Dynamiczny montaż, zabawna intryga i cięte riposty. Scenarzyści w najlepszej formie!
Ekscentryczna ekipa filmowców wyrusza na Teneryfę kręcić kryminał pod tytułem „Spisek scenarzystów”. Wszystko miało iść jak z płatka, lecz już pierwszego dnia na planie dochodzi do zabójstwa jednego z głównych aktorów. Scenarzyści rozpoczynają własne śledztwo. Kuba popada w paranoję, a Sylwia próbuje przemówić ekipie do rozsądku. Ich śledztwo nabiera rumieńców, bo morderca nie zwalnia tempa i wysyła sygnały, że na jednym trupie nie skończy.
Zamieszanie wokół filmu sprzyja promocji i sławie, dlatego wydaje się, że to był czyjś precyzyjny plan. Tylko kto mógł wpaść na tak przewrotny pomysł? Czy przebojowym filmowcom uda się odnaleźć mordercę, zanim sami staną się ofiarami?
Wojciech Nerkowski – scenarzysta „BrzydUli” i „M jak miłość” odsłania ciemną stronę planu filmowego.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-02-28
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 404
Język oryginału: Polski
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Wojciecha Nerkowskiego. Zastanawiacie się zatem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po coś jego autorstwa?
Ekipa filmowa wybiera się na Terneryfę, aby tam nakręcić kryminał. Już pierwszego dnia na planie zostaje zamordowana aktorka. Policja niczego nie potrafi wskórać, więc ekipa postanawia zrobić własne dochodzenie. Kiedy wydaje się, że już są na tropie mordercy, nagle pojawia się inna koncepcja burząc ich dotychczasową teorię. Czy zatem filmowcy odkryją, kto jest winny, zanim dojdzie do kolejnych nieszczęść?
"Chodź morderca siedział plecami do Leśniewskich i nie mogli zobaczyć jego twarzy, pilnował się, żeby nie reagować w żaden sposób na ich rozmowę. Był inteligentny i arcyostrożny. Zaśmiewał się w duchu, ale na zewnątrz prezentował obojętną, z lekka zaspaną jeszcze twarz, błogi uśmiech gościa Oriany, któremu smakują naleśniki."
Muszę przyznać, iż początek powieści nie wciągnął mnie zbytnio, a wręcz mogłabym powiedzieć, że mnie troszkę nudził. Jednak plusem jest to, że mogliśmy w tej części lepiej poznać bohaterów i ich charaktery. Natomiast druga połowa to dla mnie bomba. Co tutaj się działo, a raczej co się nie działo. Autor umiejętnie prowadzi dialogi i niezwykle barwne opisy. Doskonale wie, jak przyciągnąć uwagę czytelnika, umiejętnie pomieszać mu w głowie i sprawić, iż do końca nie będzie wiedział kto był mordercą.
Postaci mamy tutaj wiele, jednak moją uwagę szczególnie przyciągnęło rodzeństwo - Kuba i Sylwia. Ich dialogi, tok myślenia czy śmieszne powiedzonka momentami bawiły mnie do łez. Należy również zwrócić uwagę na silną więź siostrzano-braterską. Są to postacie godne uwagi, które umiejętnie odgrywają swoje role. Sylwia, z początku szara myszka przemienia się w pewną siebie kobietę, a Kuba to człowiek zagadka, który nie cofnie się przed niczym.
Wojciech Nerkowski z całą pewnością wie jak zaciekawić swoich odbiorców. Umiejętnie buduje napięcie w swojej książce, dodając do niego nutkę kryminału, a jednocześnie wszystko to jest okraszone sporym humorem. I choć, tak jak wspominałam początek troszkę mnie przynudził, to jednak im dalej brnęłam przez powieść, tym bardziej byłam zachwycona. Wspólnie z naszą ekipą filmowców starałam się odkryć, kto stoi za morderstwem Aliny i zaatakowaniem Mateusza. Z radością przyznaję, że do końca nie udało mi się tego odkryć. Także jak widzicie, książka nie jest przewidywalna, co dla mnie jest plusem, gdyż nie lubię brnąć w historie, w których bez problemu domyślam się co się stanie za moment. Wartka akcja, ciekawe postacie i ogrom zagadek, to coś, czego możecie się tutaj spodziewać.
