Wiatr od jezior

Ocena: 4.25 (8 głosów)
Rok 1922. Większość mieszkańców Zełwąg w pobliżu Mikołajek, tworzących niezwykle zżytą społeczność, staje się mormonami.

Rok 1998. W podmrągowskich lasach ktoś podpala na kamieniach ofiarnych zabite zwierzęta. Anna Sołowiecka, dziennikarka „Głosu Mrągowa” chce dociec, kim jest sprawca i dlaczego to robi. Jednocześnie próbuje rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci swojej przyjaciółki, mimo iż policja przyjęła wersję samobójstwa. Ma przeczucie, że obie sprawy coś łączy.

W mieście pojawia się czarnoskóry Bernard Mulunda Mayingo Bajohr. Spotkanie z nim prowadzi do odtworzenia przedwojennej historii Zełwąg. Fakty zaczynają się ze sobą splatać. Niespodziewanie jednak dziennikarska dociekliwość staje się śmiertelnie niebezpieczna.

Informacje dodatkowe o Wiatr od jezior:

Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-7779-410-4
Liczba stron: 320

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Wiatr od jezior

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Wiatr od jezior - opinie o książce

Katarzyna Enerlich

 

Wiatr od jezior

 

 

Katarzyna Enerlich po raz kolejny zaprasza nas na pogranicze, gdzie nic nie jest oczywiste. Akcja jej kolejnej powieści toczy się gdzieś na Mazurach, w małej wsi Zełwągi, która nie jest ani sielska, ani malownicza. Wszystko tu ciemne, zimne i nieprzyjazne. Ludzie wierzą i w Boga, i w dobre pradawne bóstwa, nie zapominając też o tych złych, groźnych, które trzeba przebłagać, aby nie zsyłały pomoru na bydło i białego szkwału na jeziora, gdy rybacy są na połowie.

To wrogie, a przez tę wrogość zamknięte, miejsce staje się areną dziwnych wydarzeń, które pozornie rozpoczyna tajemnicza śmierć Marty, młodej kobiety, o której niewiele z początku wiemy. Marta to przyjaciółka, prawie siostra Anny, dziennikarki z Mrągowa. Anna doskonale wpasowuje się w namalowany przez Enerlich krajobraz. Ma za sobą nieudany związek, dodatkowo zajmuje się schorowanym ojcem, który od córki woli swoją nową przyjaciółkę, partnerkę życia. Jest samotna, zaskoczona swoją dziwną samotnością, która nie pozwala jej nawet na to, aby przygarnąć kota.

Kiedy Anna porządkuje rzeczy po Marcie, nagle odkrywa, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Rozpoczyna prywatne śledztwo.

Wydaje się, że okolice Mikołajek, Mrągowa i powieściowych, choć rzeczywistych Zełwąg, to idealne miejsce na tajemniczy thriller, powieść kryminalną z mocno zarysowanym tłem obyczajowym. Historia tych ziem sprzyja niedomówieniom. Wielu ludzi rości sobie prawa do stojących tam domów, a związek z ziemią może się wydawać mocniejszy niż narodowość. Przemieszane nacje, narzucony luteranizm, utracona tradycja, nie sprzyjały tworzeniu wspólnoty.

„Wiatr od jezior” przywołuje wątek mormońskich osadników, którzy pojawili się w Zełwągach w 1922 roku. Z ich osiedleniem się we wsi łączy się zło, które stało się tematem przewodnim historii. I tu pojawia się wątpliwość, nad którą trudno czytelnikowi zapanować. Jak rozumiem, intencją autorki nie było wskazanie winnych, bowiem w niewielkiej społeczności są bohaterowie pozytywni i negatywni. Zło czai się w człowieku, nie w wyznaniu. Jednak inspiracją czynionego bohaterom zła jest element kultu, a brak jednoznacznej interwencji ze strony współwyznawców może niepokoić.

