W rytmie passady

Ocena: 5.09 (11 głosów)

,,Zapomnij o całym świecie, zapomnij, że stoję za twoimi plecami. Daj się ponieść muzyce. Otwórz się na ten rytm..."

Julita, uczennica warszawskiego liceum, w niczym nie przypomina typowej nastolatki. Nie chodzi na imprezy ani na randki, nie spotyka się z przyjaciółmi. Żyje w cieniu wydarzenia z przeszłości, które nie pozwala jej zachowywać się tak jak klasowe koleżanki. Pewnego dnia otrzymuje propozycję, która może jej pomóc przełamać strach. Jedyne, co musi zrobić, to zatańczyć w konkursie kizomby.

Marcel jest tancerzem i instruktorem, który zaraża swoją pasją innych w szkole tańców latynoamerykańskich. Jego życie ulega całkowitej przemianie, kiedy dowiaduje się o chorobie matki. Światełkiem w tunelu okazuje się konkurs tańca, w którym mężczyzna postanawia wystartować. Wygraną chciałby przeznaczyć na pomoc matce.

Dwoje obcych sobie ludzi zaczyna łączyć jedno pragnienie, chociaż każde z nich postrzega zwycięstwo w zupełnie innym wymiarze. Wydaje się, że Julitę i Marcela dzieli przepaść, której nie można pokonać, a jednak...

W tańcu i miłości wszystko może się zdarzyć.

Informacje dodatkowe o W rytmie passady:

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2017-04-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 9788365676993
Liczba stron: 392