Nie nastawiajcie się jednak na jakiś ciężki kryminał, w którym krew leje się na każdej stronie, bo tego tutaj nie znajdziecie. To lekki kryminał, z ogromną dozą humoru. Będziecie się świetnie bawić.
"Zdrada scenarzystów" to świetnie połączenie kryminału z humorem, przy czym to drugie znacznie przeważa. Wartkie dialogi, wiele zaskoczenia i plastyczne postacie sprawią, że nawet się nie spostrzeżecie jak dobrniecie do końca powieści. A zakończenie? Pozostawi Was z wieloma zapytaniami.
Takie książki są dobre w każdej chwili, szczególnie wtedy, gdy człowiekiem rządzą jakieś negatywne myśli. Komedia kryminalna pozwala bowiem, na oderwanie się od szarej rzeczywistości i z uśmiechem przeniesienie się do zupełnie innego świata.
To moje drugie spotkanie z twórczością tego autora, a poleciła mi książki tego autora pewna znajoma pisarka kryminałów.
W tej książce Nerkowski w sposób dość ironiczny odsłania ciemną stronę pracy aktorów i filmowców współpracujących ze sobą na planie kręconego filmu.
Napisałam wcześniej, że jest to komedia kryminalna, jednak muszę przyznać, że więcej jest w tej lekturze kryminału niż komedii, chociaż zabawnych sytuacji i dialogów nie brakuje. Powieść cechuje wartka akcja, co rusz zmierzająca w innym kierunku, pozwalająca czytelnikowi na zaangażowanie się w śledztwo.
Głównych bohaterów polubiłam od samego początku (właściwie to od pierwszej przeczytanej o nich książki), chociaż jak większość rodzeństw różnią się oni osobowościowo.
Autor ma skłonności do drobiazgowych opisów wszystkiego, zarówno ludzi (ich ubioru, zachowania) jak i miejsc. Dzięki temu, czytelnik nie musi zbytnio nadwyrężać swojej wyobraźni próbując sobie wizualnie przedstawić kogoś…
Z całą pewnością autor w swojej książce starał się pokazać, jak wygląda prowadzone śledztwo przez nieprofesjonalistów, inaczej bowiem jak dane dochodzenie prowadzone jest w/g procedur śledczych, prokuratorów i inne osoby z tym związane, a inaczej przez detektywów-amatorów, którym bujna wyobraźnia podsuwa czasami tak niesamowite rozwiązania, że trudno się nie uśmiechnąć i nie zacząć rozumować ich tokiem myślenia.
Muszę jednak przyznać się do tego, że bardzo duża ilość osób i nazwisk czasami wprowadzała mnie w stan dezorientacji, co utrudniało mi często kojarzenie danych ludzi. Ale na planie ekipy filmowej musi być i jest zawsze dużo ludzi, tylko w książce jak się tych osób nie widzi, to same nazwiska trochę mieszają w głowie.
Z całym szacunkiem do kryminałów, uważam, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Lekka powieść kryminalna z nutką inteligentnego chociaż może czasami czarnego humoru. I chociaż jak przystało na komedię nie miałam salw śmiechu, ale uśmiech towarzyszył mi prawie przez całą powieść.
Autor nie boi się poruszać trudnych tematów i jak widać, tematy tabu są dla niego bardzo powszechne. Mam tu na myśli temat dotyczący homoseksualizmu, który poruszony w tej powieści został bardzo delikatnie aczkolwiek wyraziście.
Patrząc na tę powieść z perspektywy czytanych dotąd książek Olgi Rudnickiej czy Alka Rogozińskiego, odważę się wyrazić opinię, że w skali 1:10 komedii tutaj jest około 5, ale w skali 1:10 kryminału jest z całą pewnością 10.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom kryminałów, jak i komedii, ale z pewnością znajdą w niej coś dla siebie również czytelnicy preferujący romans czy przygodę. Czyli… dla każdego coś miłego. Za całą pewnością jest to książka z tych: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, a potem czyta się do rana”.
Na mnie czeka jeszcze jedna część przygód rodzeństwa Leśniewskich czyli „Koniec scenarzystów” i przyznam szczerze, że ciekawa jestem co teraz spotka tę dwójkę młodych ludzi .
Zdrada scenarzystów stanowi kontynuację Spisku scenarzystów, o którym pisałam całkiem niedawno. Bardzo przyjemna seria - ni to kryminalna, ni to obyczajowa, ale na pewno utrzymana w dobrym tempie. Są to powieści, w których naprawdę dużo się dzieje.
