Niezwykła powieść autorki światowych bestsellerów Santy Montefiore, rozgrywająca się w targanych wojną Włochami i na ulicach Nowego Jorku.
Nowy Jork, 1979
Serce Eveliny wypełnione jest wdzięcznością za to, co ma, choć żałuje też spraw, których nie doprowadziła do końca. Mieszka w Ameryce od ponad trzydziestu lat, lecz w głębi duszy wciąż czuje się Włoszką.
Północne Włochy, 1934
Evelina wiedzie spokojne życie w wiosce, która czasy świetności ma za sobą. Gdy jej starsza siostra Benedetta poślubia bankiera, przysięga sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż z poczucia obowiązku. Chce kąpać się w słońcu, pięknie i miłości, nie przejmując się ciężkimi chmurami, gromadzącymi się na horyzoncie historii. Lecz cień wojny spowija Europę i życiu cenionych przez nią osób grozi niebezpieczeństwo. Na światło dzienne wychodzą mroczne sekrety i ukrywane żale.
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2023-06-14
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: An Italian Girl in Brooklyn
„Włoszka z Brooklynu” oczarowała mnie już okładką, która przedstawia kobietę spoglądającą na
monumentalny Most Brookliński (ang. Brooklyn Bridge). Doskonałe odzwierciedlenie treści powieści. Most Brookliński łączy Brooklyn z Manhattanem podobnie jak Evelina łączy swoje dwa światy – północne Włochy, w których się wychowała z Nowym Yorkiem, do którego wyemigrowała. Historię „Włoszki z Brooklynu” chłonęłam całą sobą, to było nie tylko czytanie, ale przeżywanie, doświadczanie życia razem z Eveliną. Życia z jego pięknymi stronami usłanymi płatkami róż, które delikatnie otulały mnie swoim zapachem ale i dogłębnie smutnymi wydarzeniami, które raniły do krwi jak ich kolce.
Na okładce powieści Kristin Harmel w poleceniu książki podaje: „poruszająca opowieść o utraconej
i odzyskanej prawdziwej miłości”. Spodziewajcie się tego i o wiele więcej. Przepiękna. Nasycona
przeżyciami. Taka miłość, takie szczęście rzadko się zdarza. Zrozumienie bez słów. Bezwzględny chichot losu wszystko rujnuje. Przychodzi jak wojna. Niespodziewanie i niszczy wszystko. Zostają zgliszcza. Pytanie co robić: budować na nich, czy wyjechać, uciec? Evelina emigruje do Nowego Yorku. Wielkie Jabłko ma być dla niej szansą na ułożenie sobie życia po największej w życiu stracie. Czy nowe miejsce będzie dla niej oceanem szansy czy oceanem porażki? Na tle wydarzeń II-giej Wojny Światowej, antysemityzmu, opowieści o działaniach Hitlera i Mussoliniego historia Eveliny i jej rodziny, Włochów z pochodzenia i Ezry i jego rodziny, z pochodzenia Żydów, nabiera niezwykłego stanu rzeczy i ma siłę rażenia emocjami. Zakończenie było dla mnie dysonansem poznawczym a jednocześnie zrozumiałam cały kontekst. Przekonajcie się sami i przygotujcie chusteczki, łzy wzruszenia i niezgody na straty Was nie ominą...