więcej

Kup książkę W rytmie passady

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

W rytmie passady - opinie o książce

Avatar użytkownika - izabela81
izabela81
Przeczytane:2017-06-21, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki - 2017, Mam,
Poznajcie Julitę, uczennicę warszawskiego liceum. Dziewczyna nie jest typową nastolatką. Nie spotkacie jej na imprezie, nie ujrzycie na randce z chłopakiem, ani w towarzystwie przyjaciół. Jest zagubiona, nikomu nie ufa, a jej zachowanie związane jest z wydarzeniami z przeszłości. Jednak pewnego dnia otrzymuje propozycję, która może odmienić jej życie. Musi jedynie (a może aż) zatańczyć w konkursie kizomby. Z kolei Marcel to przystojny, pewny siebie tancerz i instruktor. Gdy dowiaduje się o chorobie matki, postanawia również wystartować w konkursie tańca, by ewentualną wygraną przeznaczyć na pomoc rodzicielce. Julitę i Marcela dzieli przepaść, która wydaje się nie do pokonania. Ale czy aby na pewno? Zanim dowiedziałam się o tej książce, nie wiedziałam o istnieniu tańca, jakim jest kizomba. I właściwie co to ta tytułowa passada? Mocno mnie to zaintrygowało i po prostu musiałam poznać tę powieść. "(...) czasami szczęście można znaleźć na wyciągnięcie ręki. Szczęścia nie mierzy się miarą centymetrów, pieniędzy i wieku. Szczęście mierzy się ilością uśmiechów i rytmem bicia naszych serc, przypominającym tempo tańczenia passady." Najbardziej ucieszył mnie fakt, że mogłam śledzić całą akcję z perspektywy obojga bohaterów. To pozwoliło mi na bliższe poznanie ich myśli, uczuć i emocji. A wierzcie mi, ich spojrzenie na wiele wydarzeń jest zgoła odmienne, przez co jest bardzo interesująco. Zostali dopracowani w najdrobniejszym szczególe. Przyjemne było obserwowanie tego, jak ciekawą przechodzą metamorfozę, to jak siebie nawzajem poznają i jak rodzi się między nimi uczucie. Czytając niejednokrotnie zastanawiałam się, czy tacy mężczyźni jak Marcel istnieją w realu? Chłopak miał do Julii i jej, mogłoby się wydawać irytującego zachowania, nieograniczone pokłady cierpliwości. No ideał po prostu. Choć jeśli wziąć pod uwagę to, co przeszła ta dziewczyna, nikogo nie powinno dziwić jej zachowanie i lęki wobec innych ludzi. "Miłość jest niedorzeczna i przez to niepowtarzalna." Scena miłosna, jaka się pojawia, jest pięknie przedstawiona. Bez zbędnej wulgarności, z uczuciem. Kolejnym wątkiem, który zasługuje, aby o nim wspomnieć jest choroba matki Marcela. Ujęła mnie więź pomiędzy tą dwójką. Chłopak rezygnuje ze swoich marzeń, aby pomoc kobiecie. Bardzo kibicowałam mu w jego staraniach. "Bałem się śmierci matki, bałem się pustki, która po niej pozostanie. Obawiałem się, że będzie umierała cierpiąc katusze. Bałem się też bezcelowości swojego życia, bałem się miłości, która potrafiła zgnieść serce na miazgę." Zakończenie sprawiło zaś, że łzy płynęły po moich policzkach niepohamowanym strumieniem. Nie tego się spodziewałam, nie tak miało być... Moje serce zostało roztrzaskane na milion kawałków. Jeszcze długo będę musiała je sklejać. Być może do następnej powieści pani Ani, która pewnie ponownie je złamie. Muszę wspomnieć tu jeszcze o samym tańcu. Byłam szalenie ciekawa, w jaki sposób autorka go przedstawi. Czy poczuję ten rytm, klimat? Tę namiętność? Wyszło wspaniale, nawet lepiej niż się spodziewałam. A przecież nie tak wcale łatwo oddać to wszystko słowami, bez wizualizacji. Tę bliskość, naturalność i subtelny dotyk. A mimo to odniosłam wrażenie jakbym znajdowała się na sali i oddawała się temu zmysłowemu tańcowi. Książka zawiera mnóstwo barwnych, plastycznych opisów, co sprawia, że czyta się naprawdę z wielką przyjemnością. Rozgrywające się wydarzenia przedstawione są w realistyczny sposób. Anna Dąbrowska nie narzuca nam wszystkiego od razu, umiejętnie stopniuje napięcie. Dzięki temu kolejne kartki przewraca się z wielkim napięciem i zaciekawieniem. Już od pierwszych stron czułam się jakbym wkroczyła na parkiet i rozpoczęła swój własny taniec. Zostałam porwana przez bohaterów, poruszona do granic możliwości oraz zmuszona do refleksji i głębokich przemyśleń nad tym, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Ta historia zawiera ogromny ładunek emocji, pochłonęła mnie, zassała, i nawet teraz, już po skończeniu lektury trudno mi się otrząsnąć. Po prostu roztrzaskała mnie emocjonalnie! "Jest taki taniec, który nazywa się życiem. Nigdy nie wiesz, jak potoczy się twoja historia." "W rytmie passady" to wielowątkowa powieść pełna miłości, pasji, poświęcenia, niepewności jutra i odnajdywania samego siebie. To książka z gatunku New Adult, więc idealnie odnajdzie się w niej młodzież, która dopiero poznaje swoje uczucia, pierwsze miłości i towarzyszące jej emocje. Tę powieść przeżywa się całym sobą. Polecam gorąco!
Link do opinii
Przeczytałam książkę, postanowiwszy od razu usiąść i napisać moje odczucia. Ale siedzę już od dobrych kilkunastu minut i prawdę powiedziawszy nie wiem jak to wszystko ubrać w słowa. Autorka najpierw wznieciła ogień w moim sercu, po czym roztrzaskała go na milion malutkich kawałeczków, a ja nie jestem w stanie powiedzieć, czy szybko uda mi się je pozbierać w jedną całość. Książka od początku do samiutkiego końca przepełniona jest ogromem emocji, ale nie jakiś tam zwykłych emocji, tylko takich, którymi czytelnik po prostu żyje. Każdą najdrobniejszą cząstką siebie odczuwałam je, nie mogąc pozostać obojętną na losy bohaterów. Julita to nastolatka po przejściach. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się być zwykłą dziewczyną, to wcale taką nie jest. Odczuwa strach przed mężczyznami, wręcz od nich stroni, zresztą nie bez powodu. Pragnie uleczyć dawne rany, ale czy jej się to uda? Marcel jest nieziemsko przystojnym tancerzem i instruktorem tańców latynoamerykańskich. Ma swoje marzenia, ale śmiertelna choroba matki sprowadza go na ziemię. Postanawia wystartować w konkursie tańca, tylko czy jego partnerka będzie chciała współpracować? Obydwoje spotykają się na swojej drodze, a połączy ich taniec, bardzo zmysłowy taniec, wymagający całkowitego zaufania. Czy Julita zdoła przełamać swoje demony i znów stać się normalną, cieszącą się życiem nastolatką? Ludzie na świecie mają różne talenty, czasem ukryte o których nie wiedzą lub nie potrafią ich dostrzec. Nasza bohaterka ma niezwykłe poczucie rytmu w tańcu. Ach, czytając książkę, po prostu zazdrościłam jej tych wszystkich zgrabnych ruchów. Muzykę trzeba czuć sobą, poddać się jej i płynąć razem z nią. Wiele bym dała, by umieć tak tańczyć. Taniec latynoamerykański zawsze robił na mnie wielkie wrażenie. Czytając powieść, po prostu miałam przed sobą żywy obraz Julity i Marcela uczących się kziomby. W pełni wyobrażałam sobie ich ruchy, czułam ich wzajemne przyciąganie oraz niezwykłą seksualność. Anna Dąbrowska stworzyła niezwykłą powieść, od której czytelnik nie jest w stanie się oderwać. Wspaniałe, barwne postacie i wnikliwe spojrzenie w ich głębię, spowodowało, iż z zaciekawieniem śledziłam dalsze losy tej dwójki cudownych ludzi. Razem z nimi śmiałam się, ale i również wylałam potok (tak, dosłownie potok) łez. A co do zakończenia, powiem tylko tyle - droga autorko, czy tak się postępuje ze swoimi czytelnikami? Miłość nie zawsze jest łatwa. Miłość wymaga poświęceń, wspólnego zaangażowania, ale przede wszystkim wzajemnego zaufania. Tutaj jesteśmy świadkami rozkwitającej miłości, miłości, która nie była planowana. Obydwoje bohaterów jest po przejściach, obydwoje mierzy się z własnymi demonami. Ale tylko i wyłącznie od nich samych zależy, czy uda im się przejść przez to wszystko razem. Jesteśmy świadkami tego, iż w życiu nie zawsze wszystko układa się tak jakbyśmy chcieli, a los lubi płatać nam figle. Jedna nieprzemyślana decyzja, może odmienić bieg naszego dalszego życia. W rytmie passady to powieść o rodzącym się zaufaniu, determinacji i odnajdywaniu własnego szczęścia, pomimo burzy pojawiających się w naszym życiu. To również książka o cudownej pasji do tańca. Gwarantuję Wam, iż odbędziecie niezwykłą podróż rollercoasterem, której z całą pewnością nie pożałujecie.
Link do opinii
Avatar użytkownika - whitekalmen
whitekalmen
Przeczytane:2017-06-20, Ocena: 5, Przeczytałem,
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com Anna Dąbrowska to polska pisarka, której dzieła planowałam poznać już jakiś czas temu, jednak jak zawsze moje plany spaliło na panewce. Jednak szczęście się do mnie wreszcie uśmiechnęło i pocztą przybyła do mnie piękna, świeżutka i zachwycająca "passada". Powiem tak, zakochałam się od samego patrzenia na okładkę. Jest piękna, przemyślana i naprawdę warta uwagi. Już po zobaczeniu jej na własne oczy wiedziałam, że będzie to niezapomniana książka i się nie pomyliłam! "Miłość jest niedorzeczna i przez to niepowtarzalna." "W rytmie passady" to powieść która została napisana z dwóch różnych perspektyw. Z jednej strony pewny siebie Marcel, a z drugiej zagubiona i niepewna Julita. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, i która bardzo przypadła mi do gustu to fakt, że historia przedstawia momenty życia z dwóch różnych perspektyw. Każda z nich jest inna, każdej towarzyszą inne uczucia i przemyślenia. Dwie osoby patrzą na to samo, a czują i widzą zupełnie inne rzeczy! Bardzo mi się spodobało to, że autorka w swojej powieści przedstawiła to w tak naturalny i realistyczny sposób. W ten sposób również zostało przedstawione uczucie rodzące się miedzy naszymi bohaterami, którzy na pierwszy rzut oka wydają się całkiem inni, jednak podczas czytania poznajemy ich wnętrze, które mimo zewnętrznych różnic, są dwoma połówkami serca, które połączone razem obdarowują nas wspaniałą, emocjonującą historią dla każdego czytelnika, nie zważając na wiek. "Czułam zapach ciała Marcela, które pachniało mydłem kwiatowym, a ciepło skóry już nie parzyło. Przestało sprawiać ból. Możliwe, że tylko na chwilę. Możliwe, że przy kolejnym dotknięciu jego dłoni znowu poczuję, jakby oblewał mnie żrący kwas, ale… Warto cierpieć cały dzień dla takiej chwili jak ta, w której się znalazłam." Nikt nie jest idealny, a jeżeli jest to, kłaniam się tej osobie do stóp. I w tej powieści, ku mojej niezmiernej radości, bohaterowie nie są ideałami stąpającymi po kuli ziemskiej. Julita to osiemnastolatka, która skrzywdzona przez życie boi się ludzi i wszystkiego co ją otacza. Marcel za to jest przystojnym, pełnym pasji do tańca, młodym mężczyzną. Mimo, że bohaterowie nie są idealni to i tak ich zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Sama Julita, na początku tak irytowała mnie swoim zachowaniem, że myślałam, iż mnie jasny piorun trafi. Marcel z kolei wydawał mi się mnichem (wiem że to dziwne), jednak on pod chodził do Julity z takim spokojem i tyle razy, że dla mnie to lekka przesada. Normalnemu człowiekowi, już w połowie puściły by nerwy. A mnie puściły one na samym starcie. Później dopiero odkrywamy dlaczego nasza bohaterka zachowywała się tak nienormalnie i dziwnie. To sprawiło, przynajmniej w moim przypadku, że zaczęłam rozumieć naszą Julitę. Mimo tej irytacji, którą musiałam przeżyć na samym starcie, czym dalej szłam, tym bardziej byłam zadowolona z całokształtu powieści. "Coś w niej było, tylko jeszcze nie wiedziałem co takiego. Była niedostępna, zadziorna, seksowna i piękna. Zwłaszcza, kiedy jej blond włosy opadały miękko na policzek, a ona nieświadoma swojej atrakcyjności uciekała wzrokiem poza zasięg męskiego spojrzenia. Wbijała go w deski podłogi, sądząc, że nikt nie zauważył jej zmieszania. Czar pryskał, kiedy do jej oczu napływały łzy, dłonie oblepiała lepka i chłodna warstwa potu (…)." Kolejną rzeczą, na którą zwróciłam dosyć dużą uwagę, to brak wątków pobocznych. Nie było ich prawie wcale, jednak nie zniszczyło to powieści, bo w tym wypadku mogłam całą sobą skupić się na historii naszych zwariowanych bohaterów. Mimo tego, że postaci na początku mnie irytowali, to i tak zapałałam do nich sympatią. Robili postępy w życiu, odkrywali swoje talenty, stawiali stabilne kroki i zaczynali naprawdę "dorastać". Pokazywali, że dadzą radę, że mimo przeciwności losu i kłód rzucanych pod nogi pokonają wszystko i pozostaną razem. To właśnie ten zapał do zmiany, który oboje wykazali, przekonał mnie do całej powieści. To on zmienił moje zdanie na temat całokształtu. Wszystko jest świetnie wymyślone i dopracowane, nic po zakończeniu powieści nie stawia nas w martwym punkcie. Pomimo tych kilku wad, powieść jest godna uwagi czytelnika, ponieważ potrafi wywołać emocje, bohaterowie mają głębię i swoje osobiste, przyciągające cechy charakteru, a najbardziej widoczną jest irytacja ;). Szczerze przyznam, że zapałałam uwielbieniem do "passaday" i jej bohaterów. "Spoczęłam w próżni, utknęłam w niej, bo tak było wygodniej i łatwiej. A gdy przychodziła pomocna dłoń, zaczynałam nienawidzić siebie za obecny stan życia, za to, że wciąż poddawałam się bez walki. Uciekałam daleko. Płakałam w samotności i marzyłam skrycie o innym życiu, ale nie potrafiłam czegoś zmienić w tymczasowym. Tkwiłam w błędnym kole. Dopiero teraz poczułam, że mój pokój nie miał drzwi, był klatką, a ja musiałam wyjść, by nie udusić się we własnych myślach, którym brakowało świeżości i tlenu."
Link do opinii
Avatar użytkownika - pokrecona
pokrecona
Przeczytane:2017-05-21, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, wyzwanie 2017r,
Jeżeli ktoś szuka książki, której dość długo nie będzie w stanie zapomnieć, i jednocześnie uwielbia dreszczyk emocji, to powinien zainteresować się tą pozycją! Jest MEGA!! To jest moje pierwsze spotkanie z tą autorką i muszę przyznać, że zaczęłam piorunująco :) Po pierwsze okładka! Magnetyczna, gorąca i dająca obietnicę uczty literackiej. Po drugie, treść! Powalająca, niepowtarzalna, po prostu niezwykła. W tej książce nie sposób się nie zakochać. Ja zatraciłam się w niej od pierwszych stron i trwałam w takim zawieszeniu do końca, a koniec? Ach... "W rytmie passady" to historia dwojga ludzi z problemami, którzy w jakiś sposób pomagają sobie. Jest ona bardzo mocno nasycona emocjami, cudownie oddanymi w narracji. Mamy przedstawiony świat oczami dwojga naszych bohaterów. Niby te same zdarzenia, ale perspektywy z innych stron opisane są rewelacyjnie. Wszystkie przygody naszych głównych bohaterów wnikają głęboko w myśli i serca czytelnika, przenikają na wskroś. Julita, na naszych oczach przemienia się, zapomina o męczących ją wspomnieniach. Robi olbrzymie postępy w swoim dotychczasowym zachowaniu i staje się pewniejszą siebie kobietą. Oboje natomiast uświadamiają sobie to, że szczęście jest chwilą, do której każdy człowiek ma prawo. Na każdego z nas, gdzieś za zakrętem losu czeka lepsze jutro.
Link do opinii
Avatar użytkownika - joannaz
joannaz
Przeczytane:2017-05-30, Ocena: 3, Przeczytałam, 72 książki w 2017, Mam,
W rytmie passady, Anny Dąbrowskiej wzbudziła poruszenie i falę pochlebnych recenzji w literackiej blogosferze. Czy jest się czym zachwycać? Po przeprowadzce do nowego miasta, osiemnastoletnia Julita walczy o przetrwanie w szarym, ponurym świecie, którego więźniem stała się po traumatycznych wydarzeniach sprzed kilku lat. Starając się odnaleźć w typowym nastoletnim świecie opartym na imprezach, randkach i planowaniu szalonej przyszłości, dziewczyna stara się przełamać strach, który paraliżuje jej życie. Pewnego dnia otrzymuje nietypową propozycję, która wydaje się niedorzeczna, jednakże mogłaby pomóc poradzić sobie ze strachem. Odpowiedzią na cierpienie, które rzuca cień na życie Julity jest jeden taniec. (Nie)radząc sobie z chorobą matki, która każdego dnia wyniszcza cząstkę jej kruchego ciała, Marcel stara się skupić swoje myśli na jedynej rzeczy, która sprawia mu radość - tańcu. Na co dzień, jako tancerz i instruktor, zaraża swoją pasją w szkole tańców latynoamerykańskich. Zrozpaczony bezradnością w kwestii pomocy umierającej matce, mężczyzna decyduje się na nieszablonowe rozwiązanie, które będzie wymagało od niego wysiłku, poświęcenia i... przekonacie się sami. Jeden taniec, dwoje obcych ludzi połączonych pragnieniem lepszego jutra. Dla jednego z nich zwycięstwem okaże się ucieczka w nowy, kolorowy świat. Dla drugiego, światełkiem w tunelu będzie możliwość skrócenia cierpień bliskiej osobie. W rytmie passady, jest książką napisaną typową polszczyzną, która niejednokrotnie powoduje ból głowy, dziwaczności językowych odstających od przyjętych norm, a do tego przewidywalną historią pełną sprzeczności i dziwaczności. Już od pierwszych stron czytelnik mierzy się z fanaberiami typu obce jednostki miary w polskich realiach, ,,wiosny" w ustach nastoletniej dziewczyny, czy bardzo niemęska narracja, w której znajdziemy perły typu ,,(...) jego usta delikatnie się rozchyliły, a nadzieja widoczna w źrenicach (...)". Proszę państwa! Czy jakikolwiek mężczyzna używa takich wyrażeń? Pomimo rażących nieścisłości i błędów, W rytmie passady, jest książką, która może porwać czytelnika i przenieść go w świat, w którym muzyka i taniec są odpowiedzią na wszystkie bóle i zmartwienia. Polecam? Zależy od gustu!
Link do opinii
Avatar użytkownika - AnnaRosinska
AnnaRosinska
Przeczytane:2017-05-11, Ocena: 6, Przeczytałam,
Kiedy autorka podzieliła się z nami, czytelnikami, zapowiedzią i okładką swojej najnowszej książki, byłam pewna jednego - muszę ją przeczytać. Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość, że właśnie dzięki autorce, Ani Dąbrowskiej i Wydawnictwu Zysk i S-ka będę miała możliwość zrecenzowania jej i podzielenia się z Wami moimi wrażeniami. Musicie wiedzieć, że kiedy wiem, że otrzymam egzemplarz do recenzji, przed lekturą nie czytam opinii innych. Chcę zaczynać swoją przygodę z daną historią z czystą kartą. Nie wyrabiać sobie zdania przed lekturą, nie mieć wygórowanych oczekiwań, na nic się nie nastawiać, nie mieć uprzedzeń. Tutaj troszkę odeszłam od reguły, zajrzałam. Delikatnie jak przez minimalnie uchylone okno. Wiedziałam tylko jedno. Część osób była poruszona. Wyczytałam to na grupie fanowskiej pisarki na Facebooku. Byłam ciekawa, czy ja też doznam takich uczuć, emocji... Powieść zaczyna się niewinnie. Zbyt niewinnie... To mnie zgubiło! Julita nie jest typową nastolatką. Stroni od ludzi. Nie chodzi na imprezy, randki. Ktoś kiedyś bardzo ją skrzywdził przez co stała się nieufna, a mężczyzn boi się jak ognia. Marcel to instruktor tańców latynoamerykańskich. Jego matka zmaga się z nieuleczalną chorobą. 28-letni tancerz chwyta się każdej nadziei. Jedną z nich jest konkurs tańca, w którym nagrodą są niemałe pieniądze. Może pomogły by one złagodzić ból umierającej matce? Tych dwoje już wkrótce połączą wspólne treningi. Jednak dla każdego z nich zwycięstwo będzie miało inny smak. I muszę powiedzieć, że mimo wielu pięknych słów już na samym początku, czegoś mi brakowało. Ta opowieść była niepełna. Tym brakującym puzzlem okazała się kizomba. Ja nie wiedziałam, jak ją się tańczy. Chwyciłam więc za telefon, uruchomiłam you tube i zanurzylam się w tym magicznym świecie passady, której melodia i emocje towarzyszyły mi przez resztę stron. Lekka lektura, prawda? Taka w stylu filmów typu "Step up" albo "Just dance", gdzie pierwsze skrzypce grają : muzyka, taniec, pasja i emocje. A potem już tylko miłość. Nie może być lepszego sposobu na spędzenie wieczoru przy książce. Jednak z każdą kolejną stroną zauważyłam, że tej opowieści bliżej do dramatu "Trzy metry nad niebem" Federico Moccia . Czułam, że wydarzy się coś złego. Bardzo złego. Na 191 stronie zaznaczyłam ostatni cytat : "Czasami szczęście można znaleźć na wyciągnięcie ręki. Szczęścia nie mierzy się miarą centymetrów, pieniędzy i wieku. Szczęście mierzy się ilością uśmiechów i rytmem bicia naszych serc, przypominającym tempo tańczenia passady". Myślicie, że dalej nie było niczego wartego zaznaczenia? Było. Nawet nie wiecie jak wiele. Ale dla mnie świat przestał istnieć. Byłam tylko ja, Julita, Marcel i kizomba. Porównania wyrzuciłam do kosza, bo były nie na miejscu. Wiedziałam, że to powieść, której nie można porównać z niczym innym. Pierwszy raz nie chciałam, aby nastąpił koniec. Z każdą kolejną stroną zbliżającą mnie do zakończenia coraz bardziej się go bałam. Cholernie się go bałam. Miałam nadzieję, że wszystko zakończy się happy endem, jak w tych wszystkich romantycznych historiach. Ale czułam, że zdarzy się coś złego, bardzo złego. Nie chciałam, żeby Julita cierpiała. Tak bardzo ją polubiłam. Przecież Marcel nie mógł jej skrzywdzić!!! Potem nie było już nic. Tylko cisza, samotna łza spływająca po moim policzku i serce, które rozpadło się na miliony małych cząstek. Dlaczego? DLACZEGO?! Dochodziła czwarta nad ranem. A ja ze słuchawkami w uszach słuchałam tych niesamowitych melodii i oglądałam taniec dusz. Wciąż i wciąż, i wciąż rozbrzmiewały dźwięki Curti ma mi - ASTY i Magico - Mika Mendes. Minęła piąta. Dzień budził się do życia. Poduszka przesiąkła łzami. Zasnęłam... Moje serce się zagoi. Może już dziś uda mi się je posklejać. Ale z nim jest jak z lustrem. Jeżeli się stłucze, obojętnie ile byś wysiłku nie włożył w odnalezienie wszystkich fragmentów, to jest niemożliwe. Już zawsze będzie czegoś brakować. Ta książka wyrwała kawałek mojego serca. Ale nie żałuję, bo wiem, że dzięki temu zawsze będę o niej pamiętać. Wiem, że Julita i Marcel nie znikną z momentem otworzenia kolejnej książki. Chciałabym napisać Wam jeszcze wiele pięknych słów, opis te emocje, uczucia, ale... nie potrafię. Ta historia tak bardzo mną wstrząsnęła, że po prostu nie dam rady. Musicie po nią sięgnąć i przekonać się sami. Jej nie da się opisać żadnymi słowami... A potem będziecie marzyć tylko o jednym By zatańczyć passadę... /Ania.
Link do opinii
Całość na moim blogu: http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/2017/05/43-w-rytmie-passady-anna-dabrowska.html#more Są takie chwile w życiu czytelnika, że gdy natrafia na okładkę książki, a następnie zapoznaje się z jej opisem to już wie, że po prostu musi poznać tę historię. Ja tak właśnie miałam z W rytmie passady - Anny Dąbrowskiej. Można powiedzieć, iż historia rozpoczyna się ,,z przytupem". Już na wstępie poznajemy Julitę Poll (główną bohaterkę) i jej szaloną przyjaciółko - kuzynkę Olę Zawadzką. Dziewczyny są przeciwieństwem. Julita jest nieśmiałą, skromną nastolatką i uczennicą warszawskiego liceum. Mieszka z mamą. Nie chodzi na imprezy, a tym bardziej na randki. Jest pośmiewiskiem wśród rówieśników. Zawsze trzyma się na uboczu. Czas wolny spędza wśród książek, kolorowanek, a od pewnego czasu też na sali treningowej, oczywiście za namową Olki. Już na początku lektury można wywnioskować, iż Julita dźwiga ciężki bagaż doświadczeń, a jej przeszłość nie należy do beztroskich. Demony przeszłość, nie dają o sobie tak łatwo zapomnieć. Brzemię, które nosi każdego dnia przypomina jej o strasznych wydarzeniach, które miały miejsce trzy lata temu. Co takiego wydarzyło się w życiu dziewczyny, iż wciąż odczuwa paniczny strach, ból, wstyd, a każdy dotyk i stresująca sytuacja powoduje, iż wstrząsają nią torsję? Prawdę zna tylko Ola, a mama Julity musiała zadowolić się zupełnie innym przebiegiem tych wydarzeń...Julita i Ola uczęszczają dwa razy w tygodniu na treningi tańca i fitnessu połączone z zumbą w starym magazynie. Kiedy pewnego dnia spóźnione wpadają na sale treningową, coś im nie pasuje. Zajęć nie prowadzi Karolina - ich stała trenerka, tylko tajemniczy przystojniak - Kuba. Chłopak gdy tylko zobaczył Julitę na sali, od razu swoją uwagę skierował właśnie na nią. Dziewczyna jednak nie ma ochoty być jego obiektem westchnień, a tym bardziej nie ma ochoty zawierać nowych znajomości. Aczkolwiek absolutnie nie zdaje sobie sprawy z tego, iż ta dociekliwa obserwacja przez nowego instruktora, spowoduje pojawienie się w jej życiu pewnego mężczyzny... Mianowicie Marcela Ruckiego - przystojnego, dwudziestoośmioletniego nauczyciela tańców latynoamerykańskich. Mężczyzna nie zawsze traktował swoje życie na poważnie, i nie zawsze podejmował słuszne i właściwe decyzje... Kiedyś w jego życiu liczyła się spontaniczność. Jednak kiedy dowiedział się, iż jego matka jest poważnie chora, zmienił się diametralnie. Można powiedzieć, iż wydoroślał. Tak bardzo chciałby aby jego mama wyzdrowiała. Aczkolwiek zdobycie pieniędzy na jej leczenie graniczy z cudem... Jednak Kuba wpada na całkiem dobry pomysł. Wymyślił jak może pomóc swojemu koledze w zdobyciu pieniędzy dla matki. Marcel musi tylko wystartować w konkursie tańca z amatorką. A amatorką ma być właśnie Julita. Czy Julita zgodzi się takie wyzwanie? Kizomba to intymna i bliska gra dwóch ciał... Czy dziewczyna będzie w stanie pokonać swoje lęki? Czy nauczy się tego tańca w trzy miesiące? Czy będzie potrafiła w końcu komuś zaufać znieść jego dotyk? I czy wyzna mu prawdę o swojej druzgocącej przeszłości? Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te i inne pytania, które już pewnie zrodziły się w Waszych głowach to koniecznie musicie przeczytać całą książkę! Fabuła może wydawać się Wam trochę banalna. Dziewczyna z bagażem doświadczeń poznaje chłopaka, mają razem zatańczyć i wygrać konkurs, aby matka chłopaka wyzdrowiała. Musze jednak przyznać, że w tej książce, nic nie jest banalne. Cała fabuła odchodzi od schematu. Nie ma przewidywalnych wątków. Nic nie jest takie, jakby wydawać się mogło. To co Autorka robi z czytelnikiem nie mieści się w głowie! Czytając W rytmie passady układałam sobie różne scenariusze, ale nic się nie sprawdziło. Wówczas tak bardzo się ucieszyłam. Anna Dąbrowska, mówiąc trochę kolokwialnie odwaliła kawał dobrej roboty! Ta książka, jest jeszcze lepsza od poprzedniej, a co to dopiero będzie dalej... Z każda kolejną stroną W rytmie passady byłam zaintrygowana, zaciekawiona. Tak bardzo chciałam ją przeczytać szybko, aby poznać zakończenie, ale były takie momenty, że po prostu musiałam odłożyć na chwilę książkę, aby zaczerpnąć tchu. Mówię Wam, taka lawina emocji, na wszystkich 392 stronach... Bardzo sobie cenię styl pisania Anny Dąbrowskiej. Autorka kapitalnie tworzy plastyczne opisy, a także z dużą swobodną buduje rzetelne dialogi. Anna posługuję się również pięknym i bogatym językiem. Rewelacyjnie stopniuje napięcie, a każdą stronę czyta się z niecierpliwością i nieostającym zaciekawieniem. Cieszę się, że Autorka ponownie postawiła na dwutorowy przebieg wydarzeń. Za pomocą takiego rozwiązania, bohaterowie odsłaniają przed czytelnikiem swoje głęboko skrywane myśli i uczucia, i stają się czytelnikowi bliżsi. Zdecydowanie jest to duży atut tej książki. Kolejnym plusem tej powieści, jest to, iż Autorka w sposób autentyczny opisała traumę Julity. Tak bardzo się ucieszyłam, jak pojawił się taki fragment. Z zapartym tchem śledziłam relacjonowana wydarzenia z przeszłości Julity. To co ją spotkało, wywołało w mnie ogromny ból, smutek i rozpacz. Autorka w bardzo wnikliwy sposób, przedstawiła ten fragment, nie bała się tego. Jestem niezmiernie usatysfakcjonowana. Zdecydowanie podnosi to wartość książki. Pewnie sobie myślicie sobie, iż wnikliwy opis druzgocącej przeszłość Julity to jedyny moment kiedy autorka mnie pozytywnie zaskoczyła, wywołała ciarki na moim ciele, muszę Was wyprowadzić z błędu! Gdzieś tam podświadomie zdawałam sobie jednak sprawę, iż zakończenie będzie jeszcze bardziej przygnębiające, ale to co przygotowała dla czytelników Anna Dąbrowska ,,po drodze" to... No po prostu brak mi słów! Coś niesamowitego. Wstrząs, szok, poruszenie i ogromne niedowierzanie... W książce nie ma przypadkowym wątków, a emocje z niej bijące są tak bardzo realistyczne. Autorka świetnie skonstruowała bohaterów, są rzeczywiści, barwni i wyraziści. Ponadto imponujący jest również intensywnie skonstruowany wątek miłosny, który nadaje powieści piękne barwy. Imponujący jest prolog, imponujący jest punkt kulminacyjny, imponujące jest zakończenie. Ogólnie rzecz ujmując - całość jest imponująca! Po skończonej lekturze długo jeszcze trzymałam książkę w swoich objęciach, jakbym naprawdę wierzyła w to, iż jej cały urok, czar i piękno po prostu we mnie wsiąknie i wtedy staniemy się jednością. Ta książka pozostanie w moim serce na długie, długie lata... Anna Dąbrowska tak mnie zaskoczyła, że po lekturze napisałam do niej i zakomunikowałam jej, że przy najbliższej okazji ją uduszę za to co ze mną zrobiła i za to co zrobiła z bohaterami. Epilog oczywiście powalił mnie na kolana, wywołał ciarki na moim ciele, i dał tyle do myślenia... Czy macie tak, że czasami po przeczytaniu jakiejś książki, siedzicie jeszcze kilka chwil wbici w fotel, czy w kanapę, krzesło nie poruszacie się i popadacie w zadumę, nostalgię? Brakuje Wam jakichkolwiek słów i postanawiacie przeanalizować, to co przed chwilą zostało Wam opowiedziane? Nie potraficie przejść do porządku dziennego, nie wiecie co ze sobą zrobić, bo cały czas przeżywacie historie zawartą na stronach powieści, która wywołała w Was wachlarz uczuć, niepowtarzalnych emocji? Jak tak właśnie miałam z W rytmie passady. Historię Julity i Marcela po prostu przeżywa się całą sobą. Przepraszam wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w książce przeżywa się całym sobą... Te emocje, które wywołuje w czytelniku Autorka wpadają do naszego krwiobiegu i nie sposób się ich tak po prostu pozbyć. Lektura godna podziwu, a satysfakcja oczywiście gwarantowana (ale to już chyba pisałam prawda?) Książka rozdziera duszę, porusza do granic możliwości i niszczy emocjonalnie. Kocham tę historię całym moim sercem. Koniecznie musicie ją przeczytać, choćby się waliło i paliło.
Link do opinii
Avatar użytkownika - ejotek
ejotek
Przeczytane:2017-01-03, Ocena: 6, Przeczytałam, 100 książek 2017,
"W rytmie passady" to kolejny stopień, na który wspięła się Anna Dąbrowska na początku swojej pisarskiej kariery. Ta książka jest jeszcze lepsza niż poprzednia i mam nadzieję, że Ania utrzyma wysoki poziom. Jak sama wspomina na swoim profilu, najważniejsze są dla niej emocje. Doskonale widać to w powieści. Bieżąca fabuła nie jest rollercoasterem, toczy się w miarę leniwie, serwując nam kolejne lekcje tańca, reakcje Julity na bliskość czy wiadomości ostanie zdrowia matki Marcela. Z pozoru spokój, prawda? Jednak książka aż kipi od emocji! Byłam zaintrygowana, zainteresowana, zmartwiona, przepełniona nadzieją i oczekiwaniem. Trzymałam kciuki za relacje bohaterów, za ich wygraną, za zdrowie pani Ruckiej. Zaś każdy okruszek wiadomości dotyczących traumy Juli sprzed lat burzył moją krew. Nie mogłam doczekać się ujawnienia prawdy - a kiedy ją poznałam... zamarłam. Po policzkach potoczyły się łzy, serce znacząco przyspieszyło, ciśnienie wzrosło... Książkę musiałam na chwilę odłożyć, bowiem historia Julity mnie przerosła... Jej fragmenty są jakże podobne do pewnych wydarzeń z mojej własnej przeszłości... Nie spodziewałam się tego! Choć od początku miałam pewne przypuszczenia czego może dotyczyć lęk Juli... Wprawdzie nie do końca udało mi się odgadnąć co przygotowała autorka, ale to podobieństwo spowodowało, że historię tej dziewczyny przeżywałam podwójnie i wyjątkowo. Odebrałam ją strasznie osobiście i rozumiałam odczucia oraz zachowanie bohaterki... Sama bowiem musiałam wiele zmienić w życiu, bo przeszłość wciąż mnie prześladowała... Jednak jeśli myślicie, że przeszłość Julity to jedyny moment kiedy autorka mnie zaskoczyła i potrząsnęła moimi wyobrażeniami o losach bohaterów to się mylicie. Wiedziałam, że w finale raczej nie będzie sielankowo, ale to co zaserwowała Dąbrowska to... no nie mam słów! Szok i niedowierzanie. Nie tego się spodziewałam! [już to chyba pisałam prawda? No ale nie można użyć innych słów...taka jest po prostu prawda]. Tak zagrać na nosie czytelnika... Mimo, że od chwili gdy czytałam powieść (w styczniu) minęło już kilka miesięcy, to ta historia nadal we mnie żyje. Wciąż nie potrafię zapomnieć o przełamującej lody zmysłowości czy o okrutnej prawdzie skrywanej przez nastolatkę. Trudno jest opisać moje wrażenia, bowiem sądzę, że każdy odbierze książkę inaczej, w zależności od tego jak wyglądało jego życie i na ile wczuje się w problemy bohaterów. Jeśli chodzi o język, dialogi czy płynność wypowiedzi to chyba nie mam się do czego przyczepić, bowiem nie zwróciłam uwagi na nic, poza snutą opowieścią... W ogóle nie zwróciłam uwagi na nic poza nią. Fabuła zwyczajnie mnie wciągnęła. Ale to chyba najlepsza rekomendacja, prawda? :) Tylko to zakończenie... mimo, że to nie do końca mój ulubiony trend to przyznaję - inne zakończenie by tutaj nie pasowało. Ania Dąbrowska doskonale "namalowała" słowa w tej historii dwojga poturbowanych przez los ludzi. Zwróciła uwagę na kruchość życia, na bycie chorym czy skrzywdzonym i że powinniśmy mieć obok siebie kogoś bliskiego, kto wysłucha, poda chusteczkę, przytuli i zrozumie. Udowodniła jednocześnie, że zawsze mamy szansę, by małymi kroczkami powrócić do normalności, do radości wypełniającej nasze serca każdego dnia. Bo komuś trzeba zaufać, kogoś trzeba do siebie dopuścić, by pomógł nam wyjść ze skorupy. Bardzo emocjonalna i trafiająca do serca człowieka lektura. całość recenzji: http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2017/04/anna-dabrowska-w-rytmie-passady.html
Link do opinii

Jeśli ktoś tworzy ośmiostronowy soczysty opis stosunku płciowego, z automatu spisuję jego twórczość na straty. Stereotyp o zakochujących się w sobie tancerzach chyba troszkę mi się przejadł. Wszystko było przesadnie podkolorowane, żeby przypadkiem jakakolwiek czytelniczka nie przestała się wzruszać. Gardzę tego typu rozwiązaniami w literaturze i nawet tragicznie zakończenie nie zmieni mojego stosunku do tejże pozycji.

Link do opinii
Avatar użytkownika - NaWidelcu
NaWidelcu
Przeczytane:2017-04-30, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki na 2017,

Jest coś, co łączy wszystkie kobiety. Niezależnie od wieku, nastroju czy doświadczenia życiowego. Nie znam żadnej, która z ręką na sercu powiedziałaby, że nie lubi musicali. Dirty dancing, Step up… aż chce się wyjść na parkiet! A więc tanecznym krokiem zapraszam was na recenzję W rytmie passady!


Życie bywa popaprane. Czasem zupełnie nie z naszej winy, wszystko rozpada się jak domek z kart. Choroba matki spada na Marcela jak grom z jasnego nieba. Rak trzustki to wyrok, ale chłopak nie chce się z nim pogodzić. Jest przekonany, że gdyby tylko miał więcej pieniędzy… I wtedy nadarza się okazja. Konkurs tańca, formuła wydaje się prosta, profesjonalista ma zatańczyć w parze z amatorką. Tylko gdzie znaleźć odpowiednią osobę? Ten problem tylko pozornie rozwiązuje się szybko i bezboleśnie. Na kursie zumby kolega Marcela wypatruje idealną partnerkę dla tancerza. Dziewczyna czuje muzykę całym ciałem, ale to ciało skrywa też bardzo zamkniętą duszę oraz sekret, który może zniszczyć wszystkie plany. Czy Marcelowi uda się pokonać lęki Julity i wygrać konkurs? A może są takie zawody, w którym już na starcie nie ma szans? Dajcie porwać się muzyce miłości!

W rytmie passady to książka, po której nie tak łatwo pozbierać myśli. Ma w sobie wszystko, co uwielbiają czytelniczki. Sekret z przeszłości, miłość, namiętność, wybuchowe charaktery i przeszkody pozornie nie do pokonania. A do tego rewelacyjny klimat rodem z filmu o muzycznych konkursach. Każdy, kto oglądał Dirty dancing, już wie, o czym mówię. I nie chodzi mi tutaj o kopię schematów czy fabuły. Co to, to nie! Historia zawarta w tej powieści jest zupełnie inna. Łączy je jednak taniec i potraktowanie go jako istotnego elementu, który nie tylko uprzyjemnia akcję, ale ją też napędza i tworzy wiele interesujących sytuacji. Bo czy może być coś bardziej romantycznego, niż dwa ciała, połączone rytmem muzyki, splecione w jednym takcie, chociaż oddzielne, to tak bardzo zależne? W powietrzu aż iskrzy od napięcia i tylko krok dzieli nas od erotyku.

Bo chociaż okazji do scen łóżkowych jest całkiem sporo, nie zapomnijmy, że po piętach wciąż depcze nam demon zwany przeszłością. Chociaż Julita od samego początku jest pod wrażeniem Marcela, wciąż nie wyswobodziła się z własnego koszmaru. Czemu się tak zachowuje? Co ją spotkało? Ta niewiadoma trzyma czytelnika w uczuciu rozkosznego napięcia. Bo niby domyśla się, o co może chodzić, ale chce to „usłyszeć” z ust bohaterki. I kiedy dochodzi do tego momentu, okazuje się… że zupełnie nie miał racji. Autorka nie posługuje się wyświechtanymi rozwiązaniami, ale przekornie kręci fabułą niczym wytrawna tancerka biodrami.

Nieszablonowe są nie tylko zwroty akcji, ale też podejście do pewnych tematów. Gdy zorientowałam się, że jednym z motywów będzie rak trzustki, zaczęłam pluć sobie w brodę. Miałam już nie czytać nic na ten temat. Do niektórych wspomnień i uczuć nie chce się wracać. Całe szczęście oszczędzono mi traumatycznych przeżyć. Nie znaczy to, ze autorka słodzi temat czy traktuje go po macoszemu. Powstrzymała się jednak od modnego ostatnio rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze czy analizowaniu wszystkich okropności związanych z nowotworem. I jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Wzruszył mnie ten wątek, w moich oczach pojawiły się łzy, ale całe szczęście nie rozpadłam się na kawałki.

Przynajmniej nie z tego powodu. Zakończenie książki to niemałe wyzwanie dla czytelnika. Ja poczułam się zaskoczona, zmieszana, zachwycona i przejęta jednocześnie. Zupełnie nie tego się spodziewałam i sama nie wiem, jak określić to zdziwienie. Na pewno zakończenie zrobiło na mnie duże wrażenie i sprawiło, że książka na długo zostanie w mojej pamięci.

W rytmie passady
to historia wyjątkowa. Pełna zwrotów akcji, magii miłości i niezwykle silnych emocji. To opowieść, która was w sobie rozkocha i porwie w nieznane. Gwarantuję, że nie będziecie się mogli od niej oderwać do ostatniej strony. A nawet dłużej! Historie takie jak ta zostają z czytelnikiem na zawsze.

Link do opinii
Inne książki autora
JEDNA miłość
Anna Dąbrowska0
Okładka ksiązki - JEDNA  miłość

"Emilia spodziewa się dziecka, ale nawet ono nie jest w stanie wypełnić pustki po ukochanym mężczyźnie. Zaczyna chwytać się irracjonalnej nadziei, że Matt...

Złote blizny
Anna Dąbrowska0
Okładka ksiązki - Złote blizny

Każde pokruszone serce można posklejać Milion dolarów za śmierć: czy to dobra cena? Znany na całym świecie frontman zespołu MacRock - Tyler Lewis - oferuje...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy