Jeżeli boisz się ryzykować, nawet nie siadaj do gry
Hausenberg to miasto, które nie ma litości dla słabych. Sposobów, żeby cię przerobić, jest wiele: kieszonkostwo, obijana albo stara dobra szulerka. Lecz jeśli jesteś charakterny i nie boisz się grać o wysokie stawki, będziesz zachwycony!
Slava, młody, szatańsko zdolny szuler, wyznaje jedną zasadę - jeżeli czegoś chcesz, musisz to sobie wziąć. A jego cel jest prosty: pokazać wszystkim, że to on jest w Hausenbergu numerem jeden. Niestety, wybrał sobie fatalny moment, bo nie jest jedynym w mieście, który ma poważne plany. Na domiar złego właśnie skrewił długo szykowany przekręt. Z pomocą przychodzą mu starzy kompani: zabójca Nino i Petr, samozwańczy król złodziei. Żaden z nich nie podejrzewa, że już wkrótce przyjdzie im się zmierzyć z bardzo mocnym graczem. I postawić wszystko na jedną kartę.
"Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" to brawurowo napisana, łotrzykowska opowieść o tym, że aby wygrywać z największymi, najpierw trzeba wygrać z samym sobą.
***
Ulice Hausenberga okrywa gęsty mrok, pomimo alchemicznego światła astralitowych latarni. Tu rządzą Ludzie Nocy - doliniarze, szulerzy i nożownicy. Mroczny świat, gdzie alchemia walczy z rzemiosłem, a młody, ambitny złodziej szykuje skok życia. Niezwykłe, oryginalne, świeże.
- Jarosław Grzędowicz
Oszuści, szulerzy i złodzieje - oto świat Hausenberga, miasta opanowanego przez przemoc i nocne życie. Miasta, które zdaje się powoli umierać, ale zanim do tego dojdzie, jeszcze wiele może się wydarzyć. Aż trudno uwierzyć, że to debiut.
- Maciek Pitala, "Fantom"
Nie kryję, że do lektury zasiadłem jako gracz, ale książkę odłożyłem już jako czytelnik. Marchewka przestał być dla mnie scenarzystą, który napisał powieść, a stał się powieściopisarzem, który pisze scenariusze.
- Bartek Czartoryski, samozwańczy spec od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury
Magia płynąca ze stron debiutu Tomasza Marchewki czaruje nie tylko bogactwem nietuzinkowych wątków i sposobem ich prowadzenia, ale też barwnymi postaciami oraz skrupulatnie zaplanowaną intrygą, zaskakującą na każdym kroku, lecz najbardziej w scenie kulminacyjnej i epilogu. Na uznanie zasługuje również gracja, z jaką wydarzenia półświatka Marchewka wynosi na salony.
- Adrian Turzański, Kawerna
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-05-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 336
Tomasza Marchewki "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział".
Niby debiut, ale w ogóle nie daje po sobie poznać. "Uliczne przysłowie Hausenberga mówi, że prawdziwy mężczyzna musi w życiu zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, owo życie przegrać, czyli stracić wszystko, co posiada. Po drugie, odrodzić się dla nocy i odegrać z zyskiem, bo uczyni go to mocniejszym niż kiedykolwiek. Po trzecie, spłodzić syna - tak po prostu, bez dodatkowych warunków". Doskonałe podsumowanie miasta w ktorym żyje młody Slava, uzdolniony szuler, pełen ambicji która doprowadzi go w niebezpieczny zaułek z którego nie uda mu się wyjść, albo wyjdzie zapamietany przez wszystkich.
Przyjemna powieść o kanciarzach i oszustach, o przemocy i hazardzie.
Warto zajrzeć w świat tej bandyterki.
Szybko się czyta, pomimo, iż akcja w kilku miejscach mogłaby być bardziej wartka.
