Malarsko zilustrowany autentyczny dziecięcy ,,dziennik" z wakacji przerwanych wojną
Ośmioletni Michał dostał na wakacje zadanie: codziennie zapisywać jedno zdanie w zeszycie. Tak zaczął powstawać wyjątkowy dziecięcy dziennik. Przez dwa miesiące - od połowy lipca do połowy września - każdego dnia chłopiec odnotowywał w najprostszy sposób jedno codzienne zdarzenie. Są tu spacery i rodzinne spotkania, zabawy i obserwacje przyrody.
Te wakacje nie były jednak zwyczajne. Był to bowiem rok 1939. Pierwszego września rozpoczęła się wojna...
Osiemdziesiąt lat później ten niezwykły dokument - autentyczny dziecięcy ,,dziennik" z wakacji przerwanych wojną - dopełniony efektownymi, malarskimi ilustracjami stał się jedyną w swoim rodzaju książką.
Wydawnictwo: Dwie siostry
Data wydania: 2019-07-24
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 120
Przeczytane:2019-11-17,
Bohaterem książki, a w zasadzie dziennika "Widziałem..." jest ośmioletni chłopiec z pierwszej klasy. Są wakacje i aby poćwiczyć piękne pismo dostał on za zadanie zapisywanie codziennie jednego zdania w swoim zeszycie. Zdania, które mogło dotyczyć wszystkiego, co chłopiec robił, bądź gdzie przebywał - cokolwiek. Ćwiczenie, jak ćwiczenie - proste, nie wymagające dużego nakładu czasu, mało skomplikowane. Owszem i z całą pewnością - ale nie jeśli powstaje w 1939 roku...
Pisanie bohater i jednocześnie młody wówczas autor rozpoczął od 15 lipca, a zakończył około 14 września.
Owe pamiętne wakacje autor spędzał z bratem w różnych miejscach. Był w Aninie - pensjonacie oraz na Żoliborzu u dziadków.
Czas wakacyjny, sądząc po zapiskach, był taki na miarę wakacji małego chłopca - raczej beztroski, spędzony na zabawie i spacerach. Zachwycał się pięknem przyrody, spędzał radośnie czas z bliskimi. To właśnie na wakacjach 28 lipca obserwował tytułowego dzięcioła.
Każda strona jest "po brzegi" wypełniona kolorowymi ilustracjami, które są adekwatne do każdego kolejno napisanego przez chłopca zdania. Dodatkowo, biorąc pod uwagę oprawę i szatę graficzną książki, zauważamy, że przypomina ona niewątpliwie dawny zeszyt. Powinno się nawet powiedzieć ówczesny kajet do zapisków.
Więcej informacji na temat samego autora i jego życia zamieszczonych jest na końcu dziennika - do czego odsyłam.
Tak, jak wspomniałam na samym początku całą treść stanowią zdania - krótsze, bądź dłuższe. Nie trudno więc się zorientować, że książkę czyta się bardzo, bardzo szybko. Taka jest prawda. Prawdą jest także to, że po przeczytaniu czytelnik nie zapomni o treści długo, długo...
Trudno jest bowiem sobie wyobrazić, co musiało rozgrywać się w głowie, umyśle, sercu i emocjach małego chłopca, kiedy to swoje zdania notował po 1 września. W moim odczuciu jest to niewyobrażalne!
To, co dla Michała miało być ćwiczeniem kaligrafii, stało się dokumentem historycznym.