Dodatkowo zabrakło w tym tekście wyraźnych wskazań, odwołań do specyficznego sposobu życia mormonów, a raczej ukazane to zostało raczej pobieżnie, choć takie prawo autora. Sądzę, że szerzej odmalowane tło, codzienne życie mieszkańców Selbongen (przedwojenne Zełwągi) dodałoby historii wdzięku. Pozostała ponura rzeczywistość.

Z drugiej strony, bardzo szczegółowo opisano każdy krok Anny. Rozumiem, że zadaniem dziennikarki jest odnalezienie prawdy, ale przypuszczam, że opisy ciekawego, bo nieco odmiennego do naszego, życia mormonów mogłoby czytelnika znacznie bardziej zainteresować, niż kolejny detektywistyczny krok Anny.

Przywołanie mormonów nie jest jedynie tłem, bowiem w takiej sytuacji Enerlich mogłaby odwołać się do czegokolwiek, stawiając na siermiężny PRL, trudne czasy po przełomie, albo dalej, historie sprzed II wojny światowej. Splatając losy Marty z mormońską grupą uczyniła to celowo, chcąc zaciekawić czytelnika. Zaciekawiony, pozostał sam, nie otrzymał bowiem wystarczająco dużo informacji o historii Zełwąg.

Za tym podążają kolejne pytania, o sposób funkcjonowania tajemniczego parasola, o opiekę medyczną w Zełwągach, o milczenie ludzi, którzy wszak wiele widzą. Wszystkie te pytania łączą się z ważnymi wątkami „Wiatru od jezior” i pozostają bez odpowiedzi. Szkoda.

Czekam na kolejną historię rodem z Mikołajek i okolic.

