Porządkując stare listy, Małgorzata Szejnert trafia na rodzinną zagadkę. W maju 1943 roku wuj Ignacy Raczkowski został pochowany na cmentarzu w Rothesay, na wyspie Bute. Dlaczego w domu o tym nie mówiono? Czy jego obecność na wyspie mogła być wstydliwa?
Szukając odpowiedzi, reporterka rusza w podróż śladami wuja – do londyńskich archiwów i do Szkocji. Stopniowo odkrywa kłopotliwy epizod II wojny światowej: obóz odosobnienia dla polskich oficerów prowadzony przez polskie władze wojskowe.
Oficerowie mogli grać w brydża, chodzić na potańcówki i uczyć się angielskiego. Bomby nie spadały na Bute. Czasami widma storpedowanych okrętów wpływające do zatoki, przypominały, że nie tak daleko stąd świat płonie. Ale przymusowy pobyt na wyspie przeżywali jako okrutną karę.
Wyspa generałów to przełamująca schematy opowieść o wojnie, która częściej niż walką bywa wyczekiwaniem. Skrupulatnie odtwarzając wydarzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat, Małgorzata Szejnert opowiada o naszej sile i bezsilności, o honorze i skazach na nim. A także o pamięci i niepamięci: osobistej, rodzinnej, zbiorowej. Przede wszystkim jednak kreśli nasz poruszająco aktualny, niepokojący portret własny.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018-03-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Kawał nieznanej historii Polski i polskiego wojska. Napisany pięknym językiem, rzetelny i wciągający reportaż.
Recenzja "Wyspy węży" to właściwe dwa odrębne rozdziały. Pierwszy dotyczy treści książki, a drugi formy. Trudno bowiem zmieszać te dwie kwestie tak, aby tekst był przejrzysty, a zapewniam Was, że obie zasługują na dużą dozę uwagi.
"Wyspa węży" to arcyciekawy reportaż napisany przez Małgorzatę Szejnert i Jej samej dotyczący. Autorka bowiem - porządkując stare listy - natrafiła na zagadkę sprzed lat dotyczącą jej wuja Ignacego Raczkowskiego. Pan Raczkowski, jako przeciwnik generała Sikorskiego, został odizolowany od swojej ojczyzny na Wyspie Bute. Bohaterka musiała przebrnąć trudną drogę, pytając i analizując przeróżne dokumenty, zanim udało Jej się ustalić, jakie były losy wuja. Początkowo wiedziała tylko, że "coś jest na rzeczy". Aby dowiedzieć się, co spotkało Raczkowskiego, udała się w podróż na Wyspę, gdzie kawałek po kawałku składała informacje ukazujące tragedie oficera i towarzyszących mu żołnierzy. Raczkowski wraz z szesnastoma innymi generałami został skazany na banicję i tęsknotę za ojczyzną. Wywiezieni na wyspę żołnierze zostali z miejsca otoczeni sympatią mieszkańców i czynnie uczestniczyli w codziennym życiu wyspy. Niestety, nie było im dane uczestniczyć w życiu swoich rodaków. Oficerowie mogli grać w karty i spokojnie wyczekiwać na koniec wojny. Trudno jednak od oficerów oczekiwać spokoju, kiedy nic nie mogą robić tylko patrzeć, jak świat dookoła przewraca się do góry nogami.
Autorka swoje poszukiwania i odkrycia potwierdza ogromną ilością dokumentów, zdjęć i wycinków prasowych. Podróż po londyńskich archiwach i wyspie Bute jest swoistego rodzaju przygodą i zabawą w detektywa. Poskładanie w całość elementów układanki stanowi nie lada wyzwanie. Dla czytelnika, trudność stanowi mnogość elementów tej układanki. Nazwisk, dat, wydarzeń i listów jest tak dużo, że często trudno się połapać w gąszczu danych. Podczas lektury były takie momenty, że musiałam zerkać wstecz lub na spis postaci, bo po prostu gubiłam się, kto jest kim i jaką rolę odegrał w gąszczu zdarzeń. Pomimo tego, podróż w zakamarki historii, w towarzystwie Pani Szejnert była naprawdę czystą przyjemnością. Ilość szczegółów i rzetelność w ich przekazywaniu wywołuje w czytelniku poczucie bliskości z historią. Ta książka to świetny kryminał tylko taki trochę... z reporterskim zacięciem.
A teraz trochę o samej książce. Z zasady Wydawnictwo Znak znane jest z dbałości o formę. Książki tego wydawnictwa to książki z klasą. I nie chodzi tu o piękne kolory, obwolutę czy inne gadżety. Po prostu czytanie książek, które firmuje Znak, jest czystą przyjemnością. Na marginesie należy dodać, że nie spotkałam się też z "literackim chłamem" firmowanym przez Znak i z zasady ich książki stanowią coś więcej niż tylko czytadło. "Wyspa węży" nie odbiega od normy. Twarda okładka i format wskazują na powieść sporego kalibru i tak rzeczywiście jest. I uwierzcie mi - nie ma strony, na której cokolwiek byłoby niechlujne. Dbałość o detale jest tu widoczna na każdym kroku. Ilustracje, zdjęcia i listy są starannie porozmieszczane na poszczególnych stronach. Naprawdę urzekła mnie ta książka, a i czyta się świetnie.
Polecam każdemu kto ma ochotę na podróż w czasie w doskonałym towarzystwie.
Listopad 1988 r., zaniedbana łączka na warszawskich Powązkach. Małgorzata Szejnert na każdym z pięciu symbolicznych grobów kładzie krótki list. Kartkę...
Nasz peerelowski american dream W latach 70. kawałek Teksasu mógł trafić w polskie ręce. W oczekiwaniu na spadek po bohaterze poległym w Ameryce „za...
Przeczytane:2020-10-09, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, Literatura polska, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku,
Uwielbiam książki Pani Szejnert.
Nie miałam wcześniej pojęcia o istnieniu tej Wyspy, a raczej wysyłaniu na nią niewygodnych dla władz na emigracji ludzi, głównie sanacji.
Cieszę się, że mogłam się dowiedzieć.