Kążkę miałam okazję przeczytać dzięki www.czytampierwszy.plsi
Książka "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" zabiera czytelnika do świata hazardu, szulerów, oszustów i morderców. W Hausenbergu każdy chce być najlepszy. Slava to młody, ambitny szuler, którego wspiera sam Profesor. To on uczy go sztuki karcianej. Slava pragnie aby całe miasto go zapamiętało. Przygotowuje popisowy numer. Czy wsparcie przyjaciół Petra i Nino pomoże mu wyplątać się z kłopotów w które wpadnie? A może przyjaciel okaże się zdrajcą?
Lektura ciekawa, polecam
www.czytampierwszy.pl
KARTA W GRZE
Ostatnimi czasy mam szczęście do książek, w których jednym z głównych bohaterów jest miasto. Wymyślone, ale charakterne miasto. Zaczęło się od zadymionego, zalanego deszczem i niebywale wprost ponurego Grimm City. Potem przyszedł czas na pełnego magii Warsa i szaloną, nieobliczalną Sawę. Jeszcze potem szukałam zaginionego Szlochu, którego nazwa zostawiała na języku słony posmak łez. Teraz zaś przyszedł czas, aby bliżej poznać Hausenberg, zwane też Miastem Szulerów…
Hausenberg niby ma dwa życia, ale w dzień niewiele się tu dzieje. Za to nocą… Nocą kwitnie tu szemrany interes, bandyterka i hazard. Kto ma dłonie sprawne do noża, pałki czy garoty znajdzie tu swoje miejsce; przy zielonych stolikach siedzą z kolei ci, którzy dobrze liczą, znają się na aktorstwie i potrafią szybko przekładać karty wyjęte z rękawa. Do tych drugich należy Slava, jedyny uczeń największego szulera w mieście. Slava ma sprawne dłonie, potrafi czytać ze współgraczy jak z otwartych zeszytów i blefuje jak nikt. Ma też gorącą głowę i marzy o wielkości, sławie i legendzie. Wszystko to razem wzięte sprawia, że Slava pakuje się w jedne kłopoty po drugich. Z tych ambarasów pomaga mu się wykaraskać dwójka kompanów: samozwańczy król złodziei Petr i tyle sprawny co cichy zabójca, Nino ( który powinien mieć ksywę „Jakoś se poradzę”, jako że te słowa to chyba jego motto życiowe). Ta wesoła kompania wprowadza w życie jeden przekręt po drugim, ale wszystko trwa do czasu. Okazuje się, że w mieście pojawił się nowy gracz, który ma własne plany, niekoniecznie współgrające z tym, co wymyśliła nasz mały triumwirat. Sprawy więc zaczynają się komplikować. I to bardzo komplikować.
„Wszyscy patrzyli, nikt nie widział” Tomasza Marchewki to jego debiut książkowy. Debiuty jak to debiuty: albo są kompletnie do luftu, albo wybitne, albo też dają nadzieję na to, że coś dobrego z autora wyrośnie. Ten akurat debiut daje nadzieję. Książka jest napisana sprawnie i ciekawym językiem, co u debiutanta może tylko cieszyć ( przykro mi to pisać, ale niektóre polskie książki z chęcią umieściłabym na liście pozycji zakazanych ze względu na sam styl pisania). Bohaterowie są wyraziści, charakterni ( w końcu to chłopaki z ulicy, prawda?) i nawet postaci z drugiego czy trzeciego planu zapadają w pamięć. Jako że to książka łotrzykowska, ważna jest intryga. No jest intryga, a nawet ,rzekłabym, kilka. Akcja plecie się jak kłębek nitki, przeskakuje pomiędzy tym, co tu i teraz, a tym, co kiedyś, ale bez szkody dla fabuły. Że trzeba trochę się skupić? Co w tym złego? Tajemnica goni tajemnicę, jeden drugiemu w karty zagląda, a tak naprawdę talię trzyma w ręku sam autor i umiejętnie tasuje swoje karty. A że czasami oszukuje? Przecież to Hausenberg… Nie ma znaczonych kart, nie ma zabawy.