„Włoszka z Brooklynu” to powieść, w której kontekst jest najważniejszy. Nitki czasowe i fabularne (Nowy Jork, rok 1979 i Północne Włochy, rok 1934) wzajemnie się przeplatają dając czytelnikowi pełen obraz motywacji do podejmowania bardzo trudnych decyzji. Fenomenalna historia o życiu, jego nieprzewidywalności, chichocie losu, wdzięczności za nie, która „nigdy nie przychodziła z pustymi rękami, zawsze pojawiała się w towarzystwie swojej przyjaciółki straty”. Miłość i strata nierozerwalnie się ze sobą łączą: „jeśli śmierć (...) nauczyła mnie czegokolwiek, to tego, że miłość boli. Boli tak bardzo, że głowa każe ci nie kochać, by się chronić przed cierpieniem, serce jednak tęskni za miłością i zrobi dla niej wszystko. Jest chętne cierpieć nawet za odrobinę miłości”. Sens życia: „(...) W życiu chodzi o naukę, prawda? (...) Po co tu jesteśmy, jeśli nie po to, by się rozwijać? (…) Cierpienie prowadzi nas głębiej, rozwija w nas współczucie i zrozumienie dla cierpienia innych. Stajemy się lepsi”. Rodzina, która jest najważniejsza. Ludzie, którzy w nowym otoczeniu będą życzliwi i serdeczni, staną się rodziną zastępczą na emigracji i odzyskamy poczucie przynależności. Relacje między ludźmi, które trzeba pielęgnować i podlewać każdego dnia, nie tylko od święta. Szacunku do drugiego człowieka i poszanowania godności: „ta kwestia rasy jest śmieszna, podobnie jak kwestia religii. Żydzi, katolicy, protestanci, hindusi, buddyści, wszyscy są ludźmi, powinni się po prostu dogadać i akceptować nawzajem. W końcu każdy z nas jest inny”.
„Włoszka z Brooklynu” to hołd pamięci wszystkich ludzi, których kochaliśmy a już ich z nami nie
ma. Hołd miłości, bez której nie ma życia. Hołd życia, które jest bezcenne.
Przeżyjcie tę książkę! Serdecznie polecam. Prawdziwa wirtuozeria Autorki Santy Montefiore słowem, kontekstem i emocjami.
Wydawnictwu „Świat książki” dziękuję za egzemplarz do recenzji (#reklama).
Będąc w wieku nastoletnim i stojąc u progu dorosłości każdy ma swoje określone oczekiwania i pragnienia. Priorytetem na pewno jest bycie szczęśliwym, najlepiej u boku kogoś, kto nas doceni i będzie kochał do końca swych dni. Podobnie było u bohaterki książki „Włoszka z Brooklynu”, która także miała własne postanowienia i marzenia, jednak nie była przygotowana na to, co przyniosło jej dorosłe życie.
Gdy zaczynamy poznawać tę historię, jest rok 1979. Autorka zabiera nas do Greenwich, w którym znajduje się dom sześćdziesięciodwuletniej Eveliny, która właśnie nakrywa do stołu. Jest ważny dzień dla Ameryki – Święto Dziękczynienia, więc do domu państwa van der Velden zjeżdża się rodzina. Evelina mieszka w Ameryce odkąd skończyła 28 lat, ale wciąż pobrzmiewa w jej duszy włoska melodia. Mając piękny dom i wspaniałą rodzinę, czuje się szczęśliwa i spełniona, ale nie zawsze tak było.
Mąż Eveliny – Franklin, siedemdziesięciosześcioletni elegancki mężczyzna, towarzyszy jej w życiu od 32 lat. To wspaniały człowiek, o czym przekonujemy się w trakcie poznawania ich historii. Pojawił się w momencie trudnym dla Eveliny, ale nigdy nie żałował swojej decyzji. Razem wychowali trójkę wspaniałych dzieci: synów: Aldiego i Dana, oraz córkę Avę-Marię. Oni też pojawiają się w rodzinnym domu, a wkrótce po nich przybywa dostojna starsza dama, 93-letnia ciotka Madolina Forte razem z przyjacielem rodziny zwanym wujkiem Topino, mającym 65 lat. Mamy, więc przed sobą niemal idylliczny obrazek szczęśliwej rodziny i nikt nie przypuszcza, by mogłoby być inaczej. Każdy z nich ma swoją historię, przejścia lepsze lub gorsze, ale wiedzą, że łączy ich silna więź, dzięki temu, co przeżyli.
