Gdybyśmy tylko byli kowalami własnego losu, a nie byli zdani na łaskę jakiegoś innego kowala, który kuje go za nas.
Wojownicy Wieku Żelaza, Dug i Lowa, opanowali zamek Maidun i oswobodzili niewolników. Ale teraz muszą utrzymać twierdzę. Plemiona brytyjskie zamiast jednoczyć się w obliczu rzymskiej inwazji, stają przeciw sobie, a Maidun jawi się im, jako łatwy cel. Szpiedzy Lowy przenikają do Galii. Odkrywają brytyjskich druidów na usługach Rzymian i spotykają charyzmatycznego generała - Juliusza Cezara. Na lojalności pojawia się rysa. War is coming. Kto zapłaci jej cenę?
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2016-03-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 600
Przeczytane:2018-03-24,
Drugie spotkanie z waleczną Lową, magiczną Wiosną i fajtłapowatym Dugiem. Zdecydowanie bardziej udane od pierwszego.
Pamiętacie pewnie, że pierwszą część tejże trylogii ("Czas żelaza", recenzja tutaj ) wyśmiałam. Niby nie była zła, ale tak nielogiczna, że zdawała mi się kpić z inteligencji czytelnika. Jednak gdy przyzwyczaiłam się już do pewnej specyfiki prozy Angusa Watsona, którą najlepiej charakteryzuje fragment żywota jednego z bohaterów: "Ragnall został już pogrzebany żywcem, zepchnięty z klifu z przepaską na oczach, wystrzelony z katapulty i niemal utopiony" (mówiąc krócej - zabili go i uciekł), pogodziłam z tym, że większość postaci przeżyje, i to z pewnością nie raz, a wszystko na 100% dobrze się skończy, skoncentrować się mogłam już wyłącznie na samych walorach tegoż cyklu.
Lowa pokonała Zadara i zasiadła na tronie Maidun, ale - wbrew pozorom - jej problemy dopiero się rozpoczęły. Nie dość że sen z powiek spędza jej niechybna inwazja Rzymian, to jeszcze atak na jej państwo planują trzy inne brytyjskie plemiona. Oprócz tego spokoju nie daje jej także spotkanie z Dugiem oraz rozterki natury moralnej. I to jest właśnie coś, czego nie było w tomie pierwszym. W "Czasie żelaza" mieliśmy wyłącznie bezmyślną nawalankę i uciekankę, w "Żelaznej wojnie" autor pokusił się wejrzeć nieco w głąb psychiki bohaterów. Lowa unicestwiła bezlitosnego Zadara, jednak po kilku miesiącach swego panowania zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest lepsza od niego - też pobiera z wiosek horrendalne podatki (bez nich państwo nie wyżyje), tez zabija niewinnych ludzi (wysyłając ich chociażby na bitwy lub zwiady) i też robi to w imię wyższego celu - dla dobra królestwa Maidun. Tak samo jak Zadar, choć nieco subtelniejszymi metodami. Przed wieloma etycznymi dylematami staje także Ragnall, wysłany przez Lowę do Rzymu by podpatrzeć obyczaje wrogów. Ale czy naprawdę ich najazd będzie dla Brytanii katastrofą? Widząc bogactwo, organizację i przewagę cywilizacyjną Cesarstwa chłopak wcale nie jest tego taki pewien. Co prawda jego ojczyzna nie będzie już niepodległą krainą lecz jedną z prowincji rzymskich, ale być może wyjdzie jej to na korzyść...?
W ogóle z tego tomu dużo dowiadujemy się o historii, polityce i taktyce wojennej Cesarstwa Rzymskiego za czasów Juliusza Cezara. I jest to historia nieco inna niż ta, którą serwują nam podręczniki. Widzimy tu bowiem, że ogromna w tamtych czasach potęga Rzymu nie była rezultatem wyłącznie błyskotliwych decyzji Cezara i świetnej organizacji całego państwa, lecz skutkiem brutalnych podbojów i okrutnego rozprawiania się ze zniewolonym ludem. Oczywiście - co zaznacza sam autor - jak przystało na powieść fantasy jest tu więcej fikcji niż faktów, niemniej prawdą jest, że spośród pięciu milionów mieszkańców podbitej przez Cezara Galii milion zginęło w walkach, a kolejny milion zmarł w niewoli. Czy umierali on na sam dźwięk taktycznych rozkazów? Szczerze wątpię.
Jeśli chodzi o historyczną prawdę, podobnie jak przy "Czasie żelaza" Angus Watson wzbogacił treść swej opowieści o mnóstwo szczegółów dotyczących rzymskiego i brytyjskiego uzbrojenia, odzienia, wyglądu domostw i miast.
Rozbudowany wątek Rzymu spycha na dalszy plan perypetie Duga i Wiosny, nie mniej w krytycznych dla Lowy momentach zawsze znajdą się oni we właściwym miejscu i czasie. Niezmienny pozostał także fantastyczny język powieści, który już przy czytaniu pierwszej części nazwałam dziełem sztuki i nadal podtrzymuję swą opinię. Cięte riposty, sarkastyczny humor, zabawne parafrazy przysłów i powiedzeń powodują, że do "Żelaznej wojny" warto zajrzeć choćby wyłącznie dla jej walorów językowych.
Ale nie jedynie, bo drugi tom trylogii Angusa Watsona to naprawdę świetna książka. Chyba jej największą wadą jest jedynie to, że jest właśnie tomem drugim, a po dość przeciętnym tomie pierwszym wielu czytelników może nie mieć na nią ochoty. No cóż, jedynie stracą.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści": http://swiat-powiesc.blogspot.com