Link do opinii
Avatar użytkownika - martucha180
martucha180
Przeczytane:2017-06-15, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki w 2017 r.,
Wiatr od jezior zawsze niósł coś nowego, co zmieniało bieg dotychczasowych spraw. (s. 7) Tytuł postu celowo nawiązuje do znanej piosenki Czerwonych Gitar - ,,Wróćmy na jeziora". Kto był na mazurskich jeziorach, to właśnie na nie powróci, kto nie był, to ma okazję się tam wybrać, a dokładnie na jeziora powiatu mrągowskiego: Czos, Piłakno, Inulec, Płociczne, Głębokie. Przewodnikiem będzie najnowsza powieść Katarzyny Enerlich ,,Wiatr od jezior". To ona, oczywiście wraz z autorką, zabierze czytelnika do Mrągowa i okolic, by ukazać przeszłość tych ziem. Selbongen zaczęło się więc wtedy, kiedy bóg wód Perkun objawił się tu ludziom wraz z pierwszym białym szkwałem i pierwszą burzą. (s. 11) Współczesne Zełwągi koło Mikołajek dawniej nazywały się Selbongen. Była to wieś-wyspa położona między trzema jeziorami i puszczą. Nic dziwnego, że było to bardzo dobre schronienia dla wodnych i puszczańskich bogów, szczególnie dla boga wody - Peruna. Ale do czasu. W 1922 roku wiatr od jezior przyniósł nowe - do wsi przybyli z odległej Ameryki Frank i Max Schmidt z Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich z ,,Księgą Mormona" w ręku. Głosili oni dobrą nowinę, ewangelię. Po kilku dniach większość mieszkańców wioski przyjęła chrzest, a niebawem odbył się pierwszy mormoński ślub Bruna i Agaty Bajohr. Mijały lata, a mormońska społeczność Selbongen nadal żyła w odosobnieniu odcięta od świata przez swe położenie, dopóki po raz kolejny nie zawiał wiatr od jezior... Zimowe wieczory to czas, kiedy Mrągowo pustoszeje i człowiek ma wrażenie, że znalazł się nagle na końcu świata. Mazurskie rubieże mają to do siebie, że milkną po sezonie, jakby ktoś zamknął za ludźmi niewidzialną bramę. (s. 45) Druga płaszczyzna czasowa w powieści to grudzień 1998 roku. Zima w Mrągowie i na Mazurach daje się wszystkim we znaki, nie odpuszcza - duży mróz i opady śniegu to standard, przecież to polska Syberia. Anna Sołowiecka z lokalnego tygodnika ,,Głos Mrągowa" ma pełen ręce roboty, kilka rozpoczętych tematów, wiele pomysłów na nowe, by gazeta była ciekawa i czytana. Zawód dziennikarki, który sobie wybrała, bardzo do niej pasował, ale jednocześnie niszczył ją. Nie pozwalał się skupić dłużej na niczym, bo wciąż był nowy temat, z którym musiała się zmierzyć. Codziennie coś się działo i nie było możliwości popracowania na zapas, a potem odpoczynku. (s. 52) Pewnego dnia dziennikarka otrzymała smutną wiadomość od dyrektorki Domu Dziecka o jednej z byłych jej podopiecznych. Marta, przyjaciółka Anny, popełniła samobójstwo. To wersja policji, lecz dziennikarski nos Ani podpowiadał jej zupełnie co innego. Anna jako najbliższa osoba zmarłej musi zająć się jej rzeczami i mieszkaniem. W mieszkanku Marty coś ją niepokoi, dziennikarka dochodzi do wniosku, że coś jest nie tak. Uważnie wszystko obserwuje i notuje. Zaczęła dziennikarskie śledztwo. To było jedyne miejsce, jakie znał, gdzie pogańskie plemiona składały swoje ofiary, jest to więc miejsce przez krew tamtych ofiar w pełni uświęcone. (s. 114) W międzyczasie anonimowy rozmówca poinformował dziennikarkę, że na Wygonie za Zełwągami na kamieniu znaleziono zabite i spalone zwierzę oraz ślady krwi. Oprawca nie miał litości dla zwierzęcia, więc Ania jedzie to sprawdzić. Okazuje się, iż na kamieniu ofiarnym leżą szczątki sarny, a w śniegu karteczka z dziwnym tekstem. Dziennikarka doskonale wie, że policja zlekceważy to zgłoszenie, dlatego sama postanawia się dowiedzieć prawdy. W dodatku ma przeczucie, że śmierć przyjaciółki i ofiary ze zwierząt coś łączy, a przy okazji powstanie ciekawy artykuły. Jeśli tego nie przeżyjesz, to dobrze o tym nie napiszesz. My, dziennikarze, jesteśmy naprawdę jak hieny. Bazujemy na tym, co najbardziej dotyka ludzi, by opisywać to w sposób rzetelny i prawdziwy. (s. 67) Ale to nie wszystkie sprawy, którymi w tym momencie zajmuje się dziennikarka. Jej kolejny temat to sprawa mrągowskich bezdomnych i zorganizowanie im pomocy. O pomoc w odnalezieniu rodziny prosi ją czarnoskóry Amerykanin Bernard Mulunda Mayingo Bajohr. Rozmowa z obcokrajowcem prowadzi dziennikarkę do Zełwąg i do odtworzenia historii wsi, gdyż wszystkie tropy prowadzą do Zełwąg, zaś dociekliwość dziennikarska do... różnych wydarzeń, ale o tym dowiecie się z kart powieści. Anielski patrol wkracza do akcji. Czas rozpocząć misję. (s. 81) Katarzyna Enerlich też ma misję. W powieści ,,Wiatr od jezior" autorka porusza bardzo wiele istotnych tematów. Ważne jest, w co wierzyli mieszkańcy mazurskich ziem, ponieważ musieli wierzyć w jakieś bóstwa, w jakiegoś Boga, szczególnie w trudnych czasach. W Zełwągach i okolicy zaczyna się wiara od bóstw pogańskich, przez religię Żydów, Mormonów do chrześcijaństwa. Bo na ziemiach mazurskich zawsze był tygiel religijno-narodowościowy. Mormoni to dobrzy ludzie. (s. 107) Drugi ważny temat w powieści to wątek społeczny, ważny niezależnie od czasu wydarzeń. Mieszkańcy Zełwąg tworzyli zżytą społeczność, pomagali sobie w trudnych sytuacjach. Także mieszkańcy Mrągowa tworzą taką społeczność i nie pozostają obojętni na los bezdomnych. Ludzie reagują na zło i okrucieństwo, chcą pomóc złapać mordercę zwierząt. To obraz życia mieszkańców pod koniec lat 90. XX wieku. Czytelnik ma okazję przyjrzeć się im, obserwować ich relacje i zachowania oraz emocje, poznać ich myśli i skrywane sekrety, być z nimi w chwilach dobrych i złych, szczególnie Annie Sołowieckiej, która znów chętnie związałaby się z policjantem Jackiem. Przechadza się ulicami Mrągowa, zagląda do mrągowskiego szpitala i Domu Dziecka, do siedziby lokalnego tygodnika i do lokum bezdomnych. Poznaje pracę dziennikarską niemalże od podszewki, towarzyszy dziennikarzom w trakcie pracy (autorka była dziennikarką przez krótki czas), a przy okazji poznaje historię i okolice oraz zostaje wplątany w dwie kryminalne sprawy - śmierć młodej bibliotekarki oraz składanie ofiar ze zwierząt na kamieniach w okolicach Mrągowa. Dobro na świecie istnieje i ma różne oblicza. (s. 236) Tę prawdę w swej książce Katarzyna Enerlich udowadnia wielokrotnie, tak przy okazji. Jednak przede wszystkim czuć miłość autorki do ziemi mazurskiej, do mrągowskiej ziemi. Pani Kasia mieszka koło Mrągowa, czerpie z bogactwa tej ziemi pełnymi garściami, więc dokładnie wie, o czym pisze. Literackim językiem opisuje barwną historię ziemi mazurskiej, jej piękno i mieszkańców. Bazując na faktach, cytatach z ,,Biblii", pamiętnika Ezry Bensona, obrazach życia pod koniec lat 90. XX wieku oraz swej bujnej wyobraźni wykreowała taki świat przedstawiony, w którym pozacierane zostały wszelkie granice. Kompozycja tej powieści jest podobna do poprzedniej książki autorki. Tu także przeszłość miesza się z teraźniejszością, co wyraźnie zaznaczają tytuły rozdziałów. Fakty z przeszłości splatają się ze współczesnymi i razem tworzą barwną mozaikę ziemi mazurskiej i jej mieszkańców. Samo południe, a ona tu stoi i patrzy, jak błękit nieba oplata kontur Ratusza, jak dęby piramidalne, rosnące na początku promenady prowadzącej do jeziora Czos, wcinają się wysoko w ten błękit. (s. 279) A na koniec trochę prywaty, w końcu mieszkam w sąsiednim powiecie, znam Mrągowo i znam autorkę... Wraz z narratorem spacerowałam po Mrągowie, przyglądając się znanym mi miejscom. Miasto jak żywe! Przypomniałam sobie podróż pociągiem z Mrągowa do Olsztyna (jednym z ostatnich) w tamtym czasie, który w powieści jest czasem fabularnym. Wspomniany chleb smażony w jajku to smak mego dzieciństwa, ale i jako dorosła osoba czasami jeszcze sobie go robię i zajadam ze smakiem. O zimach na Mazurach autorka napisała samiuśką prawdę, co mogę potwierdzić własnymi doświadczeniami. I nie dziwota, że w powieści pada sformułowanie ,,polska Syberia". Ważnym bohaterem dla mnie była wspomniana Maria Dönhoff, hrabina pochodząca z Prus, której rodzina w sąsiedniej wsi miała pałac, a ona sama była ostatnią z rodu Dönhoffów. Więc się nie dziwcie, że dla mnie ta książka jest bardzo bliska i może bardziej subiektywnie ją odbieram niż inni czytelnicy, blogerzy. Wróćcie na jeziora, poczujcie wiatr we włosach, może coś się wydarzyć. Powieść polecam absolutnie i bez wyjątku wszystkim mieszkańcom Mazur oraz ludziom zakochanych w Mazurach i tym wszystkim, którzy jeszcze nie gościli w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich.
Link do opinii