A wszystko zaczęło się we Włoszech, w 1934 roku, gdy Evelina miała 17 lat. Jej siostra Benedetta została właśnie wydana za Francesco Rossiego, ale nie z miłości, tylko z rozsądku, gdyż rodzice brali głównie pod uwagę majętność przyszłego męża córki. Wówczas Evelina obiecała sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż, ale wszystko się zmieniło, gdy poznała miłość swego życia, czyli Ezrę Zanotiiego. Razem chcą ze sobą spędzać jak najwięcej czasu, korzystać z życia, słonecznych dni, ale niestety, wszelkie ich plany i nadzieję na wspólne życie zdmuchnęło widmo wojny, a wraz z nim runął cały dotychczasowy świat.
Fabuła toczy się w dwóch przestrzeniach czasowych, gdyż przeszłość i obecne życie bohaterów zaczynamy poznawać w 1979 roku, a kończymy na 1982 roku. Wydarzenia z ich życia poznajemy stopniowo w czterech częściach, które zawsze zaczynają się w czasie Święta Dziękczynienia, ale za każdym razem o rok później. Po rodzinnej scence przenosimy się w czasie, by poznać kolejne zdarzenia z przeszłości, które doprowadziły poznane na początku osoby, do tego miejsca. Jednocześnie wyłaniają się sekrety, które są skrywane niemal do końca i o niektórych faktach dowiadujemy się dopiero w ostatnich rozdziałach.
„Szczęście to dar, za który należy być wdzięcznym”.
Pani Santa Montefiore ma na swoim koncie 25 bestsellerowych powieści, ale ja dopiero teraz miałam okazję poznać jej twórczość. Historią napisaną w książce pt. ”Włoszka z Brooklynu” bardzo mnie ujęła i przekonała do siebie. Nie jest to wprawdzie literatura z dynamiczną akcją, ale mimo to czyta się ją z rosnącym zainteresowaniem. Im dalej, tym bardziej dostrzegałam kunszt pisarski i finezję, pomysłowość i umiejętność prowadzenia uwagi czytelnika. Napisała pobudzającą wyobraźnię, przejmującą, pełną emocjonalnych wydarzeń i przeżyć powieść, w której poznajemy losy kilkoro osób z najbliższego otoczenia głównej bohaterki. Z początku można mieć wrażenie natłoku imion, nazwisk i powiązań, ale dosyć szybko przyzwyczaiłam się do tego i bez problemów odnajdywałam się wśród występujących postaci. Polubiłam wielu z nich, gdyż każda z osób jest wyjątkowa, ma określony sposób bycia, swoje zasady i mądrości.
„Mądrości nie można nikogo nauczyć. Zdobywa się ją tylko przez doświadczenie.”
Najbardziej przejmująca i dramatyczna była część pierwsza, gdyż opowiada ona o czasie, gdy we Włoszech coraz bardziej dochodzą do głosu ruchy faszystowskie, a to ma wpływ na losy zwykłych ludzi. Nie wszyscy wierzą w wybuch wojny, nie widząc zagrożenia w tym, co dzieje się w Niemczech, czy w Polsce, naiwnie myśląc, że to nie jest możliwe, by takie rzeczy miały miejsce u nich, w ich mieście czy wiosce. Wkrótce jednak przekonują się, że wojenne macki coraz bardziej zagarniają kolejne obszary, niszcząc stary świat.
„Włoszka z Brooklynu” to jednotomowa saga, przy której można się wzruszyć, zasmucić, rozczulić, nawet popłakać i być zaskoczonym, chociaż niektóre sytuacje były do przewidzenia. Autorka w piękny i obrazowy sposób opowiada o poplątanych ludzkich ścieżkach, o relacjach rodzinnych, łączących ich więzach, nastoletniej miłości, pierwszych pocałunkach, ale też daje poczuć wojenny koszmar, wiejący grozą. Przede wszystkim to historia o miłości, która trzyma przy życiu, dodaje skrzydeł i trwa, pomimo wichrów niesionych przez dzieje historii.
