Kuszący przygodą, niebezpieczny, surowy steampunkowy świat Żelaznych Mórz, w którym nanotechnologia łączy się z wiktoriańską uczuciowością i… maszyną parową.
Gdy Rhys Trahaearn, zwany Żelaznym Księciem, uwolnił Anglię od Ordy, został narodowym bohaterem. W wolnej ojczyźnie zbudował handlowe imperium oparte na legendzie swojego imienia i… strachu. Kiedy w pełen niebezpieczeństw świat Rhysa wkracza inspektor Mina Wentworth, która prowadzi śledztwo w sprawie ciała porzuconego na progu jego domu, Żelazny Książę postanawia, że Mina będzie jego kolejną zdobyczą.
Jednak Mina nie może ulec urokowi Rhysa. W jej żyłach płynie krew Ordy i mimo nanotechnologii ulepszającej jej ciało, żyjąc w nieprzyjaźnie nastawionym londyńskim społeczeństwie, ledwo wiąże koniec z końcem. Ten romans zrujnowałby jej karierę i rodzinę, ale prowadząc śledztwo, nie może Żelaznego Księcia unikać… a jego upór w dążeniu do celu sprawia, że trudno mu się oprzeć.
Kiedy Minie udaje się ustalić tożsamość ofiary, odkrywa spisek, który zagraża całej Anglii. Żeby uratować swój kraj, Mina i Rhys muszą przemierzyć ziemie, na których roi się od zombi, oraz zdradzieckie wody oceanów. Ale niebezpieczeństwo zagraża nie tylko jej rodakom, gdy Mina poczuje pokusę zrezygnowania ze wszystkiego dla Żelaznego Księcia…
Informacje dodatkowe o Żelazny książę:
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2012-07-10
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
978-83-62432-12-7
Liczba stron: 440
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2013-01-21, Ocena: 5, Przeczytałam, Do recenzji, Mam, Ulubione,
Inny nie znaczy gorszy
Meljean Brook od zawsze kochała czytać. Sama wspomina, że często czytała przy latarce, schowana pod kołdrą. Od zawsze wiedziała także, że chce pisać własne fantastyczne historię, nie koniecznie o super bohaterach. Nim jednak dojrzała do tego, ukończyła studia na kierunku związanym z rachunkowością. Przez pewien czas pracowała w swoim zawodzie. W końcu jednak stwierdziła, iż czas najwyższy przystąpić do spełniania swoich marzeń. Żelazny książę otwiera drugą serię, Opowieści z Żelaznych Mórz, jaką stworzyła autorka.
Wilhelmina Wentworth, lepiej znana, jako Mina, jest inspektorem londyńskiej policji. Kobieta stara się żyć najspokojniej jak się da, chociaż ze względu na wykonywany zawód wcale nie jest to proste, a gdy dodamy fakt, że Mina jest także mieszanego pochodzenia, co doskonale widać w jej wyglądzie, jest to praktycznie niemożliwe. Wszystko ulega jeszcze większym zmianom, gdy obowiązki inspektora prowadzą Minę do domu Żelaznego księcia. Jego osoba obleczona jest legendą i sławą, ponieważ to właśnie on przyczynił się do uwolnienia Europy spod rządów Ordy, mongolskiego najeźdźcy.
Teraz jednak, na progu jego domu zostają porzucone zwłoki niezidentyfikowanego mężczyzny. Gdyby nie nadgorliwy i nowy pracownik, Rhys załatwiłby całą sprawę po swojemu. Jednak jego irytacja zamienia się w lekki szok, gdy w raz z przybyciem Miny, zaczynają się budzić w nim uśpione, a nawet nieznane dotąd uczucia. Także jego wpływ na kobietę nie przechodzi bez echa. Jednak żadne z nich nie przypuszcza, w co się wpakowali, jeżeli chodzi o śledztwo i własną znajomość.
Książka intrygowała mnie od samego początku. Zwłaszcza, że historia jest z gatunku, który ostatnimi czasu wręcz zawładnął mną. Chociaż okładka nie wygląda zbyt zachęcająco i bądźmy szczerz, nie wiele ma także wspólnego ze steampunkiem. Wracając jednak do tematu.
Powieść już od dłuższego czasu wylegiwała się na mojej półce, a ja równocześnie byłam nią zaintrygowana, jak i starałam się odwlec jej czytanie jak najdalej w czasie. Bynajmniej nie dla tego, że miałam obawy czy mi się spodoba. Można powiedzieć, że było wręcz odwrotnie. Obawiałam się, iż Żelazny książę tak mi się spodoba, że od razu będę miała ochotę na kolejne części, a tu niestety ani widu, ani słychy, czy wydawnictwo zamierza w ogóle kontynuować wydawanie tej serii. No i wcale się nie pomyliłam. Powieść jest naprawdę świetna.
Co prawda fabuła nie należy do najoryginalniejszych, a to za sprawą często i gęsto występujących podobieństw do innego cyklu łączącego w sobie steampunk z romansem paranormalnym. Chodzi mi tutaj o Protektorat parasola Gail Carriger. Już w momencie poznania Miny, a następnie Rhysa Trahaearna, od razu widać, na jakich postaciach autorka mogła się wzorować. Z tą różnicą, że Mina mogła legalnie wykonywać zawód, na którym jej zależało, być inspektorem policji. Natomiast Rhys nie był wilkołakiem, choć posiadał równie wielką władzę, co Lord Maccon. Na szczęście historia na tym nie traci. Ma, bowiem także i swoje atuty.
Na największą uwagę zasługuje tutaj świat, jaki autorka stworzyła, a właściwie udoskonaliła na potrzeby swojej historii. Pomimo, że nie znajdziemy w nim żadnych wampirów, wilkołaków i tym podobnych istot nadprzyrodzonych, no może po za zombie, jest on i tak wystarczająco mroczny, bezwzględny i tajemniczy. Połączenie XIX wiecznego klimatu z elementami science fiction w postaci nanitów wszczepionych ludziom, dla uzyskania pełnej kontroli nad nimi, jeszcze bardziej pogłębia to przeświadczenie.
Także i fabuła zasługuje na uznanie, bo chociaż autorka nie ustrzegła się błędów. Zwłaszcza, gdy niektóre informacje pojawiają się nie wiadomo, z jakiego powodu i czego mają dotyczyć. Najbardziej jest to widoczne w dialogach, a co za tym idzie, wygląda to tak jakby postacie dostawały nagłego olśnienia lub czytały sobie w myślach. Mimo, to nie można odmówić autorce tego, że dopracowała całą historię w każdym najmniejszym szczególe. Cały spisek, który stanowił główny trzon fabuły był świetnie pomyślany i rozplanowany. Wymagało to od czytelnika sporego skupienia, aby nie pogubić się w tych wszystkich zawiłościach i z misternej pajęczyny intryg i niedopowiedzeń, wyłowić te najistotniejsze elementy. W Żelaznym księciu spotkamy się również z wątkiem miłosnym, który co prawda nie wybija się na główny plan, jednak rozgrywa się równolegle z główny. Dzięki temu oba doskonale się uzupełniania i nawet na chwilę nie pozwalają czytelnikowi na złapanie głębszego oddechu i oderwanie się od lektury, dopóki nie przeczyta ostatniego zdania.
Podsumowując. Żelazny książę nie jest może powieścią doskonałą, ale naprawdę warto poznać historię w nim zawartą. Nie mam niestety pojęcia, kiedy pojawi się polskie wydanie kolejnej części. Nie pozostaje mi, więc nic innego, jak tylko zaopatrzyć się w oryginalne tom i kontynuować swoją przygodę z twórczością Meljean Brook. Polecam!