Wydarzenia z poprzedniego tomu stają się doskonałym materiałem na scenariusz. Ekipa wyrusza na Teneryfę, żeby nakręcić prawdziwy kryminał. Głównymi bohaterami są Kuba, Artur i Sylwia, którzy przed trzema laty próbowali odnaleźć zabójcę Palomy. Ich heroiczna akcja ma zostać sfilmowana, a oni sami zaczynają się nieswojo czuć - w końcu aktorzy wcielają się w nich samych!
Smaczku całej tej egzotycznej wyprawie dodaje zabójstwo jednego z aktorów. Kilku podejrzanych, liczne tropy, oskarżenie nowego scenarzysty, że próbuje w ten sposób wylansować produkcję. Tylko czy aby na pewno? Śledztwo grzęźnie, a tymczasem morderca dopada kolejną osobę...
Kolejna seria książek, w której kontynuacja dorównuje, a może wręcz przewyższa poprzednią część. Bardzo się cieszę, że miałam okazję przeczytać tę powieść i spotkać się ponownie z bohaterami, których naprawdę polubiłam. Kuba - niezmiennie pogubiony, niezmiennie szukający szczęścia w życiu. W obliczu związku siostry ze znanym aktorem, jej bywania na salonach, życie Kuby wydaje się smutne i jakieś niepełne. Oddany pracy, nawet w ekstremalnych warunkach, jakimi bez wątpienia są zbrodnie, szuka kogoś, z kim mógłby się związać. Sylwia rozkwita w czułych ramionach Artura. Są ze sobą szczęśliwi, a zarazem są nieszczęśliwi, że muszą się rozdzielić na jakiś czas. Tym bardziej że Artur pojawia się na łamach plotkarskich portali - także w towarzystwie pięknej kobiety. Prasa huczy podejrzeniami, bombarduje niejednoznacznymi fotografiami, a uwięziona na wyspie Sylwia jest bezradna. Chciałaby ufać, ale jak tu ufać, kiedy ukochany nie odbiera telefonu, a wszyscy zaczynają jej współczuć zaistniałej sytuacji?
Nowa szefowa, zwana pieszczotliwie Palomą Bis, jest załamana zaistniałą sytuacją. Poza ambicją włożyła w nową produkcję mnóstwo pieniędzy i nie wyobraża sobie, że mogłaby ona nie pojawić się na ekranie. Początkowo występuje w charakterze pierwszej podejrzanej, zwłaszcza że koło niej kręci się mafia. Jednak czy to nie byłoby zbyt proste? Z drugiej strony - historia lubi się powtarzać.
Tym razem Autor nie zwiódł mnie aż tak, jak to się stało w pierwszej części i domyśliłam się, kto za tym wszystkim stoi. Jednak zakończenie zaskoczyło mnie o tyle, że sama nie potrafiłam wymyślić, w jaki sposób musiał działać morderca. I dlaczego nie prowadziły do niego żadne ślady.
Świetna książka, bardzo odprężająca, a zarazem trzymająca w napięciu. Bohaterowie bez zmian - dający się lubić i sympatyczni, a cała historia utrzymana w klimacie pierwszej części, a zarazem wprowadzająca powiew świeżości w postaci akcji, która rozgrywa się za granicą. Dużo słońca, piękne krajobrazy, uniesienia miłosne, długie Polaków rozmowy za kulisami kręconych scen, to tylko nieliczne zalety powieści.
Polecam i z niecierpliwością czekam na kontynuację.
Szukając swojej tożsamości, można stracić wszystko inne… Hania żyje na walizkach, z głową w chmurach – pracuje jako stewardesa. Wychowywała...
Szpieg i dwie kobiety. Która okaże się miłością jego życia, a która śmiertelną pułapką? Robert Kidd – pół Polak, pół...
Przeczytane:2018-06-14, Ocena: 5, Przeczytałam, Posiadam, | bluszczowe-recenzje.blogspot.com |, - 2018 -, Egzemplarz recenzencki, Zrecenzowane,
Dynamiczny montaż, zabawna intryga i cięte riposty. Scenarzyści w najlepszej formie!