Książkę otrzymałam w Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
"Włoszka z Brooklynu" to moje trzecie spotkanie z twórczością Santy Montefiore, jednak tym razem z przykrością muszę stwierdzić, iż po raz pierwszy zmuszałam się, by doczytać jej książkę do końca, i to tylko dlatego, że historia głównej bohaterki - Eveliny oparta jest na przeżyciach matki znajomego autorki - Jonasa Prince'a - Polki, byłej więźniarki Auschwitz. Aby przerobić ją na własną opowieść, Montefiore uczyniła z niej Włoszkę, która zakochuje się w młodym włoskim Żydzie. Kobietę postanawiającą po wojnie wyemigrować do Nowego Jorku, by tam zacząć życie od nowa, próbując zapomnieć o bolesnych wspomnieniach, m.in. zmarłym bracie oraz utraconej miłości swojego życia. Sam okres II wojny światowej oraz opis tego, co spotykało w tym mrocznym czasie Włochów i włoskich Żydów został nakreślony jedynie kilkunastoma zdaniami, natomiast opowieść o przeżyciach z pobytu w Auschwitz, w ogóle została nieopowiedziana, a szkoda, bo z powieści, która mogłaby czytelnika zachęcić do poszerzenia wiedzy na ten temat, stała się po prostu romansem, który, gdyby nie wzmianka o inspiracji autorki, wydawałby się bardzo mało realny. Niedawno przeczytałam powieść "Wieczna" Lisy Scottoline, w której zdecydowanie obficiej i ciekawiej zostało przedstawione życie w kraju rządzonym przez Il Duce, a później przez nazistów. Ciężko mi się czytało tę powieść, ponieważ jej bohaterowie są zbyt płytcy, nijacy, mało wiarygodni w swoich postawach, jak Franklin - mąż Eveliny. Nie znam faceta, który ot tak przyjąłby do wiadomości i pogodził się z informacją o romansie żony z jej wielką miłością, do tego uczyniłby kochanka nie tylko swoim najlepszym przyjacielem, ale i przyjacielem rodziny! Można tu było stworzyć bohaterów z całym spektrum emocji ludzi, którzy znaleźli się w nowych miejscach po wojnie, budujących nową tożsamość, zapuszczających na nowo korzenie, pozwalających wczuć się w ich sytuację, a w moim odczuciu i na tym polu nie jest najlepiej. Zabrakło mi również tego czegoś, co tworzy więź między bohaterami a czytelnikiem. Nie poczułam też ani uroku moich ukochanych Włoch, ani Brooklynu, który według tytułu powinien grać w całej opowieści istotną rolę, choć w poprzednich powieściach autorki wyobrażenie oraz przeniesienie się do opisywanych przez nią miejsc przychodziło mi z dużą łatwością. Zaskakująca jest jedynie Evelina, wykazująca się podwójną moralnością. Z jednej strony tłumaczy kuzynce, że nie może usunąć ciąży, bo to dziecko, żywa istota, z drugiej, po latach nie myśląc o własnych dzieciach i mężu, nie myśląc o konsekwencjach czy uczuciach bliskich, bez zastanowienia wskakuje innemu facetowi do łóżka. Przykro mi, ale nawet uczucie Eveliny i Ezry nie wydało mi się aż tak głębokie, namiętne, gwałtowne i niemożliwe do opanowania, by było silniejsze od śmierci i ważniejsze od rodziny. Poza tym nie ona jedna w rodzinie Pierangelini stosuje w życiu podwójne standardy, więc tym bardziej nie przemawiają do mnie sugestie zawarte w fabule przez Santę dotyczące ratowania małżeństwa w kryzysie za wszelką cenę, nawet wtedy, kiedy mąż jest damskim bokserem!
"Włoszka z Brooklynu" to opowieść o niespełnionej miłości, która ...?... się realizacji. Powieść, po której spodziewałam się znacznie więcej, niż otrzymałam. Czytając pojawiające się w sieci opinie pewnie będę jedną z nielicznych osób, którą Montefiore tym razem nie zafascynowała, nie porwała swą opowieścią. Jak dla mnie nie jest jest to książka zła, po prostu zdaje się być niedopracowana. Nie sposób jednak odmówić jej tego, że zawiera uniwersalną prawdę o życiu, mówiącą o tym, iż los czasem odwiesza nasze plany i marzenia na kołek, pisząc dość pokrętne i nierzeczywiste scenariusze, których nasza wyobraźnia nie byłaby w stanie wymyślić, pozwalając w końcu je spełnić. Myślę że książka spodoba się niewymagającym czytelnikom, szukającym ckliwych romansów z historią w tle.
Niezwykła powieść uwielbianej na świecie autorki bestsellerów. Porusza temat bólu, bezwarunkowej miłości i walki o samą siebie. Celeste wciąż opłakuje...
Nowa, niezwykła powieść autorki bestsellerów Santy Montefiore. Flappy Scott-Booth to samozwańcza królowa matka Badley Compton, malowniczej mieściny w...
Przeczytane:2023-12-19, Ocena: 5, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2023, 52 książki 2023, 26 książek 2023, 12 książek 2023, Posiadam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023,
"Włoszka z Brooklynu” Santa Montefiore to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i już bardzo udane. Osobiście bardzo lubię sięgać po literaturę wojenną, czy obozową, choć z reguły nie są łatwe tematy, to jestem przekonana, że jednak warto czytać książki, które nieco mogą przybliżyć nam, to co działo się na świecie. Przyznaję, że ilość książek z tymi trudnymi tematami, po które sięgam ostatnimi czasy nieco zmalała, a miało to głównie związek z wojną na Ukrainie. W czasach, gdy takie rzeczy dzieją się tuż obok nas, znacznie trudniej jest mi czytać książki z wojną w tle, gdyż każdą krzywdę, okrucieństwo i nieszczęście przeżywam ze zdwojoną siłą. Niemniej jednak nadal, mimo poruszenia, nie potrafię zrezygnować z tego typu literatury, ale teraz podczas czytania wylewam jeszcze więcej łez.
Evelina to kobieta, której historię poznajemy w dwóch przestrzeniach czasowych. Aktualne wydarzenia, które mają miejsce w Nowym Jorku oraz przeszłość, która działa się we Włoszech. Z aktualnych wydarzeń w jej życiu wiemy, że jest szczęśliwą żoną Franklina. Niemniej jednak z opowieści z dawnego, włoskiego życia dowiadujemy się, że w młodzieńczych latach pokochała Ezrę, żydowskiego młodzieńca. Po aranżowanym małżeństwie siostry, która później wiele cierpiała w nieszczęśliwym związku, Evelina obiecała sobie, nie wychodzić za mąż z rozsądku, a wyłącznie z miłości.
Historia już od początku nas porywa, wywołuje emocje i porusza. Niemniej jednak cała historia skupia się głównie na wątku romantycznym, co zdecydowanie na dalszy plan odsuwa same wydarzenia wojenne. Przeplatające się wydarzenia włoskie i amerykańskie w znacznym stopniu się uzupełniają i jako całość dają wspaniałą historię, którą naprawdę warto poznać.
Autorka pisze w bardzo przyjemny sposób, co sprawia, że czytanie książki staje się wielką przyjemnością. Nie miałam ochoty rozstawać się z bohaterami książki, których polubiłam już od momentu ich poznania. Evelina to ciepła kobieta, która jest niezwykle krucha, a w życiu doświadczyła wiele.
Wielkim atutem książki są wspaniałe opisy miejsc, które powodują, że wraz z bohaterami możemy przenieść się w różne zakątki świata, odbywając wirtualną podróż. Ja, czytając byłam zachwycona, szczególnie że tych rejonów świata nie było mi dane jeszcze odwiedzić, lecz po przeczytaniu książki mam nadzieję, że uda się to kiedyś w życiu zmienić.
Wspaniała historia, która wielokrotnie podczas czytania wywołała na mojej twarzy, ale i łzy wzruszenia. Książkę mimo czterystu stron czyta się błyskawicznie, a myślę, że przypadnie do gustu każdemu, kto lubi czytać miłosne historie oraz tym, którzy podobnie do mnie lubię sięgać po historie z wojną w tle. Ja z całego serca polecam.
Książka odebrana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl