,,Zapomnij o całym świecie, zapomnij, że stoję za twoimi plecami. Daj się ponieść muzyce. Otwórz się na ten rytm..."
Julita, uczennica warszawskiego liceum, w niczym nie przypomina typowej nastolatki. Nie chodzi na imprezy ani na randki, nie spotyka się z przyjaciółmi. Żyje w cieniu wydarzenia z przeszłości, które nie pozwala jej zachowywać się tak jak klasowe koleżanki. Pewnego dnia otrzymuje propozycję, która może jej pomóc przełamać strach. Jedyne, co musi zrobić, to zatańczyć w konkursie kizomby.
Marcel jest tancerzem i instruktorem, który zaraża swoją pasją innych w szkole tańców latynoamerykańskich. Jego życie ulega całkowitej przemianie, kiedy dowiaduje się o chorobie matki. Światełkiem w tunelu okazuje się konkurs tańca, w którym mężczyzna postanawia wystartować. Wygraną chciałby przeznaczyć na pomoc matce.
Dwoje obcych sobie ludzi zaczyna łączyć jedno pragnienie, chociaż każde z nich postrzega zwycięstwo w zupełnie innym wymiarze. Wydaje się, że Julitę i Marcela dzieli przepaść, której nie można pokonać, a jednak...
W tańcu i miłości wszystko może się zdarzyć.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2017-04-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 392
Jeśli ktoś tworzy ośmiostronowy soczysty opis stosunku płciowego, z automatu spisuję jego twórczość na straty. Stereotyp o zakochujących się w sobie tancerzach chyba troszkę mi się przejadł. Wszystko było przesadnie podkolorowane, żeby przypadkiem jakakolwiek czytelniczka nie przestała się wzruszać. Gardzę tego typu rozwiązaniami w literaturze i nawet tragicznie zakończenie nie zmieni mojego stosunku do tejże pozycji.
Jest coś, co łączy wszystkie kobiety. Niezależnie od wieku, nastroju czy doświadczenia życiowego. Nie znam żadnej, która z ręką na sercu powiedziałaby, że nie lubi musicali. Dirty dancing, Step up… aż chce się wyjść na parkiet! A więc tanecznym krokiem zapraszam was na recenzję W rytmie passady!
Życie bywa popaprane. Czasem zupełnie nie z naszej winy, wszystko rozpada się jak domek z kart. Choroba matki spada na Marcela jak grom z jasnego nieba. Rak trzustki to wyrok, ale chłopak nie chce się z nim pogodzić. Jest przekonany, że gdyby tylko miał więcej pieniędzy… I wtedy nadarza się okazja. Konkurs tańca, formuła wydaje się prosta, profesjonalista ma zatańczyć w parze z amatorką. Tylko gdzie znaleźć odpowiednią osobę? Ten problem tylko pozornie rozwiązuje się szybko i bezboleśnie. Na kursie zumby kolega Marcela wypatruje idealną partnerkę dla tancerza. Dziewczyna czuje muzykę całym ciałem, ale to ciało skrywa też bardzo zamkniętą duszę oraz sekret, który może zniszczyć wszystkie plany. Czy Marcelowi uda się pokonać lęki Julity i wygrać konkurs? A może są takie zawody, w którym już na starcie nie ma szans? Dajcie porwać się muzyce miłości!
W rytmie passady to książka, po której nie tak łatwo pozbierać myśli. Ma w sobie wszystko, co uwielbiają czytelniczki. Sekret z przeszłości, miłość, namiętność, wybuchowe charaktery i przeszkody pozornie nie do pokonania. A do tego rewelacyjny klimat rodem z filmu o muzycznych konkursach. Każdy, kto oglądał Dirty dancing, już wie, o czym mówię. I nie chodzi mi tutaj o kopię schematów czy fabuły. Co to, to nie! Historia zawarta w tej powieści jest zupełnie inna. Łączy je jednak taniec i potraktowanie go jako istotnego elementu, który nie tylko uprzyjemnia akcję, ale ją też napędza i tworzy wiele interesujących sytuacji. Bo czy może być coś bardziej romantycznego, niż dwa ciała, połączone rytmem muzyki, splecione w jednym takcie, chociaż oddzielne, to tak bardzo zależne? W powietrzu aż iskrzy od napięcia i tylko krok dzieli nas od erotyku.
Bo chociaż okazji do scen łóżkowych jest całkiem sporo, nie zapomnijmy, że po piętach wciąż depcze nam demon zwany przeszłością. Chociaż Julita od samego początku jest pod wrażeniem Marcela, wciąż nie wyswobodziła się z własnego koszmaru. Czemu się tak zachowuje? Co ją spotkało? Ta niewiadoma trzyma czytelnika w uczuciu rozkosznego napięcia. Bo niby domyśla się, o co może chodzić, ale chce to „usłyszeć” z ust bohaterki. I kiedy dochodzi do tego momentu, okazuje się… że zupełnie nie miał racji. Autorka nie posługuje się wyświechtanymi rozwiązaniami, ale przekornie kręci fabułą niczym wytrawna tancerka biodrami.
Nieszablonowe są nie tylko zwroty akcji, ale też podejście do pewnych tematów. Gdy zorientowałam się, że jednym z motywów będzie rak trzustki, zaczęłam pluć sobie w brodę. Miałam już nie czytać nic na ten temat. Do niektórych wspomnień i uczuć nie chce się wracać. Całe szczęście oszczędzono mi traumatycznych przeżyć. Nie znaczy to, ze autorka słodzi temat czy traktuje go po macoszemu. Powstrzymała się jednak od modnego ostatnio rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze czy analizowaniu wszystkich okropności związanych z nowotworem. I jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Wzruszył mnie ten wątek, w moich oczach pojawiły się łzy, ale całe szczęście nie rozpadłam się na kawałki.
Przynajmniej nie z tego powodu. Zakończenie książki to niemałe wyzwanie dla czytelnika. Ja poczułam się zaskoczona, zmieszana, zachwycona i przejęta jednocześnie. Zupełnie nie tego się spodziewałam i sama nie wiem, jak określić to zdziwienie. Na pewno zakończenie zrobiło na mnie duże wrażenie i sprawiło, że książka na długo zostanie w mojej pamięci.
W rytmie passady to historia wyjątkowa. Pełna zwrotów akcji, magii miłości i niezwykle silnych emocji. To opowieść, która was w sobie rozkocha i porwie w nieznane. Gwarantuję, że nie będziecie się mogli od niej oderwać do ostatniej strony. A nawet dłużej! Historie takie jak ta zostają z czytelnikiem na zawsze.
"Emilia spodziewa się dziecka, ale nawet ono nie jest w stanie wypełnić pustki po ukochanym mężczyźnie. Zaczyna chwytać się irracjonalnej nadziei, że Matt...
Każde pokruszone serce można posklejać Milion dolarów za śmierć: czy to dobra cena? Znany na całym świecie frontman zespołu MacRock - Tyler Lewis - oferuje...
Przeczytane:2017-06-21, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki - 2017, Mam,