Debiut Marchewki na pewno spodoba się fanom gry w karty, a tych na pewno nie brakuje. Ja co prawda całe lata nie miałam talii w ręku, ale jeszcze potrafię odróżnić karetę od fulla, a strita od trójki. Jeśli ktoś w karty nie gra i grać nie zamierza, bawił się będzie gorzej. No, chyba że bardzo lubi książki o złych chłopcach, nocnych ulicach, złodziejach, płatnych mordercach i balecie. Tak, o balecie, on też tu odgrywa swoją rolę. Że nie pasuje?! Tu jest Hausenberg, tu wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, jeśli umiesz grać w karty. Ewentualnie: jeśli grać nie umiesz, a masz za dużo pieniędzy, Hausenberg z chęcią cię ugości. Nie gwarantuję tylko w jakim stanie wrócisz do domu. I czy w ogóle wrócisz…
Więcej ciekawych książek do recenzji tutaj:czytampierwszy.pl
W ciągu naszego krótkiego życia dzieję się tak, iż chcemy sięgnąć po jakąś powieść tylko i wyłącznie dlatego, iż spodobał nam się tytuł bądź okładka. Raz trafimy na powieść wręcz fantastyczną, lecz czasem niestety historia opowiedziana w lekturze nam się nie spodoba. Postanowiłam przeczytać "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział", ponieważ zaintrygował mnie tytuł. Nie wiedziałam czego do końca będę mogła się spodziewać w środku. Po opisie wywnioskowałam, że jest to coś dla mnie, a to dlatego, że lubuję się w kryminałach. Niestety tym razem byłam bardzo rozczarowana. Polscy autorzy nie mają za bardzo talentu pisarskiego albo to ja mam aż za duże wymagania. Na początku książka trochę mnie wciągnęła, były wątki jakie przypadły mi do gustu, lecz nie czułam wtedy żadnego napięcia, które powinno towarzyszyć powieścią tego gatunku literackiego. Czasem, podczas czytania, się nudziłam, a po skończeniu miałam wrażenie, iż historia została urwana w połowie. Nie jest to zła lektura, raczej przeciętna, ale na polskim rynku możemy znaleźć o wiele więcej lepszych.
Książka bardzo dobrze się czyta bohaterowie spójnie współgrają w tworzeniu ciekawego wątku autor rewelacyjnie oddał charakter i tło książki .Niesamowita przygoda pełna ryzyka a także chęci zdobycia władzy w półświadku gdzie licza się czyny.Serdecznie polecam
"Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" to debiutancka powieść Tomasza Marchewki. Tą właśnie książką zabiera nas w cykl tomów "Miasto Szulerów"
Autor zabiera nas do Hausenberga miasta, które nigdy nie śpi. Wszystko, co masz w planach do zrealizowania jest nocą. Po zmroku światła zapalają się w domach gier, gdzie każdy liczy na zdobycie fortuny przy kartach, kościach czy ruletce. Po ciuchu prowadzi się przemyt tego, co ma dostarczyć zwykłym ludziom odskocznie od stresującego życia.
"Uliczne przysłowie Hausenberga mówi, że prawdziwy mężczyzna musi w życiu zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, owo życie przegrać, czyli stracić wszystko, co posiada. Po drugie, odrodzić się dla nocy i odegrać z zyskiem, bo uczyni go to mocniejszym niż kiedykolwiek. Po trzecie, spłodzić syna - tak po prostu, bez dodatkowych warunków"
Głównym bohaterem jest Slava, podopieczny sławnego, będącego na "emeryturze" szulera zwanego Profesorem. Bohatera poznajemy w momencie, gdy gra on o nie małą sumkę z Simonem Divardem. Plan Slavy, zdobycia pieniędzy poprzez oszukańczą grę w karty wydaje się doskonały, bo młody szuler wygrywa. Jednak nie udaje mu się przewidzieć, że Divard przygotował z tej okazji zasadzkę. Po nie planowanej ucieczce chłopak trafia do szulerni, by podzielić z przyjacielem wygrane pieniądze.
