Podobno koniec to dopiero początek. Zwłaszcza jeśli Tereska wybiera się na pogrzeb W życiu Tereski Trawnej w końcu zapanował spokój. Co prawda jedno dzieciątko wyniosło jej się na przeciwległy kraniec Europy, a drugie z wrażenia odnalazło język w gębie, ale wszystko w końcu układa się należycie. Żadnych przygód, żadnych śledztw, a przede wszystkim - żadnych więcej trupów. Do czasu, rzecz jasna. Kiedy Tereska z Maciejką przybywają z wizytą do rodzinnego domu jej ojca, spodziewają się nudnej imprezy ku czci dziewięćdziesięcioletniej nestorki rodu Jędrzejczyków. Nieoczekiwanie z urodzin wychodzi jednak pogrzeb z konsekwencjami, których nikt nie mógł przewidzieć. A to dopiero początek nieboszczyków...
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2023-05-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 368
Tereska Trawna poderwała się z fotela babuni jak oparzona. I to niemal dosłownie, bo była zgrzana i mokrusieńka od potu. Miała wrażenie, że zaraz ugotuje się żywcem.
Nie ukrywam, że lubię komedie kryminalne autorstwa polskich pisarek, a do takich należy seria z Tereską Trawną autorstwa Marty Kisiel. Ostatni tom przygód Tereski nosi tytuł “Zawsze coś”.
Wiadomo, że w parze z Tereską Trawną idą zawsze kłopoty i oczywiście ulubione przez nią słodycze - kasztanki. Tak było i tym razem. Oto Teresa wraz z najmłodszą latoroślą, synem Maciejką, wybrała się w rodzinne strony, do Czarnego Boru, by uroczyście świętować urodziny seniorki rodu, babci Sławy. Na miejscu okazuje się, że Trawni przybyli na zgoła inną uroczystość, a rozłożysty bukiet z napisem “Żyj nam sto lat w zdrowiu” w ogóle nie przystoi na smutną okoliczność, jaka właśnie się wydarzyła, bowiem babci Sławie właśnie się zmarło.
Po pogrzebie Terska planowała natychmiast wracać do domu, bo zbliżały się właśnie święta Bożego Narodzenia, ale drobny wypadek z jej udziałem, pokrzyżował wcześniejsze plany i kobieta musiała zostać w rodzinnych progach dłużej niż się spodziewała. A z rodziną, jak powszechnie wiadomo, najlepiej wychodzi się na zdjęciach, czego Trawna doświadczyła na własnej skórze. Wplątała się bowiem w rozwikłanie rodzinnej tajemnicy sięgającej odległych, wojennych czasów. Tajemnicy bardzo zaskakującej i niespodziewanej, która zburzyła pozorny, rodzinny spokój. No tak, zawsze coś się wydarzy…
Jak przystało na komedię Marty Kisiel mamy charakterystycznych, świetnie wykreowanych bohaterów z temperamentną Teresą Trawną na czele, kapitalne, pełne humoru dialogi, gwałtowne zwroty akcji i oczywiście tajemniczego “złola” czyli czarny charakter, podstępny, knujący intrygi, by zapobiec.. Proszę, sami doczytajcie, czemu chce wspomniany wyżej “złol” zapobiec.
“Zawsze coś’ to dobra lektura dla tych, którzy lubią komedie kryminalne i liczą na dobrą zabawę podczas czytania książki. Polecam!
"Podobno koniec to dopiero początek. Zwłaszcza jeśli Tereska wybiera się na pogrzeb."
Muszę przyznać, że Tereska Trawna nie ma zbyt łatwego życia, zawsze coś niespodziewanego na nią spadnie, coś ja dotknie, ktoś się czepia..., ale ja mimo to bardzo ja lubię i chciałabym mieć taką osóbkę obok siebie. To trzecie spotkanie z nią i jej rodziną, w której jakby się unormowało wszystko, lecz to tylko niestety (albo stety) pozory...
Tym razem z Maciejką wybrała się na dziewięćdziesiąte urodziny babuni, której bardzo dawno nie widziała. Miała być rodzinna impreza, Tereska spodziewała się, że będzie szybko i nudno, więc do domu powrócą jeszcze tego samego dnia. Niestety Andrzej nie był w stanie jechać z nimi a Zojka przebywa za granicami kraju, został Teresce tylko Maciejek jako towarzysz podróży. Tereska wystroiła się w nowy płaszcz z kapturem w kolorze wściekło pomarańczowym, chcąc się pokazać dawno niewidzianej rodzinie. Okazało się jednak, że zamiast urodzin jest pogrzeb, bo babunia niestety zmarła...
"- Impreza w zasadzie aktualna. Tylko że zamiast urodzin wyszedł nam… no… jak by to ująć… Tak bardziej pogrzeb."
Od tego momentu kończy się spokojne życie Tereski, bo wszyscy wiedzą, że gdzie ona - tam są kłopoty. Zaczęło się niewinnie, od braku kluczy do domu, które mają członkowie rodziny a pojechali akurat po rosół... Jest grudzień, tuz przed świętami, więc żeby nie marznąć, Tereska postanawia otworzyć drzwi od środka, przedtem wchodząc do domu przez łatwo otwierane okno.