Ekscentryczna ekipa filmowa wyrusza na Teneryfę kręcić kryminał pod tytułem „Spisek scenarzystów”. Wszystko miało iść jak z płatka, lecz już pierwszego dnia na planie dochodzi do zabójstwa jednego z głównych aktorów. Scenarzyści rozpoczynają własne dochodzenie. Kuba popada w paranoję, a Sylwia próbuje przemówić ekipie do rozsądku. Ich śledztwo nabiera rumieńców, bo morderca nie zwalnia tempa i wysyła sygnały, że na jednym zabójstwie nie skończy.
Zamieszanie wokół filmu sprzyja promocji, dlatego wydaje się, że ktoś precyzyjnie to zaplanował. Tylko kto mógł wpaść na tak wyrafinowany pomysł? Czy przebojowym filmowcom uda się odnaleźć mordercę, zanim sami staną się ofiarami?
[Opis wydawcy]
Przesiąknięta do granic możliwości fantastycznymi historiami, wreszcie postanowiłam powiedzieć „STOP” nadnaturalnym wrażeniom i czym prędzej powrócić do czegoś bardziej przyziemnego. Wtedy z pomocą przyszła „Zdrada scenarzystów” autorstwa pana Wojciecha Nerkowskiego i fakt, że nawet jeszcze nie dotarłam do trzydziestej strony, a już pod nos „podstawiono” mi nieboszczyka. Cóż... To mogło oznaczać tylko jedno – chora gra z szalonym mordercą rozpoczęła się na dobre!
Jeżeli miałabym się porównać w trakcie lektury do jakiegoś domowego zwierzęcia, to bez wątpienia odpowiedziałabym, że stanowiłabym idealny odpowiednik psa. I to nie takiego zadbanego. Czułam się jak wygłodzony psiak, którego zamknięto w kojcu, gdzie tuż za siatką postawiono mu miski jedynie pachnące możliwym zwalczeniem skurczów żołądka. Na początku łagodnie węszyłam za sprawcą tego krwawego procederu, ale kiedy odnaleziono nową ofiarę – mój apetyt na wytropienie szaleńca diametralnie wzrósł. Robiłam to z taką zawziętością, że nawet nie spostrzegłam, iż prawdziwą ucztę (a tym samym bezlitosnego, pochłoniętego zabawą w kotka i myszkę z wymiarem sprawiedliwości mordercę) miałam tuż pod samym nosem. Czułam się przez to oszukana! W sensie pozytywnym, rzecz jasna! Ale jak mogłam go tak prędko wyśledzić, skoro autor umiejętnie lokował poszczególne elementy układanki, stopniowo prowadząc nas do rozwiązania tej zawiłej niespodzianki. A żeby nie osiwieć od nadmiaru dramatyzmu i strachu o własne cztery litery, w międzyczasie toczyło się również normalne życie, gdzie problemy natury miłosnej czy związane z ciężką pracą bywały maźnięte nutą dramatyzmu, czy sypnięte ogromem zdrowego, utrzymanego na wysokim poziomie poczucia humoru. I może właśnie te elementy niejednokrotnie przeważały nad głównym wątkiem, ale pan Wojciech Nerkowski robił dosłownie wszystko, abyśmy o nim nie zapomnieli (pamiętajcie, wygłodzony pies i te sprawy). Dobitnie udowodnił to kulminacyjnym momentem śledztwa, przez który – o mało co – nie dostałam zawału. Sprawa nabierała rozpędu i już prawie przestałam oddychać, kiedy autor cwanie przeskoczył do zupełnie innej, ponurej scenerii, pozostawiając mnie z tysiącem, jak nie milionem pytań o to, co tu się właściwie wydarzyło i jaki jest finał! Może już zawczasu pozałatwiam sprawy z własnym pogrzebem, zanim „Koniec scenarzystów” ujrzy światło dzienne i trafi w moje ręce? Bądź co bądź, po zaprezentowaniu takiego zakończenia jeszcze bardziej zżera mnie ciekawość.
Sylwia, pomimo traumatycznych wspomnień sprzed trzech lat, nie pozwoliła stłamsić się przeszłości, tym samym udowadniając, że pomimo swej kruchości, jest silną, a zarazem odważną kobietą. Nie każda zdołałaby, pomimo musu przeżywania tego wszystkiego na nowo (gdzie tym razem – na całe szczęście – ktoś inny robił za ofiarę), przelać tę historię na papier i przedstawić ją światu w formie filmu. I choć zrobiła to w jakimś stopniu pod naciskiem brata, to gdyby nie chciała do tego wracać, nikt by jej do tego nie zmusił. Poza tym, w trakcie lektury zauważyłam, że Sylwia powoli wychodziła ze swojej strefy komfortu, pozwalając sobie na coraz to śmielsze interakcje, co w połączeniu z jej intelektem tworzyło idealną całość. Natomiast Kuba wydawał mi się ociupinkę... dojrzalszy? Jedynie ociupinkę, bo nadal potrafił zachowywać się jak rozkapryszone dziecko, jednak dostrzegł, że skakanie z kwiatka na kwiatek (bo każdy jego związek nie przypominał tych wskazujących na „żyli długo i szczęśliwie”) powoli go męczy, przez co zaczął poważniej myśleć o stabilizacji. Tak, nie przecierajcie oczu – Kuba pozazdrościł siostrze stałego związku i sam zapragnął wracania do domu, gdzie już ktoś na niego z utęsknieniem czekał. Czyżby lada moment nasze duo miało zamienić się życiowymi rolami? W minimalnym stopniu, rzecz jasna. Jakoś mi się nie widzi pyskata Sylwia i małomówny Kuba. To jest nie do pomyślenia!
Lidia, bardziej znana pod pseudonimem Paloma Bis... Ugh, nawet nie wiecie, jak bardzo pragnęłam, aby raz na zawsze dała sobie spokój ze światem filmowym i wyjechała gdzieś do ciepłych krajów. Albo poleciała na Marsa w celu sprawdzenia, czy aby na pewno da się tam hodować ziemniaki. Wystarczało tylko, że otwierała usta, a już miałam jej serdecznie dosyć. Doprawdy nie mam bladego pojęcia, jak Sylwia i Kuba z nią wytrzymali. Absolutnie powinni zostać wynagrodzeni za tę mękę. Także tak samo na nerwy działał mi Artur (już nie Arek), który stał się... ciepłą kluchą. Jak w poprzednim tomie polubiłam go za całokształt, tak w „Zdradzie scenarzystów” dość mocno mi podpadł swoim zachowaniem. A kiedy jeszcze wyszedł na jaw jego obrzydliwy sekret... Czy jest możliwość rozdrapania pazurami twarzy kogoś wymyślonego? Powiedzcie, że tak. Proszę, proszę, PROSZĘ! Dobrze, że za to morderca został wykreowany po mistrzowsku, dzięki czemu zdołano ukryć wady niektórych bohaterów. Tak umiejętnie grał na nosach naszych scenarzystów, tak doskonale owinął ich sobie wokół paluszków... Przecież ja sama nabrałam się na jego sztuczki, o czym zdołałam już wcześniej wspomnieć!
Pan Wojciech Nerkowski ponownie zaatakował mnie swoimi pisarskimi umiejętnościami, gdzie plastyczny język, opanowane do perfekcji łączenie lekko porozrzucanych wątków, zręczne opisy oraz cięte riposty na poziomie stworzyły czytelniczego demona. Demona, który opętał mnie i nie opuścił, dopóki nie ujrzałam wytłuszczonego „KONIEC”, do którego ja dołączyłam swoje smutne zawodzenie. I jak „Spisek scenarzystów” zrobił na mnie wrażenie, tak „Zdrada scenarzystów” bije swoją poprzedniczkę o głowę! Tym razem to nie była tylko kryminalna przygoda z książką. To był papierowy film, gdzie kadry zostały zastąpione rozdziałami, a wszystko oglądałam oczami wyobraźni. Co jak co, ale ta kwestia stawia autorowi poprzeczkę, co oznacza tylko jedno: albo kolejna część będzie petardą nad petardami lub przeistoczy się w zimne ognie – ładny widoczek, ale szału nie ma. Cóż... czas pokaże. Ale jeżeli przejdzie samego siebie, automatycznie zacznę nazywać tego pana księciem komedii kryminalnych, konkurenta do tronu, do którego powoli zmierza Alek Rogoziński!
Podsumowując, jeżeli potrzebujecie kryminału, w którym, oprócz morderstw i skomplikowanych śledztw, pragniecie również zaznać odrobinę codzienności oraz absurdów codzienności, to książki autorstwa pana Wojciecha Nerkowskiego wam to zapewnią. Dynamizm, chwile refleksji, trupy, cięte riposty, trupy, absurdalne przygody, jeszcze więcej trupów – aż chce się czytać!