Katarzyny Enerlich i jej powieści nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać czytelnikom, ponieważ ma ona w swoim literackim dorobku wiele publikacji. Jedną spośród całej gamy klimatycznych opowieści jest „Wiatr od jezior” opatrzony mocno tajemniczą okładką.

Akcja historii toczy się dwuwymiarowo, z jednej strony mamy rok 1922 – w jednej z mazurskich wiosek mieszkańcy przyjmują mormońską wiarę. Z drugiej strony natomiast znajdujemy się w roku 1998, gdzie dziennikarka lokalnej gazety Anna Sołowiecka natrafia na trop bardzo dziwnych, niemalże rytualnych podpaleń zwierząt dokonywanych na okolicznych leśnych głazach… Oprócz tego kobieta próbuje rozwikłać zagadkę śmierci swojej przyjaciółki z dzieciństwa, która wychowywała się w domu dziecka.

Autorka w sposób charakterystyczny dla swojego pisarskiego stylu po raz kolejny splotła ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Przybliżając czytelnikom zarówno mormońską wiarę i obyczaje, w których ówcześni ludzie wręcz się zatracają, jak również odsłaniając przed nami losy i różnorakie rozterki Anny, która stara się odkryć prawdę o odejściu Marty i rozwikłać zagadki z przeszłości, a żadne z tych wyzwań nie należy do łatwych, a do wyznaczonych celów nie wiodą proste ścieżki.

Całość opowieści, jak wspominałam już wcześniej, osadzona została na malowniczych Mazurach, gdzie natura żyje własnym rytmem tworząc niesamowite tło dla opisywanych wydarzeń. A echa przeszłości oraz jej tchnienie wciąż słyszalne i wyczuwalne są w całej ukazanej okolicy.

Na uwagę zasługują również bardzo wyraziści i różnorodni bohaterowie, pośród których wielu czytelników może odnaleźć jakąś cząstkę siebie. Ich perypetie są tak rozległe, a w niektórych przypadkach znajdują się oni w sytuacjach mocno skrajnych, że utożsamienie się z ich losem oraz emocjonalnymi i egzystencjalnymi niepokojami staje się w zasadzie nieuniknione.

Jeśli chcecie przyjrzeć się bliżej życiu i obyczajowości Mormonów, a także dowiedzieć się, do czego dotarła Anna Sołowiecka i jaka wiodła ku temu droga? To koniecznie przeczytajcie tę trzymającą w napięciu, pełną niedopowiedzeń historię zatopioną w krajobrazach małej mazurskiej wioski.

Tylko od Was samych zależy czy dacie się ponieść „Wiatrowi od jezior”.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
https://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2020/05/wiatr-od-jezior-zawsze-niesie-cos-nowego.html

Link do opinii

Opowieści Katarzyny Enerlich zabierają czytelników nad piękne mazurskie jeziora, do małych miasteczek lub na zapomnianą zupełnie prowincję, gdzie żyje się wolniej, oddycha głębiej i korzysta z darów nieskażonej przyrody. Mazury to region, gdzie mieszkają obok siebie ludzie różnych religii. Obok katolików i protestantów spotkać tu można starowierców lub chociażby mormonów. I właśnie mormońska społeczność z małej wsi Zełwągi nieopodal Mikołajek zainteresowała panią Katarzynę na tyle, że ich ciekawą historią podzieliła się ze swoimi czytelnikami. 
Powieść zatytułowana "Wiatr od jezior" przenosi nas w odległe już czasy początków XX wieku, kiedy to mormońska wspólnota coraz mocniej zapuszczała korzenie na mazurskiej ziemi. Z dużym zainteresowaniem śledziłam codzienność mieszkańców Zełwąg naznaczoną przez porywy i szelest wiatru wiejącego od pobliskiego jeziora, który na przednówku zwiastuje wiosnę, latem jest ukojeniem od upałów, ale najczęściej zapowiada nadchodzące niebezpieczeństwo i niesie zniszczenia. Lata 20-te i 30-te ubiegłego wieku ukazują historię niesamowitych ludzi, w których życiu bardzo ważną rolę odgrywała żywa wiara i silne przekonania co do określonych zasad i wartości. Dość liczne nawiązania do Księgi Mormona oraz cytaty z Biblii pozwalają wyrobić sobie swój własny obraz tamtych czasów. Krwawe ofiary ze zwierząt składane w przeznaczonych do tego miejscach wprowadzają element mistycyzmu i magi. Lata powojenne rzucają obraz na konsekwencje niektórych decyzji podjętych w przeszłości, a czasy nam współczesne spinają tę historię w intrygującą całość włączając do niej wątek kryminalny, który nie jest może najwyższych lotów, ale w stu procentach spełnia swoje zadanie. Dzięki niemu lektura tej opowieści dostarcza dodatkowego dreszczyka emocji.