"Bo któż inny, jak nie Tereska Trawna byłby w stanie wspiąć się po rynnie i wleźć przez okno na ćwierćpiętrze, nie robiąc sobie przy tym najmniejszej nawet krzywdy, a następnie nie spojrzeć pod nogi, zaplątać się w kota i zwalić ze schodów z gracją worka kartofli?"
Potłuczona i ze skręconą nogą trafia na SOR. Teraz już nie ma odwrotu, musi zostać w rodzinnym domu swojego ojca na święta, bo nie da rady prowadzić samochodu. Ten pomysł z zebraniem kilkupokoleniowej rodziny jest niesamowity. Czułam się tak, jakbym sama tam była. W rodzinie mojego męża zdarzają się też takie spotkania i przyznam, że część osób zachowuje się niemal identycznie jak bohaterzy tej książki. Wiadomo, że każdy ma jakieś inne wyobrażenia i oczekiwania względem siebie i swoich najbliższych i jeśli ktokolwiek ma inne zdanie na ten temat, jest od razu wrogiem.
Jednak gdy pojawia się w domu zmarłej babuni notariusz informujący o testamencie, wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli.
Każdy członek rodziny ma inny pogląd na podział majątku i każdy jest przekonany o tym, że wie najlepiej. Takie przepychanki słowne (chociaż nie tylko) zdarzają się w każdej rodzinie, zwłaszcza gdy osób do podziału jest zdecydowanie więcej niż samego majątku...
Nie przeszkodził mi świąteczny klimat tej książki w maju, czyta się szybko i lekko. Ja czekam już na część następną, mam nadzieję, że Tereska Trawny jeszcze się pojawi.
Jeśli lubicie zabawne rodzinne utarczki, to polecam, bo książka zapewnia znakomity relaks.
Do lektury można sobie dołożyć coś słodkiego, żeby skonsolidować się z Tereską i jej... kasztankami.
Śmieszna była chociaż nieśmiesznie się zaczęła. Tereska z synem jedzie na urodziny babci, tymczsem babcia zmarła, więc nasi bohaterowie wpadają prosto na pogrzeb. Jest to czas okołoświąteczny więc każdy chciałby jak najszybciej odbębnić stypę i spadać do domu jednak tajemniczy zgon zmusza niejako całą rodzinę do spędzenia świąt w znacznym gronie, w starym rodzinnym domu. Zabawne smaczki i niesnaski pomiędzy krewnymi i powinowatymi nie wytrzymują takiego długiego czasu razem. Wymusza to na bohaterach rozwiązanie dawnych sporów, zwłaszcza, że jeżeli chcą rozwiązać aktualne morderstwo, to muszą grać jak drużyna.
Tereska Trawna przyjeżdża do rodzinnego domu na urodziny dziewięćdziesięcioletniej babuni. Po wielogodzinnej trasie, w towarzystwie Maciejki, gdyż Andrzej został w domu z powodu zapalenia pęcherza, a starsza latorośl wyjechała na studia, Tereska z olbrzymim bukietem staje w drzwiach domostwa. Mimo iż nie oczekiwała wylewnego przyjęcia, to zamknięcia drzwi przed nosem przez ciotkę, poprzedzone słowami ,,wstydu nie masz", to coś, czego zdecydowanie się nie spodziewała. Ponowne kołatanie do drzwi domu przyniosło rozwiązanie zagadki dziwacznego zachowania dawno niewidzianej krewnej. Kuzyn Marek w lakonicznych słowach przekazał, że ,,impreza w zasadzie aktualna. Tylko zamiast urodzin wyszedł nam... no... jak by to ująć... Tak bardziej pogrzeb." Babunia po latach wybierania trumny idealnej w końcu ją wybrała i... od razu postanowiła wypróbować. Ceremonia pogrzebowa dla Maciejki okazuje się przyspieszonym kursem rodzinnych koligacji, natomiast powrót do domu babuni kończy się rodzinną katastrofą. Goście czekają na mrozie, a kluczy do domostwa brak. Tereska postanawia wykazać się umiejętnościami sprzed lat i wejść do domu przez sekretne wejście, którego używała jako nastolatka. To, że nastolatką już nie jest, a kilogramy pochłanianych kasztanków spowodowały, że Trawna zaokrągliła się tu i ówdzie oczywiście na przeszkodzie nie stało. Wejście do domu nie nastręczało królowej księgowości problemów, jednak dotarcie do drzwi, przez ,,podesty, schody, schodki i schodeczki na piętra, ćwierćpiętra i półpiętra, gdzie zapewne wiły się korytarze, tłoczyły pokoje albo czyhały inne niespodzianki. Tu niskie przejście wymagało ugięcia kolan lub pancernego czoła, w innym z kolei można było z powodzeniem ćwiczyć gimnastykę artystyczną" już tak. Tereska wywinęła popisowego orła i skręciła nogę. Jakby skręcona kostka była małym problemem, to Trawna wraz z przychówkiem będzie zmuszona do spędzenia Bożego Narodzenia z dawno niewidzianą rodziną. A że nieszczęścia lubią chodzić parami, a w tym przypadku nawet trójkami albo i czwórkami, wkrótce trupem pada adwokat babuni, a w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Trawna wprawiona w prowadzeniu śledztw, postanawia rozwikłać tajemnicę nie tylko tajemnicę śmierci adwokata, ale również testamentu dziadunia. Ale jak prowadzić śledztwo mając nogę w gipsie i niedobór kasztanków we krwi?
