Bezlitosna w osądzie i przezabawna w formie relacja o ponownym odkryciu Ameryki i poszukiwaniach idealnego miasteczka.
Prawie nikt nie wyjeżdża z Des Moines w stanie Iowa. Jednak Bill Bryson wyjechał i po dziesięciu latach spędzonych w Anglii postanowił wybrać się do domu, który okazuje się dla niego... obcym krajem. W leciwym chevrolecie chevette Bryson pokonał prawie 14 000 mil na terenie trzydziestu ośmiu stanów, aby sporządzić ten zabawny i przenikliwy raport na temat kondycji małomiasteczkowej Ameryki.
Od głębokiego Południa po Dziki Zachód, od miejsca urodzenia Elvisa po Custer's Last Stand, Bryson odwiedza miejscowości, którym nadaje własne nazwy, sugerujące nudę, ospałość i monotonię. Jego nadzieje na znalezienie amerykańskiego marzenia kończą się koszmarem chciwości, ignorancji i zanieczyszczenia środowiska.
,,Zaginiony kontynent to niezwykle zabawny portret współczesnej Ameryki, a jednocześnie przejmujące wspomnienie o utraconej młodości. Prawdziwe arcydzieło komizmu".
,,Publishers Weekly"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2019-05-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 376
Tytuł oryginału: Lost Continent
„Zaginiony kontynent” nie jest opowieścią o mitycznej Atlantydzie. To relacja z długiej podróży po niemal wszystkich stanach USA, jaką autor odbył po latach nieobecności w rodzinnym kraju. Zdziwienie, rozczarowania, konfrontacja z ideałami sprzed lat – to tylko niektóre, ale i najważniejsze problemy pojawiające się w tej napisanej z wielką pasją książce.
Bill Bryson to jeden z najbardziej znanych i lubianych współczesnych amerykańskich autorów prozy podróżniczej i popularnonaukowej. Doskonale potrafi łączyć literaturę faktu z osobistymi, zazwyczaj zabawnymi, komentarzami oraz różnorodnymi kontekstami.
W „Zaginionym kontynencie” autor opisuje podróż po swej ojczyźnie, jaką odbył jako dorosły, dojrzały człowiek, ale jednocześnie bardzo często przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, gdy wraz z rodzicami zwiedzał Stany Zjednoczone podczas wakacji.
Kluczową rolę w tych opowieściach odgrywa ojciec – nie ukrywam, że mój ulubieniec (i wcale nie dlatego, że był wielkim globtroterem, lecz z powodu swojego powalającego skąpstwa, które rodziło mnóstwo przezabawnych sytuacji).
Przy wspomnieniowych opisach rodzinnych podróży nieraz pękałam ze śmiechu i – chociaż nie cierpię takich typów w realnym świecie – kibicowałam tatuśkowi nawet podczas jego największych wariactw.
Bill Bryson zabawnie pisze nie tylko o swoim dzieciństwie, ale i o dłuuugiej, bo liczącej tysiące, tysiące mil włóczędze po Ameryce.
Niesamowite jest zderzenie świata zapamiętanego przez niego z dzieciństwa czy pierwszej młodości ze stanem rzeczy, jaki odkrywa po latach. To już nie jest ten sam kraj! Spontaniczność zastąpił konsumpcjonizm, porządek zamienił się w chaos, a ideały zastąpiła obsesyjna miłość do mamony.
Nigdy nie byłam w Stanach Zjednoczonych (chociaż wierzę, że jeszcze wszystko przede mną, jako że uwielbiam podróże), jednak po lekturze „Zaginionego kontynentu” mam takie wrażenie, jakbym wraz z autorem przemierzyła i wielkie pustkowia, i zapyziałe stany, i wielkie aglomeracje, i symboliczne miejsca, które kojarzy każdy średnio wykształcony człowiek.
Wielką zaletą książki są dygresje. Wiem, że nie każdy to lubi, czasem czytam w różnych opiniach stwierdzenia, że odejścia od tematu rozpraszają itp.
Jednak Bill Bryson swoimi konstatacjami sprawia, że uważny czytelnik podąża wraz z nim zaskakującymi tropami. Bardzo przypadły mi do gustu liczne odniesienia do kultowych książek, piosenek czy dzieł sztuki związanych z odwiedzanymi przez niego miejscami. Był to balsam na moje czytelnicze serce, bo uwielbiam takie uczty duchowe.
Całość przeczytałam jednym tchem, niezmiennie zaśmiewając się i dumając nad kondycją współczesnego świata – nie tylko amerykańskiego.
„Zaginiony kontynent” to książka ponadczasowa, pokazująca w oryginalny sposób, jak bardzo na przestrzeni zaledwie jednego pokolenia potrafi zmienić się otaczająca nas rzeczywistość. Od nas samych tylko zależy, czy damy się ponieść owczemu pędowi, czy zatrzymamy to, co dla nas cenne i będziemy podążać własną drogą.
BEATA IGIELSKA
Wyprawy Billa Brysona to najlepsza rozrywka pod słońcem. Najnowszym reportażem autor broni tytuł mistrza literatury podróżniczej... i króla ciętego dowcipu...
Przeczytane:2019-06-26, Ocena: 5, Przeczytałam,
„Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce” autorstwa Billa Brysona to relacja z podróży po Ameryce końcówki lat 80tych, kiedy to autor po śmierci ojca postanawia odwiedzić wszystkie miejsca, do których jeździli całą rodziną podczas corocznych wakacji. I tak czytelnik razem z autorem odwiedza kolejne miasta i miasteczka kolejnych stanów, spotyka sporo różnych ludzi na swojej drodze i analizuje sposoby zachowania mieszkańców. Autor nie szczędzi też gorzkich uwag odnoście poziomu nauki, szpitali, reklam czy ogólnie ogłupiającej amerykańskiej telewizji. Krytykuje największą na świecie chęć posiadania coraz to nowych sprzętów amerykanów i podkreśla jak tłuste i niezdrowe jest amerykańskie jedzenie. Dostrzega też oczywiście piękno otoczenia, odwiedza sporo ciekawych miejsc, domy sławnych ludzi, wiele muzeów czy parków narodowych. Jest też oczywiście Wielki Kanion. Wszystko to opatrzone jest ciętym humorem Brysona i szczyptą wspomnień z dzieciństwa. Ogólnie była to ciekawa przygoda, idealna na letnią lekturę. Ciekawie teraz byłoby pojechać z tą książką w podróż śladami autora, sprawdzić jak po 40 latach zmieniła się Ameryka, czy gdzieś jeszcze uchowało się miasteczko, które wygląda tak samo jak za czasów podróży Brysona... 😊