Anna Sołowiecka - dziennikarka mrągowskiej gazety chcąc poznać prawdę o niespodziewanej śmierci swojej przyjaciółki z dzieciństwa trafia do Zełwąg, gdzie przeszłość i teraźniejszość łączą się ze sobą, przeplatają i pozwalają odsłonić wreszcie wszystkie karty tej momentami trudnej i nieoczywistej układanki. Czy bohaterce uda się odtworzyć ostatnie dni życia swojej przyjaciółki dowiecie się towarzysząc Annie w jej małym, prywatnym śledztwie.

Powieść wciągnęła mnie w wir wydarzeń i przyznaję, że spędziłam z nią bardzo miłe chwile. Uwielbiam poetycki styl pani Katarzyny, która na każdą kolejną opowieść przelewa swoją ogromną miłość do Mazur. Jest to bardzo dobry, wręcz idealny sposób aby zarażać tym uczuciem czytelników. Możecie mi wierzyć, że zawsze gdy kończę czytać powieść pani Katarzyny Enerlich, mam ochotę zaraz wsiąść w samochód i odwiedzić mazurskie wioski i miasteczka, delektować się pięknem tamtejszej przyrody i zobaczyć te wszystkie miejsca, gdzie mieszkali sympatyczni powieściowi bohaterowie.

Wnikliwa obserwacja rzeczywistości, sporo ciekawych faktów zaczerpniętych z historii mazurskiej ziemi oraz duża dbałość o szczegóły sprawiają, że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem. 

Z niecierpliwością czekam na kolejną niesamowitą mazurską opowieść z klimatem autorstwa pani Katarzyny Enerlich, bo jej niezwykłymi historiami mogę się prawdziwie delektować. Wam również polecam powieści autorki, gdyż zawsze znajdziecie w nich coś ciekawego i osobliwego. Naprawdę warto!

Link do opinii

Przeszłość i teraźniejszość jednej wioski, która niegdyś nazywała się Selbongen, a po zakończeniu II wojny światowej - Zewągły. Wioski, w której osiedlili się i prowadzili działalność ewangelizacyjną mormoni. Ich życie poznajemy z perspektywy żony jednego z założycieli tej gminy mormońskiej. Współczesne Zewągły i ich mieszkńców czytelnik poznaje wraz z trzydziestoletnią dziennikarką, która prowadzi dwa śledztwa. Pierwsze dotyczące śmierci dawnej przyjacółki, drugie - ofiar składanych ze zwierząt w pobliskich lasach.

Link do opinii
Avatar użytkownika - jolantasatko
jolantasatko
Przeczytane:2017-07-18, Ocena: 6, Przeczytałam, 2017,
Inne książki autora
Kwiat Diabelskiej Góry
Katarzyna Enerlich 0
Okładka ksiązki - Kwiat Diabelskiej Góry

Inga urodziła się w Pustnikach, ale wyjechała wraz z matką do Niemiec. Rodzinną ziemię stopniowo wymazywały z pamięci. Tajemniczy Michael z bretońskiej...

Prowincja pełna snów
Katarzyna Enerlich0
Okładka ksiązki - Prowincja pełna snów

"Prowincja pełna snów" opowiada o snach, z których nie chcemy się budzić, o czarach codzienności i uświadamianiu sobie, że szczęście to stan duszy. Bohaterka...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy