żywą legendą. To pod jego dowództwem obalane są imperia, to jego ofiara uratowała Zjednoczone Królestwo przed zagładą. Teraz Vaelin prowadzi spokojne życie, dni wojowania ma za sobą.
Lecz zza morza docierają wieści o armii zwanej Stalową Hordą dowodzoną przez człowieka, który uważa się za boga. Kiedy Vaelin dowiaduje się, że Sherin, kobieta, którą utracił przed laty, wpadła w ręce Hordy, postanawia stawić czoło potężnemu nowemu zagrożeniu.
W tym celu odbywa podróż do Kupieckich Królestw, dziwnego kraju, którym rządzą honor i intrygi. Podczas gdy bębny wojny niosą się echem po krainach rozdzieranych przez konflikt, Vaelin przekonuje się, że są bitwy, których nie może wygrać.
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2022 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: The Wolf's Call
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Reszka
Ilustracje:Dark Crayon
Nie dam rady przez to przebrnąć. Zasypiam, a co dwie strony pochrapuję, nie o to chodzi w czytaniu. Może gdybym znała wcześniej poprzednie książki autora, to byłoby mi łatwiej się wkręcić.
Władzę można odziedziczyć przez prawo krwi, ale zdobyć i utrzymać można tylko poprzez jej przelanie. Życie młodego Alwyna zaczęło się w rynsztoku, a dzięki...
„Legion płomienia” to drugi tom cyklu Draconis Memoria, epickiej fantasy o wartkiej, obfitującej w magiczne przygody fabule osnutej wokół...
Przeczytane:2023-07-23, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
Anthony Ryan stworzył coś, co mogło bez trudu dać początek nowej „jakości” wśród miłośników gatunku fantasy Niestety, nieco przy tym przeszarżował. Ilość nagromadzonych w tym tekście postaci o dziwnych, często niewymawialnych imionach, ilość słabo nakreślonych miejsc i mętnie opisanej historii, niemal tę opowieść zabiło. Niemal, bo kiedy czytelnik przejdzie do tej części, w której dochodzi do wielkiej bitwy między dwoma wielkimi przeciwnikami, widać cały kunszt autora i jego ogromną wprawę w posługiwaniu się piórem, której wielu może mu jedynie pozazdrościć. To właśnie tam, na „ostatnich” stronach można dostrzec cały potencjał tej niewykorzystanej historii. Gdyby autor bardziej skupił się na opisywaniu walk i obrony miasta, ta historia mogłaby bardzo wiele zyskać. Widać też, że autor nie do końca przemyślał koncept kilku najważniejszych postaci. Weźmy takiego Varija. Nic, absolutnie nic w jego zachowaniu, nie świadczyło o tym, że na sam koniec dopuści się zdrady i że zdradzał, dzień po dniu, wszystko to, w co wierzył, służąc jednocześnie obu stronom. W jego zachowaniu nie było wahania, odmowy wykonania jakiegoś polecenia, czy wysunięcia konkretnych kontrargumentów podczas rozmowy z innymi osobami. Albo był tak skryty, że wodził za nos samego autora, albo autor nie do końca przemyślał jego kreację i chciał efektownie skończyć tę historię, więc z kogoś musiał zrobić zdrajcę. I padło na niego. Inną „nie do końca poprawnie skonstruowana postacią” wydaje mi się Ellese. Niby cały czas się buntuje, sypia ze stajennymi i ma bardzo ostry język, ale cały czas robi to, co się jej każe. Takich postaci jest więcej. Ot, choćby Lord Wieży, Vaelin, który stopniowo wyrasta na jedną z najważniejszych postaci tej powieści, stojącej po właściwej stronie, nie posiada wszystkich cech dobrego przywódcy, które chcielibyśmy u niego widzieć. Z biegiem czasu wydaje mi się, że to po prostu sposób kreowania bohaterów przez autora. Z mojej perspektywy nie do końca udany, ale oczywiście, ostatnie słowo zawsze należy do autora.
Autor zamieścił słowniczek na końcu opowieści, ale to w niczym nie pomaga, bo tych postaci, ich nazw i funkcji jest za dużo, żeby czytelnik był je wszystkie w stanie zapamiętać. A zaglądać za każdym razem, gdy jakieś imię pojawi się tekście na koniec książki, to żadna zabawa.
Dużo wątków aż prosi się o rozwinięcie, a nigdzie nie znalazłam informacji, że to pierwsza część jakiegoś większego cyklu. Swoją drogą, są cykle, które rozrosły się już do takiego stopnia, że autor odcina tylko kupony i nie musi już nic robić, żeby przeżyć. Pieniądze same spływają do jego kieszeni, choć sam cykl podupada. Szkoda by było, żeby tak stało się i z tą historią.
Jest takie powiedzenie, że przy końcu człowiek wspomina czasy, kiedy był dzieckiem. Kiedy dotarłam do końca opowieści, stwierdziłam, że nie pamiętam, co się wydarzyło na początku.
Pamiętam tylko Lorda Wieży, który wcale nie chciał nim być. Narzekał na kłaniających mu się ludzi, ich problemy, obyczaje panujące w jego wieży oraz na rodzinę, którą stale się musiał opiekować. Jego życie było monotonne, być może nawet nudne. Dopiero odczytany blurb umieszczony na tylnej okładce książki uświadomił mi, że ruszył w pogoń za kobieta, której kiedyś był kochankiem i która z pewnością kochał nadal. Kobietą, która wyjechała bez słowa z Jadeitową Księżniczką – wcześniej wezwaną na jej życzenie.
Podróż do Kupieckich Królestw nie okazała się, jak to często w takich przypadkach bywa, wielką przygodą, zakończoną powszechną zgodą i obowiązkowym ślubem. Oj, nie. Autor i pod tym względem łamie wszelkie możliwe schematy. Mnóstwo tu miłości, ale tak trudnej, że prawie niemożliwej do opisania. Miłości Luralyn Reyerik do starszego brata, Kehlbranda, Sho Tsaia do jego syna, Lorda Wieży do Sherin, Obdarzonych do Luraryn itp. Każdy z powodu niej cierpi tak mocno, jak tylko potrafi i chyba żadna z nich nie doczekała się szczęśliwego zakończenia, tak jak ta historia.
Lord Wieży, odzyskując Sherin, wplątuje się w coś znacznie gorszego, niż sądził. Okazuje się, że przydomek, który mu niegdyś nadali – Ostrze Ciemności – należy zarówno do niego, jak i do Kehlbranda Reyerika, a on nie chce się z nim nikim dzielić. Już przy ich pierwszym spotkaniu widzimy w nich najwyższych przywódców, przewodników obu walczących stron. Autor nie doprowadza do ich spotkania, ponieważ tylko jeden z nich, Reyerk ma moc Obdarzonych. Drugi został jej pozbawiony, więc nie stanowi dla pierwszego godnego przeciwnika. Zmienia się to dopiero na sam koniec, a autor nie pozwolił nam obejrzeć efektów przeprowadzonych przez siebie zmian.
Bitwy, w przeciwieństwie do tego, co można było wyczytać w innych książkach, nie wygrywa się męstwem, ofiarnością i zmysłem taktycznym. Bitwa, która rozgrywa się przed naszymi oczami przez dłuższy czas, jest tak plugawa, jak tylko mogła by być. Pełna bólu, cierpienia, bezsilnych i niepotrzebnych ofiar, łez i krwi. A także strachu, upodlenia i zwierzęcej ucieczki przed siebie, która – nomen omen kończy się zasadzką – i zapewne śmiercią większości osób, które się na nią zdecydowały. Tu nikt nie jest bez winy; żadnej z postaci nie możemy przypisać jedynie pozytywnych cech. Wszystkie mają brzydkie sekrety i tajemnice, które nie pozwalają im spać po nocach i których wolały by nie ujawniać. I choć życie Lorda Wieży było wypełnione niespełnioną albo zdradzona miłością do wielu kobiet, nudne i wypełnione wypełnianiem obowiązków wobec własnej rodziny i tych, których uważał za członków rodziny, to z pewnością nasz bohater chciałby być pod koniec tej historii w zupełnie innym miejscu, niż to, w którym się znalazł. Życie wybrało za niego, jak za wielu innych przed nim i po nim.
Odkrycie, że to dopiero księga pierwsza o tytule „Krucze ostrze” trochę mi zajęła, więc możemy liczyć, że nasi bohaterowie, w takiej, czy innej postaci, jeszcze do nas wrócą.
A autor… był naukowcem, zanim mógł samego siebie nazwać autorem. Mieszka w Szkocji i pisze zawodowo. Jego najsławniejszym cyklem jest właśnie cykl o Vaelinie Al. Sornie, Lordzie Wieży.
Polecam miłośnikom fantasy, tym dużym i tym trochę większym.