Sytuacja, która miała miejsce po zakończonej grze z Divardem, to tylko początek kłopotów młodego bohatera.
"Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować."
Marchewka przedstawił głównego bohatera jako osobę, która często porywa się z motyką na słońce, bądź jak zostało to ujęte przez zaprzyjaźnioną tancerkę Slavy Chmielewski - kota, który usiłuje sprawdzić, ile mu jeszcze pozostało żyć. Oprócz porywczości bohatera cechuje go ogromna ambicja. Bardzo pragnie pokazać wszystkim, nawet za cenę życia, że dorównuje on swojemu mentorowi. Chce być podziwiany, zdobyć szacunek w mrocznym świecie ulic Hausenberga.
Akcja książki niemalże od pierwszych chwil wciąga czytelnika. Na każdym kroku dzieje się coś ciekawego, co jeszcze bardziej intryguje. Autor miesza czasem, ponieważ oprócz tego, co dzieje się "tu i teraz" dodał też sporej długości retrospekcje, które ukazują różne wydarzenia z życia bohatera. Jednak jest ich na tyle dużo, że można się trochę pogubić.
Powieść została podzielona przez Marchewkę na trzy części. W każdej mamy różny w skutkach obraz sytuacji zaistniałej po wygranej Slavy z Divardem oraz dowiadujemy się też co nieco o przeszłości niektórych bohaterów.
Jak na debiutancką powieść uważam, że książka jest znakomita. Marchewka w stu procentach trafia książką w mój gust . I z wielką przyjemnością i niecierpliwością będę oczekiwała drugiego tomu.
Czasem trafia się na książki, które ma się ochotę przeczytać z czystej sympatii - czy to ze względu na intrygujący tytuł, czy też przykuwającą wzrok okładkę, bądź nietuzinkowy klimat. Jestem przekonana, że każdy książkoholik chociaż raz w swojej karierze sięgnął po powieść z jednego z tych właśnie powodów, mając jedynie mgliste pojęcie, co też kryje w sobie fabuła. I niekiedy to jest strzał w dziesiątkę, znajdujemy historię, po którą z samego opisu nigdy byśmy nie sięgnęli. Ale broń palna ma to do siebie, że jest nieobliczalna - czasem zamiast do tarczy, pocisk może trafić w stopę.
Jakbym miała komuś streścić debiut Marchewki, wzruszyłabym ramionami i stwierdziła, że to po prostu powieść o szulerach. Szykują skok życia, coś nie wychodzi i nagle stają się celem numer jeden dla wrogów. Ktoś próbuje odzyskać swoją własność, leje się krew, sypią trupy, odbywają bankiety, toczy się gra przy zielonych stołach, słychać tasowanie kart. A, i dochodzi jeszcze wątek intrygującego prototypu, który szybko znika z ulic Hausenberga, pozostawiając po sobie niemałą legendę. I... to mniej więcej wszystko. W gruncie rzeczy nie wiem, o czym odkrywczym miała być ta książka. Nie wciągnęła mnie w żadnym momencie, ani razu nie poczułam jakiegokolwiek napięcia, a po zakończeniu lektury miałam wrażenie, że urwała się ona w połowie. Autor niejednokrotnie nawiązywał do różnych wydarzeń, pojawiały się retrospekcje z życia bohaterów, na rozwinięcie niektórych interesujących mnie wątków czekałam do końca - ale się nie doczekałam. Czy to zapowiedź kontynuacji? A może to wszystko zostało jednak wyjaśnione, tylko tego nie zauważyłam, bo bardziej byłam skupiona na tym, jak męczy mnie czytanie tej historii?
To nie tak, że ta powieść jest zła, zapewne znajdzie się masa ludzi, którzy zakochają się w niej od pierwszego wejrzenia. Jednak zdałam sobie sprawę, że ja wcale nie lubię gier karcianych, nie mam pojęcia, czy gry opisywane w książce są fikcyjne czy faktycznie takie istnieją, a opisy szulerstwa mnie po prostu... nudziły. Określenie "łotrzykowska powieść" mnie zaintrygowało; teraz wiem, że to zupełnie nie moja bajka. Choć książka jest króciutka, męczyłam ją przez to z tydzień, w gruncie rzeczy zmuszając się do czytania niż odczuwając jakąkolwiek przyjemność. Co chwilę ją odkładałam i ponownie sięgałam, nie mogąc się tak naprawdę skupić nad tekstem. Ktoś, kto pochłonął powieść na jedno, dwa posiedzenia, nie miał z tym pewnie żadnego problemu, ale ja walczyłam od samego początku i do końca tak naprawdę nie rozróżniałam, który bohater jest kim, mieszałam wątki, w wyniku czego spirala frustracji tylko się zacieśniała.
Nie wiem, czy wspominać o stylu, biorąc pod uwagę, że nieszczególnie zainteresowana fabułą, nie zwróciłam uwagi na ile lekko była ona przedstawiona - stąd też nie jestem szczególnie wiarygodnym źródłem. Jednak możecie się spodziewać niejednokrotnych powtórzeń znaczących powiedzonek. Sam tytuł powieści niejednokrotnie pojawi się na jej kartach, nie brakowało też rozdziału, w którym nie byłoby skwitowania w postaci "grało się". Do pewnego momentu było to ciekawe zagranie, bo nadawało takiego nonszalanckiego charakteru, później trochę zaczęło irytować, gdy pojawiało się znów i znów. Niemniej, nie ma co liczyć na podniosłość, narracja jak najbardziej odpowiada klimatowi powieści i to zdecydowanie jest na plus.
Chciałabym móc tę książkę polecić, zwłaszcza że jak najbardziej lubię wspierać polskich i do tego debiutujących pisarzy - ale w tym przypadku naprawdę nie mogę. Nie jest to powieść zła, jest... zwyczajnie przeciętna, szczególnie dla ludzi niezwiązanych z tematem. Choć pewnie ci, którzy siedzą w klimatach Wielkiego Szu, będą zachwyceni, bo autor, jak sam wspomina, ukrył w historii niejedno nawiązanie do tego typu filmów. Jednak osobiście mam nieodparte wrażenie, że w mojej głowie za miesiąc z fabuły nic nie zostanie.
Fabuła została podzielona na trzy rozdziały, a każdy z nich składa się z podrodziałów. Autor lawiruje pomiędzy czasem aktualnym, a przeszłym, dzięki czemu poznajemy różne oblicza miasta oraz bohaterów. Generalnie pomysł na konstrukcję fabuły jest całkiem niezły, ale...przeskakiwanie pomiędzy czasem teraźniejszym, a przeszłym nie zawsze autorowi dobrze wychodzi i czasami wprowadza lekki zamęt. Nad tym wypadałoby jeszcze odrobinę popracować. Autor powoli snuje swoją opowieść chociaż pełna jest ona nieoczekiwanych zwrotów akcji, to wszystko tutaj ma swoje miejsce i swój czas, a to co wydarzyło się w przeszłości rzutuje na czas obecny. Powieść z początku toporna, później przyspiesza, a to jak autor miejscami sprawnie operuje słowem zasługuje na pochwałę. Jest naprawdę nieźle. Hausenberg to miasto, które ożywa na kartach powieści. To tu toczy się akcja, to właśnie tutaj bohaterowie spotykają się na grę i to tu dla niektórych kończy się ich życie. To właśnie miasto jest tutaj głównym bohaterem. Nie Petr, nie Slava, nie nikt inny, tylko właśnie ono - ciche miejsce wydarzeń, ich tło. Autorowi nie udało się wykreować bohaterów w sposób zadowalający. Tak, są ciekawi. Tak, są jedyni w swoim rodzaju. Jednocześnie są bladzi. Brakuje tutaj jakiejś pełnej kreacji, wszystko jest cząstkowe. Nad tym też można odrobinę popracować. Nie myślcie jednak, że bohaterowie nie są charakterni, bo są i na pewno w kolejnych tomach, jeśli autor rozwinie ich kreacje pokażą jeszcze lepiej na co ich stać. Mnie osobiście nadal najbardziej intryguje postać Profesora, który trzęsie miastem, zawsze wygrywa, chociaż nawet nie gra, a tak naprawdę prawie nic o nim nie wiadomo. Bardzo do gustu przypadła mi szulerka. Na kartach znam się średnio, więc nie zamierzam oceniać autentyczności tych tekstów, ale przy stołach gry całkiem sporo się działo, podobnie przed grą i tuż po niej. Świetne wykorzystanie motywu, które przypadnie do gustu wielu czytelnikom. Całość: http://www.recenzjezpazurem.pl/2017/06/tomasz-marchewka-wszyscy-patrzyli-nikt.html
Hausenberg to miasto, które żyje własnymi regułami, a w nocy tętni pełnią życia. Zwyciężają w nim wyłącznie Ci silniejsi i bystrzejsi. Tu nie ma miejsca na strach. Albo zasiadasz do stołu i wchodzisz do gry albo na miejscu jesteś przegranym. Szulerstwo, krętactwo i cwaniactwo to niemal codzienność.
Głównym bohaterem jest Slava, który może i przez swoją głupotę nie obawia się niczego. Jest pewny siebie do granic możliwości. Jednak pewnego razu coś się nie powiodło, chłopaczynie nie poszło wszystko po jego myśli. Na szczęście z pomocą przybyli mu Nino i Petr. Jednak czy postawią oni wszystko na jedną kartę?
Lektura ta jest pełna akcji. Co chwile coś się dzieje, czasami nawet aż ciężko nam nadążyć. Jest to książka przepełniona hazardem, krętactwem i tematyką dla "prawdziwych mężczyzn". Mimo tego, że czytałam ją jako kobieta, to ta historia bardzo mnie wciągnęła i z miłą chęcią przeczytałabym jej drugą część.
Wyobraź sobie, że jesteś częścią wielkiej gry. Brzmi enigmatycznie? Okey. Dam Ci kilka szczegółów.
Reguły ustala życie. Mieszkasz w Hausenburgu, który istniej właściwie nie wiadomo gdzie i kiedy. Dlaczego tak? Bo chociaż za dnia mogłoby to być normalne miejsce, tak nocą świecą nad nim dwa książyce. Po za tym nie może być zbyt łatwo.
To miejsce mroczne, zazwyczaj oblane ciemnością, krwią i astralitowym światłem latarni. Astralit. Zapamiętaj to słowo - jeszcze Ci się przyda.
Twoi sąsiedzi to ludzie spod ciemnej gwiazdy - uważaj, bo w tym mieście może czekać Cię tylko śmierć. Tu rozgrywa się ciągła walka, zaryzykujesz?
Głównym bohaterem to Slava, młodziutki szuler, który, przynajmniej w swojej głowie jest niepokonany, ale czy rzeczywiście tak jest? Chłopak ma oddanego przyjaciela Petra - króla złodziei (który przynajmniej sam tak o sobie myśli). Jest także Nino - bezlitosny zabójca, który pozbędzie się każdego (dosłownie) kto stanie mu na drodze. Nie zapominajmy również o Profesorze - mentorze, nauczycielu i głosie rozsądku, który próbuje zapanować nad Slavą, a już na pewno nad miastem. Brzmi nieźle?
To książka, której motywem przewodnim jest ciągła walka. Walczy się tutaj o pozycję społeczną, o pieniądze, pewien prototyp, ale przede wszystkim o szacunek ludzi ulicy. To karty, silna ręka i przebiegłość decydują o tym, czy jesteś na górze, czy giniesz, jako pokonany.
Okey. Teraz wszystko zostaje w Twoich rękach. Zagrasz?
Genialny debiut. Niesamowicie wciągająca historia osadzona w Hausenbergu - w mieście, które nigdy nie śpi. W mieście nikt nie jest bezpieczny, a przestępstwa są "mile widziane". W mieście tym żyje Slava, młody chłopak, który jest pod opieką Profesora, szulera, który zawsze wszystkich pokonuje i wygrywa.
Powieść podzielona jest na trzy części, dzięki temu poznajemy przeszłość bohaterów.
"Wszyscy patrzyli nikt nie widział " Tomasza Marchewki to historia szulera, jego przyjaciół, a zarazem i wrogów. W tej książce nie można przewidzieć kto jest "swój", a kto nie. Wszystko zależy od szczęścia, wygranej i tego kto z kim przystaje, ale tylko w danym momencie. Najlepszy przyjaciel zdradza w najmniej odpowiednim momencie, kiedy wszystko zaczyna się na dobre układać. Czasami wojna "uliczna" bardziej odpowiada niż jej brak, pomimo tego, że ofiar jest dużo. U Marchewki, każdy na swój sposób może być szulerem, czy pochodzi z elit, czy w jakiś sposób się do nich przedziera. Wszystkim rządzi pieniądz, spryt i podstęp. Warto przeczytać chociażby po to, aby poczuć się na chwilę w tamtym miejscu i czasie.
Według planu. Z fartem. Jeśli chcesz przekazać komuś przesyłkę, i zrobić to anonimowo, jest tylko jedna osoba, do której możesz się zgłosić - Iva...
Przeczytane:2019-03-11,
"Wszyscy patrzyli nikt nie widział" Tomasz Marchewka w tej książce bardzo zaintrygował mnie tytuł i sam autor który wygląda ciekawie już dzięki temu pomyślałam że to będzie dobra książka a jaka jest na prawdę?
Slava - człowiek marzący o sławie oraz skoku który stanie się legendą niestety w Hausenberg jest wiele takich jak on, hazard jest zapisany w ich krwi, przekręty i matactwa. Na nowo sprzymierza się z Nino i Petr ale to mu w niczym nie pomaga, czeka go nieuniknione.
Już pierwszy akapit zdradza nam co będzie działo się w książce czyli że główny bohater poniesie porażkę ale i tak na końcu będzie tak zwany "Happy End", spoiler już na początku nie jest niczym dobrym bo po co czytać książkę której zna się zakończenie.
Brakuje mi w tej książce opisu postaci, wiemy o nich nie wiele przez co nie możemy sobie ich dokładnie wyobrazić, Slava to pewny siebie kłamca, Petr dobry złodziej a Nino podstępny człowiek ulicy każdy z nich chce błysnąć ale na razie nie wie jak. W książce brak jest kobiet jedyne to te kobiety do towarzystwa, piękne, seksowne i dobrze ubrane.
Podoba mi się to że akcja nie zwalnia, cały czas coś się dzieje, trzyma w napięciu, opisy są bogate ale nie aż tak żeby znudzić czytelnika. Autor nie tuszuje nie wygodnych słów opisuje wszystko tak jak w normalnym, prawdziwym życiu. Mnie nudziły momenty gier hazardowych, nie interesuje mnie to w ogóle więc czytałam te fragmenty z mniejszym zainteresowaniem.
Opinie o tej książce są różne, mi się spodobała jest mroczna, tajemnicza ale nie fantastyczna tutaj duży plus, jest co prawda trudna do zrozumienia ale wystarczy bardziej się skupić i na pewno czytanie przyniesie nam dużą satysfakcje.