Franz Hohler jest urodzonym w 1943 roku szwajcarskim pisarzem, satyrykiem, artystą kabaretowym, autorem wierszy, piosenek, scenariuszy, słuchowisk, powiastek, powieści i przypowieści. Jak pisze w posłowiu Małgorzata Łukasiewicz: "Hohler lubi małe formy prozatorskie, jego opowiastki rzadko przekraczają parę stron. Najkrótsza – tytułowa – ogranicza się do jednego zdania złożonego z dziewięciu słów. Ze zwięzłością idzie w parze prostota komunikatu. Narracja zaczepia się o byle co, o pierwszy lepszy przedmiot z powszedniego otoczenia, i raz-dwa składa się w łatwą do ogarnięcia opowieść". Błyskotliwe fabulacje Hohlera dyskretnie lawirują między codziennością a fantazją; "jego specjalnością wydaje się cienki dowcip spod znaku purnonsensu. Można by powiedzieć – przejęty wprost z rąk Edwarda Leara [...] Pośród swoich mistrzów wymienia też Daniiła Charmsa. Warto wreszcie pamiętać o przewrotnych i wywrotowych ziarenkach posianych w Szwajcarii przez dadaizm i surrealizm".
Wydawnictwo: PIW
Data wydania: 2023-02-09
Kategoria: Opowiadania
ISBN:
Liczba stron: 112
Tytuł oryginału: Der Granitblock im Kino und andere Geschichten
Język oryginału: niemiecki
Tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Przeczytane:2023-10-31, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2023, Egzemplarz recenzencki, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, czytam regularnie, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, Wypożyczona,
Lubicie absurdalny, surrealistyczny humor? Dla mnie ma on raczej charakter demaskujący niż rozśmieszający, niemniej cieszę się, gdy twórcy umiejętnie z niego korzystają - odnoszę wrażenie, że może skłaniać do namysłu, odginać trochę pozłotko, które pokrywa rzeczywistość, ukazując jej prawdziwe, ukryte zazwyczaj, oblicze. I niektóre teksty znajdujące się w zbiorze Wielki karzeł i inne opowieści w jakiejś części mają ten ładunek absurdu wyzwalającego od codzienności.
Franza Hohlera nie znałem przed pojawieniem się tej książki - działalność szwajcarskiego satyryka i autora tekstów wszelakich była mi całkowicie obca, toteż ufam tłumaczce, Małgorzacie Łukasiewicz, gdy wskazuje, że małe formy stanowiły ważną część twórczości Hohlera. Wiele z tych historyjek przypomina trochę przypowieści, w których morał nie jest oczywisty, wyrzucony z niemal dziecięcą pewnością siebie, nieznoszącą sprzeciwu ani logiki. Nie każda z tych śmiesznostek wydała mi się odkrywcza, czasami nawet nie zabawna, ale i nie zawsze chyba o to chodzi. Jak pisze w posłowiu autorka przekładu: “Hohler nie gardzi grubymi efektami, jednak jego specjalnością wydaje się cienki dowcip spod znaku purnonsensu”.
Najbardziej podobały mi się te opowieści, które podszyte zostały swoistym tragizmem, w których bohaterowie próbują sprzeciwić się określonemu porządkowi lub chcą coś zmienić w swoim życiu i walczą z normami, siłują się ze światem i nierzadko ponoszą porażkę. A choć są to problemy na pierwszy rzut oka błahe lub irracjonalne, jak policzenie nóg przez gąsienice, emigracja szkockiej mgły na Saharę czy odwiedziny miasta przez wiejskie ustronie, to w rzeczywistości odnoszą się do istoty życia - potrzeby buntu, zmiany, kształtowania bytu przez wolę. Dla mnie powiastki Hohlera pozostaną jednak prawdopodobnie tylko ciekawostką, ale nie wątpię, że dzięki niezwykłości tych mikroskopijnych próz, zostaną w pamięci na dłużej.