,,Zawsze coś" to już trzeci tom śledztw prowadzonych przez Teresę Trawną, kobietę bujną i wybuchową, której ukojenie nerwów przynosi tylko księgowanie i kasztanki i do której przed pierwszą kawą, oczywiście z obowiązkowym kasztankiem, ewentualnie kilkoma kasztankami nikt nie ma prawa się odzywać. W tym tomie Marta Kisiel postanowiła wykorzystać wszystkie możliwe rodzinne katastrofy, jakie mogą się przydarzyć z okazji świąt i nie tylko. Dodatkowo wykreowała kolejnych bohaterów, w których założę się, że połowa z nas mogłaby odkryć cechy swoich krewnych: wszystko wiedząca lepiej ciotka, słynąca z uszczypliwości i robienia wszystkiego najlepiej, ciotka ,,przyda się", posiadająca żelazne zapasy jeszcze z czasów głębokiego PRL-u, wujek wplatający miliony dygresji do wypowiedzi, ta jedna ulubienica ciotuni, przy której reszta kuzynostwa wypada blado czy żona kuzyna niegrzesząca bystrością. Jeśli jeszcze tego byłoby wam mało, to dodatkowo oprócz groteskowych postaci mamy humor sytuacyjny i słowny. A jeśli jeszcze to was nie przekonuje, to dołóżcie jeszcze kota o wdzięcznym imieniu Bigos, który też dodatkowo namiesza.
Jeśli szukacie zabawnej komedii kryminalnej, z inteligentnym humorem słownym i sytuacyjnym podlanej hektolitrami kawy serwowanej z kilogramami kasztanków, to już nie musicie szukać, bo ,,Zawsze coś" spełnia wszystkie te kryteria.
,,Zawsze coś" to trzeci tom serii komedii kryminalnych Marty Kisiel o Teresce Trawnej, jednak nie trzeba go czytać zachowując kolejność chronologiczną. Gwarantuję jednak, że po którykolwiek tom się nie sięgnie, to i tak będzie się chciało więcej! Bo Tereska to postać wyjątkowa, czysty żywioł, moc huraganu i magnes na dziwne sytuacje... I tak wszystkie te swoje cechy ciągnie wraz z synem na urodziny babci, z którą nie widziała się od lat. Niestety okazuje się, że zamiast urodzin jest pogrzeb, a Tereska zostaje niejako uwięziona w domu rodzinnym, gdy jej kostka odmawia posłuszeństwa. Zbliżają się święta, a rodzina jest dosyć ciężkostrawna... jak przetrwać?! Marta Kisiel ma niepowtarzalny styl, w którym łączy niesamowity humor, z bardzo dociekliwym, lekko kąśliwym spojrzeniem na rzeczywistość. Jej tok myślenia, skojarzenia pojawiające się w wymianie zdań bohaterów, są tak świeże i tak inteligentne, że po prostu nie da się jej pomylić z nikim innym. No i dobra zabawa, i głośne wybuchy śmiechu gwarantowane! I choć ten tom jest chyba trochę bardziej stonowany, przez okoliczności i dawne zażyłości, tajemnice rodzinne, to i tak jest pełen dobrego humoru. Do tego dochodzą ciekawe tematy, spojrzenie na więzi rodzinne, a i solidna, choć może i niedominująca zagadka kryminalna, która jest po prostu kręgosłupem tej powieści. Całość tworzy lekturę gwarantującą niezapomniane przeżycia i miłość do głównej, lekko postrzelonej bohaterki :) Sama Tereskę uwielbiam i już nie mogę doczekać się kolejnych jej perypetii! Polecam wszystkim, którzy lubią inteligentny humor!
Licho i Bazyl, ukochani bohaterowie dzieci (dorosłych też), powracają w cyklu opowiadań pełnych humoru, słowiańskich stworów oraz najpyszniejszych słodyczy...
Ciemne chmury zebrały się nad wydawnictwem JaMas... Gdy wraz z nadejściem jesiennej słoty na jaw wychodzą skutki uboczne redaktorskiego zgonu, w wydawnictwie...
- Jasna cholera - jęknął Marek. - Chwili spokoju człowiek nie ma. Zawsze coś!
- Ano. - Tereska Trawna sięgnęła do pasa, ostatni raz zerkając na skomplikowany dom równie skomplikowanej rodziny. - Zawsze coś.
Więcej